13
Siedziałam w fotelu zastanawiając się co ja robię, dla wymysłu mojego ojca wyszłam za mąż za mężczyznę, który zamordował mojego brata, a teraz czekam by zajść w ciążę by następnie pozbawić życia go i nasze nienarodzone dziecko. To jest okrutne otwarcie to przyznaje, nie mam pojęcia jak później będę z tym żyła, na pewno będzie trudno.
Nagle drzwi do mojego pokoju gwałtownie się otworzyły, a przez nie wszedł Louis, miał inny wyraz twarzy niż dotychczas.
- Teraz zaczniesz być traktowana jak od początku powinnaś - szybkiem krokiem do mnie podszedł. Boleśnie chwycił mnie za ramię i pociągnął tak, że byłam zmuszona wstać.
- Co ty robisz? - Spytałam wyraźnie zaskoczona jego zachowaniem.
- Ty naprawdę byłaś na tyle głupia by uwierzyć, że cieszy mnie ten cholerny ślub i będę cię traktował jak księżniczkę - jego ręką z wielkim impentem zderzyła się z moim policzkiem. Gdyby nie to, że moje ramię nadal znajdowało się w jego stalowym uścisku to najpewniej bym się przewróciła.
- Nie masz prawa! Jesteśmy sobie równi! - Wyraźnie podniosłam głos. Byłam Alexia Pirce i mnie się tak nie traktuje.
- Skoro tak to przeszkudź mi skarbie - zakomunikował z bardzo wyczuwalną ironią. Moje najgorsze przeczucia zaczęły się właśnie spełniać. Lecz nie mogłam sobie pozwolić na łzy, nie zamiarzałam dawać mu takiej satysfakcji.
Kopnęłam go w krocze i to na szczęście celnie, gwałtownie mnie puścił i złapał się za bolące miejsce. Wykorzystałam okazję i wybiegłam z pokoju, ale daleko się nie oddaliłam, bo nim się spojrzałam to on już trzymał moje ramię.
- Jesteś bardzo głupia Alexio - warknął i pociągnął mnie do mojej sypialni. Następnie popchnął mnie tak, że upadłam na na łóżko, chwilę później poczułam jak dobiera się do mojego rozporka i jednym sprawym ruchem pozbywa się moich spodenek wraz z majtakami.
- Nie masz prawa! - wykrzyknęłam ciągle wierzgając nogami. Za wszelką cenę nie mogłam pozwolić by mnie zgwałcił. Mogłam z nim spać z przymusu, ale nie zamierzała dać mu się gwałcić.
- Ależ mam śliczna, twój kochany tatuś sam mi cię oddał - moje wiercenie musiało go zirytować, bo chwycił moją głowę i uderzył nią w ścianę tak, że aż mi się w niej zakreciło. Nie straciłam jednak przytomność, byłam na to za silna.
- Nienawidzę cię - zakomunikowałam mu z jadem w głosie. Nareszcie mogłam ujawnić swoje prawdziwe uczucia wzgledem niego. A pozytywne to one nie były.
- Ja ciebie także i nawet nie masz pojęcia jak nie mogę się doczekać byś zaszła w ciążę i urodziła mi dziecko, wtedy będę mógł się ciebie pozbyć. Zabije cię w najgorszy możliwy sposób - ostanie zdanie szepnął mi do ucha tak, że aż zadrżałam.
Nie było już dla mnie ratunku.
NASTĘPNY WE WTOREK.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro