12
Pov Alexia
Nie tak wyobrażałam sobie mój ślub, wyobrażałam sobie, że będę miała suknie swoich marzeń, dom i ogród miały być pięknie przystrojone, a mój przyszły mąż miał być mężczyzną mojego życia. Z tego wszystkiego jedynie wystrój się zgadza. A ja zamiast być najszczęśliwszą kobietą na świecie czuje się jakby zamiast mojej uroczystości ślubnej miałby odbyć się mój pogrzeb.
Od rana fryzjerka, kosmetyczka i Ana ciągle nade mną latają i starają się bym wyglądała jak najlepiej się da. Nie miało to jednak żadnego sensu, bo moja twarz i tak zdradzała, że nie jestem szczęśliwa. Nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć.
- Alexio błagam rozchmurz się, bo twój narzeczony zauważy, że coś jest nie tak - zakomunikowała mi Ana jak już zostałyśmy same w moim pokoju. Ja siedziałam przed lustrem i podziwiałam swój wygląd. Makijaż był naprawdę nienaganny, fryzura także.
- On także jakoś specjalnie nie skacze z radości na ten idiotyczny ślub - oznajmiłam i wypiłam dwa łyki whisky, które znajdowała się naprzeciwko mnie.
- Nie słyszałaś, że nie wolno pić ani jeść w pobliżu lustra? To przynosi nieszczęście! - zawołała zdenerwowana Ana na mój gest. Mnie jednak to już nie przerażało.
- Całe moje życie to jedno wielkie nieszczęście. I wątpię czy coś gorszego jest jeszcze w stanie mnie spotkać - opróźniłam resztę zawartości szklanki i poszłam do łazienki w celu założenia tej przeklętej sukienki.
***
Całą to uroczystość można było nazwać jedną wielką farsą, gdy już miałam iść do ołtarza to mój brat szepnął mi do ucha jedynie ''bądź dzielna". Po drodze migneła mi także sylwetka Adriana. Starałam się nie spoglądać mu w oczy i iść dalej. Na twarz przybrałam także swój firmowy uśmiech, tak jakbym naprawdę cieszyła się z tego wydarzenia.
Przez całą uroczystość i wesele przybrałam kamienną twarz udawałam, że wszystko mnie bawi i cieszy. Louis sprawiał wrażenie jakby naprawdę był zadowolony. Widocznie był o wiele lepszym aktorem ode mnie.
- Nie mam pojęcia jak ciebie, ale mnie to zaczyna już porządnie nudzić. Dużo bardziej wolałbym gdybyśmy poszli do twoje pokoju - szepnął mi na ucho. Jego pomysł naprawdę mi się spodobał. Od wypitego alkoholu zaczynało już mi odrobinę szumieć w głowie. Jeszcze bym omyłkowo powiedziała coś co nie trzeba.
- Ja także. Wymyśl coś - zachęciłam go.
- Oczywiście kochanie, za chwilę spełnię twoją prośbę - musnął delikatnie moje usta swoimi wargami, następnie chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić.
- A co z naszym weselem?
- Są tak pochłonięci sobą, że nawet nie zauważą, że zniknęliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro