Rozdział XXVII.
Kilkukrotnie obeszła mieszkanie, jakby wierzyła, że Ranpo w akcie spowodowanej rozczarowaniem złośliwości postanowił się schować przed natrętną współlokatorką. Szybko musiała zaakceptować prawdziwość swojego pierwotnego spostrzeżenia – była sama z szopem. Powtarzała sobie, że nie powinna się tym aż tak przejmować, Edogawa był dorosłym mężczyzną, miał prawo wyjść na zakupy, czy zażyć świeżego powietrza. Zresztą dobrze by mu to zrobiło, na pewno lepiej, niż tkwienie w czterech ścianach, tonąć we wszystkich, najczarniejszych odczuciach.
Tylko czemu nic jej nie powiedział? Czemu cały dzień się nie odzywał?
Kilkukrotnie niemal potknęła się o Karla, ale nie od razu dostrzegła, że biegające za nią zwierzątko, wyglądało na wystraszone. Coś w widoku patrzącego na nią z dołu, drżącego stworzonka sprawiło, że poczuła w klatce piersiowej ucisk podobny, co krótko po wejściu do siedziby agencji.
***
- Dobra, wy wystarczycie – Powitały ją słowa padające z ust Dazai'a.
Nim zdążyła zapytać, co to miało oznaczać, mężczyzna przeszedł do innego pomieszczenia. Za nim powędrował Kunikida, Atsushi nim do nich dołączył, wzruszył ramionami i posłał kobiecie przepraszający uśmiech.
Nie zostało jej więc nic poza ciężkim westchnieniem i pójściem za współpracownikami. Od razu po tym jak zamknęła za sobą drzwi, zobaczyła w zabandażowanych dłoniach odpowiedzi na niezadane pytania. Kasetę, której treść mieli zaraz poznać.
Powinna czuć jakiś rodzaj ekscytacji – wizja odpowiedzi, zbliżenia się do rozwiązania tej nieszczęsnej sprawy.
Już śledztwo związane z morderstwem Poe było męczące. Myśl o tym, że nie pochylili się jeszcze nad rozbiciem sekty, sprawiała kobiecie niemal fizyczny ból.
Zostało jej tylko mieć nadzieję, że jej współpracownicy zrobili lub zrobią więcej, niż sądziła.
Nagranie ruszyło, a Dazai usiadł tuż obok Kunikidy. Siadając, mimowolnie przejechał kantem dłoni po jego udzie. Doczekał się jedynie ostrzegawczego spojrzenia przesłanego mu przez blondyna. Po tym skupili się na ekranie.
Pierwszym, co rzucało się w oczy, był fakt, jak mocno zniekształcone było nagranie. Detektywi nie mogli wiedzieć, czym zostało wykonane, ale łatwo było podejrzewać, by wykorzystany sprzęt był słabej jakości albo by coś dość mocno zakłócało jego działanie.
Pomimo tnących ekran zakłóceń dało się dostrzec pomieszczenie uwiecznione na nagraniu. Umeblowanie wskazywało na bar, który nie byli w stanie stwierdzić, czy wyglądał jakkolwiek znajomo.
Na jednym ze stołków barowych usiadł mężczyzna, w którym niemal od razu rozpoznać się dało zamordowanego pisarza. Wyglądał na zestresowanego, choć trudno było ocenić jego dokładną mimikę oraz mowę ciała.
- Coś cię martwi? – Rozległ się dobiegający zza kadru głos. Niesamowicie zniekształcony, ale Osamu był pewien, że ten należeć musiał do Daiza.
Ustawienie kamery i to gdzie patrzył Poe, nie wskazywały na to, by jego rozmówca trzymał kamerę. Wyglądało to raczej, jakby nagranie zostało wykadrowane w taki sposób, aby pokazywać tylko jednego z mężczyzn.
- Dziwisz mi się? – Głos Poe brzmiał dużo wyraźniej. Jakby jemu bliżej było do niedostrzegalnego na nagraniu mikrofonu lub głos Daiza został sztucznie zniekształcony w trakcie edycji.
- Przywykłem do tego, że stresuję ludzi, ale chyba lubię myśleć o tobie jako o kimś wyjątkowym. – Nawet pomimo zniekształceń, w tonie głosu słyszeć się dało, choć cień słodyczy. Jednak tak jadowitego rodzaju, by Yosano zrobiło się niedobrze.
Poe spróbował się zaśmiać. Odgłos, który wydobył się z jego gardła by tak sztuczny i wymuszony, że doszukiwać się w nim dało lęku.
- Uroczy – skomentował Daiz z przekąsem.
Yosano skrzywiła się mimowolnie, kątem oka dostrzegła, że wypowiedziane przez sekciarza słowo wywołało podobne reakcje wśród jej współpracowników. Cień zniesmaczenia zdawał się przemknąć również po twarzy Poe, obraz był jednak na tyle zniekształcony, że widzowie nie mogli być tego pewni.
Wiedziała, że dalsza część nagrania poświęcona była na niepokojący dialog, ale nie było jej dane wysłuchać go w całości. Stało się tak, ponieważ szybko została poproszona o wyjście z pomieszczenia.
Najpierw była potrzeba wyleczenia kogoś, później rozmowa z prezesem. Kiedy już dane jej było wrócić, nagranie dobiegało końca.
- Trzeba się dowiedzieć, kim jest ta trzecia osoba – powiedział Dazai, kiedy kobieta siadała.
W mówiącego mężczyznę niemal jednocześnie wbiły się trzy pary oczu.
- Jaka trzecia osoba? – Jako pierwszy odezwał się Kunikida.
Osamu powiódł po pozostałych wzrokiem. Na jego twarzy wypisane było coś między niedowierzaniem a rozczarowaniem.
- Na nagraniu, tam były trzy osoby. Co jest z wami?
Zamiast odpowiedzi, jego rozmówcy spojrzeli po sobie, chyba zastanawiając się, czy ten mógł żartować.
- Skąd taki pomysł? – Yosano czuła się jakby, zadanie tego pytania było pewnym poświęceniem. Poświęceniem, na które mogła sobie pozwolić, skoro przegapiła znaczną część nagrania.
Dazai westchnął ciężko i kucnął obok odtwarzania. Bez słowa zaczął cofać nagranie, przekrzywiając przy tym głowę. Przyśpieszony obraz zlał się w dziwną mozaikę zakłóceń.
Pozostali ledwo widzieli jakiekolwiek różnice między poszczególnymi kadrami. Pomimo tego Dazai okazał się wiedzieć, gdzie zatrzymać.
- Słuchajcie – powiedział, pogłaśniając jednocześnie. – Pomiędzy tym, co mówią oni słychać, jak ktoś szepcze.
Słuchacze już po krótkiej chwili nie byli w stanie zaprzeczyć. Odgłosy, które początkowo dało się wziąć za kolejne zakłócenia, dużo bardziej przypominały ściszony, ludzki głos.
Nim ktoś zdążył się odezwać, Dazai ponownie zaczął przewijać nagranie.
- Tutaj znowu. – Ledwo skończył mówić i ekran znów pocięła mozaika zakłóceń. – Tutaj słuchać śmiech.
Zdążył pokazać jeszcze kilka przykładów, nim ktoś zdecydował się mu przerwać.
- Dobra, na nagraniu są przynajmniej trzy osoby – odezwał się Kunikida. – Zgaduję, że jej nikt nie będzie w stanie poznać po głosie – Odpowiedziała mu jedynie cisza. – Dazai, czy jesteś w stanie pomyśleć o kimś, kto pasowałby do tej roli?
- Czemu miałbym być w stanie?
- Bo sam mówiłeś, że miałeś tam informatorów i to z tego co rozumiem od dawna. Więc naprawdę ciężko mi zrozumieć czemu nie przekazujesz nam praktycznie żadnych informacji na temat tego co udało ci się do tej pory dowiedzieć i skąd ich w ogóle wziąłeś. – W tonie jego głosu słyszalne były niesprecyzowane jeszcze oskarżenia.
W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza, jakby pozostałym ciężko było uwierzyć, w to, co usłyszeli.
***
Kilkukrotnie zaczynał czytanie i był zmuszony przerwać. Naprawdę było z nim tak źle, jak twierdzili?
Walczył z samym sobą, by nie dopuszczać do siebie wątpliwości. W końcu głęboko wierzył, że bez jego wkładu doprowadzenie spraw do końca miało nie być możliwe. Czemu patrzenie na nakreślone przez jego Poe słowa tak strasznie go przerażały?
Nawet nie wiedział, ile trwała walka z sobą, szybko jednak uznał, że zdecydowanie zbyt długo. Na szczęście, kiedy zaczął, ciężko było oderwać mu się od tekstu. Nieważne, że wtedy już tego chciał.
Nieważne, że to, co czytał, pchało go coraz bliżej ataku paniki. Nieważne jak przerażał przekaz czytanego tekstu.
***
Niewypowiedziane jeszcze zarzuty wypełniły atmosferę, jakąś niemal niespotykaną do tej pory w szeregach agencji wrogością.
Wszyscy milczeli, a Atsushi wodził po pozostałych wzrokiem. Yosano patrzyła w ścianę, unikając spojrzenia pozostałych. Wargi miała zaciśnięte, a oczy puste. Zastanawiała się nad słowami, które właśnie padły?
Kunikida wpatrywał się w Osamu ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i wyczekiwał odpowiedzi. Może wyjaśnień, może zaprzeczeń, może dowodu, że nie powinien wątpić w to, czy Dazai zasługiwał na zaufanie.
Czy kiedykolwiek powinien w to wątpić?
Dazai tylko kucał z palcami wciąż opartymi o przyciski odtwarzacza. Jego oczy były szeroko otwarte, a usta rozchylone lekko, jakby nagłe pytanie, czy raczej stwierdzenie Kunikidy przerwało coś, co ten zamierzał powiedzieć.
- Wracając... – Chrząknął, przenosząc wzrok na ekran. – Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, nie ukrywam, że przez zniekształcenia nie było to łatwe.
Dazai znów zaczął przewijać nagranie, a Atsushi ponownie powiódł wzrokiem po pozostałych.
Yosano wyglądała niemal identycznie, jak chwilę wcześniej, tym razem wpatrując się w Osamu. Kunikida pochylił lekko głowę, patrząc na pozostałych, z miną zdradzającą, że ciężko mu było uwierzyć, w to co usłyszał.
Dazai zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
- Słyszycie, jak nagle zmienia się maniera jego wypowiedzi? – zapytał, zmuszając ich do ponownego skupienia się na analizie nagrania.
Yosano bardziej, niż wskazywane przez detektywa szczegóły interesowały skrawki przegapionych wcześniej informacji, którymi była raczona. Nie mogła pozbyć się poczucia, że pozostali zapomnieli o rozciągniętej na znaczną część trwania nagrania nieobecności kobiety.
Powinna im o tym przypomnieć? A później poprosić o wtajemniczenie? Pewnie tak, chyba tylko półświadomie decydowała się tego nie robić.
Zamiast tego skupiała się na próbach przekucia prezentowanych skrawków informacji w brakujący kontekst. Uwieczniona rozmowa dotyczyła ustaleń – tyle szybko stało się jasne.
Przesłuchanie samozwańczego ducha/hologramu również przegapiła odciągnięta innymi obowiązkami. Z niego jednak mogła przeczytać raport i w ten zapoznać się z przynajmniej tymi najważniejszymi informacjami.
Skrawki rozmowy niczym puzzle składały się stopniowo w obraz coraz bardziej zbliżony do tego namalowanego w raporcie. Propozycje Daiza i zgody Poe. Książka, poświęcenie, nienawiść do artystów.
O czym oni do cholery mówili?
Daiz wspominał jakąś rzekomo wielką okazję, wymagającą od sekty szczególnego poświęcenia. To właśnie w tym poświęceniu sekciarz zdawał się dostrzegać okazję.
- W innych okolicznościach trudniej byłoby mi namówić ojca do realizacji takiego... projektu artystycznego. – W żarcie zdawało się być więcej jadu, niż rozbawienia. Może mężczyzna nie był nawet zdolny do odczuwania pozytywnych emocji?
- Czy większość poświęceń nie wymaga właśnie... no nie wiem... jakiegoś rodzaju artyzmu? – Słowa z trudem opuszczały gardło pisarza. Jakby ten nie chciał nawet myśleć o podjęciu tematu, a co dopiero rozwijaniu go.
- Jest, ale są jakieś tam śmieszne wytyczne – prychnął, niczym rozkapryszone dziecko. – W szczególności nie pozwalają na nic bardziej rozwleczonego w czasie. Nie wspominając nawet o fakcie, że nasz uroczy projekt jest nieco ryzykowny.
Z gardła Poe wyrwał się odgłos, którego przez słabą jakoś nagrania nie potrafili określić. Od razu po wydaniu go pisarz pochylił się i zasłonił usta w geście tak panicznym, jakby odgłos był jakimś fizycznym obiektem, który dało się jeszcze powstrzymać, przed wypadaniem.
Daiz zaśmiał się i widocznie miał zacząć mówić coś jeszcze, ale wtedy Osamu ponownie przewinął nagranie. Yosano ledwo słyszała jego dalsze tłumaczenia, jej umysł pogrążał się coraz bardziej w rozmyślaniach na temat zarówno treści nagrania, jak i czytanego wcześniej raportu.
Poe z ekranu znowu coś mówił, ale częściowo zagłuszyły go tłumaczenia detektywa.
- Tutaj to znowu słychać. Zupełnie zmienia tonację, brzmi jakby powtarzał wyuczoną regułkę. Nawet trochę zmienia pozycję, w jakiej siedzi.
- Pewnie wiedział, że jest nagrywany i chciał, żeby to było niemożliwe do przegapienia – zaczął Atsushi. – Tylko czemu tamta dwójka kompletnie na to nie reagowała? Chyba nie mogli tego przeoczyć.
- ...ale mogli ignorować – pociągnął temat Kunikida.
- Skoro nie wiemy, kim jest trzecia osoba z nagrania, nie możemy też znać jej motywów. Co do Daiza... - Osamu zamyślił się, podczas chwili milczenia pozostali przyglądali mu się, widocznie oczekując, choć częściowych odpowiedzi.
Doppo już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale powstrzymał się chwilę przed tym, jak Dazai zaczął mówić ponownie.
- Musiał to zauważyć, lubi udawać, że nie potrafi czytać emocji, ale by tego nie przeoczył. Mógł uznać to niewiele znaczący szczegół, albo że zauważenie tego, przez osoby, które obejrzą nagranie, będzie mu na rękę.
- W jaki sposób miałoby to działać? – wtrącił Atsushi.
- Może sądził, że coś nam tak pokaże? Udowodni? – Zamiast Osamu odezwał się Kunikida.
Po tym ponownie zapanowała chwila ciszy.
***
Czytał koleje rozdziały, próbując sobie wmawiać, że nie cierpiał. Każdy akapit, każde zdanie przypominające metafory otaczającej go rzeczywistości odczuwał, jako wbijane w ciało igły.
Tym razem było dużo gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Już nie tylko przez żałobę, wspomnienia, czy tę przeklętą bezsilność, kiedy dar odmawiał posłuszeństwa. Nakreślone na moknącym stopniowo od potu i łez papierze słowa stawały się tak bolesnym odzwierciedleniem obaw detektywa. Stanowiły wizję upadku, której nie wiedział, jak zapobiec.
Zbierane w powieści dowody coraz wyraźniej tworzyły obraz, w który policjant nie chciał... nie mógł wierzyć. Najpierw narkotyki znalezione zarówno we krwi zamordowanej kobiety, jak i mieszkaniu, w którym mieszkała przecież razem z Policjantem.
To nie znaczyło jeszcze wiele, ale doskonale wiedział, że nie działało na korzyść jego i ukochanej... pamiętał, co o niej sądzili. Musiał pamiętać, co o niej sądzili, by nie pozwolić, by ich mylne przekonania przysłoniły prawdę.
Później znaleźli świadka. Choć, może powiedzenie, że go znaleźli nie było najlepszym określeniem. Wtedy jeszcze tajemniczy nieznajomy w końcu sam się do nich zgłosił.
Słowa nie mogły opisać tego, jak początkowo cieszyło to Policjanta. A przynajmniej Ranpo nie znał, takich, jakie by tego dokonały. Niestety zmuszony został się przekonać, że ledwo poznana osóbka okazała się być dla niego i ukochanej przekleństwem, a nie wybawieniem. Jego zeznania malowały rzeczywistość, w jaką Policjant nie zamierzał wierzyć.
Miał być jej przyjacielem. Bliskim, zbyt bliskim by narzeczony kobiety mógł o nim wcześniej nie słyszeć. Miała wrócić do używek. Początkowo tylko tych przynajmniej półlegalnych. Tylko tych lekkich. Tylko żeby pomóc sobie w tworzeniu. Tylko żeby wymusić przypływy weny.
Nie miała problemów z weną. Policjant przecież zauważyłby, gdyby była pod wpływem jakichś substancji. Spędzali razem tyle czasu, niby miałby przeoczyć coś tak istotnego?
Później miała zacząć wdawać się w coraz gorsze towarzystwo. Świadek nawet nie wiedział czemu. Musiał zgadywać, czego szukała, zadając się z to narkomanami, to dilerami, a to przypuszczalnymi członkami gangów. Coraz to mocniejszych środków? Może źródła pieniędzy, których znikania coraz większych sum, jej narzeczony, by nie zauważył.
Według świadka szczegóły, których nie znał, nie miały znaczenia. Miały je za to efekty, które nieznajomy twierdził, że obserwował miesiącami.
Zaczęła się bać, tak panicznie bać. Nie chciała powiedzieć czego... kogo... Za to próbowała pożyczać pieniądze. Od wszystkich wspólnych znajomych. Coraz bardziej absurdalne sumy. Z czasem do tego stopnia, że niektórzy zaczęli traktować prośby jako nieśmieszne żarty.
O takich rewelacjach policjant również słyszał po raz pierwszy. Uważał je za kłamstwa na tyle oczywiste, że nie rozumiał, czemu inni, choć brali pod uwagę traktowanie ich, jako dowodów.
On przecież by wiedział o czymś takim. Jego ukochana miała miesiącami narkotyzować się, zapożyczać u przestępców i rozpaczliwie błagać o pieniądze praktycznie wszystkich, których znała? A jej partner, ktoś z kimś mieszkała pod jednym dachem, spała w jednym łóżku miał o tym nic nie wiedzieć?
Policjant widział jedno rozwiązanie – aresztować tego, którego uważać zaczynał za szaleńca i zmusić do mówienia. Nieważne, jak mieliby to zrobić, nieważne o co mieliby go oskarżyć.
Ważne, tylko by nie tracili czasu na zastanawianie się, czy kłamał, a skupili na ustalaniu, czemu to robił.
Tylko że kiedy to mówił, inni zdawali się na niego patrzeć, jakby to on był tym szalonym. Jakby to on mówił rzeczy nieznajdujące pokrycia w rzeczywistości.
Sytuacja Policjanta pogarszała się dodatkowo, kiedy pojawiać zaczęły się następne dowody... a przynajmniej on mówiąc o nich, brał je w cudzysłów. Więcej świadków, których uważał za kłamców. Nawet nagrania, które zdaniem Policjanta musiały zostać spreparowane.
Zdaniem jego partnera i chyba wszystkich innych – śledztwo posuwało się do przodu i to gwałtownie. Ale Policjant wiedział, że tak naprawdę stali w miejscu.
Wiedział, na czym powinni się skupić. Na obrazie – obrazie, którego udało się przecież znaleźć jeszcze kilka kawałków. Powinni się pochylić nad nimi, przebadać je. A nie słuchać podstawionych świadków i informatorów, których Policjant stopniowo coraz bardziej postrzegał, jako jakiegoś rodzaju fałszywych proroków.
Dlatego niemal poczuł ulgę, kiedy go zawieszono. Wysłano na przymusowy urlop, z którego przedwczesny powrót miał skutkować zwolnieniem. Nie martwił się nawet groźbami, że jeśli spróbuje się mieszać, zostanie przymknięty za utrudnianie pracy policji.
Zrozumiał, że chcąc pomóc ukochanej, nie mógł pozwolić, aby powstrzymywała go nieudolność innych. Nieważne, jak wygodne było podpieranie się, na tych, których nie torturowała żałoba – Policjant musiał działać sam.
***
Zdobycie nagrania z kamer nie było trudne. Ba, użycie sławy Zbrojnej Agencji Detektywistycznej otwierało wiele drzwi, które w innych okolicznościach pozostawały zamknięte.
Pomimo tego, czekanie na możliwość zobaczenia nagrania było dla Yosano niczym jakiś nowy, wyjątkowo okrutny rodzaj tortur. Patrząc na ekran mający zapewnić tyle odpowiedzi, zapominała o tym, że nie była w pomieszczeniu sama.
Jej serce zdawało się stanąć, kiedy na nagraniu przedstawiającym klatkę pojawiła się postać. Mężczyzny – szczupłego i wysokiego, którego twarz była pogrzebana w głębokim kapturze.
Postać coś niosła, coś, co początkowo wzięli za paczkę, by później poznać w tym dużą kopertę na dokument. Kopertę, która złożona została na wycieraczce, przed tym, jak nieznajomy zapukał do drzwi i cofnął o kilka kroków.
Nie czekali długo, nim Ranpo otworzył drzwi. Czego się spodziewali? Rozmowy? Konfrontacji? Szarpaniny? Nie dostali żadnej z tych rzeczy.
Edogawa jedynie rozglądał się zaskoczony, jakby nie widział mężczyzny stojącego tuż przed nim. Mężczyzny, który musiał zejść mu z drogi, by detektyw nie wpadł w niego, szukając wzrokiem tego, kto odpowiadać mógł za podrzucenie koperty.
Serce Yosano przyśpieszył boleśnie, kiedy Ranpo z nagrania zniknął w mieszkaniu. Po tym, jak zamknęły się drzwi, nieznajomy odwrócił się w stronę kamery i powoli zdjął kaptur.
Na ekranie ukazał się wykrzywiona uśmiechem twarz Daiza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro