Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI

Nie miało dla niego znaczenia, kto zacznie czytać. Do tego stopnia, że kiedy już zaczął słyszeć treść fragmentu, długą chwilę zajęło mu zarejestrowanie, do kogo należał przerywający ciszę głos.

Zadzwonił telefon.

Policjant początkowo zesztywniał, a później wbił wzrok w podświetlony ekran, leżącej na stoliku komórki. Jednak nie zdążył przeczytać, jak zapisana była dzwoniąca osoba.

Jego partner już po pierwszych nutach złapał telefon i pośpiesznym krokiem opuścił pomieszczenie. Policjant nie zdążył zrobić wiele, nim drugi mężczyzna zamknął się w sypialni.

Nie zamierzał się dobijać do zakluczonych drzwi, by nie przerywać rozmowy, która musiała dotyczyć czegoś ważnego. Jedynym co mu zostało, były próby podsłuchiwania. Niestety szybko przekonał się, że nie dawało mu to wiele.

Jego partner prawie się nie odzywał, a nieliczne słowa były na tyle zniekształcone, by ledwo dało się je rozróżniać.

Przez to poznał temat zakończonej już rozmowy, dopiero kiedy drugi mężczyzna wyszedł z pokoju i łaskawie się z nim podzielił, tym czego się dowiedział.

Telefon dotyczył wyniku sekcji zwłok Malarki.

Głos Yosano się załamał, po tym aż przestała czytać. Podniosła wzrok na słuchających jej towarzyszy — oni również wyglądali na spiętych.

Z całej siły starała się jeszcze nie myśleć, jeszcze nie analizować. A z drugiej strony — coś sprawiało, że niemal bała się czytać dalej. Czy naprawdę chciała wiedzieć, o ile bardziej przerażającego mogą się jeszcze okazać te wszystkie podobieństwa?

Zacisnęła na chwilę powieki, wzięła wdech i wróciła do czytania.

Już parę zdań później padła informacja, przez którą atmosfera w pomieszczeniu stała się jeszcze cięższa. Informacja dotycząca narkotyków w organizmie zamordowanej kobiety.

Leki... narkotyki...

Właśnie przekazanie nowych danych dotyczących fikcyjnej ofiary przeszło w wymianę zdań. Taką, która z każdą kolejną linijką stawała się coraz bardziej agresywna. Do tego stopnia, że rozmowa bardzo szybko stała się poważną kłótnią.

Informacje zawarte w opisanej awanturze stopniowo coraz bardziej wpływały na atmosferę w pomieszczeniu. Obecnym detektywom niemal zaczynało brakować powietrza. Jednak to nie było jedynym problemem.

Było to widać w zmianach mimiki i mowy ciała poszczególnych obecnych. Coś w czytanej powieści zaczynało pchać jej odbiorców w stronę kłótni.

Osoby, którymi otaczał się Policjant – w szczególności znajomi z pracy – bardzo nie lubili jego partnerki. Ten brak sympatii w żadnym wypadku nie brał się z błahych kwestii, jak niezgodność charakteru.

Malarka okazała się cieszyć złą sławą, ze względu na swoją przeszłość. Przeszłość ubarwioną takimi epizodami, jak uzależnienie od narkotyków i rzekome relacje ze znanymi przestępcami.

Fakt, że o bycie jej muzami podejrzewano alkohol i marihuanę, zdecydowanie nie wpływał pozytywnie na wizerunek kobiety. Niezależnie od starań, łatka kryminalistki i narkomanki zdawała się niemożliwa do usunięcia.

Ci najbliżsi, w tym partner policjanta, byli w stanie wykrzesać względem Malarki jakiś rodzaj sympatii. Sympatii, nigdy zaufania.

Co gorsze, im dłużej trwała kłótnia, tym bardziej jasne stawało się, jakie teorie rodziły się na temat śmierci ofiary. Na komisariacie wierzono, że kobieta sama ściągnęła na siebie śmierć.

Im dłużej czytali, tym bardziej fikcja zdawała się wpływać na rzeczywistość. Yosano nie przerywała, choć była niemal pewna, że w końcu dojdzie do wybuchu.

Nie tylko ona to czuła, takie same obawy miał Atsushi. Obawy przed wiszącą nad nimi kłótnią, które dość szybko wypchnęły go z mieszkania.

Po wyjściu na korytarz zamknął cicho drzwi i oparł się o nie plecami. Westchnął przy tym ciężko, miał ochotę usiąść na podłodze, ale ta zdawała się być na tyle brudna, że jakoś się powstrzymał.

Zamiast tego zaczął chodzić w kółko i starać się oczyścić umysł. Nie zamierzał zostać na korytarzu, przez resztę ich pobytu w tym miejscu. Musiał tylko trochę ochłonąć.

Z przemyśleń wyrwał go odgłos kroków. Na tyle bliski, że chłopaka lekko przeraziło to, na ile przemyślenia musiały go odciąć od rzeczywistości.

Nie chciał jeszcze wracać do mieszkania, w którym już niemal dochodziło do kłótni. Jednak ważniejsze dla niego było to, aby nie robić nic, co mogłoby wyglądać podejrzanie.

W pierwszym odruchu stanął twarzą do zamkniętych drzwi i zaczął przeszukiwać kieszenie, niby w poszukiwaniu kluczy. To było przecież normalne zachowanie... nieważne, że akurat ilością kieszeń, jego strój nie imponował.

Dopiero kiedy mijająca go osoba, znalazła się tuż za plecami chłopaka, coś do niego dotarło. Istniała szansa, że mogli się czegoś dowiedzieć od sąsiadów Poe.

Niemal od razu po tej myśli, coś do niego dotarło. Odgłos kroków i oddechu mijającego go mężczyzny gwałtownie się zmienił na widok chłopaka. Pod wpływem tego spostrzeżenia Atsushi dyskretnie zerknął przez ramię na nieznajomego.

Ten wyglądał, jakby starał się na niego nie patrzeć i zachowywać spokój. Jednak jego oczy zdradzały lęk, jeśli nie przerażenie. To spostrzeżenie zaintrygowały młodego detektywa jeszcze bardziej.

- Przepraszam – zaczął, odwracając się w stronę nieznajomego. Starał się przybrać możliwe najbardziej przyjazne ton głosu i wyraz twarzy.

Nie liczył na to, że ta próba odniesie zamierzony efekt. Ba w jakimś stopniu spodziewał się, że zagadany mężczyzna zacznie uciekać. Ku jego uldze – tak się nie stało.

Nieznajomy zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do chłopaka z szerokim, obrzydliwie wymuszonym uśmiechem.

- Tak? Mogę w czymś pomóc? – był cały spięty, ale chyba starał się brzmieć normalnie.

- Czy zna p...

- Przepraszam, niedawno się wprowadziłem – przerwał mu jeszcze, nim Atsushi zdążył sformułować pytanie.

- Ale może...

- Rzadko bywam w mieszkaniu.

Pseudo rozmowa trwała jeszcze krótką chwilę. Nakajima raczej szybko zaczął się domyślać, że taki stan rzeczy musiał być spowodowany czymś zupełnie innym, niż twierdził jego rozmówca. Bał się czegoś? Ktoś zastraszał mieszkańców?

Zdecydowanie sąsiad mógł stanowić źródło istotnych dla sprawy informacji. Właśnie dlatego Atsushi zaczął coś rozważać, coś ryzykownego coś, co obawiał się, że wyłącznie im zaszkodzi...

...ale czy naprawdę miał wybór?

- Rozumiem, że ma pan pewne obawy, ale – widoczna w oczach nieznajoma panika wzrosła. – zajmuję panu czas ze względu na prowadzone śledztwo – Nakajima nie spodziewał się, że właśnie ostatnie wypowiedziane przez niego słowo wywoła w oczach rozmówcy błysk nadziei.

- Jest pan policjantem?

- Detektywem – sprostował nieco niechętnie. Policjant może wzbudziłby większe zaufanie, ale byłoby to łatwe do wykrycia kłamstwo.

Na szczęście taka funkcja okazała się być wystarczająco przekonująca.

- Tylko cicho – rzucił niemal szeptem, po czym złapał chłopaka za rękę i zaczął ciągnąć go w górę schodów.

Atsushiego martwiła wizja oddalania się od „gabinetu", w którym dalej byli jego towarzysze. Jednak musiał spróbować zdobyć jakieś informacje.

Nie minęło długo nim, nieznajomy zamknął ich w jednym z mieszkań. Nakajimie chyba tylko cudem udało się zapamiętać numer zapisany na drzwiach.

Po przekręceniu zamka nieznajomy niemal panicznie zaczął wyglądać przez wizjer. Drżał, przykładając wskazujący palec do ust i zdawał się na coś czekać. Co do cholery działo się w tej okolicy?

Minęło dobre kilka minut, nim nieznajomy przeniósł wzrok na detektywa.

- Przepraszam, ale chyba nie muszę panu mówić, że jakiś czas temu przestało tu być bezpiecznie... śledztwo dotyczy tego mężczyzny spod 17, prawda?

- Znał go pan?

- To trochę bardziej skomplikowane... zapraszam do salonu.

Zdejmując buty, a później przechodząc do wskazanego pomieszczenia, Atsushi rozglądał się po mieszkaniu. Te zdawało się być niewiele, ale jednak nieco większe niż to Poe. W dodatku dużo bardziej przypominało przestrzeń, w której dało się funkcjonować.

- Pan pozwoli, że zacznę od początku... nie chciałbym o niczym zapomnieć – zaczął, po zajęciu miejsca na kanapie.

Nakajima starał się nie okazywać tego na ile zaskakiwało go to, jak chętny do współpracy był nieznajomy. Nie śmiał jednak na to narzekać. Zwłaszcza że jakimś cudem miał ze sobą notes i długopis.

- Faktycznie nie mieszkam tu długo, ale odziedziczyłem mieszkanie, bo babci, którą się zajmowałem przed śmiercią.

- Bardzo mi przykro – rzucił bardziej grzecznościowo, aby uniknąć niezręczności spowodowanej taką informacją. – Czy pana babcia znała... - na chwilę zabrakło mu słowa. Powinien nazywać Poe prawdziwym nazwiskiem? Mógł go nazwać ofiarą, poszkodowanym, czy czymkolwiek innym? Dość szybko przekonał się, że to nie stanowiło problemu. W końcu rozmówca przerwał mu po raz kolejny.

- Babcia na początku go bardzo lubiła. Mówiła coś, że pomagał jej przy zakupach, kiedy ja nie mogłem, kiedyś jej coś naprawił. Poznałem go dopiero jakiś czas po jego przeprowadzce, podobno rzadko przebywał w mieszkaniu. Sądziłem, że przez pracę, ale nigdy nie dopytywałem.

- „Na początku"? To się później zmieniło?

- Tak. Wydaje mi się, że może... miesiąc temu? Zaczęła się na niego żalić. Mówiła coś o jakichś zamieszkach, hałasach i innych takich. Nie wiem ile trwały, nim mi o nich powiedziała.

- Można prosić o konkretniejsze określenia? Na co dokładnie babcia się żaliła?

- Nie dopytywałem – przyznał jakby speszony. – Szczerze to na początku nawet jakoś uważnie nie słuchałem. Wie pan, babcia pod koniec życia nie była... w pełni władz umysłowych. Zrobiła się marudna, potrafiła narzekać nawet na rzeczy, które nie miały miejsca. Wtedy założyłem, że albo zaczęły jej przeszkadzać normalne odgłosy w bloku, albo coś sobie wyobrażała.

- Rozumiem – no cóż, Atsushiemu zdecydowanie nie było to na rękę. Jednak ogólne zachowanie rozmówcy wskazywało na to, że detektyw będzie miał okazję zdobyć jeszcze sporo cennych informacji.

- Jak dużo narzekała, pogadałem z nim dla spokoju. Powiedział, że faktycznie komuś zdarza się organizować imprezy, ale to nie u niego. Dopiero dużo później dotarło do mnie, że w trakcie tej rozmowy był bardziej zestresowany niż zazwyczaj. Wtedy myślałem, że tylko się speszył, później zmieniłem zdanie.

- To znaczy?

- Wprowadziłem się tutaj jakiś czas po śmierci babci... pewnie to pana dziwi – nie dziwiło. – ale nie ukrywam, że moje poprzednie warunki zamieszkania były jeszcze gorsze... – coś o tym wiedział. – Sentyment oczywiście też zrobił swoje.

- Rozumiem – nie miał serca go jawnie pośpieszać, ale zaczynał mieć wrażenie, że tracili czas. Niestety nie miał też większego doświadczenia w zbieraniu zeznań.

- Stosunkowo krótko po przeprowadzce zacząłem rozumieć, co babcia miała na myśli. Tego mężczyznę nachodziły jakieś zbiry. Przynajmniej raz na kilka dni ktoś mu się dobijał do drzwi albo próbował włamać. Wiem, że przynajmniej raz ktoś mu wyrąbał dziurę w drzwiach, ale nie było go wtedy w mieszkaniu. Dobre kilka razy wybijali mu okna. Nawet nie wiem, ile razy wzywałem policję, ale często przyjeżdżali dopiero na długo po zakończeniu całego tego syfu, albo wcale. Chyba taki urok tej okolicy.

Sekta? Czyżby działania Poe zaczęły się na nim odbijać dużo wcześniej, niż początkowo sądzili?

- Czy wie pan coś na temat tego czemu sąsiad był nachodzony? Albo przez kogo?

- Nie ukrywam, że naprawdę długo starałem się tego dowiedzieć – przerwał na chwilę, patrząc w podłogę. – Nie skończyło się to dobrze...

- To znaczy...?

- Kilkukrotnie zostałem pobity. Wiem też, że przynajmniej raz ktoś mi się włamał do mieszkania. Nic nie zabrali, tylko porozkładali martwe zwierzęta – przerażenie mężczyzny od razu stało się dla Atsushiego dużo bardziej zrozumiałe.

- Czy pomimo tego panu, lub komuś z sąsiadów udało się czegoś dowiedzieć? Albo coś podejrzewać?

- Chodzą pewne teorie – powiedział powoli, z ciężkim westchnieniem.

- Jakie na przykład?

- Wie pan, podejrzewali go praktycznie o wszystko. Długi u mafii, narkotyki, próby linczu za jakieś nieudowodnione zbrodnie, ucieczka z gangu... przecież wszystko było możliwe...

- A czy jest coś, w co pan szczególnie wierzył?

- Jest... ale nie wiem, czy mogę to powiedzieć...

- Czemu ma pan takie wątpliwości?

- Nie wiem, czy mi pan uwierzy.

- To w co uwierzę, nie ma znaczenia. Jesteśmy w sytuacji, w której każda informacja może się okazać cenna – starał się go zachęcić, pomimo że nawet nie miał pewności, czy mógł mówić takie rzeczy.

- Nie do końca wierzę, że ci ludzie byli związani z mafią, czy gangiem...

- A z czym lub kim mieli być związani? – z jakiegoś powodu Atsushiemu zaczęło się robić gorąco. Chyba domyślał się, co mężczyzna zamierzał powiedzieć.

- Myślę, że to była jakaś sekta.

- Skąd taki pomysł?

- Nie ukrywam, że trudno mi to wyjaśnić... to jak formułowali pogróżki... to jakie znaki wycięto na podrzuconych mi zwierzętach... to, jaką biżuterię nosili ci ludzie... ich tatuaże... ulotki, jakie wrzucali czasem do skrzynek pocztowych. To wszystko miało bardzo religijny wydźwięk, ale w naprawdę mroczny sposób. Zwłaszcza że bardzo dużo mówili o jakichś ofiarach i bogach pragnących krwi.

Chłopak aż się wzdrygnął.

- W dodatku to, co stało się później... tuż przed tym, jak zaginął jakiś czas temu.

- To znaczy? – zapytał kiedy pauza w wypowiedzi mężczyzny sprawiła, że zaczął się stresować jeszcze bardziej, niż do tej pory.

- Coś się zaczęło dziać w piwnicy, przypisanej do jego mieszkania. Najpierw dochodziły z niej jakieś dziwne odgłosy, tak jakby tam było coś zamknięte... jakieś zwierzę... albo człowiek – ostatnie dodał niemal szeptem.

- Czy ktoś to sprawdził?

- Dużo osób chciało. Tylko że do piwnic bardzo ciężko dostać się bez klucza, nikt z zarządu o to nie dbał, podobnie policja. Zresztą na tym etapie każdy już wiedział, jak potrafiły się kończyć próby dowiedzenia się czegokolwiek.

- A co było później?

- Odgłosy po jakimś czasie ucichły. Tylko że później zaczął się smród... tak jakby coś tam gniło.

- Sprawdzimy to – mówiąc to, naprawdę starał się maskować niechęć.

Zakończyli niedługo po tym.

- Będziemy z panem w kontakcie. Czy mogę prosić pana godność i numer kontaktowy?

Dyktując, mężczyzna ponownie zaczął się spinać.

- Zanim pan pójdzie... on tu już nie wróci, prawda? Ale mam nadzieję, że tylko wyjechał. Nic mu się nie stało?

Słysząc to Atsushi znalazł się pewnie o krok, od złamania trzymanego długopisu. Nie mógł tego powiedzieć, nie mógł powiedzieć, że Poe został brutalnie zamordowany. Ten mężczyzna i tak był przerażony. Poza tym dzielenie się takimi informacjami pewnie nie byłoby ani moralne, ani zgodne z jakimikolwiek zasadami.

- Niestety nie wolno mi wyjawiać takich szczegółów... zwłaszcza że nie wiemy jeszcze wiele – dodał w nadziei, że mężczyzna nie spróbuje ciągnąć tematu.

Niedługo po kolejnej kontroli korytarza, Atsushi mógł opuścić mieszkanie swojego rozmówcy. Ten zamknął za nim drzwi, jeszcze nim chłopak zdążył się na dobre pożegnać.

Po tym co prawda pośpiesznym, ale wymuszenie spokojnym krokiem ruszył w stronę schodów. Musiał wrócić do pozostałych, musiał podzielić się z nimi zdobytymi informacjami.

Musieli dowiedzieć się, co znajdowało się w piwnicy.

Nieważne, że same myśli o tym, co mogło tam czekać, przepełniało go takim obrzydzeniem, by aż wzdrygnął się, dotykając klamki.

Nie pomógł wcale fakt, że za drzwiami słyszał podniesione głosy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro