1. Chciałbym mieć takie z tobą.
Jak to w typową sobotę wstałam później niż zwykle. Ubrałam się w fioletową spódniczkę i różowy sweterek. O 12:00 mam się spotkać z Billem. Mam mało czasu, bo jest prawie dziesiąta. Do kuchni przyciągnął mnie zapach tostów, które zrobił dla nas Stanek. Zjadłam kilka, popijając sokiem pomarańczowym. Pogadałam jeszcze trochę z wujkiem i Dipperem. Martwią się o mnie. Nie chcą, abym spotykała się z Billem. Jednak nie mam wyboru. Kiedyś się zbuntuje. Tylko nie wiem kiedy. Jednak boje się jak zareaguje gdy będę się mu sprzeciwiać. On chce by każdy mu się podporządkował. Jest już 11:37. Poszłam do łazienki. Wzięłam dwudziesto minutowy prysznic. Wysuszyłam włosy suszarką i wyczesałam. Zostawiłam je rozpuszczone. Użyłam jeszcze zęby. Miała już wychodzić. Tylko jeszcze buty. Wybór ich zajął mi aż 5 minut. Wybrałam białe conversy. Czekaj, czekaj... Fak, telefonu nie wzięłam. Poszłam jeszcze szybko na górę po telefon. Gdy dotarłam do parku (tam miałam się z Billem spotkać) on już na mnie czekał.
-Witaj Mabel. Nie lubię spóźnień.- powitał mnie. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 12:16.
-No przepraszam.. Cześć.
-Na co masz ochotę gwiazdeczko?- zapytał
-Zjadłabym lody.- odparłam.
-Jest tylko 16° Celsjusza oszalałaś?! Jeszcze będziesz chora!
-Pff... I tak sobie kupię.-prychnęłam.
Udałam się z stronę budki z lodami. Bill działa mi na nerwy. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie mocno za nadgarstek. To był on. Ten sadysta Bill.
-Kuźwa puść mnie!- krzyknęłam.
-Uspokój się Mabel- powiedział całkiem spokojnie.
-Nie! Puść mnie. Bill... Ał.. To boli idioto.!- wykręcił mi rękę. Po moim policzku pojawiła się łza. Puścił mnie. A ja się wyrwałam. Chciałam uciec i zaczęłam biec. On był jednak sprytniejszy i zatrzymał mnie.
-Co Ty wyprawiasz?!- Zapytał.
-Zostaw mnie!- mówiąc to pokazałam mu mój czerwony nadgarstek. Kolejna łza płynie po moim policzku.
-Przepraszam za moje sadystyczne zachowanie Mabel-mówiąc to przytulił mnie. Nie wiem czemu odwzajemniłam przytulasa. Tak jakoś lepiej mi się zrobiło.- Chodź na lody. Takie na przeproszenie.
-Chce 3 gałki- zażądałam. Kiwnął głową na tak.
Szliśmy bardzo blisko siebie. Wiele osób, które były w parku mogły by pomyśleć, że my to jakaś patologiczna para. Krzyczymy na siebie, potem przytulamy się. Przy budce z lodami stało kilka osób, więc stanęliśmy w kolejce. Gdy nadeszła nasza kolej Bill kupił mi lody. Zachciało mi się waniliowych, truskawkowych i tych niebieskich co nigdy nie pamiętam ich nazwy.
Usiedliśmy na ławce w parku. Ja delektowałam się lodami. Bill śmiał się ze mnie. Ponieważ zawsze gdy jem lody moja twarz jest cała w lodach. Bill podał mi chusteczkę. Wytarłam twarz.
-To jak. Macie już jakieś plany z Dipperem na te wasze przyjęcie urodzinowe?
-Niee. Dopiero ustalamy to.
Kiwnął głową. Chyba polubił ciszę. No w sumie gdy byliśmy w parku rzadko się odzywał. Koło nas biegały dzieci.
-Chciałbym mieć takie z tobą.- powiedział.
-Pfff.. No od razu. Nie daje na to zgody.
-A kto powiedział, że potrzebna mi jest twoja zgoda.-uśmiechnął się łobuzersko.
Tak wiem, trochę nudny rozdział. Ale mam nadzieję, że się podoba i jesteście zainteresowani tą serią. Chcecie małe Mabillątka? Hehe :D do następnego rozdziału 8) Papa ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro