Rozdział 6
*pół roku później*
- O tak! Jedźmy na domki! - Zawołał zadowolony Tendou, skacząc w miejscu.
Amaya spojrzała na niego i zapisała pomysł na tablicy, przed którą siedzieli chłopcy.
- No dobrze, na domki, ale gdzie? - Podniosła jedną brew, stukając markerem o tablice.
- Hm...Wydaje mi się, że moja ciocia ma niedaleko ośrodek. Domki też tam są. - Powiedział Taichi, uśmiechając się delikatnie - Mógłbym z nią porozmawiać na ten temat.
- To świetnie, Tai-Chan! - Pokazała na niego markerem - Ja załatwię transport i ktoś z was będzie musiał mi pomóc z zakupami na ten wyjazd.
- Ja mogę!
- Ja też!
Spojrzała na Semiego i Tsutomu, którzy mordowali się spojrzeniami.
- Ushi-Chan, pójdziesz ze mną? - Spytała, patrząc na atakującego.
- Pewnie. Żaden problem.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością i znów spojrzała na tablice.
- Dobra, to teraz ustalmy, kto ma z kim pokój i co najważniejsze, ilu osobowe są tam domki. - Spojrzała na blokującego.
- Dwu, cztero i szczęścio osobowe. - Odpowiedział jej Taichi.
- Okej... To jak? Kto chce z kim?
I to zaczęła się ostra wymiana zdań między Semim i Tendou. Ale skąd Mały As mógł wiedzieć, że Eita specjalnie go prowokuję?
Nakamura pokręciła głową ze zrezygnowaniem. I westchnęła.
- Okej, to wy się sami dogadajcie kto z kim, ja nie mam na to głowy. - Opuściła zrezygnowana dłonie wzdłuż ciała.
Odeszła od nich na moment i skierowała się do składziku. Chciała zabrać stamtąd swój zeszyt z notatkami, ale przy okazji coś wpadło jej w oko.
Spojrzała na leżący pod stolikiem magazyn. Schyliła się i podniosła go. Był nieco zakurzony, więc złapała ściereczkę leżącą nieopodal, po czym przetarła magazyn.
Spojrzała na jego okładkę i westchnęła, przejeżdżając po niej palcem. Zgryzła dolną wargę i otworzyła go, przeglądając kolejne strony.
- Pięć lat, a to dalej jeszcze nie zostało spalone? - Podniosła jedną brew i przewróciła stronę.
Spojrzała na dwie uśmiechnięte twarze. Widać było na nich prawdziwe szczęście. Nagłówek brzmiał : "Młode talenty gimnazjalne".
Westchnęła kolejny raz, patrząc na swoją byłą rozgrywająca. Niespodziewanie, na jej ustach pojawił się delikatny, łagodny uśmiech.
- Byłyśmy takie potężne... - Szepnęła, zamykając na moment oczy - A ja... Wszystko spieprzyłam...Przepraszam.
Na magazyn opadła jedna, słona kropla. A potem kolejna i kolejna.
- Oi, Tsutomu! Idź po Amaye! - Zawołał Satori - Dogadaliśmy się w sprawie pokoi z Taichim już.
Mały As pobiegł do składziku i z szerokim uśmiechem, wpadł do niego.
- Amaya-San! Już wszystko ustalo... Amaya-San? - Spytał zdziwiony, patrząc na dziewczynę, która opierała dłonie na stoliku.
Dziewczyna syknęła pod nosem i odwróciła powoli głowę w stronę Tsutomu, ocierając oczy rękawem bluzy.
Chłopak podszedł do niej powoli, a ona niespodziewanie, przytuliła się do niego. Owinęła dłonie wokół jego talii, szlochając w jego koszulkę.
- Jestem beznadziejna... - Zapłakała i wzięła gwałtowny oddech - Spieprzyłam wszystko! Zniszczyłam swoją drużynę!
Tsutomu nie odezwał się. Zamiast tego przytulił ją mocno i zaczął głaskać po głowie, próbując ją uspokoić.
Zerknął kątem oka na magazyn, gdzie na jednej stronie była widoczna Amaya podczas odbioru, a na drugim jej była rozgrywająca, podczas Przerzutu Rozgrywającego.
- Amaya-San... - Zaczął cicho, pocierając jej plecy - Nie mów tak o sobie, to nie twoja wina.
- Nie wiesz co się stało... - Zacisnęła pięści - Więc nie wiesz, co zrobiłam...
- Ty też nie wiesz wszystkiego, Amaya-San. - Spuścił wzrok, patrząc na czubek jej głowy.
Dziewczyna na moment przestała płakać. Zamrugała powoli i odsunęła się od niego, zadzierając nieco głowę. Tsutomu westchnął i złapał jej twarz w swoje duże dłonie.
- Posłuchaj. Byłaś... - Wziął głęboki wdech - I nadal jesteś wspaniałą Libero. Wiem, co stało się tamtego dnia i to nie twoja wina, że straciłaś sprawność. - Mówił, uporczywie patrząc jej w oczy - Ale spójrz. Spójrz jak silna się stałaś dzięki temu, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co ja bym zrobił na twoim miejscu...
Patrzyła, jak w jego oczach również pojawiają się małe łezki.
- Jesteś niesamowita, Amaya-San! I nigdy nie zmienię swojego zdania o tobie! - Uśmiechnął się delikatnie - Przestań żyć przeszłością, spójrz na to, co się dzieje teraz! Masz nas, nową drużynę... - Zastanowił się nad kolejnymi słowami, które padły później z jego ust - Masz mnie!
- Oi, co on tak długo tsm robi? - Spytał Taichi, zerkając w stronę składziku.
- Spokojnie, Taichi. Bez nerwów. - Tendou poklepał go uspokajająco po ramionach - Pewnie rozmawiają. To dobrze, Tsutomu musi się z nią do końca oswoić. Nie zamartwiaj się tym tak.
Amaya wypuściła cicho powietrze spomiędzy warg, a po jej policzku spłynęła ostatnia, samotna łza. Zniknęła pod palcami siatkarza, którego przyjemny dotyk rozluźniał ją.
- Ja nie pozwolę cię skrzywdzić. - Powiedział twardo.
Nakamura zdjęła jego dłonie ze swojej twarzy i jednym, sprawnym ruchem, przylgnęła do niego. Oparła swoją głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję, Tsu-Chan.
***
Chodziła po markecie razem z Ushijimą, robiąc zakupy na wyjazd.
- I może to? - Spytała, wskazując na kolejne składniki, które Ushijima ściągnął z najwyżej półki - Dzięki tobie nie muszę się tak męczyć, Ushi-Chan. Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego, pchając wózek.
- Nie ma za co. Daj ten wózek. - Zabrał go od niej i szedł równo z jej tempem.
Dziewczyna wkładała po kolei produkty, które będą im potrzebne. Szybko się z tym uwinęli i wrzucili do samochodu mamy Ushijimy, która zgodziła się zawieźć ich pod szkołe z zakupami.
W jednym z dwóch skladzików mieli wystarczająco miejsca, by schować potrzebne na wyjazd rzeczy.
Wysiedli przed szkołą, gdzie czekała reszta chłopców i pomogła Amayi i Ushijimie zanosić rzeczy.
Czarnowłosa podziękowała mamie Asa za pomoc i pożegnała się z nią uprzejmie, zabierając ostatni karton z jedzeniem.
Mogło się wydawać, że przesadzili z kupnem tyłu rzeczy, ale...Bądź co bądź to nastoletni siatkarze. Jedli bardzo dużo, a i tak Amaya zastanawiałs się, czy wystarczy im to wszystko na ten tydzień.
***
- Mam pewien pomysł. - Ushijima zawołał dłonią wszystkich z drużyny, gdy Amaya wyszła na zewnątrz, żeby czegoś poszukać.
- Co znowu wymyśliłeś, Wakatoshi-Kun? - Tendou objął go ramieniem.
- Amaya za miesiąc ma urodziny, ale to pewnie wiecie. - Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami - Chyba mam coś, co moglibyśmy jej sprezentować wspólnie. Nie obiecuję, że się uda, ale...
- Oi, Wakatoshi-Kun? Kogo obchodzi, czy się uda? Ważne, że zrobimy coś dla Amayi! - Zawołał czerwonowłosy - Ale mów dalej, chcemy poznać szczegóły twojego planu.
- Na początek, będą mi potrzebne filmy z treningów Amayi. Prześlę je do odpowiedniej osoby, a potem złożymy aplikację.
- Aplikację? - Spytał zdziwiony Tsutomu - Ale na co?
- Na przyjęcie do młodzieżowej grupy. - Wakatoshi spojrzał na młodszego kolegę - Biorę udział w ich treningach, mam tam znajomości. Złożymy aplikację, a resztę...Będzie musiała już zrobić sama...
Tsutomu rozbłysły oczy z podekscytowania.
- Tak! To będzie najlepszy prezent na świecie! - Zawołał ucieszony.
Amaya weszła na halę.
- Przykro mi, Semi-Chan, ale nigdzie nie widziałam twojego zegarka. - Westchnęła - Może wywieszę ogłoszenie w szkole, powinien się znaleźć.
Eita uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Nic się nie stało, Amaya-Chan.
- Oi, Amaya-Chan! Poćwiczmy! - Hayato złapał ją za dłonie i pociągnął w kierunku boiska - Muszę Ci pokazać, czego się nauczyłem. To jest naprawdę niesamowite! - Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Um...Dobrze.
***
- Trenerze? - Do pomieszczenia weszła wysoka dziewczyna - I jak? Mamy ochotniczki?
- Tak, przyszło mi parę zgłoszeń. Jedno nawet z polecenia jednego z naszych młodzików, Ushijimy. - Mężczyzna westchnął i kliknął w załącznik - Chcesz obejrzeć ze mną?
- Um...Mogę.
Dziewczyna zajęła miejsce obok Trenera i patrzyła jak ładuje się filmik.
- Oi! Amaya-Chan! Dobra obrona!
Patrzyli, jak czarnowłosa robi wślizg i wybiła piłkę, wprost w dłonie rozgrywającego. Potem piłka odbiła się od bloku, ponownie trafiając w dłonie fioletowookiej.
- Dobrze! Taichi, atakuj!
Trener po kolejnych dziesięciu minutach tego krótkiego filmu, zatrzymał go i zerknął na siedzącą obok niego, brązowowłosą.
- I jak myślisz?
Niebieskooka poczuła, jak po jej dłoniach przechodzi gęsia dreszcz.
- Co prawda, nie jest w stu procentach sprawna, ale... - Potarł brodę dłonią - Można dać jej szansę... - Urwał na moment, widząc zszokowaną minę jego podopiecznej - Mika, znasz ją?
- Ja...Trenerze, ona musi być na tych testach. - Dziewczyna oparła się mocno o stół, aż ten zadrżał - Musi. - Dała nacisk na to słowo.
Starszy mężczyzna podniósł jedną brew ku górze i patrzył, jak w oczach brazowowłosej widać zdeterminowanie.
- Pomyślimy nad tym, Mika. A teraz idź się rozgrzewać, za chwilę gracie mecz.
- H-Hai... - Zatrzymała się przed wyjściem z pomieszczenia - Niech trener to przemyśli, bo...Naprawdę warto.
I wyszła, zostawiając mężczyznę z mętlikiem w głowie.
*************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro