Rozdział 19
Amaya trzymała ją mocno, będąc wściekła. Nie miała zamiaru pozwalać dotykać swojego chłopaka żadnej dziewczynie, która mogłaby być jej potencjalną rywalką.
Schyliła się do niższej dziewczyny, zaciskając szczękę. Tsutomu stał kawałek dalej z Satorim.
- Jeszcze raz cię przy nim zobaczę...Lub przy kimkolwiek innym z drużyny, to porozmawiamy inaczej. Wpieprzasz się w nieswoje sprawy, odkąd tylko się pojawiłaś na hali!
- A skąd ty to możesz wiedzieć?!
- To, że jestem w innym kraju nie znaczy, że nie mam kontaktu z drużyną! - Amaya odepchnęła ją od siebie i włożyła dłonie do kieszeni bluzy - Codziennie dostawałam od nich wiadomości, wiem co robiłaś! Wiem, jak ich traktowałaś i próbowałaś rządzić!
- Gówno wiesz! Kłamali cię!
- Nie zasługujesz, żeby być menadżerką Shiratorizawy. Nie zasługujesz na tę drużynę! - Amaya zacisnęła schowane dłonie w pięści - Po powrocie z mistrzostw, nie zbliżaj się do nich nigdy więcej. Nie mają prawa być krzywdzeni za to, że się na mnie uwzięłaś!
- Ja się na ciebie uwzięłam? - Spytała zdziwiona i się zaśmiała - Oni sami są sobie winni. Byli dla mnie podli!
- Dziwisz się? Skoro byłaś dwulicowa i nie potrafiłaś zasłużenie zdobyć ich zaufania, to jak mieli cię traktować?! Całować po stopach? Chyba kpisz!
- Mogli przynajmniej stwarzać pozory, że mnie lubią.
Nakamura pokręciła przecząco głową, dziwiąc tym szatynkę.
- Nie. Nie mogli. Oni, w przeciwieństwie do ciebie są szczerzy i mówią to, co myślą. - Amaya wyciągnęła dłoń i pokazała nią w stronę stojących Tsutomu i Satoriego.
- Łatwo ci mówić, bo ciebie uwielbiają!
- Naprawdę myślisz, że było tak od samego początku?! Że od razu mogłam ich przytulać, chodzić z nimi na miasto i tym podobne? Nie! - Amaya skrzywiła się - Byłam wobec nich szczera, ale to nie znaczy, że od razu mi zaufali!
Licealistka słuchała uważnie słów Amayi.
- Każdy z nich jest inny. Twoje uparte zachowanie może i by podziałało na jednego lub dwóch z nich, ale...Co wtedy z pozostałą szóstką?
Libero robiła się coraz bardziej zirytowana. Wszystko, co w sobie do tej pory tłumiła, wszystkie skargi, z którymi dzwonili do niej chłopcy nawet w środku nocy... To wszystko nagle tak do niej powróciło.
- Myślisz, że Shirabu posłucha osoby, która próbuje nim pomiatać i go wyzywa?
Amaya zaśmiała się gorzko.
- Albo Taichi...Próbowałaś już pierwszego dnia go przytulać i wręcz nękałaś go przez cały trening. Tendou jeszcze by to zniósł, bo jest wesołym i energicznym chłopakiem, ale nie Kawanishi. On nienawidzi czegoś takiego. To go odpycha. Wiedziałabyś to, gdybyś przynajmniej spróbowała ich zrozumieć!
Satori zrobił zdziwioną minę, słysząc słowa Amayi.
- Jak chciałaś zostać ich menadżerką, nie próbując się z nimi zaprzyjaźnić?! - Yuki słyszała w jej głosie ból - To nie są jacyś pierwsi, lepsi idioci, którzy nabiorą się na twoje intrygi! Wbrew pozorom, oni też mają uczucia!
Na parterze zebrali się pozostali członkowie Shiratorizawy, którzy słysząc dosyć głośną rozmowę, stali i obserwowali wszystko co się działo.
Yuki parsknęła śmiechem na wywód starszej dziewczyny, nic a nic sobie z niego nie robiąc.
- To, że jesteś kaleką, nie znaczy, że jesteś jakaś wyjątkowa i masz prawo mi dawać jakieś bezsensowne kazania.
- Moja niepełnosprawność nie gra tu roli. - Mruknęła Libero, oblizując spierzchnięte wargi - I przestań w końcu mi to wypominać, czy to twój jedyny argument? Nie umiesz znaleźć na mnie nic in...
- Nie prawda. - Yuki przerwała jej - Gdybym sobie upieprzyła nogę, byłabym tak samo lubiana przez nich jak i ty! Nie widzisz, że oni się tylko nad tobą litują?
Amaya poczuła dziwne ukłucie, gdzieś wewnątrz klatki piersiowej.
- Ej, przesadziłaś! - Zawołał Semi, a wtedy pozostaka czwórka zwróciła na niego i pozostałą część drużyny, swoją uwagę.
Amaya westchnęła i uśmiechnęła się sztucznie do dziewczyny.
- Niemniej jednak... - Nakamura wyprostowała się, patrząc na nią niemiło - Skrzywdź ich jeszcze raz, a ja skrzywdzę ciebie. Na zbyt dużo rzeczy pozwoliłaś sobie, za plecami moimi i trenera.
Krzyki i agresywne zachowanie nie pasowało do niej, zawsze była spokojna i opanowana. Ale...Nie mogła siedzieć cicho, gdy Yuki tak traktowała chłopców.
- Wybacz, ale nic mi nie możesz zrobić. - Szatynka wzruszyła ramionami - Być może ty jeszcze o tym nie wiesz, ale oni już tak...Jeśli cokolwiek mi zrobisz, pogadasz sobie z moim ojciem. A on zniszczy ci życie.
Amaya spojrzała na nią jak na idiotkę.
- Ty naprawdę myślisz, że będę trząść gaciami przed pierwszym lepszym facetem?! Gdzieś to mam! - Podniosła na nią głos - W dupie ci się już chyba poprzewracało, że będziesz mnie zastraszać, ty nędzna gówniaro!
Chłopcy spojrzeli na nią zdziwieni. Odkąd tylko ją poznali, Amaya była kwintesencją stoickiego spokoju w takich sytuacjach, ale tym razem...Nie poznawali jej. Była dużo odważniejsza i co najważniejsze, wściekła.
- Może i im byłoby szkoda zrównać cię z ziemią, bo jesteś dziewczyną, ale ja nie będę miała żadnych przeciwwskazań, żeby ci przywalić!
- Słuchaj...Nie tylko ty się tutaj umiesz bić. - Parsknęła śmiechem Yuki, prowokując Amaye.
- W jakim sensie?
- Oh...Twój facet ci się nie pochwalił? - Podniosła jedną brew - Jak podniósł na mnie głos i dostał w ryj?!
Amaya spoważniała, słysząc jej słowa. Shirabu syknął pod nosem, wiedział, że Nakamura prędzej czy później się o tym dowie.
- Uderzyłaś go? - Spytała, podchodząc do niej powoli - Poważna jesteś?! - Popchnęła ją.
- Jak nie umiałaś ich wychować to musiałam zrobić to po swojemu, nikt nie będzie podnosił na mnie gł...
Urwała, gdy Amaya zamachnęła się i zdzieliła ją pięścią w twarz. Yuki pisnęła, a Nakamura wypuściła powietrze nosem.
Słyszała, jak szybko biło jej serce od zdenerwowania. Powoli zaczynały łapać ją duszności.
Szatynka złapała się za nos, z którego poleciała jej mała stróżka krwi.
A chłopcy stali w szoku, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało.
- Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy. - Mruknęła Nakamura, mrużą oczy.
Odwróciła się i skierowała do budynku, mijając w ciszy chłopców. Shirabu wyciągnął dłoń i chwycił Libero za przedramię.
- Amaya-San...
- Puść mnie, Shirabu. - Powiedziała cicho i spojrzała w bok, na rozgrywającego - Chce... Poukładać myśli. - Uśmiechnęła się i ze świecącymi się oczami odeszła, gdy siatkarz ją puścił.
Rozgrywający zacisnął szczękę, a stojący obok niego Taichi mógł przysiąc, że słyszał, jak zgrzyta zębami.
Yuki westchnęła, wstając. Była poniekąd zadowolona, ale gdy się odwróciła, ktoś złapał ją mocno za bluzę.
Szatynka wzdrygnęła się, gdy zobaczyła przerażająco poważną twarz Shirabu.
Amaya ziewnęła cicho, przekręcając się na bok i łapiąc telefon, który już od przeszło pięciu minut parokrotnie zadzwonił.
Mrucząc coś pod nosem, przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła urządzenie do ucha. Od razu usłyszała ciche siąknięcie nosem.
- Amaya-San, ja już nie mam siły. - Powiedział cicho Shirabu.
Nakamura jakby momentalnie otrzeźwiała. Nieważne już było, że za kilka godzin miała mieć mecz. Coś się działo i ktoś jej potrzebował.
- Shirabu? Co się stało?
- Mam dosyć...Całej tej nowej menadżerki. Jej zachowania... Pomiatania nami...Nie możemy nic zrobić, bo ciągle udaje przed trenerem, że wszystko jest okej.
Słuchała go uważnie, marszcząc brwi.
- Trener nam nie wierzy, bo myśli, że chcemy mu dać w kość za to, że cię zastąpił.
Rozgrywający wsunął w swoje włosy dłoń, zaciskając mocno kosmyki w palcach.
- Całe dnie chodzę zdenerwowany. Kiedy jej wygarnęliśmy i kazaliśmy jej odejść, ona z płaczem poleciała do trenera i musieliśmy zapieprzać karne okrążenia.
Nakamura westchnęła.
- Możesz mi powiedzieć, co dokładnie ta dziewczyna robi?
- Ciągle nas denerwuję. Zachowuję się, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, a zaraz potem wyzywa nas od idiotów i gorzej. Tsutomu się zdenerwował... Bardzo się zdenerwował...
Słyszała jak westchnął.
- Krzyknął na nią, a ona... Uh... Nieważne... Potem pobiegła na skargę do trenera, że Tsutomu jej grozi! Mam dosyć tego! Ona jest nienormalna, nikt jej tu nie chcę!
- A spróbowaliście coś nagrać? Żeby mieć jakieś dowody?
- Nie...Nie pomyśleliśmy o tym.
Amaya przetarła twarz.
- Słuchaj, jak będziecie z nią sami, to zawsze niech któryś włączy dyktafon, okej? Póki co nie pokazujcie nic trenerowi i postarajcie się wytrzymać jeszcze trochę czasu. - Uśmiechnęła się delikatnie, choć Kenjirou nie mógł tego zobaczyć - Potem razem to pokażemy trenerowi, okej?
- Przepraszam, Amaya-San...Że sami nie umiemy sobie z nią poradzić.
- Nie martw się! - Zawołała wesoło - Tendou mówił, że straszyła was wpływowym ojciem, no nie?
- Um...Tak.
- Szkoda, że Wakatoshi nie został... - Mruknęła cicho - By ją zjechał porządnie... Ale mniejsza o to! Na razie tylko nagrywajcie i możecie mi to wysyłać. Przynajmniej będę na bieżąco.
- Dobrze.
- Bądź twardy Shirabu! - Usłyszał jej śmiech, który od razu poprawił mu humor - I nie złość się za dużo. Dobrze wiesz, że nie możesz.
- Wiem...Postaram się. Dziękuję za radę.
- Spoko! Przecież wiesz, że możecie do mnie dzwonić kiedy chcecie! Jak widzisz, nawet w środku nocy odbieram.
Zaśmiała się, a Shirabu razem z nią.
Amaya weszła do pokoju i wzięła parę głębszych wdechów. Spojrzała na swoją dłoń, była delikatnie zaczerwieniona.
Nie chciała tego zrobić, ale...Straciła kontrolę. Mimo to...
Przyłożyła do ust inhalator i wciągnęła powietrze, oddychając po chwili z ulgą.
- Boże...Idiotko... - Mruknęła do siebie, opierając się plecami o ścianę w rogu - Prawisz jej takie kazania, a potem ją uderzasz? Jesteś hipokrytką, Amaya. - Parsknęła smutnym śmiechem i pokręciła głową.
Zamknęła oczy, gdy usłyszała, że do pokoju ktoś wchodzi. Potem rozległy się ciche kroki. Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy poczuła dłoń na ramieniu.
- Amaya-San...
Uchyliła powieki, a przed sobą zobaczyła Tsutomu. Uśmiechnęła się sztucznie i oparła głowę na podciągniętych pod brodę kolanach. Objęła je ramionami, chowając twarz przed siatkarzem.
- Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć...Powinnam była się powstrzymać.
Usłyszał jej przytłumiony głos.
- Zrozumiem, jeśli się mnie teraz brzydzisz czy coś...Raczej nikt nie chce mieć agresywnej dziewczyny. - Mruknęła, zamykając oczy.
Tsutomu jej nie odpowiedział. Zamiast tego usiadł obok niej i objął jedną dłonią, pocierając nią ramię dziewczyny.
Podniosła na niego wzrok, wtedy Tsutomu pociągnął ją w swoją stronę. Poczuła łzy pod powiekami.
- Przepraszam. - Powiedziała płaczliwie i wtuliła się w niego - To wszystko tak nagle we mnie uderzyło...Niw chciałam jej uderzyć...Ja...Ja przepraszam.
- Nie masz za co, Amaya-San. - Jego spokojny głos rozszedł się po pokoju - To ja powinienem przeprosić, że ci nie powiedziałem.
Oparła brodę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Czuła, jak mocno ją obejmuje i całuję w głowę.
- Dziękuję, że obroniłaś mnie i resztę drużyny.
Nakamura nie odpowiedziała, była zmęczona tą kłótnią. Nie była przyzwyczajona do ostrych wymian zdań, ani tym bardziej denerwowania się, więc nieco ją to wyczerpało.
Dalej mając zamknięte oczy, zaczęła przysypiać w ramionach Tsutomu.
~
- Shirabu, proszę puść ją.
Rozgrywający spojrzał w bok, na stojącego w drzwiach trenera. Kenjirou odsunął się od brązowowłosej i patrzył jak trener do niej podchodzi.
- Chodź ze mną. Mamy do porozmawiania, drogie dziecko. - Mruknął, patrząc na nią srogo - Idź przodem.
Yuki powoli poszła do środka, a Washijo spojrzał na chłopaków.
- To...Może my już pójdziemy biegać. - Mruknął przybity Tendou - Pójdę po Tsutomu...
- Nie ma takiej potrzeby, Tendou.
Czerwonowłosy spojrzał na staruszka zaskoczony.
- Idźcie do Amayi i wytłumaczcie, że nie jesteście z nią z litości. - Splótł dłonie za plecami - Chyba, że jest inaczej.
Ruszył do budynku, nic więcej nie mówiąc.
- Um...Chyba nam się upiekło. - Mruknął Hayato, patrząc na resztę - Ale obawiam się, że rozmowa z trenerem nie sprawi, że ona odwali się od nas raz na zawsze...
Satori się skrzywił i westchnął.
- Idziemy do niej? Szczerze mówiąc, zrobiło mi się przykro, kiedy Yuki zaczęła jej wytykać, że jest inna...
- Racja. Chciała nas tylko bronić.
*********************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro