Rozdział 2 ,Ann'
—Ann, do mnie.—usłyszałam krzyk Harrego. Szybko wyszłam z łazienki i ruszyłam biegiem w jego stronę. Będę miała przechlapane. Harry to mój partner, nie mate, tylko partner. Nasze partnerstwo zostało uzgodnione przez naszych rodziców. Nie chciałam tego, jak każda wilczyca pragnęłam spotkać, miłość swojego życia. Więź mate, to coś cudownego. Jesteśmy razem od trzech miesięcy, rodzice chcieli wzmocnić watahę, dlatego nas połączyli. Połączyli mnie z tym draniem.
—Już jestem.—powiedziałam lekko zdyszana. Szczerze, nienawidziłam swojego życia. —Podać ci obiad?—spytałam. Nawet nie patrzyłam mu w oczy, bo zawsze kończyło się tak samo. Harry, to, drań, kutas, kundel, damski bokser. Nienawidziłam go. Był okropnym mężczyzną, który niszczy moje młode lata życia. Za każdym razem, czy dostawałam, mówił, że prowokowałam go swoim wzrokiem. Dlatego unikam, go jak ognia.
—Jesteś bezużyteczna!—ryknął na mnie. Spojrzałam na niego. Jego twarz zdobił kilkudniowy zarost, zielone oczy, stawały się, niemal czarne. Włosy miał ułożone, jak zawsze w idealnym stanie. Harry był dość przystojny z wyglądu, jednak charakter, mówi sam za siebie. —Ty nędzna dziewucho! Jesteś zwykłą szmatą, która nie umie porządnie, przygotować obiadu. —jego krzyki było zapewne słychać w całym stadzie. Każdy z nich był świadom, co mi robił, jednak nikt, nigdy mi nie pomógł. Podszedł do mnie i jego duża dłoń chwyciła mnie za gardło.
—Harry, nie..—wydusiłam z siebie. Brakowało mi oddechu. Szarpanie nic by tu nie dało, uderzenie go, tak samo. Był silniejszy i wyżej w hierarchii. On był Betą, a ja Omegą.
—Zamknij się, do cholery.—krzyczał i rzucił moim ciałem o ziemię. Podszedł do mnie i otrzymałam w prezencie, kolejną dawkę ciosów. Bił gdzie popadnie, nie zwracał na nic uwagi, nawet na to, że byłam w ciąży. Nasza lekarka, powiedziała mi w tajemnicy, że przez jego przemoc fizyczną, mogę poronić.
—Nic nie warta dziwka.—splunął na mnie i kopnął mnie, swoim ciężkim butem prosto w twarz.—Pewnie to nawet nie moje dziecko, suka.—i wyszedł.
Leżałam na ziemi i nie mogłam się podnieść. Płakałam, byłam taka samotna, taka bezradna. Nikt nie chciał udzielić mi pomocy, nawet moi rodzice, zresztą oni nie są lepsi, skoro zmusili mnie do partnerstwa. Każdy z watahy, udawał, że nie słyszy moich krzyków, czy błagania o pomoc, kiedy ten cholerny drań, bił mnie. Znęcał się, nade mną psychicznie i fizycznie. Wżywał się na mnie, nie wiadomo, za co. Próbowałam się bronić, walczyć, uciec, ale to nic nie dało.
Wstałam z podłogi i poszłam do swojego pokoju, nie miałam siły na nic, jedyną nadzieją był mój mate. Może kiedyś mnie znajdzie, może kiedyś go spotkam, uratuje mnie? Gdybym spotkała swojego mate, oznaczenie Harrego, przestałoby istnieć, automatycznie staje się wolną samicą. Tak bardzo pragnę, uwolnić się. Zapewnić życie mi i dziecku, chociaż, jaki mate, chciałby zaciążoną wilczyce. Jeszcze bardziej płacze.
Leże na łóżku z twarzą w poduszce i płaczę, moje życie to dno. Nagle słyszę, jak ktoś woła moje imię. Podchodzę do okna i okazuję się, że to moja kuzynka Sonia. Ona jako jedyna współczuję mi i nawet, próbowała pomóc w ucieczce, ale się nie udało. Była jedyną osobą, która ze mną rozmawiała i była przy mnie.
—Ann, wszystko w porządku?—spytała się i rozglądała się, czy nikt nie kręci się wokół nas. Wszystkie wilkołaki w tym czasie są na treningu.
—Jeszcze żyję..—powiedziałam i wytarłam swoje łzy.
—Jutro będziesz miała spokój, bo przyjeżdża Alfa Alf, dzisiaj przejął władzę. —powiedziała ucieszona. —Jego przyjęcie było w telewizji, leciało na żywo. Jutro zajrzy do naszej watahy i ten pies, będzie zajęty.—powiedziała ucieszona. Ulga, ogarnęła moje ciało, będę mogła zrobić wszystko, przez cały dzień, co tylko chce. Nie będę się przejmować, że wparuje zaraz do domu i mnie pobije.
—Wpadniesz jutro?—spytałam.
—Tak..Ann muszę iść—powiedziała i spojrzała w stronę lasu.—Kończą trening, do jutra.—i pobiegła do swojego domu.
Zapewne zaraz przyjdzie do domu Harry. Odeszłam szybko od okna i je zamknęłam. Sytuacja w naszej sforze, była inna. Raczej ostra i zimna? W naszej sforze brakowało dzieci i kobiet, dlatego kobiety w moim wieku, zostały połączone z samcami, ze sfory. Tylko, że każda trafiła dobrze i chciały tego, tylko ja tak ucierpiałam. Harry, był Betą głównym, często wypomina mi swoją pozycję, niestety nic nie mogę poradzić, na to, że jestem niżej od niego.
Usłyszałam jak wszedł do domu, szybko położyłam się na łóżku i udawałam, że śpię. Próbowałam unormować oddech, aby zostawił mnie tylko w spokoju. Boże, czy ja tak dużo chciałam? Usłyszałam, jego ciężkie kroki, wchodził po schodach i nic nie poradzę na to, że moje serce waliło jak szalone. Wszedł do pokoju. Łzy już zaczęły mi płynąć po twarzy. Boże nie, nie.
—Ann, odwracaj się.—poczułam szarpnięcie i jego wściekły wzrok. Nienawidzę cię! Obyś zdechł! —Raz!—ryknął, a ja z płaczem położyłam się na brzuchu i wypięłam się w jego stronę.
—Błagam...—zerwał ze mnie spodnie i majtki.—Proszę, nie..—zsunął swoje bokserki.—Nie chce..—to nic nie dało, znów to zrobił. Wziął mnie jak sukę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro