11//2
Siebie nie moge to chociaż was mogę czymś pociesze.
Położył mnie na łóżku, a ja patrzyłem w jeden punkt. Czego ja oczekuję? Że ja i Karol znowu będziemy razem? Będziemy szczęśliwi? On ma dziewczynę... A ja tylko im przeszkadzam. To nie ma sensu. Powineniem zejść im z drogi. Nie mogę tu mieszkać.
-Hubert! Mówię to ciebie!- wyrwał mnie z przemyśleń
-Karol ja nie mogę tu mieszkać...
-Co? Kto ci tak powiedział?- zapytał gładząc mój policzek
On to robi specjalnie... Jest dla mnie miły nie ale jak przyjaciel. Coś więcej niż przyjaciel...
-Przeszkadzam wam- powiedziałem odwracając wzrok
-Hubi nie. Po pierwsze nie możesz chodzić po drugie- przerwał i odwrócił mnie tak żebym na niego patrzał- jesteś moim przyjacielem
-Właśnie to boli najbardziej... -czy ja to powiedziałem na głos?
-C-czekaj... To do mnie jeszcze coś czujesz?- zapytał, jego okulary się zaparowały, a w cudownych oczach pojawiły się łzy
Nienawidzę jak on płacze to boli.
Teraz nic nie będzie takie samo
Ignrowałem ten głos. Ważniejszy jest mój... Karol
-Idź do Lunki bo na pewno się martwi...
-Hubert przepraszam, ja nie wiedziałem mogłeś mi powiedzieć albo nie wiem... -powiedział szybko
Przytuliłem go. Nie mogłem wytrzymać. Miał tak zakładają twarz... Teraz się dowiedział tym bardziej nie mogę tu mieszkać.
-Zostajesz tu. - powiedział stanowczo
-będę wam- przerwał mi
-Przestań... Jutro z nią zerwe okej? Kocham Cię Hubi- popatrzył prosto w moje oczy
-A-ale Lunka ona- znów mi przerwał
-Ja ci tu miłość wyznaje, a ty o niej- zaśmiał się
-Też Cię kocham...
Karol wpił się w moje usta. Z oczu płynęły mi łzy, których słony smak czułem na ustach.
Brakowało mi tego. Brakowało mi jego.
Siemaaaa
Taki krótki ale ważny
I jak podoba się?
Teraz się zacznie wszystko hehehehe
Ja nic nie mówiłam
Bajo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro