Rozdział VIII
Spędziłam noc z Tobym po tym jak poszedł się wykąpać i przebrać (był cały od krwi). Przez całą noc rozmawialiśmy Toby zasną przed 5. A ja nie mogłam spać. Dzisiaj najbardziej potrzebowałam Lindy. A Slendi nadal mi nie odpowiedział czy ona też może zostać proxy. Wstałam koło 6 i najciczej jak mogłam poszłam do kuchni. Chciałam zrobić dla wszystkich śniadanie. Ale nadal nie pamiętałam co kto lubi najbardziej i nie chciałam robić dużego chałasu. Więc zrobiłam kanapki. Zrobiłam ich kila talerzy, żeby dla wszystkich starczyło. Po 8 wszyscy wstali. Oprucz Tobyiego i Jeff. Wszyscy popatrzyli na stół a potem na mnie
- Ty to zrobiłaś? - zapytał Masky
- Tak, odkąd tu jestem to wy robicie jedzenie. Chciałam się w jakiś sposób zrewanżować - powiedziałam uśmiechając się miło a oni odwzajemnili uśmiech
Usiedliśmy i zaczeliśmy jeść po chwili usłyszeliśmy chałasy i krzyki. Szybko pobiegliśmy na góre. Krzyki dobiegały z mojego pokoju. Powodem krzyków i awantur był Jeff i Toby
- Co tu się dzieje?! - krzyknął Slendi
Chłopacy nadal się kłócili i bili. Kiedy nagle Jeff rzucił się na Tobyiego
- Nic z tym nie zrobicie? - powiedziałam do chłopaków
- Nie, to jest norma. I w sumie to jest to troche smieszne - powiedział Hoody
Podeszłam do nich i próbowałam ich rozdzielić. Niestety na marne. Skończyło się to dla mnie tylko tym że Jeff który siedział na Tobym zamachnął się i uderzył mnie z łokcia. Chłopacy natychmiast zrobili się powazni a Jeff i Toby przestali się bić. Wszyscy staneli w kółko a ja zasłoniłam nos ręką. Po chwili na nią popatrzyłam i była cała we krwi
- Czyba masz złamany nos - powiedział Ben
- Nie, tylko krew mi leci - uśmiechnełam się żeby nie zacząc kolejnej kłótni z Jeffem
- Jest ok? - zapytał Ben
- Tak, moglibyście przynieś mi lód i jakiś ręcznik? - zapytałam po czym wstałam. Jeff podał mi ręke a ja to olałam
- Przepraszam.. to było przez przypadek uwierz - powiedział cicho Jeff
- To że się pobiliście też? - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Został tam tylko Jeff i Toby
Oczami Jeffa
Weszłem do jej pokoju a w łózku zastałem Tobyiego. A uderzyłem ją naprawde przez przypadek
- Czemu to zrobiłeś? - zapytał Toby
- Bo szlak mnie trawia kiedy któryś z was z nią gada a co dopiero śpi.. A ty przecież kochasz kogoś innego..
- Zrozum że tylko rozmawialiśmy. Przez całą noc płakała a ja ją pocieszałem. A w ogóle skoro ją nie kochasz to co by ci przeszkadzało gdybym z nią był
- Bo chyba ją kocham! - krzyknąłem a potem usiadłem na ziemie
- No właśnie chyba.. i związek zbudowany na kłamstwie nie jest jakiś magiczny - powiedział Toby i wyszedł
Oczami Klaudii
Zatamowałam krwotok z nosa i poszłam zmienić bluzke. Po jakiś 15 minutach chciałam wyjść kiedy Hoody powiedział mi że musze iść do Slendiego. Kiedy była pod drzwiami usłyszałam "Wejdź".
- Klaudia, jesteś już tutaj od 6 dni. Musisz zacząć zabijać. Wiem że jesteś do tego zdolna. Pójdziesz dzisiaj wieczorem z Jeffem. On już o tym wiem.
- Dobrze - powiedziałam uśmiechając sie szczerze bo wiedziałam że to jedyny sposób żeby zobaczyć Linde
Kiedy było koło 19 Jeff przyszedł na dół ze swoimi ulubionymi nozami. Wział dwa swoje. I kazał mi jeden wybrać. Wziełam najostrzejszy jaki tam był, był dojść ładny. Wyszliśmy punktualnie o 19
- Najpierw pójdziemy w jedno miejsce - powiedział do niego
Kiedy byliśmy już pod domem Lindy Jeff zaproponował żebyśmy weszli na drzewo Linda nie zamkneła okna. I było słychać jak rozmawia z kimś przez telefon to była Wiktoria - największ diva w mojej starej szkole. Z ich rozmowy można było wywnioskować że się przyjaźnią "Od kiedy Klaudia zagineła mogę mieć normalnych przyjaciół. Szczerze to nigdy jej nie lubiłam" po tych słowach miałam łzy w oczach
- Zabijmy ją. To ci pomoże - powiedział Jeff
- Nie. Zabijemy Wiktorie. Wiem gdzie mieszka choć
Kiedy doszliśmy Jeff otworzył okno i weszliśmy. Zabiłam ją bardzo brutalnie było to moje pierwsze zabójstwo. Kiedy skończyłam była już 00:00 doszliśmy do parku a dokładnie dobieliśmy. A ja nie mogłam ze zmęczenia. Zasypiałam idąc. Jeff zaproponowałam że mnie zaniesie. Jak zaproponiwałam tak zrobił.. Dziwne że Jeff to osoba która mnie teraz pociesza..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro