"Nie odpowiada się pytaniem na pytanie dziecinko"
Dzisiaj mam jakiś dziwny nastrój. Może dlatego, że wczoraj byłam w szpitalu? Nie, to chyba nie to. Od rana wszystko wydaje mi się smutne i dziwne. Jakby to ująć... jestem po prostu zmęczona codzienną rutyną. Wrócę do szkoły i znów będę poniżana. Więc jaki ma to sens by żyć dalej? Powinnam popełnić samobójstwo? Odpada, ponieważ nie dałabym rady zostawić matki i brata samych na przeciwności losu.
- To znowu ty - mruknął - Idź się powiesić.
- Michael daj mi spokój. - westchnęłam zmęczona.
- Bo co? - zapytał rozbawiony.
- Bawi cię znęcanie się nade mną?! - wrzasnęłam patrząc w jego oczy.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie dziecinko. - poprawiła mnie Adelaide.
- David - szepnęłam zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Słucham skarbie - uśmiechnął się tuląc mnie do siebie.
- Kocham cię - oznajmiłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Ja też cię kocham - powiedział posyłając mi słaby uśmiech. Coś go gryzie... jest chory?
- Stało się coś? - zapytałam zmartwiona.
- Źle się czuje to wszystko - odparł zapewniająco.
- Idziemy do domu! - krzyknęłam - Zrobię ci rosół i pościele łóżko. Poczujesz się lepiej, obiecuję.
- Martwisz się o mnie - stwierdził zaskoczony.
- Tak i zawsze będę się o ciebie troszczyła kocie. - zamruczałam zabawnie. - To idziemy?
- Nie ma takiej potrzeby. Zaraz mi przejdzie maluszku. - oświadczył śmiejąc się. - Dziękuje.
- Za co szkapo? - spytałam nabijając się z niego.
- Za wszystko - obwieścił.
- Słodziak z ciebie - rzekłam łącząc nasze usta w pocałunku.
Ja tak nie mogę! Zaszło to za daleko! Nie mogę normalnie funkcjonować, ponieważ to miasto mnie dobija. Pełno w nim bolesnych wspomnień.
- A tobie co?- zapytał obojętnie Jacob.
- Nie twoja sprawa - warknęłam wściekła. Ingorując ich wrzaski wybiegłam z szkoły do domu w którym się znalazłam po dziesięciu minutach. Powiesiłam kurtkę odkładając równocześnie buty na komodę aby potem udać się do kuchni. Jestem mile zaskoczona, ponieważ moja mama stała przy piecu gotując coś dobrego.
- Witaj matko - przywitałam się całując ją w policzek.
- Co tak surowo?- oburzyła się kobieta mająca czterdzieści lat. Jak na swój wiek była w świetnym stanie. Wciąż posiadała brązowe włosy do pasa tak samo jak ja, a jej figura jak zawsze jest idealna.
- Przepraszam Evelyn - przeprosiłam zniżonym głosem, na co moja matka zaczęła się śmiać jak opętana przez złego ducha.
- Po nazwisku to po pysku Black. - powiedziała jęcząc ze śmiechu.
- To twoje imię kobieto - zaśmiałam się łapiąc swój obolały brzuch.
- Musimy pogadać - spoważniała wskazując na krzesło obok.
- Dobrze - Nie robiąc problemu usiadłam na przeciwko.
- Kim jest Ann, David i Michael? - zapytała prosto z mostu. Skąd ona o nich wie? Widząc mój wyraz twarzy dodała wyjaśniając. - Krzyczałaś ich imiona w nocy.
- Ann i Michael byli moimi przyjaciółmi, a David chłopakiem. - wyznałam z trudem.
- Byli? O czymś mi nie mówisz? - wypytała smutna.
- David zdradził mnie z Ann, a Michael... - przerwałam spuszczając wzrok w ziemię. - Zerwał naszą przyjaźń by móc się nade mną znęcać.
- Matko kochana! - krzyknęła zrozpaczona.
- Zapomnijmy o tym - mruknęłam. Mimo tego, że działo się rok temu... to wciąż bardzo boli. - Chciałaś mi coś powiedzieć?
- Tak... - westchnęła. - Wyprowadzamy się.
- Najwyższy czas! - zawyłam szczęśliwa.
- Przeprowadzamy się do Los Angeles - oznajmiła. - do ojca.
- Zgłupiałaś?! - wrzasnęłam nerwowo ciągnąc swoje włosy. - Do tego cholernego gnoja?!
- Naomi nie wyrażaj się tak o własnym ojcu! - krzyknęła poprawiając mnie.
- Będę mówiła jak mi się podoba. - wysyczałam biegnąc do swojego pokoju.
♦♦♦♦
Będąc już na lotnisku wraz z matką chwilę czekaliśmy na biegnącego w naszym kierunku Zeyna.
- Dłużej się nie dało? - mruknęłam. Dzisiaj jestem w złym nastroju, ponieważ będę stała twarzą w twarz z człowiekiem, który zapłodnił moją matkę.
- Mamo gdzie bagaże? - zapytał Zeyn ignorując moje pytanie.
- Wszystko jest w naszym nowym domu.- powiedziała z uśmiechem. Widząc jej szczęście nie mogę dłużej się na nią gniewać.
- Rozpakowane? - spojrzałam na nią z nadzieją.
- Tak słońce - zaśmiała się na moją minę.
- Następym razem mów mi o wszystkim Nao - rzekł mój brat.
- Jak tam chcesz - burknęłam.
♦♦♦♦
Nareszcie wyszliśmy z samolotu. Daję słowo, że dłużej bym nie wytrzymała. Ten rudy dzieciak zaczął działać mi na nerwy. Co chwilę mówił jakieś głupoty i bez przerwy zaczepiał, jak naprzykład kopiąc w fotel na którym siedziałam lub rzucając we mnie papierkami po słodyczach. Evelyn zaczęła zwalniać co oznacza, że jesteśmy już na miejscu. W końcu zaparkowała i mogliśmy w spokoju wyjść z auta. W oczy rzucił mi się ten piękny dom w kolorze pomarańczowym z pięknymi tulipanami pod oknami. Skoro na zewnątrz ten dom jest idealny, to jaki musi być w środku? Nie czekając ani chwili weszłam ostrożnie zamykając drzwi. Ukazał się ogromny salon z kuchnią mający czarne meble z czerwoną kanapą, na której siedział mój brat z pilotem w ręce. Chwilę go obserwuję i naprawdę wydaje się być szczęśliwą osobą z czego oczywiście się ciesze. Dobra koniec tych czułości w końcu muszę zobaczyć swój pokój. Weszłam po górnych schodach na korytarz mający czerwone ściany. Wzrokiem odszukałam karmelowe drzwi prowadzące do pokoju, który miałbyć mój. Po chwili znalazłam po lewej stronie jako pierwsze wejście na których był czarny napis "Nie dla idiotów". Pchnęłam wrota prowadzące do mojego małego królestwa i zatkało mnie. Dosłownie nie wiedziałam co powiedzieć.
O mój boże!
Podoba mi się ten pokój. Co ja mówie, zakochałam się w nim! Wszystkie ściany w pomieszczeniu są miętowe tak samo jak pościel na moim białym łóżku. Na prawej ścianie znajduje się z wysuwanymi drzwiami ogromna, szara szafa mająca po środku duże lustro oraz kremowe biurko z pudrowo różową lampką. Jednakże na przeciwko znajduje się łóżko, specjalna jasno różowa poduszka dla psa i kolejne drzwi prowadzące, jak myślę, do osobistej toalety. I tym razem moja ciekawość mnie nie zawiodła. Cała łazienka była w odcieni koloru czarnego, czerwonego, niebieskiego i zielonego przedstawiająca kafelkowy obraz minecrafta. Była komora prysznicowa, kibelek, szafeczka z umywalką i lustrem oraz dwa haki, jeden na ręcznik, drugi na biały szlafrok.
Jestem wniebowzięta i taka szczęśliwa! Mam nadzieję, że to nie kolejny sen. Powędrowałam do szafy aby się przebrać, a tu kolejna niespodzianka. Na wieszaku i półkach leżą swobodnie nowe, markowe ciuchy, buty plus czarna torebka i tego samego koloru plecak! Nie musiałam długo wybierać w co się przebrać, bo postawiłam na delikatną różową sukienkę z kloszowanym dołem, a do tego biało złote Super Stary. Gotowa podeszłam do okna z różową zasłoną związaną w kokardki po bokach. Widok za okna na ogród zapierał dech w piersiach... te idealnie zadbane róże, hiacynty, fiołki i tulipany, a także ogromny biały basen z metalową drabinką. Obok basenu były zielone leżaki z parasolkami i wielki, biały stół z również białymi krzesłami. Lepiej już być nie może! Pełna entuzjazmu usiadłam przy biurku na obrotowym, czarnym i skórzanym krześle zauważając białą kartkę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać wiadomość.
Zajrzyj do szuflady pod biurkiem. Całuski mama.
Tak jak poprosiła, tak też zrobiłam. Wysunęłam szufladkę, a tam był nowy telefon! Jeśli dobrze się orientuję w elektronice był to Apple Iphone X w biało różowym kolorze. Do urządzenia była zwyczajna i przenośna ładowarka zwana PowerBankiem oraz etui w moro z napisem "Fuck off". Cała w skowronkach zeszłam na dół w celu podziękowania jej za wszystko. Niestety to co zobaczyłam zmroziło moje serce. Przy blacie kuchennym w najlepsze mój brat z matką rozmawiali z niby moim ojcem śmiejąc się co chwile. Co oni robią?! Po pięciu minutach wyczuli moją obecność, dlatego najstarszy męszczyzna w tym domu podszedł do mnie ale się odsunęłam. Nie ze mną takie numery!
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęłam ostrzegawczo.
- Proszę, porozmawiajmy. - poprosił błagalnie tuląc mnie do siebie.
- Nawet nie ma takiej mowy! - wysyczałam wściekła odpychając go od siebie. - Nie dotykaj mnie!
- Naomi... - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie! - odpowiedziałam wybiegając z małej willi. Co on sobie myśli? Myślał, że od tak mu wybaczę i spokojnie wysłucham jego kłamstw? Nic bardziej mylnego! Z moich myśli wyrwało mnie silne uderzenie.
- Oślepłaś czy co?! Patrz gdzie idziesz! - warknął otrzepując się z niewidzalnego kurzu.
- Nie będziesz życia mi układał! - odpyskłam dumna z siebie. Koleś, którego imienia nie znam przeskanował mój wygląd uśmiechając się jak debil.
- Ostra - stwierdził ściskając mój pośladek.
- Obrzydliwy, zboczony kosmita! - wrzasnęłam waląc go w twarz, czego najwyraźniej się niespodziewał, ponieważ się cofnął.
- Jeszcze tego pożałujesz! - zagroził popychając mnie na mokrą trawę. Po czym odwrócił się i wszedł do, jak myślę, swojego czerwonego Ferrari.
- Nie boję się ciebie! - zawyłam za nim.
- Zaczniesz! - odkrzyknął zamykając delikatnie drzwiczki.
- Nie sądzę. - machnęłam na niego ręką. Jak to mówi moja matka, na debili lepiej nie zwracać uwagi.
- Jutro się przekonamy. - powiedział odjeżdżając. Cholerny Dupek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro