"Chociaż raz użyłabyś mózgu"
Jak zawsze o siódmej rano zadzwonił budzik z dobrze mi znaną melodią. Z wielkim trudem wstałam wsuwając królicze kapcie na moje gołe stopy i ruszyłam w stronę toalety, którą dziele z bratem. Po wykonaniu porannych czynności ubrana w szarą, luźną sukienkę do kolan, a także w baleriny tego samego koloru skierowałam się do małej kuchni. Przebiegłam wzrokiem pomieszczenie zatrzymując wzrok na małej kartce przyczepionej magnesem. Podeszłam bliżej biorąc papier do ręki aby przeczytać wiadomość.
Jestem w pracy i nie wiem kiedy wrócę. Wasza mama ;*
Matka pracuje w hotelu, więc nie zarabia krocie, a wiąże się z tym, że nie stać nas na drogie ani markowe ciuchy. Mi osobiście to nie przeszkodza, bo życie nie polega na kupowianiu odzieży, której i tak potem nie będzie się nosiło. Tak już bywa w świecie nastolatków. Ja jestem inna, dlatego nie mam przyjaciół. Będąc już przed białymi drzwiami prowadzącej do piekła, czytaj szkoła, wzięłam oddech pchając drzwi. Następnie udałam się pod klasę numer osiem. Wyjęłam z starej, brudnej torby podręcznik do historii otwierając na dziale, który obecnie przerabiam. Nie dane mi było dokończyć tekst, ponieważ ktoś strącił książkę na zakurzoną podłogę, robiąc tym samym hałas. A tym kimś był Michael, mój prześladowca i były przyjaciel.
- Ej, kurwo chyba pomyliłaś szkołę z burdelem. - zaśmiał się przybijając piątkę koledze.
- Żałosne - parsknęłam na jego dowcip podnosząc książkę by spakować ją do torby.
- Jak myślisz Naomi, dlaczego David i Ann cię zdradzili? - zapytał trafiając w czuły mój punkt.
- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. - odpowiedziałam fałszywie się uśmiechając. Nie zwlekając ani chwili wybiegłam ze szkoły. Co ja najlepszego narobiłam? Pożałuję tego bardziej niż zwykle. Niestety Michael wraz z kolegą dogonili mnie popychając do tyłu.
- Pożałujesz - warknął podchodząc bliżej z Jacobem, który wyrwał moją torbę z ramienia aby wyrzucić ją do kosza na śmieci. Później obaj zrobili dziurę w kartonie soku wiśniowego na moją sukienkę powodując wypłynięcie fioletowej cieczy.
- O mój boże! - wrzasnęłam spoglądając na plamę własnego stroju. Wyglądam strasznie!
- Uśmiech! - piszczy Adelaide robiąc mi zdjęcie. - Pięknie wyszłaś kochanie. Szkoda tylko, że na tej fotografii widać cię grzebiącą w śmietniku z ujebaną koszulką.
- Po co tu przyszłaś? - wysyczałam patrząc w jej niebieskie oczy. Adele jest najładniejszą dziewczyną w tej szkole. Każdy chłopak jest na każde jej skinięcie. Ma długie, kruczoczarne włosy lekko kręcone na końcu do pupy uzupełniające się z idealną figurą, którą posiada bez odchudzania się i zbędnych ćwiczeń. Michael uwielbia eksperymentować wieloma kolorami na swojej głowie, dlatego jego czupryna nie ma jednolitej barwy, ale za to świetnie komponuje się z zielonymi ślepiami. Natomiast gały Jacoba są żółte charakteryzując się z brązowymi kudłami.
- Bo mi się tak podoba. - powiedziała zerkając na żółtookiego. Od razu widać, że jest w nim zabujana, ale mam to gdzieś. Ich zasrana sprawa. - Chociaż raz ubrałabyś się jak kobieta.
- Chociaż raz użyłabyś mózgu. - oznajmiłam idąc w kierunku mojego domu. Chyba krzyknęła coś w stylu "szmata" lub " dziwka" ale zignorowałam tą patologię. Po trzydziestu minutach w końcu dotarłam przed kamienicę w której obecnie mieszkam. Weszłam do klatki schodowej wpisując specjalny kod i przeszłam po schodach do drzwi mieszkania, które otworzyłam kluczem. Wślizgnęłam się ostrożnie zamykając wyjście. Potem zdjęłam buty i kurtkę wieszając na hak. Przebrałam się w czyste ubrania i położyłam się na łóżko okrywając się grubym kocem. Nie pamiętam kiedy, ale sen nadszedł zaskakująco szybko.
- Tato czemu wyjeżdżasz? - zapytałam tuląc swojego niebieskiego królika.
- Kochanie muszę odejść aby naprawić swoje błędy. - wyjaśnił uśmiechając się ciepło.
- Wrócisz? - zadałam kolejne pytanie. Mój tatuś nie może mnie zostawić! Kto następnym razem opowie nie śmieczny żart przy kolacji z którego i tak wszyscy zawsze się śmieją? Kto zaprosi Świętego Mikoła? Kto będzie mnie woził na plecach jak konik?
- Wrócę, obiecuję. - przyrzekł całując mnie w czoło.
- Kocham cię tatusiu. - krzyknęłam radośnie przytulając go na pożegnanie.
- Ja cię też maluszku.
Tamtego dnia miałam zaledwie dziesięć lat. Codziennie wypatrywałam go przez okno czekając, aż przejdzie przez ulicę prowadząca do naszej kamienicy. Niestety po kilku miesiącach poddałam się, tracąc już nadzieję. Nie dotrzymał danej mi obietnicy. Nie wrócił. Zostawił samą na pastwę losu. Uciekł jak od skazy. Może jednak nią jestem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro