~ Prolog ~
Shailey Dunavan, piętnastoletnia uczennica Hogwartu, siedziała wśród przyjaciół i w skupieniu obserwowała stół Gryfonów.
— Dlaczego nic się nie dzieje? — Zapytała Pansy Parkinson, nie kryjąc znużenia.
Shailey wywróciła ostentacyjnie oczami i zerknęła na prawo, gdzie siedziała Philippa Horn – jej najlepsza przyjaciółka.
Philippa wzruszyła jedynie ramionami i ponownie skupiła się na stole Gryfonów.
— Co się dzieje? Skąd te skupione miny?
Do dziewczyn podszedł Adrian Pucey, który usiadł obok Shailey, posyłając jej pytające spojrzenie.
— Zaraz ci wszystko wytłumaczę, tylko najpierw...
W tym momencie przy stole Gryfonów wybuchło niemałe zamieszanie. Zupa dyniowa eksplodowała wprost na siedzące przy niej osoby.
— Prymitywny żart — Mruknęła pod nosem Shailey — Ale przynajmniej satysfakcjonujący.
Dziewczyna wymieniła uśmiech z Philippą po czym zwróciła się do Adriana, kompletnie zapominając o Gryfonach:
— Jak było na treningu?
Obiad minął Ślizgonce w radosnej atmosferze. Powroty do Hogwartu zawsze ją cieszyły, szczególnie po dwóch, nudnych miesiącach z matką, która całymi dniami przesiadywała na zewnątrz, pielęgnując swój nieskazitelny ogród.
Kiedy kilka minut później Shailey opuszczała Wielką Salę w towarzystwie Adriana, dostrzegła Profesora Snape'a, który z surową miną rozmawiał z niejakim Nevillem Longbottomem.
Szata Longbottoma była cała zabrudzona dyniową zupą, na widok której Ślizgonka zaśmiała się pod nosem.
— Spójrz na tego nieudacznika — Mruknął Adrian z wyraźną odrazą w głosie — Do niczego w życiu nie dojdzie. Jakim cudem Tiara Przydziału umieściła go w Gryffindorze?
— Jakim cudem ktoś taki dostał się do Hogwartu? — Dodała Philippa, która właśnie do nich dołączyła.
Shailey kiwała głową, nie spuszczając wzroku z przerażonego Neville'a, który bał się spojrzeć na Snape'a.
— Ofiara losu — Skwitowała krótko i chwyciwszy dłoń Adriana wyszła na dziedziniec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro