Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Dobra kluski, sytuacja wygląda tak, że od miesiąca nic nie napisałam i ogólnie rzecz biorąc moje samopoczucie jest no, chujowe.
Ale nie płaczcie, bo mam oczywiście zapas, do 32 rozdziału. Dlatego uprzedzam, że nie wiem czy w tej chwili będę odpisywać na komentarze itd bo dupa. Poza tym bawcie się dobrze, kocham was, pa.

--------
To było naprawdę trudne. Chciałem, żeby były idealne. Właściwie to mogłem zrobić to magią ale stwierdziłem, że potrzebuję trochę adrenaliny. Chryste, numerologia w porównaniu z tym to pestka! Jeszcze gdyby te szpony były normalnej długości...

- O Merlinie, kiedyś to było takie łatwe! - zawołałem dramatycznie, patrząc z nienawiścią na lakier do paznokci. Na chwilę włożyłem go do buteleczki, żeby sięgnąć po sezamki. Smak słodyczy od razu uspokoił moje zszargane nerwy. No, od razu lepiej.

Nagle usłyszałem czyjś kaszel i do mojego pokoju wszedł Lestrange, wyglądając jakby najchętniej sprawił mi wymyślne cierpienie. Przewróciłem oczami, widząc jego mordercze spojrzenie.

- Na Merlina, przecież tutaj śmierdzi jakbyś rozpylił w powietrzu truciznę! Wiem, że tylko w tym jesteś dobry, ale co ty sobie wyobrażasz Snape, ja tutaj mieszkam! - huknął śmierciożerca, wygrażając mi pięścią. Aktualnie siedziałem przy biurku w moim pudrowym pokoiku, który sprawiał, że miałem wielką ochotę włożyć Malfoy'a do gara z rozgrzanym olejem. Stwierdził, że muszę sprawiać wrażenie jakiejś niewinnej duszyczki, żałosne.

Pomachałem do mojego wspólnika w zbrodni czerwonymi pazurkami, uśmiechając się wrednie. Biedak miał na sobie brązowy sweterek oraz siwy kok, i nie owijając w bawełnę, wyglądał jak wysuszona starucha. W dodatku zrzędził za dziesięć takich emerytek.

- Nie wydzieraj się tak mamusiu, bo ci sztuczna szczęka wypadnie. - powiedziałem, w głębi duszy płacząc z rozpaczy. Chcieliśmy nałożyć na Nott'a zaklęcie lokalizacyjne, żeby móc go bez przeszkód wyśledzić. Lestrange zaklinał się, że tylko on, Voldemort, mój tatulek oraz Bella znają tą klątwę. Nott się nie zorientuje, że będziemy dokładnie wiedzieli gdzie aktualnie zawlecze swój zadek.

Czułem ekscytację myśląc o tym, że już niedługo będę mógł odzyskać mojego dzieciaka, ale jednocześnie bardzo się bałem. Czy Teddy jest cały? Przecież nie wiadomo czy Nott mu nic nie zrobił, typ jest psychiczny. Mógł go skrzywdzić na wiele sposobów, dla samej satysfakcji.

Poczułem, że duszę się z wściekłości na samą myśl. Spokojnie Snape, już niedługo będziesz mógł sobie zrobić z oczu Nott'a pudding. Ta myśl skutecznie mnie uspokoiła.

Podszedłem do szafy, wyciągając kremową sukienkę z białą koronką. Westchnąłem, zastanawiając się przez chwilę czy podobałbym się w niej Cameronowi. Szybko odrzuciłem tą śmieszną myśl, oglądając się w lustrze. Nienawidziłem udawać kogoś kim nie byłem, ale tym razem cieszyłem się, że mogę jawnie zakpić z Teodora. Ciekawe jak daleko zajdzie nasza tymczasowa znajomość?

Doskonale znałem ból zdrady ukochanej osoby. Przed moimi oczami pojawiła się pewna krukonka, która wciąż z pewnych przyczyn mnie nie znosiła. Wzruszyłem ramionami, chwytając w dłoń buteleczkę perfum. Zapach był naprawdę piękny, zmysłowy ale nie słodki. Moim zdaniem nie pasował do wizerunku naszej blondynki, ale przynajmniej mi się podobał.

Zdążyłem przez chwilę pomyśleć nad możliwymi scenariuszami naszego spotkania, kiedy od strony drzwi wejściowych usłyszałem pukanie. Wstałem, prostując sukienkę i delikatnym ruchem odrzuciłem włosy na plecy, jedną ręką naciskając na klamkę. Uśmiechnąłem się pięknie, otwierając drzwi Delphini Riddle.

- Co jest do kurwy? - zapytałem słodkim głosem, który wciąż miałem zaprogramowany w głowie.

Nastolatka wyglądała na bardzo niepewną, co dość mocno mnie wkurzyło. Co ta zdzira tutaj robi? Skoro się pojawiła, to bez dwóch zdań wie kim tak naprawdę jestem. Merlinie słodki, przecież to jest katastrofa jedyna w swoim rodzaju!

- Zapytałem o coś szmato. - powiedziałem już moim normalnym, grobowym tonem, którego używam zanim złamię komuś kark. Chociaż... czy ja wiem, wtedy zazwyczaj jestem dość radosny. Tak, sądzę, że ten straszny ton wkrada się na moje wargi wyłącznie kiedy zobaczę, że skończyła się kawa.

Dziewczyna zatrzęsła się, ale w końcu się pozbierała, unosząc podbródek. Merlinie, chroń przed idiotami, którzy sami nie wiedzą czego chcą.

- Chcę odejść od Nott'a. Wysłuchaj mnie, proszę. Wiem coś, co na pewno może ci pomóc w walce z nim.

Mój umysł wrzeszczał żeby dać lasce po mordzie raz jeszcze i zwłoki wysłać Teodorkowi, ale jak zwykle miałem swój idiotyczny pomysł, który oczywiście mądry nie był.

Bez słowa chwyciłem dziewczynę za szmaty i wepchnąłem do środka. Szybko zamknąłem drzwi na klucz, olewając ciepłym moczem oburzone spojrzenie Lestrange. Zaciągnąłem brunetkę do mojego pokoju, wiedząc, że Nott miał się zjawić lada chwila. Jeżeli znajdzie tutaj dziewczynę, no to się zrobi niewesoło.

- Streszczaj się. - rzuciłem przez zaciśnięte zęby, przystawiając różdżkę do szyi nastolatki. Czarownica wytrzeszczyła się niezdrowo, ale posiadała troszkę instynktu samozachowawczego, ponieważ nie próbowała mnie powstrzymać.

- Chodzi o to, że... Nott jest przekonany, że o tym nie wiesz. Twoja magia... Ona nie dotyczy wyłącznie zwierząt. No bo... Eee... Możesz manipulować w ogóle wszystkimi istotami żyjącymi, więc ludźmi też.

Zamrugałem, zastanawiając się czy przypadkiem nie doznałem ostatnio jakiegoś uszkodzenia słuchu. Mój umysł przez chwilę trwał w przestrzeni "error". Riddle chyba to zauważyła, bo uśmiechnęła się delikatnie.

- To prawda, że jesteś chrześniakiem mojego ojca? - zapytała z jawnym zaciekawieniem. To pytanie skutecznie wyrwało mnie z zadumy. Zacisnąłem szczękę uświadamiając sobie, że przez jakiś czas kompletnie wyleciało mi to z głowy i żyłem sobie wesoło, będąc wolny od tej pojebanej myśli.

- Tak. - warknąłem, zaplatając dłonie na piersi. Chciałem wyglądać przerażająco, ale jak to zrobić skoro jest się porcelanową blondynką, ze świeżo co pomalowanymi pazurkami?

Byłem świadomy, że mój umysł powinien na pełnych obrotach rozpracowywać informację dostarczoną przez nastolatkę, ale na przekór wszystkiemu zajmował się wieloma innymi pytaniami. Skąd wiedziała, że ja to ja? Dlaczego nie chce już współpracować z Nott'em? Jak nas znalazła? Dlaczego po prostu mnie nie zaatakuje? Jak się czuje Lupin? No i najważniejsze...

- Ty też jesteś taka pojebana, że rozmawiasz z gigantycznymi, krwiożerczymi wężami? - zapytałem na głos, autentycznie zaciekawiony. Zmrużyłem oczy, przyglądając się zdziwionej czarownicy. Włosy oraz oczy i usta miała Belluni, nos również. Jednak rysy twarzy, kości policzkowe były zdecydowanie mojego umiłowanego Pana. W jakim ona była wieku? W takim samym jak Lupin, czy może rok młodsza?

- Eee... Ta - ak... - powiedziała niepewnie, przygryzając wargę. Nagle jej źrenice się zwęziły. - Hej! Nie mów tak o nich!

Machnąłem ręką, wciąż zastanawiając się nad tym, dlaczego jej od razu nie zabiłem. Merlinie, życie jest takie skomplikowane... Wziąłem do ręki naszyjnik w którym miałem zamknięty pukiel włosów Camerona. Rany, wiem jakie to żenujące, ale kiedy miałem je przy sobie było mi łatwiej.

Westchnąłem, odwracając się do nastolatki. Otworzyłem usta, chcąc żądać więcej wyjaśnień, ale w tej chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Zrobiło mi się zimno ze strachu, a Delphini wyglądała jakby tylko czekała, aż ktoś puści w tle marsz pogrzebowy.

Poczułem, że od tego cyrku zaczyna mnie boleć głowa. Jednym ruchem otworzyłem szafę i bez ceregieli wepchnąłem do środka potomka dwóch największych szajbusów ostatnich lat. Zatrzasnąłem drzwi z psychicznym uśmiechem, mając nikłą nadzieję, że czarownica też ma klaustrofobię. Oczywiście jej nie miała.

Poprawiłem włosy, nie mogąc się zmusić żeby ułożyć mięśnie twarzy w uśmiech. Nieważne, może głupie blondynki na które lecą psychole wyglądają na przygnębione, kiedy mają rozwalony licznik wody.

- Miło mi cię widzieć. - powiedział Nott, jeszcze zanim do końca otworzyłem drzwi. W dłoni trzymał bukiet goździków i gorzką czekoladę z orzechami. Rosier ją uwielbiał.

Na myśl o chłopaku kiedy stałem naprzeciwko Teodora, który próbował mnie poderwać, zrobiło mi się niedobrze. Prawie się popłakałem, bo tak strasznie chciałem żeby to był ten debilny krukon... Merlinie, zabierz ode mnie ten okres, bo przysięgam, że przegryzę sobie żyły.

Westchnąłem głęboko, chcąc opanować moje oczy, które niebezpiecznie zaczęły się pocić. Nasz złodziej kobiecych serc chyba uznał to za łzy, w dodatku wzruszenia, bo spojrzał na mnie jak zadowolony szczeniak. Jeszcze chwila i zacznie mi lecieć krew z nosa. Na szczęście sytuację opanował nasz kochany Rabastanek. Miałem ochotę uścisnąć mu dłoń.

- To pan jest tym miłym kawalerem, o którym wspominała moja córka? Naprawdę cieszę się, że jeszcze są na świecie jacyś porządni ludzie. - powiedział Lestrange, przypełzając do nas ze swoim wyścigowym balkonikiem. Nasza babcia zyskała dla mnie kilka cennych sekund, gawędząc sobie przez chwilę z naszym amantem.
Uśmiechnąłem się do mężczyzny, wskazując mu kuchnię.

- Może najpierw napijesz się z nami herbaty? - zapytałem, chcąc żeby mężczyzna pomyślał, że jego samopoczucie obchodzi mnie bardziej niż ptasie gówno na chodniku.

- Z chęcią, ale najpierw chciałbym zająć się usterką... - powiedział mężczyzna, stając według mnie zdecydowanie za blisko mojej osoby. Przełknąłem ciężko ślinę, nie wiedząc czy dam radę ciągnąc ten teatrzyk. W dodatku w mojej szafie wesolutko siedział bachor Czarnego Pana. Dlaczego nie załatwiłem gówniary, która wsadziła mnie do pudła? Pewnie dlatego, że jest nieletnia. Dzieci nie biję, ale kobiety tak. No wiecie, posiadając takie a nie inne byłe dziewczyny, czasami muszę sięgnąć do przemocy.

Nott dłubał w liczniku jakiś czas, który według mnie trwał zdecydowanie zbyt długo. Chciałem, żeby Lestrange rzucił na niego zaklęcie i żebym mógł wyjebać go za drzwi, które zamknę na trzy spusty.

- Załatwione. - mruknął Rabastanek, wstawiając wodę na herbatę. Odetchnąłem, wiedząc, że przynajmniej sprawę naszego lokalizatora mamy z głowy.

- Jesteś pewien, że nie mogę dorzucić mu jakiejś bolesnej trucizny? Sam zobacz, mam same perełki. - powiedział Lestrange, uchylając szafkę kuchenną. Poczułem dość intensywny niepokój wiedząc, że ktoś posiada większy zapas trucizn od Snape'a. To naprawdę nie wróżyło nic dobrego.

- Jestem pewien. - warknąłem cicho, wychylając się z kuchni, żeby sprawdzić czy mężczyzna przypadkiem nas nie podsłuchuje. - Możliwe, że jeżeli go zabijemy, to w jakiś sposób to wpłynie na stan Lupina. Może nawet doprowadzić do jego śmierci, jasne? Ale dorzuć jakieś herbatniczki, mam nadzieję, że się jebany udławi. - powiedziałem jadowitym tonem, nie wiedząc jak przetrwać herbatkę z tym psycholem. Najwyżej wymyślę jakąś wymówkę, żeby się szybciej zwinął.

Kiedy w końcu mężczyzna skończył, usiadł z nami przy stole, wyglądając jakby był szczęśliwy dlatego, że tutaj jest. O Merlinie słodki, gdyby wiedział kim jesteśmy naprawdę... Cóż, nie mam ochoty sprawdzać jak mógłby zareagować.

Przez jakiś czas rozmawialiśmy o różnych głupotach, co było według mnie nudne i idiotyczne, jednak widocznie sprawiałało to Nottowi przyjemność. Trudno, czasami trzeba poświęcić swój spokój duchowy i opanować rządzę mordu, bo inaczej nie dostanie się tego czego się pragnie.

- Może chciałabyś wybrać się ze mną do kina w sobotę, za dwa tygodnie? Niestety, wyjeżdżam, więc dopiero wtedy będę miał czas... - powiedział mężczyzna, patrząc na mnie tak intensywnie, że aż odwróciłem wzrok. Jak ten typ mnie denerwował... Bardzo nie chciałem się z nim spotykać ale wiedziałem, że jeżeli wyjdę gdzieś razem z nim, będziemy mieć pewność, że w tym czasie nie będzie go w domu. Wtedy Lestrange będzie mógł się do niego włamać i ewakuować Lupina...

- Och, cóż, nie mam nic przeciwko... Z chęcią z tobą pójdę. - odparłem, powstrzymując z trudem odruch wymiotny. W porządku Alex, jeden wypadzik z tym zjebem i koniec. To tylko jeden wieczór, potem będziesz mógł spędzić wszystkie kolejne z Lupinem.

Kiedy nasz rozkoszny gość opuścił w końcu nasze urocze grono, odetchnąłem z ulgą. Szybko jednak spiąłem poślady i nie zastanawiając się długo, wyciągnąłem dość brutalnie nastolatkę z mojej szafy. Rany, jaką miałem ochotę... Cóż, właściwie to nie miałem. Po prostu mnie wkurzała, ale gdyby Harruś mnie nie aresztował, to pewnie bym już o niej nie pamiętał.

- Gadaj co wiesz, skoro już tutaj jesteś, to nie wypuszczę cię tak łatwo.

Delphini nie wyglądała jakby moje słowa jakoś bardzo nią wstrząsnęły. Wręcz przeciwnie, myślę, że miała je w głębokim poważaniu.

- Jeżeli nie wrócę dość szybko, to Nott się zwinie, zostawiłam mu notkę na ten temat. Wtedy nie pójdziesz z nim na namiętną randkę, to by była okropna strata...

Aż mnie wcisnęło w podłogę, kiedy dotarło do mnie jak bardzo pyskata jest ta dziewucha. Do tego zjawiska najlepiej sprawdza się anielskie opanowanie Snape'a i skalpel, ale tak się składa, że nie miałem żadnego z nich.

- Nott'a dopadnę prędzej czy później, na razie mam ciebie, więc lepiej weź to z łaski swojej pod uwagę, bo działasz mi na nerwy. - mruknąłem, czując że to jest jakieś koszmarne dziecko, które postanowiło spaprać mi życie. Dostała pod choinkę mój życiorys i teraz pragnie zemsty? Nie powinna siedzieć w Hogwarcie i być przeze mnie gnębiona, jak Potter przez Snape'a? Co jest z tym światem nie tak?

- Nie wiem co miałabym ci jeszcze powiedzieć. Lupin i Grandson mają się dobrze, nic im nie jest. Poza tym, Nott ma kamień filozoficzny, ale nie ma zamiaru wskrzeszać mojego ojca, chociaż taka była nasz umowa.

- Czekaj, uważasz, że ktoś posiadający kamień filozoficzny będzie się słuchał czternastolatki, bo ma z nią bransoletkę przyjaźni? - zapytałem, czując lekkie rozczarowanie na myśl o tym, że ta przebiegła lisica dała się zmanipulować Teodorkowi. Serio, myślę że Voldemort za takie durne zachowanie skonfiskowałby jej kilka czarnomagicznych ksiąg, i dał szlaban na torturowanie mugolaków.

Czarownica się zarumieniła, widocznie doskonale wiedząc, że jej układ z naszym porywaczem jest idiotyczny. No tak, w końcu do mnie przyszła.

- Świetnie, lepsze to niż nic.

- Ale to właśnie jest nic. - odparłem, nie wiedząc po cholerę Nottowi kamień filozoficzny, skoro jest to tak potężna substancja. To tak jakby ktoś stworzył lek na raka nie po to żeby go wykorzystać, tylko pokazać, że po prostu może to zrobić.

- Ale czy ty nie rozumiesz, że mogę po prostu mu go zabrać i sama to zrobić? - zapytała dziewczyna z wściekłością, jakby naprawdę w to wierzyła.

Wtedy zrozumiałem dlaczego się tutaj pojawiła. Chciała żebym jak najszybciej wyeliminował Nott'a, żeby mogła bez przeszkód zwiać z kamieniem i sprawić, że pieprzony Voldemort jeszcze nie raz poczęstuje mnie crucjatusem. O nie, nie, nie tak szybko skarbie. Za stary jestem na takie zabawy, tym razem mówię na serio.

Chciałem wezwać aurorów (dobra, wiem że nie), ale zamiast tego stwierdziłem, że będę blefował. Znam zamiary dziewczyny, która najwidoczniej uważa, że zdradziłem Voldemorta z tchórzostwa i tak naprawdę wierzę w jego pieprzenie. Ona sądzi, że jeżeli Czarny Pan zmartwychwstanie, to do niego dołączę. Chyba się mocno w główkę uderzyła.

- Cóż, nie wierzę w to, że ci się uda. Jesteś tylko dzieckiem, powinnaś siedzieć w szkole, a wskrzeszanie zostawić starszym od siebie. - powiedziałem, doskonale wiedząc jak niesamowitą złość wzbudzało we mnie to cholerne zdanie, kiedy byłem w jej wieku. Może i nie było wzmianki o wskrzeszaniu, ale cała reszta była na miejscu.

Oczywiście, nastolatka aż się zatrzęsła z oburzenia. Nawet imponował mi jej charakterek godny Lestrange, ale brak jej chłodnego opanowania Voldemorta. Aż się dziwię, że żaden z byłych śmierciożerców nie wpadł na to, żeby zrobić z niej spadkobierczynię naszego Litościwego Pana.

- Jeszcze zobaczysz, że mi się uda! - wrzasnęła dziewczyna, wybiegając na korytarz i głośno trzaskając drzwiami. Przez chwilę stałem w miejscu, zastanawiając się co się właściwie stało. Jednego byłem pewien. Riddle właśnie postanowiła wskrzesić tatusia jak najszybciej, bo mogę chcieć jej w tym przeszkodzić. Oczywiście nie opowiedziałem się jednoznacznie jako jej wróg, ale nie zachowałem się jak ktoś kto wspiera jej działania.

Zacisnąłem pięści, myśląc o mojej magii. Czy naprawdę mogę manipulować ludźmi? Czy Delphini mówi prawdę? Dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem?
Spojrzałem na swoje dłonie, szybko podejmując decyzję. Muszę o wszystko wypytać Snape'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro