Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

- Cip, cip, cip, Alex! Kici, kici... och, wybacz, przecież nie jesteś jakimś wyliniałym gryfonkiem żeby kici kici miało zwrócić twoją uwagę... W takim razie, może...

Właśnie byłem w połowie lamentowania nad swoim losem i faktem, że nie posiadałem żadnego konkretnego planu ani poszlak, które moglibyśmy wykorzystać do znalezienia Nott'a. Moje dumanie przerwał wesolutki głos Malfoy'a. Westchnąłem, czując, że muszę się spotkać ze światem i nie zerkać na moje cycki. Wyszedłem z mojego pokoju z obleśnie uroczym uśmiechem.

- Mam tutaj pyszną żabkę nasz przebiegły wężu! Zobacz jaka smakowita, no chodź, chodź! Pamiętasz jak wrzuciłeś mi do kaptura ropuchę Longbottoma? Sam mi powiedziałeś, że węże jedzą żabki!

W tym momencie miałem w głowie wiele odpowiedzi, które idealnie pasowałyby do sytuacji ale niestety, dzisiaj byłem głupiutką dziewczynką, a nie okropnym czarnoksiężnikiem, rzucającym wstrętnymi żartami. Nie doceniałem tego luksusu.

Wyszedłem na główny korytarz, chcąc zobaczyć co się takiego odstawia. W odwiedzinki przyszedł Potter. Żeby było radośniej, zauważyłem też Severuska! No, impreza się kroi na całego!

Podszedłem do naszych milutkich gości, zataczając kusząco moim najnowszym modelem bioder.
Pierwszy zauważył mnie Snape i przez chwilę miałem wrażenie, że biedak skiśnie z rozbawienia. Zamiast tego facet zaczął kaszleć, posyłając Malfoyowi takie spojrzenie jakie ludzie mają zanim zleją się ze śmiechu.

Wiecie co było najgorsze? Nie mogłem na nich nawrzeszczeć.

Uśmiechnąłem się jeszcze raz, wyglądając jak panienka, która zaraz ojejejej zemdleje. Potter uważnie mi się przyjrzał, jakby był prywatnym detektywem. Fajne mam ciałko, co Potti?

- Severusie, Potter, to moja kuzynka, Julia Malfoy. Julio, to Severus Snape i Bliznowaty.

Odchrząknąłem, jakbym nie wiedział jak zareagować na taki głupi żarcik Draco. Cholera, chłopak nie może doprowadzać do sytuacji w której nie wiem co odpowiedziałaby porcelanowa księżniczka. Trochę przegina.

Na szczęście Potter od razu zaczął płakać z powodu tego okropnego przydomka, więc nie musiałem się nie wiadomo jak nagimnastykować żeby ogarnąć ten syf.

- Zamknij się chociaż raz, Malfoy. Miło mi cię poznać. - powiedział brunet, podchodząc blisko i uważnie mi się przyglądając. Jego dociekliwość irytowała mnie jak mało co. Po chwili jednak chwycił moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Pomyślałem, że chciał w ten sposób zmusić mnie do jakiejś Snapeowej reakcji, jednak ja, mistrz oklumencji i opanowania, uśmiechnąłem się ładnie, widząc jak wyśmienicie robię Potter'a w balona.

- Również bardzo miło jest mi panią poznać. - powiedział Mistrz Eliksirów bardzo spokojnie, stając za swoim uczniem. Potter wycofał się, rzucając czarodziejowi podejrzliwe spojrzenie.

- Szukacie Alexandra Snape'a? - zapytałem, patrząc z zaciekawieniem na najbliższych mi ludzi. Cała trójka z zaangażowaniem pokiwała głowami.

- No cóż, rozumiem, że masz do nas kilka pytań, Potter...

- O Harry! Coś się stało? - zapytała Hermiona, rzucając się gryfonowi na szyję. Chłopak przez chwilę wyglądał na rozluźnionego obecnością przyjaciółki.

- Widzisz, tak się składa, że eee... Alex uciekł z Azkabanu.

- Ooo, naprawdę? Cóż, rozumiem. W takim razie może napijesz się z nami herbaty?

Mimo wszystkich swoich dziwactw, Hermiona naprawdę potrafi człowieka wprawić w osłupienie. Herbatki? Może z tej okazji wypijemy sobie po kieliszku winka na cześć Alex'a? Jasne, spoko siostro.

Tak więc usiedliśmy sobie wszyscy razem przy stole. Malfoy, który robił wszystkich w balona trzymając w domu poszukiwanego zbiega, Hermiona, która była przejęta tym, że zwiałem nie wiedząc, że siedzę sobie tutaj wesolutki i ogólnie rzecz biorąc mam się świetnie. Obok mnie siedział Snape, który zapewne zastanawiał się nad tym jakim cudem Lestrange mnie nie zabił i dlaczego mam na sobie coś co nie jest czarne. Był też wśród nas mój braciszek, który jako auror właśnie czytał mój akt skazujący wpisując w raport, że nie spotkał mnie jeszcze dzisiaj, no ni cholery. Pewnie teraz główkuje nad tym gdzie się podziałem, skoro był pewien, że będę tutaj (niesamowite!), oraz kim jest ta czarująca gąska.

- No dobrze, gdzie byłeś Malfoy wczoraj w przedziale godzinowym między siedemnastą a dziewiętnastą? - zapytał Harruś, gryząc ołówek. Ojej jaki słodki ten mój braciszek.

- W domu, Potter. Gdzie miałem być? Na imprezie ku chwale Alex'a?

Cóż, muszę przyznać, że brzmi naprawdę nieźle.

Potter przewrócił oczami, coś tam zapisując w swoim pamiętniczku. Pewnie listę moich ulubionych alkoholi, żeby taką bibę zorganizować specjalnie dla mnie. No mówię, że słodki jest.

- Co dokładnie robiłeś?

- No nie wiem, między siedemnastą a dziewiętnastą pewnie jadłem śniadanie, a co miałem robić? - zapytał Draco, machając w powietrzu łyżeczką od herbaty. Rany, widać, że go emocje poniosły.

- Czytałem. - warknął blondyn na widok niebezpiecznej miny gryfona, zwiastującej szczegółowe przesłuchanie w Ministerstwie.

- Hermiono, możesz to potwierdzić? - zapytał brunet, znowu coś notując. Kobieta zmarszczyła brwi, sprawdzając ile jeszcze zostało herbaty w dzbanku. Na widok profesjonalizmu mojego braciszka cała z wrażenia wyparowała.

- Harry, nie pamiętam co dokładnie w tym czasie robił Draco. Poza tym, byłam u Luny przed dziewiętnastą.

- Sztywniutko. - mruknąłem, wiedząc, że ta rozmowa będzie chyba jeszcze bardziej nudna od kazania Snape'a na temat twardych narkotyków.

- Coś mówiłaś? - zapytał Potter, mrużąc oczy. Baranie, jesteś już tak głuchy jak Slughorn czy mi się wydaje? Odchrząknąłem.

- Powiedziałam, że mój gorset jest sztywny. Chyba pójdę się przebrać.

W tym momencie Snape zaczął się śmiać. Tak. Snape doznał skurczy policzków z powodu rozbawienia.
Draco rzucił mu długie spojrzenie, maskując śmiech kaszlem. Kretyni.

- No i co was tak bawi? - zapytał Potter, rozgniewany do reszty. Chyba nareszcie załapał, że wszyscy tutaj strugają z niego debila. W końcu!

- Z czego się śmieję? Przecież nie z ciebie, Potter. - odparł Snape, już swoim profesjonalnym tonem, poważnie do przesady.

Bez słowa wstałem, chcąc opuścić to urocze grono jednak w tym momencie do pomieszczenia wleciała sowa Malfoy'a, przynosząc mu list. Chłopak zmarszczył brwi, otwierając go od razu. Przeleciał wzrokiem po kartce, po czym wstał i mi go podał.

"Widziałem Nott'a przy Greenway 12. Wyślij Snape'a, niech się tam rozejrzy, w kiecce go nie rozpozna."

Spojrzeliśmy po sobie wiedząc, że to wspaniała wiadomość. Nott będzie mój, żywy czy martwy, nieważne! Chwyciłem kartkę, wyciągając ją z dłoni blondyna. Nie chciałem żeby Potter postanowił zerknąć na nią okiem, ale oczywiście gryfon przykładał się do swojej przeklętej pracy całym sobą.

- Chciałbym zobaczyć czy...

- Tak, tak Potter, uważaj bo dam ci czytać moja korespondencję! - krzyknął Draco, nieźle rozeźlony. Brunet wstał wiedząc doskonale, że to on tym razem na przewagę.

Ojej, muszę ratować sytuację, jak zwykle.

Z uśmiechem na ustach przewróciłem paluszkiem filiżankę, wylewając na kartkę herbatę. Rany, jaka szkoda, że litery się rozmazały, tragedia po prostu.

- Ojej, wybacz Draco. Niezdara ze mnie. - powiedziałem, próbując udawać skrępowaną. Blondyn odetchnął z ulgą, a Potter wyglądał jakby coraz bardziej chciał wlać mi do gardła wiadro veritaserum.

- Cóż, na mnie czas, nie jestem tutaj raczej potrzebna. - powiedziałem szybko, zanim Harry zdążył jakkolwiek zareagować na to, jak bezczelnie zniszczyłem jeden z dowodów. Wyszedłem z pomieszczenia, nie czekając nie wiadomo na co. Dobrze, idę powęszyć za tym idiotą.

Aportowałem się na jedną z Londyńskich ulic, na której Nott zauważył naszego bandziora. Wybornie, ja będę tym który obetnie mu paluchy i nakarmi nimi Cynamonka. Chociaż właściwie to nie wiem czy to nie podchodzi pod maltretowanie zwierząt.

Wciągnąłem do płuc powietrze, wciąż nie do końca wierząc w moje szczęście. Ciekawe czy nawet jeżeli złapię (i zabiję) Nott'a, to i tak mnie zamkną. Nie rozumiałem systemu wartości niektórych aurorów, ale z drugiej strony wiedziałem, że świat bez kretynów nie istnieje.

Wyciągnąłem z torebki czerwoną szminkę, malując moje boskie usteczka. Cóż, właściwie to miałem z tego lekki ubaw. Dobrze, że chociaż kreski umiałem robić. Trzeba wyglądać wiarygodnie. I z pazurem oczywiście.

Związałem moje blond włosy w kucyk, rozglądając się dookoła. Okolica wyglądała dość spokojnie, nawet jeżeli widziałem wyłącznie kamienice. Widocznie była to jedna z pobocznych ulic, na której nie było mnóstwa irytujących turystów. Świetnie, w tłumie byłoby mi ciężko wypatrzyć tego świrka. Przez chwilę spacerowałem dookoła, jednak doszedłem do wniosku, że to bez sensu. Muszę znaleźć jakiś dobry punkt obserwacyjny i po prostu czekać. Zauważyłem dość przytulną kawiarnię, z której miałem bardzo dobry widok na główny plac. Wszedłem do środka, zajmując stolik najbliżej okna i zamawiając filiżankę kawy. Dobrze, teraz pozostało mi tylko czekać.

------
Teodor Nott przechadzał się po Londynie, czując niepokój.

Po pierwsze, Delphini nie była już tak bardzo przekonana co do słuszności jego planu. Dziewczyna nie była głupia, nie. A on potrzebował jej lojalności jak niczego innego. Nie mógł działać w pojedynkę, był poszukiwany. Ktoś musiał odwalać czarną robotę, w dodatku czarownica jeszcze niedawno była bardzo zdesperowana i myśl o wskrzeszeniu ojca dawała mu jej bezgranicznie zaufanie. Cóż, powoli ją tracił. Delphini wiedziała, że jest potężny i chyba tylko dlatego nie zdecydowała się go opuścić. Ale teraz on, Teodor Nott, wie jak można wskrzesić Czarnego Pana i zachować przy sobie córkę Bellatrix.

Właściwie, to nie był do końca zadowolony z tego, że wykorzystuje czyjś pomysł... Chciał być niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju ale nie miał wyboru. Mógł wskrzesić Voldemorta dzięki kamieniowi filozoficznemu.

Każdy sądził, że został zniszczony, ale to nieprawda. Znalazł go, z wielkim trudem, jednak osiągnął to co chciał. Teraz wystarczyło poinformować o tym Delphini, która oczywiście wiedziała doskonale, że kamień jest w stanie przywrócić do żywych każdego. W ten sposób odzyska jej lojalność i dalej, bez przeszkód będzie mógł kontynuować swoją zemstę. Oczywiście w gruncie rzeczy nie miał zamiaru wskrzeszać Czarnego Pana, nigdy! Ofiara była zbyt wielka żeby mógł to zrobić. Poza tym, to nie tak że chciał jego powrotu. W pojedynkę też mógł kontynuować jego dzieło wiedząc, że nie oberwie już żadnym crucjatusem.

Drugą sprawą był pewien bardzo przykry fakt, który dość skutecznie namieszał mu w szyku.

Ten cholerny Snape uciekł z Azkabanu!

Nott zacisnął pięści przyspieszając kroku. Jak on go nienawidził! Gdyby nie ten parszywy zdrajca, Nagini nie zostałaby zabita, Czarny Pan wciąż by żył, a on nie trafiłby do Azkabanu. Och tak, to miejsce jest pełne obłędu, był przeszczęśliwy kiedy wsadził tam tego idiotę.

Właściwie to nie powinien myśleć o Snapie jak o idiocie, o nie. W gruncie rzeczy był wściekły, ponieważ jego wróg numer jeden nie był nawet w połowie świadomy tego jaką mocą dysponował. Teodor czułby się zaszczycony mogąc walczyć z kimś posiadającym takie możliwości i aż go korciło żeby chłopak uświadomić. Ale nie, przecież nie może dać mu broni do ręki.

Nott westchnął, zastanawiając się ile mógłby osiągnąć gdyby też potrafił manipulować żywymi organizmami. Snape był jednak głupi. Myślał, że ma wpływ wyłącznie na zwierzęta! A to dobre!
Co prawda jego oddziaływanie na ludzi było mniejsze niż na zwierzęta, ale gdyby zaczął pracować nad swoją mocą... nigdy nic nie wiadomo.

Poza tym, chłopak nawet jeżeli był Snapem, dalej miał zbyt miękkie serce żeby wykorzystać swoją moc w tak haniebny sposób. Mimo wszystko zastanawiał się, czy Czarny Pan o tym wiedział. Zawsze dziwił się jego podejściem do Alexandra. Był wobec niego strasznie pobłażliwy, czy to dlatego że znał prawdę? Czy Voldemort obawiał się własnego sługi? Czy wiedział, że gdyby Snape opanował swoją moc w pełni, mógłby jedną myślą zmusić czarnoksiężnika do posłuszeństwa? 

To było przerażające ale i ekscytujące.

Ale cóż, z tego co wiedział, prawdę znał wyłącznie on oraz Delphini. Nawet Severus Snape był tego nieświadomy! Chociaż... Może wiedział, ale obawiał się do czego jego syn może tą wiedzę wykorzystać? Nieważne! Jeżeli dotychczas ten przeklęty zdrajca nie znał prawdy, to wątpił żeby teraz, nagle miał ją poznać.

Czy jego przynęta w postaci małego Lupina była wystarczająca? Cóż, jeżeli będzie musiał dobitniej uświadomić Snape'a jak się sprawy mają, to po prostu wyśle ślizgonowi jego palec, może dwa.

Teodor odetchnął, czując migrenę. Tak, myślenie o tym okropnym przypadku było strasznie męczące. Potrzebował chwili odpoczynku, musi być w pełni sił żeby zabić tego kretyna.

W okolicy ujrzał elegancką kawiarnię, która wyglądała kusząco. Tak, tylko kawa jest w stanie uspokoić jego zszargane nerwy.

--------
Siedziałem w przeklętej kawiarence czwarty dzień z rzędu, a tego oprycha ani widu ani słychu. No, gdzie się ta kanalia podziewa? Zazgrzytałem idealnymi zębami Julii Malfoy, czując się coraz bardziej zniecierpliwiony. Jeszcze jeden dzień dłużej siedzenia tutaj na dupie, a przysięgam, że rozwalę ten lokal na strzępy. Miałem ochotę piszczeć, ale jedyne co zrobiłem to wbiłem wzrok w szybę, błagając żebym zobaczył jak tego parszywego śmiecia przejeżdża jakieś auto, albo spada mu na głowę fortepian.

I wtedy usłyszałem ten przeklęty głos.

- Przepraszam najmocniej, czy mógłbym się do Pani dosiąść? Niestety wszystkie inne miejsca są już zajęte...

Myślałem, że to fatamorgana, ale nie. Teodor Nott stał naprzeciwko mnie i bezwstydnie chciał wsadzić swoje mroczne dupsko w krzesło przy moim stoliku.

####
Chciałam tylko powiedzieć, że szanuję każdego kto obejrzał Gintamę. Dziękuję, pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro