Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Mój plan był perfekcyjny.

Kolejnego dnia wziąłem eliksir na kaca, popijając go kawą, która miała stężenie takie jakie jest bezpieczne wyłącznie dla wampirów oraz mnie, również, kiedy tymże krwiopijcą nie byłem.

Kiedy doprowadziłem się do stanu jako takiej używalności, z uśmiechem na ustach udałem się do pokoju tego kretyna - Potter'a, żeby podrzucić mu moją morderczą czekoladkę. Mój koszmarny braciszek aktualnie zażywał kąpieli, która i tak mu nie pomoże na starość. A ja będę wiecznie młody haaaa, i co frajerzy?!

Dobra, wiem. Wolałbym mieć magię.

Wślizgnąłem się na paluszkach i cichutko podrzuciłem gryfonowi czekoladkę. Chłopak kochał słodycze, więc byłem prawie pewien, że wsunie ją bez pytania. W końcu kto mógłby chcieć go skrzywdzić w jego własnym domu, prawda? Z okropnym uśmieszkiem, godnym dobrego, starego Dundersztyca, schowałem się na korytarzu za zasłoną, obserwując co też się stanie.

Nie to czego oczekiwałem w każdym razie. Oczywiście, dlaczego nigdy nic nie może iść po mojej myśli?!

Kilka minut później do pokoju Pottera wszedł ten durny pedał, Rosier. Myślałem, że po prostu miał jakąś sprawę do tego okropnego gryfona, jednak nie miało to żadnego znaczenia z pewnego ważnego powodu.

- Mmm... Ale dobra.

W tym momencie włos mi się zjeżył na głowie. DOBRA?! CZY ON WŁAŚNIE...?

Wpadłem do pokoju Harry'ego szybciej niż światło. No i cóż, może i nie lizał się z Ginny, która była "dobra". Nie, nie. Zrobił to, co było no... Co najmniej złe.

PEDAŁ ZJADŁ CZEKOLADKĘ.

- Co ty najlepszego zrobiłeś?! - zawołałem, patrząc na kawałeczek czekolady w kąciku ust chłopaka. Krukon wzruszył ramionami, jakby nie miał pojęcia o czym mówię. Cholera jasna, i co mam teraz z nim zrobić?! Nikt nie może się dowiedzieć, bo jeszcze serio ktoś pomyśli, że mu pigułkę gwałtu podałem...

W tym momencie z łazienki wypełzł Potti.

- Alex? Co wy robicie? - zapytał gryfon podejrzliwie, tak jakby w gruncie rzeczy chciał powiedzieć "znam tą minę, aresztuję cię zaraz, idioto."

- Eee... - zacząłem, chcąc powiedzieć coś sensownego, jednak w tym momencie moją uwagę przykuł ten cholerny pedał, który zaczął się słaniać, uśmiechać, a nawet jakoś tak patrzeć jakby... No, ja wiem najlepiej kiedy on rzucał takimi spojrzeniami..

- Znam tą minę, aresztuję cię zaraz, idioto. - powiedział w końcu Harruś zimno, patrząc zdecydowanie na mnie, a nie na tego spasionego kruka. No to pięknie.

- Alex... Hm... Wiesz co? - szepnął chłopak, uwieszając się na moim ramieniu. Czułem jego usta to na uchu, to na szyi i wiedziałem, że to jest co najmniej złe. O Merlinie, zabierz stąd tego rzepa. Już chciałem powiedzieć coś, co przekona Pottera do tego, żeby nie sprawiał mi wymyślnych cierpień, kiedy zobaczyłem przez okno... No cóż, zobaczyłem pewną osobistość.

Serafin przyszedł na herbatkę!

- Potti, posiedź z nim sekundę, w porządku? Nie zabijaj mnie ani nic, zaraz to odkręcę. - powiedziałem bardzo, bardzo przekonującym głosem, zostawiając gryfona samego w pokoju z napalonym Cameronem. O rany, rany, co ja zrobiłem?!

Szybko zbiegłem na dół, ignorując zdziwione spojrzenia moich znajomych. Wyleciałem na zewnątrz, stając twarzą w twarz z tym zadowolonym z "życia" idiotą. Wampir oczywiście nie miał zamiaru chociaż raz ubrać się inaczej niż zwykle, więc zgodnie z tradycją miał na sobie płaszcz, kapelusz oraz ciemne okulary i rękawiczki.

- Słuchaj, twoją przeklętą pigułkę gwałtu zjadł mój chło... Eee... Cameron. Gadaj jak to odkręcić, w tej chwili! - zawołałem, mając nadzieję, że nasza pijawa mi pomoże. Mężczyzna zmarszczył brwi, wyglądając jakby był rozczarowany tym, że to właśnie jego praprawnuk złapał się na jego przynętę. Cóż, jego nie może przelecieć, prawda?

Prawda?!

- Zaprowadź mnie do niego, zobaczę co da się zrobić. - powiedział ten niewyżyty diabeł, poprawiając kapelusz. Przełknąłem dorodną wiązankę wobec mężczyzny, no bo to niby nie była jego wina. W końcu westchnąłem, zaprowadzając wampira do środka. Potter oraz Snape spojrzeli na Serafina, jakby był jakimś ufo. No tak, tylko oni wiedzieli kim on jest. No, Severusek zapewne wiedział też, że spędziliśmy razem upojną noc, więc tylko czekałem aż zacznie mu lecieć krew z nosa.

- Ta osobistość zaraz wychodzi, bez obaw. - mruknąłem, nie chcąc żeby doszło do rękoczynów. Na szczęście Snape'a na chwilę przytkało, więc mogliśmy w spokoju udać się do Rosier'a. Myśli, że gram na dwa fronty, co? Nie, nie, mimo moich wad aktualnie miałem ochotę tylko i wyłącznie na tego puchatego kruczka. Pod każdym względem.

- No i co ty na to? - zapytałem starego Rosier'a, wskazując Camerona, który właśnie chichotał i próbował dać buzi Potterowi, na co mój obiad cofnął się nie w tą stronę w którą powinien. Szybko odciągnąłem od zakłopotanego aurora mojego biednego chłopca, ale to chyba nie był najlepszy pomysł. Krukon zaczął ocierać nos o moją szyję i wkładać dłonie pod koszulę. Ugh, jak on może tak mnie dręczyć niemiłosiernie... Spojrzałem na przytulnego do mnie chłopaka, a widząc piwne oczy wpatrujące się we mnie, myślałem, że upadnę i już nie wstanę.

- Ale on jest słodki, nie sądzisz? - zapytał Serafin, pochylając się nad swoim potomkiem. Cameron uśmiechnął się sennie, kiedy wampir pogłaskał go po głowie. Ciśnienie skoczyło mi jak Agaton z dachu, a moje kły wysunęły się gwałtownie. Przebiłem sobie wargę, ale w tym momencie nie zastanawiałem się nad tym, czy pasowałby mi w tym miejscu kolczyk.

- Gdzie z tymi łapami się pchasz, co? - wywarczałem bardzo, bardzo niemiłym głosem, czując, że moje pazury także postanowiły się wysunąć. Zasłoniłem sobą krukona, pragnąc wydłubać Serafinowi oczy łyżką do lodów. Wampir uśmiechnął się niewinnie, udając, że nie wie o co mi chodzi.

- Czy moglibyście ustalić co z nim zrobicie? - zapytał Potti znudzonym głosem, widocznie wiele razy wrzucając do paki wampirów opitych krwią jak kleszcze. Uniosłem brwi, patrząc na Serafina z oczekiwaniem.

- Jakiś przepisik na eliksir niwelujący takie skutki?

- Cóż, właściwie to ci go nie zdradzę. - odparł wampir, bezczelnie się na mnie gapiąc. Chciałem odpowiedzieć mu co o nim myślę, jednak tego nie zrobiłem bo koleś położył mi na ustach palec, co już kompletnie mnie zszokowało.

- Cóż, prawda jest taka, że zerknąłem do jego umysłu...

- Ty parszywy draniu, czekaj tylko jak cię...

- ...wiesz, on to zrobił specjalnie.

Przez chwilę trwała cisza, a moje serduszko z radości zrobiło fikołka. Specjalnie? O Merlinie, czy są jednak jakieś szanse na to, że... Że jednak Cameron leci na mnie chociaż troszeczkę?

- Za kilka godzin znowu będzie zachowywał się normalnie.

- Eee... Czy on będzie pamiętał jaki cyrk odstawia?

Cammy uśmiechnął się, niezdarnie próbując mnie pocałować. Chciało mi się płakać z pragnienia jakie wywołał we mnie czarodziej, ale wiedziałem, że muszę nad sobą panować. Nie dotknę go, jeżeli będzie czymś odurzony. Mój wampirzy seksapil się nie liczy.

- Nie mam pojęcia. - mruknął Serafin, pocierając podbródek.

Że coooooooooooooo?!

- Nie masz pojęcia?! Zostawiłeś mi to świństwo, nawet nie wiedząc jak działa? Czy ty wiesz jak bardzo jesteś spierdolony?! Nie, nie wiesz!

Wampir westchnął, wyglądając jakby najchętniej po prostu się nami pożywił. Tak, to musi być krępujące kiedy twoja przystaweczka tak na ciebie pokrzykuje.

- Nie mam pojęcia. Poza tym, Alex, może mógłbyś dać mi chociaż szklankę krwi? Widziałem, że masz tutaj wielu ludzi... Co za różnica jeżeli...

- Alex, pożegnaj swojego gościa, jeżeli nie chcesz żebym pokazał mu jak pokonałem Czarnego Pana.

Przewróciłem oczami, nie mogąc uwierzyć że ten kociaczek Harruś dorobił się jaj. No, ale poza tym był moim bratem, więc mojego szacunku nie miał. I nie będzie miał.

- A no pokonałeś, bo zrobiłem sobie z Nagini piniatę.

- No jasne, horkruks był tylko jeden, tak?

Pomachałem przed twarzą nastolatka moją Mroczną Rączką, nie chcąc oddać mu całej chwały. Drugą obejmowałem Camerona, który coś tam mruczał pod nosem, bawiąc się moimi włosami.

- Zniszczyłem dwa, ty tępa dzido.

- Pff, dalej mniej ode mnie.

- Wyobraź sobie, że w pojedynkę nie zabiłbyś Nagini i gdyby nie ja - gryzłbyś piach.

- To mogę go dziabnąć? No weź, Alex...

Odwróciłem się w stronę wampira, zabijając mężczyznę wzrokiem. Czy on nie widzi, że właśnie rozgrywa się bratobójcza walka? Powinien nas traktować jak wspaniałych bohaterów, którzy załatwili Czarnego Pana, a nie pytać o przekąski.

- JESZCZE SŁOWO I ZAWOŁAM MOJEGO OJCA. POWIEDZIAŁEM, ŻE NIE DO CHOLERY. - odparłem bardzo wyraźnie, chcąc żeby do debila w końcu dotarło. Rossi spojrzał na mnie zdziwiony, widocznie się biedny spłoszył. Dalej miał w kąciku ust czekoladę, więc starłem mu ją palcem, żeby samemu ją zlizać. No, to prawie tak jakbym był bardzo blisko pocałowania go, mam rację?

- Snape coś powiedział. Panu już podziękujemy. - stwierdził auror z groźnym wyrazem twarzy wyciągając różdżkę. Wampir prychnął, ale nie przejąłem się tym za bardzo, bo aktualnie głaskałem Rosier'a po policzku, szczerząc się jak głupi.

- Alex, skup się. - powiedział Potti, wyglądając jakby miał się zaraz załamać. Powoli oderwałem wzrok od krukona, rzucając chłopakowi zdegustowane spojrzenie.

- Nie widzisz, że zajęty jestem? A ty Rosier, możesz spływać. Szybciutko. - warknąłem wiedząc, że moje oczy stały się czerwone, a kły znowu postanowiły trochę pokłuć moje boskie usteczka. Wampir zmrużył niebezpiecznie oczy, ale więcej nie oponował. Po prostu otworzył okno i przez nie wyskoczył. Oczywiście włos mu z głowy nie spadł. Potter powoli odwrócił się w moją stronę, zaplatając dłonie na piersi.

- Alex, wytłumacz mi dlaczego to wszytko miało miejsce w moim pokoju. Chyba nie chciałeś podrzucić mi tej czekoladki, co?

- Co? Podrzucić ją? Nie wiem o czym mówisz. Poza tym, trzymaj buzię na kłódkę, Potti. Posiedzę z nim aż mu przejdzie i nie mam zamiaru nawet zdjąć z niego ubrań. - odparłem, na chwilę przedstawiając moją alternatywną wersję jako honorowy gryfon. Jeju, każdy ślizgon wykorzystałby tak wspaniałą okazję... W dodatku sam tego chciał, tak? No ale cóż, będę go pożerać wyłącznie wzrokiem.

- Jest mi to kompletnie obojętne, naprawdę. Tylko uważaj Alex, twoje łóżko strasznie skrzypi.

Zazgrzytałem zębami, nie mając pojęcia skąd nagle na takie żarciki się Potterowi zebrało. Nie wierzy, że nie przelecę Rosier'a, co? No, jeszcze zobaczymy kto ma rację.

Zaprowadziłem krukona do mojego pokoju, chcąc po prostu spędzić z nim czas jak normalny człowiek, a nie go niecnie wykorzystać, mimo że chłopak bardzo, bardzo tego chciał. Na początku było w porządku, przez większość czasu to ja gadałem, chcąc odwrócić jego uwagę od mojej szyi albo obojczyków.

Cameron przez pierwsze minuty udawał, że wcale nie chce mnie zgwałcić i tylko subtelnie na mnie zerkał. W końcu jednak postanowił rzucić się na mnie tak po prostu, nie patyczkując się więcej. Na szczęście przewidziałem jego desperacki ruch, i szybko zrobiłem unik. Chłopak błyskawicznie wskoczył na łóżko, uśmiechając się pięknie, jakby jego plan się sprawdzał. Westchnąłem, wiedząc, że nie mogę mu pozwolić zrobić coś, czego później będzie żałował. Wyciągnąłem z szuflady linę, chcąc przyczepić tego diabła do kaloryfera, a samemu poczytać książkę. Nie pozwolę temu kruczkowi sobą manipulować.

- Chcesz mnie związać? No to chodź. - powiedział zadowolony Cameron, klepiąc narzutę obok niego. Przewróciłem oczami, chcąc żeby już ta parszywa pigułka gwałtu wzięła się wypłukała.

Moim wielkim błędem było to, że podszedłem do chłopaka, który uknuł okropny plan. Nie sądziłem, że jasnowłosy tak szybko zareaguje, w końcu słaniał się i chichotał. Kiedy wyciągnąłem w jego kierunku rękę ze sznurem, ten parszywy drań chwycił mnie i jednym ruchem wciągnął na łóżko. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, więc kiedy wylądowałem twarzą w pościeli, nie zdążyłem zareagować, kiedy Rosier wskoczył mi na plecy i sam związał moje nadgarstki, przywiązując do łóżka.

Cóż, powiedziałem, że ja go nie dotknę, ale on mógł robić co mu się podobało, mam rację?

Wiedziałem, że moja wampirza siła pozwoliłaby mi rozerwać linę jak rozgotowany makaron, ale gdzieś tam moje mroczne serduszko szeptało : "daj się chłopcu pobawić, co ci szkodzi?" Westchnąłem, czując na karku usta krukona. Cameron zaczął powoli masować moje ramiona, zachowując się jakby w końcu stał się bardziej opanowany. Założyłem, że jeżeli już mnie złapał, to będzie chociaż trochę spokojny. Nigdzie mu nie ucieknę, więc mógł bez przeszkód robić to, na co miał ochotę, spokojnie odkrywając moje ciało.

Wiecie, bycie wampirem ma wiele plusów. Jednym z nich był pewien niesamowity fakt, mianowicie taki iż ja, Alexander Snape, który w życiu nie poszedł na siłownię - miał mięśnie. Normalnie mięśnie. Nie byłem już dalej w kształcie prostokąta, o nie! Oczywiście nie wyglądałem jakbym wsunął worek sterydów, jednak wiecie, ślinka leciała.

Rosier mruczał, perfidnie się nade mną pastwiąc. W końcu pozbawił mnie koszulki i bez skrupułów zaczął całować każdy skrawek mojego ciała do którego uzyskał dostęp. Po jakimś czasie, który był dla mnie dryfowaniem na różowej chmurze, chłopak przewrócił mnie na plecy, najwyraźniej chcąc pocałować mnie w usta. Sam pomysł był dobry, ale ja nie tak to sobie wyobrażałem. Chłopak schylił się w moją stronę, przymykając oczy, ale ja czując, że łamię krukonowi serce, położyłem mu na ustach dłoń. Jasnowłosy spojrzał na mnie z wyrzutem, wyglądając na szczerze wzburzonego.

- Nie tak szybko, Cammy. - powiedziałem, uśmiechając się lekko. - Nie będę się z tobą całował, bo naszprycowałeś się jakimś świństwem.

Rosierowi najwyraźniej to w ogóle nie przeszkadzało i w tym momencie doszedł do wniosku, że właściwie to nie ma nic do stracenia. Chłopak próbował dostać się do moich ust wszelkimi sposobami, był naprawdę mocno zdesperowany. W końcu zirytował mnie na tyle, że uwolniłem się z więzów i wsadziłem na moje miejsce Camerona. Czarodziej spojrzał na mnie oskarżycielskim wzrokiem, ale nie wzruszył mnie ani trochę. No dobra, troszeczkę tak. Ale tylko tyci tyci.

- Jesteś strasznie gorliwy, co? - zapytałem, przywiązując mojego niedoszłego chłopaka do łóżka. Żebyście wiedzieli jaką satysfakcję mi to sprawia! Uśmiechnąłem się okropnie, widząc wściekłą minę krukona. No, on nie uwolni się tak łatwo jak ja. Pochyliłem się nad czarodziejem, całując go w policzek. Na chwilę na twarzy chłopaka zagościł szok. Uśmiechnąłem się, wychodząc z pokoju. Chciałem tylko skoczyć po książkę, jednak po drodze pomogłem Lupinowi szukać ochraniaczy do quidditcha, i tym sposobem straciłem poczucie czasu.

Nawet nie zauważyłem kiedy minęło tyle czasu, że Rosier odzyskał trzeźwość umysłu. Kiedy wróciłem z kubeczkiem kawusi i książką, mając zamiar nie doprowadzić do żadnej katastrofy, Rosier był delikatnie mówiąc wściekły.

- Jak śmiesz! Co to ma znaczyć? Co ty sobie wyobrażasz, ty wstrętny...

Ziewnąłem przerywając natłok słów od strony krukona. Merlinie, jaki on jest słodki. Schrupałbym go tu i teraz.

- Herbatki? - zapytałem spokojnie, czekając aż z uszu chłopaka zacznie lecieć para.

- Aaaaaaa! Wypuść mnie w tej chwili, Snape!

- A to dobre! Nie mam zamiaru...

- Alex, co tu się dzieje? - zapytał Potti, pilnując żeby nikt nie skumał w jakim stanie był Rossi. Auror spojrzał to na mnie to na Camerona, nie rozumiejąc dlaczego właściwie wywołujemy taki hałas.

- Harruś, powiedz temu panu co się wydarzyło. Mi i tak nie uwierzy.

Kiedy Potti pokrótce opowiedział całą fascynującą historię z parszywą czekoladką w roli głównej, Cameron wyglądał jakby był świadomy jakiejś części tej opowieści. Mimo to, wciąż nie był przekonany co do tego czy Harry mówi prawdę. W końcu jego umysł nie ogarniał co się działo przez większość czasu, od momentu zażycia wampirzego specyfiku.

- Dalej nie jestem przekonany co do tego... W końcu mogliście się zgadać, jesteście braćmi. - rzucił Rosier, mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Przewróciłem oczami, nie wiedząc jak mam go przekonać, że nie dość, że go nie przeleciałem, to nawet nie podałem mu niczego podejrzanego. A przynajmniej nie miałem zamiaru.

- Oczywiście, nasza braterska miłość nie zna granic.

- Wsadziłem tego idiotę do Azkabanu. Myślisz, że bym kłamał na jego korzyść? Nie masz rodzeństwa, co nie?

- Japa, Potter.

- Teraz jesteś taki mądry, co?

- To ja tutaj jestem starszy Potti, nie prowokuj mnie. - warknąłem, wiedząc, że muszę o coś zapytać tego puchatego kruczka. Podszedłem szybko do jasnowłosego, pochylając się nad nim. Chłopak próbował się cofnąć, ale nie za bardzo miał gdzie. Chwyciłem jego podbródek w dłonie, patrząc głęboko w piwne oczy.

- A teraz zdradź nam bardzo proszę, dlaczego zjadłeś ją specjalnie. - powiedziałem spokojnie, widząc jak oczy czarodzieja rozszerzają się w szoku. Ha! Myślał, że o tym nie wiemy?

- Najpierw mnie wypuść.

Wzruszyłem ramionami, rozrywając sznur. Chłopak patrząc na mnie oskarżycielskim wzrokiem, rozmasował nadgarstki, wyglądając jakby dalej był w tym wszystkim zagubiony.

- Potti, nie potrzebujemy już twojej osoby, możesz spadać. - rzuciłem, przyglądając się Cameronowi. Gryfon prychnął, szybko wychodząc.

- No więc?

Przez chwilę Rosier wyglądał na zażenowanego tym co chciał powiedzieć, jednak w końcu wziął się w garść, biorąc głęboki wdech.

- Bo widzisz, pomyślałem, że może przypomnę sobie coś jeżeli... Eee... No wiesz. - odparł, mówiąc bardzo szybko, tak, że ledwo go zrozumiałem. Uniosłem brew, zastanawiając się czy aby na pewno jego mózg wrócił z zaświatów.

- To nie były prochy na Alzheimera, tylko na wzwód, pedale.

- Wiem przecież. - warknął chłopak, wyglądając już na nieźle zawstydzonego. Przez chwilę po prostu patrzyliśmy na siebie bez słowa, aż w pewnym momencie Cameron wstał i podszedł do mnie. Wyglądał jakby wybierał się na jakąś bitwę i doskonale wiedział, co chce zrobić. Krukon przełknął głośno ślinę, patrząc na mnie z zawziętością.

- Chciałem zapytać czy... Czy mógłbyś mnie pocałować?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro