Fioletowy problem
- Alex, nie możesz wchodzić do kojca z tak niebezpiecznymi zwierzętami jak sklątki tylnowybuchowe.
- Dlaczego? - zapytał, nie rozumiejąc o co chodzi Hagridowi. Jego zwierzątka bardzo go fascynowały. Szczególnie te z dużymi zębami.
- Wiesz, jesteś małym chłopcem, większość z nich jest dość niebezpieczna, mogą cię skrzywdzić. Co by mi zrobił twój ojciec gdyby się dowiedział?
Alex prychnął, wiedząc, że to bzdura. To że coś jest niebezpieczne, nie znaczy, że od razu musi chcieć go zabić. Jego tata też jest niebezpieczny, ale tylko wtedy kiedy ktoś postanowi mu podskoczyć.
- Mój tata przecież by cię nie przeklął, ani nic Hagridzie! Jestem tego pewien...
- Ja nie za bardzo... - mruknął gajowy, nie wiedząc co ma zrobić żeby nie musieć przeżywać kilka razy dziennie zawału widząc chłopca, który czesze bestie z dziesiecio centymetrowymi kłami.
- Mam już dziewięć lat i nie potrzebuję oblony! Szczególnie przed zwierzętami! - zawołał mały Snape, tupiąc nogą. "Merlinie, uchowaj przed jego ojcem" pomyślał gajowy, wiedząc co robi instynkt ojcowski z mężczyzną. Właśnie w tym momencie Hagrid zauważył na horyzoncie nauczyciela, co przyprawiło go o nerwowe przełknięcie. Alex niczego nieświadomy, wesoło trajkotał na temat zwierząt, które miał dzisiaj okazję poznać.
- Alexandrze Snape, gdzie ty się szwędasz, okropny bachorze? - zapytał Severus Snape, groźnie marszcząc brwi. Chłopiec szybko spojrzał na wierzbę bijącą, udając, że jest to najciekawszy obiekt w promieniu tysiąca mil.
- Wyszedłem na spacer, tato. Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda? - zapytał Alex wiedząc, że musi zachować pozory. Przecież wyjście na spacer to nic złego, prawda?
Snape rzucił zirytowane spojrzenie Hagridowi, który odchrząknął.
- Mam nadzieję, że nie postanowiłeś odwiedzić tych okropnym bestii, mam rację synu? - zapytał czarodziej, wciąż patrząc wyczekująco na gajowego.
- Eee...
- Tak? - zapytał mężczyzna, przenosząc swoje mordercze spojrzenie na chłopca.
- Tylko rozmawiałem z nimi przez siatkę, naprawdę. - powiedział, wiedząc że to prawda. Wszedł do środka rano, ale teraz nie!
Hagrid z zaangażowaniem potrząsnął głową.
- Tak, to prawda.
Snape prychnął, biorąc syna na ręce. Przyjrzał mu się dokładnie wiedząc, że chłopak był czasami zbyt pochłonięty opowiadaniem tym bestiom co zjadł na śniadanie, żeby zauważyć jakąś ranę, czy zadrapanie. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak niebezpieczne mogło się to okazać!
Bachor pisnął ze szczęścia, patrząc na wszystko z góry. Co za emocjonalne dziecko!
- Chodź, przydasz się na coś, ty mały potworze. Przygotujemy eliksir pieprzowy dla pani Pomfrey, zgadzasz się na współpracę?
- Nie! - zawołał Alex z rozczarowaniem. - Ja chcę wywar żywej śmierci, tato, proszę!
Snape przewrócił oczami, widząc przestraszoną minę gajowego. Ci kretyni nie doceniali wartości eliskirów. Oczywiście, jego syn nie był takim przygłupem.
- Zastanowię się, ty okropna marudo. Ale róg dwurożca ma być idealnie starty, rozumiemy się młody człowieku? - zapytał nauczyciel, kierując się ku zamkowi. Mały potwór podskoczył ze szczęścia.
- Tak, tak! - zawołał przy uchu mężczyzny. Merlinie, nigdy nie pojmie jak Molly Weasley wytrzymuje z całą zgrają tych małych, słodkich, ekhm... to znaczy irytujących, manipulujących bachorów. Spojrzał na uśmiechniętą buzię chłopca, który zobaczył na horyzoncie McGonagall.
- Tato, puść mnie! - szepnął wijąc się. Ojej, udajemy takiego dużego czarodzieja, który wcale nie lubi jak się go nosi? Oczywiście, zrozumiałe. Mistrz Eliskirów postawił na ziemi syna, uważając żeby przypadkiem go nie zdeptać. Merlinie, dzieci są takie niskie i jeszcze w dodatku kręcą się pod nogami!
- Dzień dobry Severusie, witaj Alex. - powiedziała nauczycielka transmutacji, widząc razem tą dwójkę.
- Minerwo. - mruknął Mistrz Eliksirów chłodno. Ostatni mecz quidditcha wygrali ci przeklęci, czerwoni kretyni ale już niedługo się to zmieni.
- Dzień dobry pani profesor! - zawołał chłopiec machając do kobiety z zaangażowaniem. Co za mały zdrajca! Snape przewrócił oczami kierując się do lochów. Czy jego syn może trafić do Gryffindoru? Mistrz Eliksirów prychnął na tę myśl. Młody czy stary, Snape zawsze będzie miał łajdackie geny, które na pewno nie zakwalifikują go do tego miejsca pełnego idiotów.
---
- Proszę bardzo, oto róg dwurożca. - powiedział Snape, podając synowi magiczny składnik. Chłopiec z uśmiechem przyjrzał się przedmiotowi, paplając coś na temat różnych nieistotnych rzeczy, które są obiektem zadziwienia małych potworów.
- Tato, a czy mógłbym odwiedzić popołudniu Draco? - zapytał Alex wiedząc, że musi zrobić wszystko żeby jego tata się zgodził. Był przecież naprawdę grzeczny! Tak jak zwykle z resztą!
Mistrz Eliksirów pomruczał coś pod nosem, mieszając miksturę.
- To mogę? Prooooszę?
- Yhym, tak. - rzucił nauczyciel, prawie zanurzając się w płynie.
- Super! - zawołał Alex, kończąc ścierać róg dwurożca. Szybko zeskoczył z krzesła, chcąc pożyczyć jeden mały, nieistotny składnik. Oczywiście, gdyby mężczyzna się dowiedział, na pewno nie byłby zbyt zadowolony... Dlatego właśnie postanowił o niczym mu nie mówić, nie chcąc go martwić. Przecież był dobry w gotowaniu eliksirów, a jeszcze nigdy żadnego nie wymyślił! Razem z Draco ułożyli całą listę składników, których muszą użyć żeby stworzyć swoją własną miksturę! Już nie mógł się doczekać!
Doskonale wiedział gdzie leżały pazury szczurów, więc szybko je chwycił i schował do kieszeni. Załatwione!
Po obiedzie udał się razem ze swoim ojcem do Malfoyów. Od razu pobiegł do pokoju blondyna, który właśnie ustawiał figurki magicznych zwierząt, bawiąc się w wojnę.
Alex zmarszczył brwi, widząc, jakby to jego ojciec powiedział "rażące nieporozumienie".
- Giń jednorożcu! Tylko dziewczyny chciałyby cię w swojej drużynie.
- Draco, myślę że to rażące nieporo... niepo... niezgodność.
- Co? Dlaczego? Pansy mówi, że jednorożce są urocze, a wojownik nie może być uroczy, Alex!
Chłopiec usiadł obok przyjaciela, biorąc do ręki zwierzątko, które obróciło głowę w jego stronę. Ruchome figurki były świetne, ale Alex wolał te, które mówiły.
- Chodzi o to Draco, że łzy jednorożca mogą uleczyć wszystko, każdą ranę. Z nim jesteś niepokonany!
- Ale jeżeli on nie chce płakać to co? - zapytał blondyn, przyglądając się uważnie zabawce. Snape wzruszył ramionami.
- Nie wiem, może pokrój przy nim cebulę.
Draco zaśmiał się głośno, zakrywając dłonią usta. Alex nie rozumiał dlaczego ludzie zaczynają się śmiać kiedy powie coś bardzo logicznego. Po chwili blondyn wstał, wyjmując z pudełka figurkę smoka.
- Spójrz, tata dał mi go wczoraj. Świetny, prawda?
- Wow, wygląda naprawdę super, Draco. - odparł Alex, obracając zwierzę w dłoniach. Był piękny. - To chyba rogogon węgierski.
Blondyn westchnął, zabierając przyjacielowi figurkę.
- Nieważne jaki to rodzaj, Alex! Jest smokiem i tyle, z nim jestem niepokonany.
Snape wzruszył ramionami, nie chcąc uświadamiać Malfoy'a w tym, że bardzo trudno jest smoki oswoić. Niedługo sam się tego dowie. I tak by mu nie uwierzył.
- Szkoda, że Cameron nie przyjdzie. Chciałem pokazać mu smoka. Może wymieniłby się ze mną swoją tarantulą...
Alex pokręcił głową wiedząc, że chłopak nie chciał brać udziału w ich małym eksperymencie bojąc się tego, że ktoś ich przyłapie. Snape był świadomy, że to bardzo prawdopodobne ale wiedział też, że jego tata nie jest taki straszny jak ojciec Rosier'a.
- Masz pazury szczura? - zapytał blondyn, wyjmując swój kociołek. Alex zauważył, że nie był on tak fajny jak ten jego. Jego miał podwójne dno i był nawet podpisany. A rączka nie robiła się gorąca! Wciąż nie mógł zrozumieć dlaczego jego przyjaciele nie doceniają takich rzeczy.
- Yhym. Pokroiłeś skrzydło nietoperza? - zapytał ciemnowłosy, kładąc na stół składnik.
- Tak, ale to było strasznie ciężkie. Mało brakowało, a poprosiłbym o pomoc skrzata. - dodał Draco, wyjmując resztę potrzebnych przedmiotów. Snape rzucił okiem na nierówne kawałki nocnego zwierzęcia wiedząc, że on zrobiłby to lepiej.
- Może następnym razem naostrz lepiej nóż. - powiedział, rozgniatając gałki oczne ropuchy rzecznej. Blondyn coś pomruczał pod nosem, obierając owoce jałowca.
Kiedy wszystko było gotowe, chłopcy zabrali się za przygotowanie ich eliksiru. Cała procedura była dość łatwa, chociaż prawie wrzucili do substancji nierozgnieciony pazur. Zamieszali wszystko szesnaście razy w prawą stronę i przelali miksturę do buteleczek.
- Wygląda tak jak przewidywałem. - powiedział Alex, przyglądając się szarej mazi. Naprawdę się udało! W końcu będą mogli pofarbować włosy na taki sam kolor jaki miał ścigający Os z Wimbourne. Oboje stwierdzili, że w granatowym im do twarzy. Nie wiedzieli czy ich rodzice też tak uważali, ale... Kogo to obchodzi?
- To co, możemy to tak po prostu wypić? - zapytał Draco, patrząc na eliksir z dystansem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Może... Może najpierw sprawdźmy jak działa? Nie wiadomo, może to nam zaszkodzić. To znaczy, jestem pewien, że nas nie zabije ale mogą nam na przykład wypaść zęby.
Draco spojrzał na kolegę z przerażeniem. Odłożył fiolkę, odsuwając się od niej. Rany, Cameron przynajmniej nie był tak bojaźliwy jak blondyn i najczęściej to on był osobą, która jako pierwsza zgadzała się wziąć udział w głupich pomysłach Alex'a. Bez niego to nie było to samo.
- Pamiętam jak raz wybiłem sobie ząb... No wiesz, wtedy kiedy spadliśmy z tej jabłoni u Blaise'a... Jak odrastał to mnie strasznie bolało! Masz rację, musimy to na czymś przetestować. Tak się mówi, prawda?
Alex skinął głową zastanawiając się nad tym jakie stworzenie może być najlepszym "królikiem doświadczalnym". A może chomikiem? Nie był pewien.
- W twojej piwnicy jest dużo szczurów. Może złapiemy jakiegoś i podamy mu to?
- No pewnie! Możemy użyć tej świeczki od której zapachu można stracić przytomność, co ty na to? - zawołał Malfoy, wyciągając z szuflady ich broń przeciwko szczurom. Po kilku minutach zeszli do piwnicy, przedtem sprawdzając czy ich rodzice wciąż są pogrążeni w rozmowie. Oboje trochę bali się szczurów, bo niektóre z nich były naprawdę duże. Jeden z nich nagle przebiegł obok drewnianej beczki z piskiem. Chłopcy odskoczyli, patrząc jak zwierzę ucieka.
- Co one jedzą, że są takie wielkie? - zapytał blondyn, patrząc w kierunku miejsca w którym szczur zniknął.
- A co masz w piwnicy?
- Konfitury... Ale przecież te stwory nie potrafią otwierać słoików!
Alex spojrzał z lękiem na podłogę, nie wiedząc czy aby na pewno może zgodzić się z przyjacielem. W końcu to dom czarodziei.
- S - skąd wiesz? - szepnął chłopak, przysuwając się w stronę Dracona.
- Może masz tutaj jakieś specjalne szczury? Takie... Inteligentne.
- C - co? - zapytał blondyn drżącym głosem, rozglądając się dookoła.
- To niemożliwe. Wiedziałbym gdybym miał inteligentne gryzonie. Wykorzystałbym je żeby podbić świat.
- A co jeżeli potrafią odkręcać słoiki i tak naprawdę... Tak naprawdę nas teraz obserwują? I wiedzą, że chcemy podać im coś podejrzanego?
Draco spojrzał na przyjaciela rozzłoszczony, zaplatając ręce na piersi. No co? Przecież to miało sens!
- Brawo Alex! Powiedziałeś to na głos, więc teraz na pewno wiedzą! - zawołał chłopiec, machając rękami. Snape przygryzł wargę wiedząc, że to bardzo możliwe. Ale nie po to tutaj przyszli żeby bać się jakichś myszy!
- Sprawdźmy to. - odparł, kładąc na podłodze kawałek wędliny i w małej odległości od niej, świeczkę. Malfoy podszedł, zapalając knot.
- Chodź, musimy się schować. - powiedział, ciągnąc przyjaciela za rękę. Po chwili obserwowali kawałek mięsa z za zakurzonej szafy. Bez słowa czekali, aż w końcu kiedy minęły wieki odkąd tutaj przyszli, do wędliny podszedł tłusty gryzoń. Był cały szary i miał krótkie nóżki. Zamierając w miejscu, chłopcy patrzyli jak zwierzę drepcze dookoła przysmaku, aż w końcu powoli go zjada. Kiedy jedzenie zniknęło, szczur powęszył owłosionym nosem w powietrzu, aż nagle zatrząsł się i upadł.
- Nie żyje? - zapytał Alex cicho, czując wyrzutu sumienia. Miał nadzieję, że biedny gryzoń przypadkiem nie uderzył się, ani nie zranił.
- Hej, panie szczurze! - zawołał Draco szeptem, wychylając się trochę z za lustra. Zwierzę ani drgnęło.
- Czy będziemy musieli zrobić mu sztuczne oddychanie? No wiesz, usta - usta? - zapytał Snape, czując łzy w oczach. On im zaufał i chciał tylko zjeść coś smacznego, a oni go tak okropnie oszukali! Czuł się podle.
Malfoy przewrócił oczami, słysząc przyjaciela. Nie rozumiał dlaczego chłopak tak bardzo przejmuje się tym co myślą i czują zwierzęta. Skąd on w ogóle wie, że one myślą? Futrzaki były słodkie, to fakt, ale Alex strasznie przesadzał. Ludziom potrafił naprawdę dokopać, ale rozczulał się nad byle mrówką!
- Chodź, podajmy mu nasz eliksir, a potem możemy poczekać aż się obudzi, w porządku?
Snape skinął głową, podchodząc do zwierzęcia. Na szczęście oddychało, co widząc czarodziej pociągnął nosem. Delikatnie pogłaskał go drżącą ręką, otwierając gryzoniowi pyszczek. Draco jednym ruchem wlał zawartość fiolki do przełyku zwierzęcia. Alex czuł się strasznie używając go jako pierwszego smakosza ich farbującego eliksiru, ale był przynajmniej pewien, że od tego nie umrze. Może go co najwyżej rozboleć brzuch... Zaraz, zaraz...
- Draco, skąd mamy wiedzieć jeżeli po naszej miksturze poczuje się źle? Przecież nam tego nie powie. - odparł chłopak, czując się jeszcze gorzej. Wykorzystali biedaka, nie mogąc nawet poznać skutków!
- Rany, masz rację Alex! Jesteśmy strasznie głupi! - zawołał chłopak rozczarowany, ale szybko jego nastawienie się zmieniło kiedy zobaczył kolorowe plamy na futrze gryzonia.
- Zobacz! To działa! - krzyknął blondyn, otwierając ze zdziwienia usta. - Jesteś geniuszem, Alex!
- Nie, nie jestem. - mruknął chłopiec, przyglądając się uważnie zwierzęciu. Prawda była taka, że stał się on fioletowy a nie granatowy. Co najgorsze, kolor był widoczny również na skórze szczura. A oni zdecydowanie nie chcieli wyglądać niczym przerośnięte fiołki. Blondyn też po chwili to zauważył, odsuwając się z niesmakiem od futrzaka.
- Ja chyba jednak nie chcę tych kolorowych włosów.
- Ja też nie. - mruknął Snape, patrząc na biedne zwierzątko.
- Ale wiesz co? Chciałbym sprawdzić czy konfitury dalej są w słoikach. - powiedział Draco, wstając. Jaki on jest uparty!
- Naprawdę myślisz, że ich tam nie ma? - zapytał Alex z kpiną, ale po chwili ruszył za przyjacielem. Podeszli do starej, odrapanej szafki, otwierając ją z zaciekawieniem. Draco włożył do środka rękę, wyciągając słoik z nalepką "konfitury śliwkowe". Był on zdecydowanie pusty.
Chłopcy spojrzeli po sobie niepewnie, wyobrażając sobie zmutowane szczury zajadające się przetworami pani Malfoy.
- S - sprawdź jeszcze jeden, może to przypadek. - szepnął Alex, nasłuchując czy między drewnianymi beczkami nie przebiegają szczury wielkości psów, z zębami jak noże pani Weasley.
- Teraz ty. - rzucił blondyn, nie wiedząc czy może między przetworami nie siedzi jakiś szczurzy potwór, czekając tylko aż będzie mógł złapać jednego z nich za rękę. Snape na to nie wpadł, więc szybko wyciągnął kolejny słoik, który był równie lekki co poprzedni.
- Alex, uciekajmy! To na pewno te ogromne szczury!
- Nie! - zawołał chłopiec wiedząc, że mieli czekać aż fioletowy szczur odzyska przytomność. Przecież nie mogli go tam tak po prostu zostawić!
- A co jeżeli nasz szczur był ich więźniem? Przecież ma za krótkie łapy żeby odkręcić słoik! Nie możemy go z nimi zostawić, szczególnie jeżeli jest nieprzytomny! - zawołał myśląc, że są jedyną nadzieją dla biednego gryzonia. Draco zagryzł wargę wiedząc, że jego przyjaciel może mieć rację.
- Weźmy go ze sobą! - powiedział, ciągnąc chłopaka za rękę. Chciał jak najszybciej się stąd wydostać jednak doszedł do wniosku, że muszą zabrać nieprzytomne zwierzę. Alex chwycił szczura pod pachę, wybiegając z piwnicy za blondynem, który zabrał świecę. Oboje wyskoczyli na główny korytarz, dysząc.
- Merlinie, gdzie wyście byli?! - zawołał pan Malfoy, patrząc na umorusane twarze chłopców i ich ubrania całe w kurzu.
- Alexandrze Snape, wytłumacz mi w tej chwili, dlaczego trzymasz w ramionach fioletowego szczura? - zapytał niezadowolony czarodziej, zawisając nad swoim zdyszanym synem. Oboje wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy. Chłopiec zamrugał, patrząc na swojego ojca smutnymi oczami szczeniaka. O nie, tylko nie to.
- B - bo... Chodzi o to, że my... No bo...
- Przez przypadek pofarbowaliśmy tego głupiego szczura, a Alex uparł się żeby go nie zostawiać w piwnicy bo... Bo tam są inne szczury, bardzo straszne! - zawołał Draco, chcąc sensownie opisać ich mrożącą krew w żyłach przygodę. - Są ogromne, mają wielkie zęby i zjadły całe konfitury śliwkowe mamy!
Lucjusz Malfoy słuchał o przejmujących wybrykach swojego syna, ale kwestia wielkich szczurów była godna pożałowania.
- Mój drogi pierworodny. To ja zjadłem przetwory śliwkowe, nie żadne szczury! - powiedział mężczyzna, nie wierząc w to, że chłopcy wymyślili tak dziwną historię żeby wytłumaczyć brak konfitur! Na Merlina, co za dantejskie sceny!
- Co? - zapytał blondyn, marszcząc brwi. No patrzcie, jak łatwo jest uspokoić rozemocjonowanego bachora!
- Tylko nie mów matce, nie chcę żebyś wychowywał się bez ojca. - mruknął czarodziej czując, że od tego zamieszania boli go głowa. Za stary jest na dzieci.
- T - tato, czy ja... Czy ja mógłbym go zatrzymać? - zapytał Alex cichutko, wiedząc że i tak już ma kłopoty, chociaż nie wiadomo, może jego tata nie zorientował się, że własnoręcznie zrobili farbę.
- Proszę, to nasza wina, że jest fioletowy. Nawet jeżeli nie ma w piwnicy większych szczurów, to teraz mogą się z niego naśmiewać. Nie chcę żeby było mu przykro. Mi się bardzo podoba taki kolorowy.
- A mi się wcale nie podoba. - powiedział Snape, widząc jak łamie serce swojego irytującego bachora. Mały potwór przełknął ślinę, dodając do efektu drżącą brodę. O nie, nie może ulec, nie tym razem.
- Proszę, proszę, proszę tato...
Właściwie to może lepiej będzie pozwolić Alexowi ten jeden, jedyny raz na przygarnięcie kolejnego okropnego potwora z którym jego syn będzie spał, jadł i się kąpał. Merlinie, przekonanie jego syna, że lepiej byłoby żeby papuga z czterema skrzydłami, śpiewająca wydra i tańczący pająk mieszkały u Hagrida, było naprawdę ciężkim wyzwaniem. No ale cóż, fioletowy szczur jest chyba niegroźny, prawda?
Doskonale wiedział, że Alex był przewrażliwiony jeżeli chodziło o każde głupie zwierzę, więc i tak dostałby tego brzydkiego gryzonia, prędzej czy później. Zgadzając się, zaoszczędzi sobie piekielnego wycia, płaczu i kłótni z McGonagall, która rozpuszczała chłopaka jak nikogo innego.
- W porządku. - warknął, nie mogąc znieść okropnego spojrzenia Alexandra. Jaki on był uległy, Merlinie!
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawołała manipulancka bestia, wbijając podbródek w wnętrzności Mistrza Eliksirów. Czarodziej stęknął czując, że jeszcze chwila i zostanie uduszony z zimną krwią. Merlinie, uchowaj.
Kiedy tylko Alex odkleił się od ojca, podszedł do Dracona, będąc podekscytowany swoim nowym chowańcem.
- Będzie się nazywała Jagódka. - powiedział, patrząc na szczura z uśmiechem.
- Co to za imię? A w ogóle to może to być chłopak.
- To co? Mam go nazwać siniak? - zapytał Snape, głaszcząc gryzonia po głowie. Zwierzę było naprawdę słodkie i w dodatku uroczo wystawały mu przednie zęby gdy spał.
- Zobacz, ma wszystkie zęby. A to oznacza, że nasz eliksir im nie szkodzi. Myślę, że powinniśmy usunąć z przepisu gałkę ropuchy rzecznej i spróbować jeszcze raz.
- Masz rację! Ale tym razem zróbmy zieloną farbę, żeby odróżnić nasze szczury!
- Jasne! - zawołał Alex, przytulając Jagódkę i czując jak oddycha. Wiedział, że była ona wyjątkową panią szczurową i miał zamiar pokazać ją Ronowi. Może polubią się z Parszywkiem? Byliby naprawdę dobrymi przyjaciółmi, był tego pewien.
Kiedy Alex odwrócił się do Dracona z szerokimi uśmiechem, Snape odetchnął, ignorując zdziwione spojrzenie przyjaciela.
- Nie bierz tego do siebie Severusie, ale twój syn czasami mnie przeraża. - mruknął Lucjusz, obserwując dyskutujących chłopców.
- Co masz na myśli? - zapytał Snape ukrywając swoją chęć rozerwania gardła Malfoyowi. Czy istniało coś słodszego od Alex'a? Nie. To znaczy oczywiście, był najbardziej irytującą istotą na ziemi, jednak...
- Cóż, nie chciałbym pewnego dnia potknąć się w twoim salonie o śpiącego smoka. - odparł mężczyzna, uśmiechając się dość przerażająco.
- Uważasz, że pozwolę mu na smoka? - zapytał nauczyciel, zastanawiając się czy przypadkiem nie robi się coraz mniej przerażający. Będzie musiał się sobie przyjrzeć.
- Wiesz, jestem prawie pewien, że ten szurnięty pająk był jadowity.
- Myślę, że zwierzęta są i tak mniej niebezpieczne od najnowszych modeli mioteł z których Draco może spaść i się zabić...
- No naprawdę Severusie, szkolę ci przyszłego ślizgona, powinieneś być wdzięczny...
----
- Lucjuszu, natychmiast wytłumacz mi dlaczego nasza skrzatka jest święcie przekonana, że widziała dzisiaj w spiżarni żółtego oraz zielonego szczura. - powiedziała pani Malfoy, siadając przy stole. Teraz jej mąż nie będzie miał żadnej wymówki żeby uniknąć pytań. Im dłużej zwlekał z odpowiedzią, tym bardziej była ciekawa co sprawiło, że zwierzęta stały się wielokolorowe. Czarodziej odchrząknął, zerkając na Dracona. Blondyn schował się za kubkiem herbaty, wyglądając na podejrzanie rozbawionego.
- Nie mam pojęcia, kochanie.
- Draco, czy wiesz coś na ten temat?
- Eee... Nie?
- Wielka szkoda. Byłabym pod wrażeniem wiedząc, że mój syn potrafi tworzyć tak zaawansowaną magię. - powiedziała kobieta, będąc ślizgonką z krwi i kości. Powoli przełknęła marchewkę, patrząc błękitnymi oczami na syna, który spojrzał na ojca chowającego się za gazetą.
- Właściwe to pokolorowaliśmy szczury razem z Alexem. Ale nie mogę ci więcej zdradzić bo to tajemnica, mamo. - powiedział chłopiec, machając nogami.
- Draco, nie mów z pełnymi ustami. - mruknął Lucjusz, szeleszcząc gazetą.
- Yhym.
- Cóż skarbie, cieszę się że dobrze się bawiliście. - powiedziała czarownica wiedząc, że więcej dowie się później. Oczywiście Draco sam jej wszystko powie, tego była pewna. Spojrzała z czułością na syna uśmiechając się. Naprawdę mocno kochała swojego chłopca.
###
No dobra, pierwsza miniaturka za nami, nie znam się na tym ale bardzo chciałam napisać coś o małym Alexie, więc wyprodukowałam to coś. Następny będzie już normalny rozdział, buzi buzi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro