Owoc Zakazanej miłości*44*
Cyber usiadł ciężko na szpitalnym krzeselku, na szafce trzymając miskę z ciepła wodą. Był tu co tydzień, aby ogolić przyjaciela. Co miesiąc golił go całkowicie.
Dzisiaj zaczynał od dołu, rozegrał go i golił mu nogi, a potem zaczął krocze. Gdy prawie skończył dostrzegł, że coś się poruszyło. Spojrzał tam i nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Wrócił do golenia. Gdy skończył odetchnął. Eric znowu wyglądał pięknie i młodo... mimo, że ciało było wychudzone. Niby karmili to przez rurkę, ale jednak... cewnik... dlaczego on tu leżał? I czy on też tak skończy? Nie chciał po porodzie zapaść w śpiączkę. Chciał patrzeć jak jego dziecko się śmieje, płacze, marudzi... W końcu to jego dzidzia... jego maluszek.
Po za tym nie chciał zostawić tego idiote samego z maluchem. Jak o tym myśli to ma ochotę wymiotować. Przecież by uszkodził ich synka. Tak będą mieli chłopca. Pięknego maluszka.
Olivier zjadł obiad przy chłopaku i całował co w polik.
- Tęsknimy za Tobą - szepnął. Przez ułamek sekundy miał nadzieję, że ten otworzy oczy, Ale nic z tego. Znowu smutny wyszedł by wrócić do swojego męża i jak zwykle się popłakać.
***
- Tobias wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Był Tak zmęczony, że nie dostrzegł kilku, bardzo ważnych zmian W pomieszczeniu. Położył malucha w nosidełka na łóżku A sam poszedł do okna. Otworzył je na oścież i zapalił. Słyszał śmiech synka, Ale nie odwrócił. Palił jednego za drugim, cóż wcześniej musiał zajmować się małym i nie miał czasu.
Nagle jakaś ciepła dłoń objęła go w pasie i ulokowała się na jego brzuchu, A ktoś przytulił się do niego od tyłu. Odwrócił się natychmiast. Zamarł z otwartą buźka, gdy te ciepłe zielone oczka znowu patrzyły w te jego, a miłość jego życia uśmiechała się delikatnie. Czy to był sen? Czy to był pieprzony sen?! Nie... nie... nie chciał by to były jedynie mary nocne.
Złapał go i przyciągnął do siebie mocno przytulając. Usłyszał jego piękny i dzwięczny śmiech.
- Gnieciesz naszego synka - szepnął cichutko, jego głos był lekko zachrypnięty. Gdy czarnowłosy się odsunął dostrzegł, że maluch był trzymany przez zielonookiego, a synek wtulał się w mamusie. To był tak cholernie piękny widok...
- J-jak, kiedy?! - zapytał go oceniając dopiero, że wstrzymała powietrze.
- Przedwczoraj wieczorem - szepnął. Mężczyzna położył dłoń na jego twarzy i zaczął głaskać co po policzku. Niedowierzał, że jego ukochany stoi przed nim. - Nadal jestem słaby. Mogę stać górapięć minut. - szeptał wtulając polik i jego dłoń.
- Tak... Tak! Usiądźmy, chodź! - położył nosidełko na podłodze i poczekał, aż jego najukochańsxy mąż usiądzie. Mały bobas zrobił się marudny, bo nikt go nie trzymał na rękach, a Tobi, z przyzwyczajenia jak mały zaczyna kwękać, zabrał co od mamusi i zaczął nosić. Ten zrobił dziwną minę. Nie miał czasu nacieszyć się małżeństwem, a gdy szarlotki zrozumiał swój błąd od razu podał mężowi dziecko. Ten wziął go w ramiona kołysząc delikatnie. Na ustach miał piękny uśmiech, gdy patrzył na zielonookie dziecko. To był widok jak z obrazka. - Nie masz pojęcia jak tęskniliśmy - szepnął.
- W tej śpiączce ... wszystko słyszałem. Płacz malucha, twój płacz... - patrzył na niego.
- Naprawdę? Wiesz? - zapytał go niedowierzając.
- Tak... Ale wiesz, że nie zależało to ode mnie, że wpadnę w śpiączkę - spuścił głowę.
- Nie chcę byś się obwiniał o to, że spaleś. Ważne, że wróciłeś. - szepnął i złapał jego twarz w dłonie. - Kocham Cię wiesz? Kocham! - powiedział szarooki, w jego oczach było dziwnie pusto.
Dziecko zaczęło płakać. Eric się zmieszał.
- G-głodny jest? A może zrobił siusiu? - zapytał go i podniósł się.
- Spokojnie. Spróbuj dbać mu jeść. Usiądź, weź go tak - wskazał mu. - I daj mu - powiedział podając mu mleko. Było ciepłe, w temperaturze ciała. Brązowowłosy niepewnie wziął butelkę i dał maluchowi
Ten zaczął łapczywie jeść. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Tobi pocałował go w czółko i usiadł na krzesełku. To był dobry początek. Teraz może być tylko lepiej.
Eric się obudził! Obudził! ! Kto się cieszy?! No kto?!
Tobias ma nadzieję, że wszystko się ułoży.
Jak myślicie? Wszystko będzie dobrze? Czy zbliżamy się do EPILOGU?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro