Owoc Zakazanej Miłości *31*
Eric zajadał się gofrem brudząc cały nos oraz brode bitą śmietaną. Oblizywał palce zadowolony, a Tobi na to wszystko patrzył. Założył początkowo kostkę na kolano, a potem zmienił pozycje na tak zwaną noga na nogę. Zielonooki potrafił tak manewrować językiem, że żaden żołnierz, by nie był w stanie powstrzymać się od powstania. Spojrzał na jeszcze jednego gofra, który czekał, aż ktoś go zje. Złapał papierową tackę z nim i męża za dłoń. Nim młodszy ogarną o co chodzi oni byli w jednej z kabin, w toalecie. Tobias usiadł na zamkniętym sedesie, zsunął spodnie i bokserki, a bitą śmietanę z gofra nałożył na penisa. Przesunął dłonią po nim, całkowicie go smarując nią.
- Wyliż to - powiedział twardo, a Eric zamrugał gwałtownie. Wziął ostrożnie gofra z jego ręki i patrząc na niego powoli zaczął konsumować. - Eric! To przez ciebie jest w takim stanie - syknął wściekły, bo penis zaczął go boleć jak cholera.
- Nie rozkazuj mi - powiedział spokojnie. Dokończył gofra i znowu oblizał palce. - Co to ma być w ogóle za pomysł?
- Skarbie, on zaraz eksploduje - syknął wskazując na swój problem.
- Czy ja kazałem ci się podniecać? Nie. Po za tym nie lubie jak na mnie syczysz. Nic złego nie zrobiłem - mruknął cicho obrażony. Szarooki zamknął na chwile oczy, by otworzyć je, gdy był już spokojny.
- Skarbie, narobiłeś mi takiej ochoty, wiem, że to nie odpowiednie miejsce, alw ta ochota jest tak wielka, że wziął bym cię w tej kabinie, ale krwawisz.
- O! Właśnie! Musze zmienić tampon! - pisnał cicho. - Poczekaj tu - powiedział szybko wychodząc, a jemu pozostało tylko zakluczyć kabine i poczekać. Po piętnastu minutach po prostu zaczął ścierać bitą śmietane z ręki i członka. Schował go, na szczęście był już flakiem. Umył ręce i wyszedł z łazienki. Odnalazł wzrokiem swojego męża. Siedział przy tym samym stoliku co wcześniej. Znowu wcinał gofra.
Tobias usiadł naprzeciwko niego. Spiorunował go wzrokiem. - Nie bolało cię jakos bardzo skoro tyle wytrzymałeś.
- Smacznego - warknął patrząc się w okno. Był zły. Narobił mu nadzieji. I co? Gówno. Zrozumial, że jego maż nie wróci do kabiny i opusciły go siły na wszystko.
- Nie lubie jak na mnie warczysz i syczysz - powiedział wzruszając ramionami. Popił jedzenie gorącą czekoladą po czym pogłaskał brzuszek. - Najadłem się. No, możesz zapłacić i chodźmy - oznajmił z uśmiechem, a czarnowłosy prychnął i ruszył do kasy. Po chwili dołączył do niego w samochodzie. Siedzieli w ciszy, Tobias zbyt zdenerwowany, by prowadzić spokojna konwersacje, a Eric był zajęty odpisywaniem na smsa. - Zatrzymaj się. Musze susiu - powiedział, a szarooki westchnął, ale zjechał na pobocze. - Chodź ze mna... Boje się sam - poprosił niewinnie. Było już ciemno, a chłód napewno nie zachęcał. Dominat znowu westchnął, ale wyszedł. Obkrążył samochód, ale nieoczekiwanie uległy otworzył tylnie drzwi i wepchnał go tam.
- Co ty? - zapytal go masując tył głowy, gdyż uderzyl się lekko o drzwi. Uległy wszedł za nim i zamknał drzwi za soba, by ciepło nie uciekało. Położyl dłon na jego klatce i zmusił, by ten się położył. Zaraz potem przesunął ją niżej, na krocze sprawnie rozpinając guzik jedną ręka.
- Naprawdę obraziłes się za takie coś? - zapytał go, wyciągając jego flaka ze spodni. Połączył ich usta zaczynając poruszać dłonią na jego koledze.
- Bylem w potrzebie - burknął, gdy chłopak westchnął rozdrażniony. Pochylił się i wziął do ust główkę. Masował ją językiem, a podstawę pieścił palcami. Masował ją i głaskał opuszkami. Wyczuł, że małżonek nie golił się więc pociągnął za włosy łonowe. Musi mieć kare za tamto syczenie na niego.
Niespodziewanie kochanek wytrysnął w jego usta. Chłopak zaczał się krztusić i kaszleć.
- J-już? - zapytał zszokowany. Nie wziąl go nawet głębiej. Już po wszystkim? Jak to?
- Byłem w potrzebie - powtórzył o odwrócił wzrok.
***
- Napewno nie chcesz zostać? - zapytał go Olivier, gdy pakował ubrania do walizki. Postanowili z Tobim już wrócić do domu, matka wyraziła na to zgodę, więc nie było co zwlekać.
- Nie, ale dziękuje - usmiechnąl się do niego i usiadł na bagażu, by go zapiać. - Czuje, że Tobiasowi coś się dzieje. Chyba choroba. Jak wczoraj dorwałem mu się do gatek to doszedl moze w półtorej minuty. Nie włosylem do ust nic po za główką.
- Ah, mój też ma ten problem, że gdy jest chory to seks trwa góra pięć minut.
- A jak z nim? Uspokoił swe rządze? - zapytał brunet kończąc czynnosć i siadajac na łózku.
- Wiesz ... Tak. Zdecydowanie. Teraz jak się kochamy to wiesz, bardziej na długość nie na ilość. Raz na trzy dni nam starczy. No czasem nie, ale to nic strasznego - powiedział lekceważąco.
- Oho, uważaj, bo zdziczenie może nastąpić niespodziewanie - zachichotał cicho. Przytulił przyjaciela i obaj zeszli na dół do drzwi. Czas wrócić do swoich obowiązków i do spokojnego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro