Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Owoc Zakazanej miłości*44*

Cyber usiadł ciężko   na szpitalnym krzeselku, na szafce trzymając miskę z ciepła wodą. Był tu co tydzień, aby ogolić przyjaciela. Co miesiąc golił go całkowicie.
Dzisiaj zaczynał od dołu,  rozegrał go i golił mu nogi, a potem zaczął krocze. Gdy prawie skończył dostrzegł, że  coś się poruszyło.  Spojrzał tam i  nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Wrócił do golenia. Gdy skończył odetchnął. Eric znowu wyglądał pięknie i młodo... mimo, że ciało było wychudzone. Niby karmili to przez rurkę,  ale jednak... cewnik... dlaczego on tu leżał? I czy on też tak skończy?  Nie chciał po porodzie zapaść w śpiączkę. Chciał patrzeć jak jego dziecko się śmieje, płacze,  marudzi...  W końcu to jego dzidzia... jego maluszek.
Po za tym nie chciał zostawić tego idiote samego z maluchem.  Jak o tym myśli to ma ochotę   wymiotować. Przecież by uszkodził ich synka. Tak będą mieli chłopca.  Pięknego maluszka.
Olivier zjadł obiad przy chłopaku i całował co w polik.

- Tęsknimy za Tobą  - szepnął. Przez ułamek sekundy miał nadzieję,  że ten otworzy oczy,  Ale nic z tego. Znowu smutny  wyszedł by wrócić  do swojego męża i jak zwykle się popłakać.

***

- Tobias wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Był  Tak zmęczony, że nie dostrzegł kilku, bardzo ważnych zmian  W pomieszczeniu. Położył malucha w nosidełka na łóżku A sam poszedł  do okna. Otworzył je na oścież i zapalił. Słyszał śmiech synka,  Ale nie odwrócił. Palił jednego za drugim, cóż  wcześniej musiał zajmować się małym i nie miał czasu.

Nagle jakaś ciepła dłoń  objęła go w pasie i ulokowała się  na jego brzuchu,  A ktoś przytulił się do niego od tyłu. Odwrócił się natychmiast. Zamarł z otwartą buźka, gdy te ciepłe zielone oczka znowu patrzyły w te jego, a miłość jego życia  uśmiechała się delikatnie. Czy to był sen? Czy to był pieprzony sen?! Nie... nie... nie chciał by to były jedynie mary nocne.
Złapał go i przyciągnął do siebie mocno przytulając. Usłyszał jego piękny i dzwięczny śmiech.

- Gnieciesz naszego synka - szepnął cichutko, jego głos był lekko zachrypnięty. Gdy czarnowłosy  się odsunął dostrzegł,  że maluch był trzymany przez zielonookiego, a synek wtulał się w mamusie. To był tak cholernie piękny widok...

- J-jak, kiedy?! - zapytał go oceniając dopiero, że  wstrzymała powietrze.

- Przedwczoraj wieczorem - szepnął. Mężczyzna  położył  dłoń na jego  twarzy i zaczął głaskać co po policzku.  Niedowierzał, że jego ukochany stoi przed nim. - Nadal jestem słaby. Mogę stać górapięć minut. - szeptał wtulając polik i jego dłoń.

- Tak...  Tak! Usiądźmy, chodź! - położył nosidełko na  podłodze i poczekał, aż jego najukochańsxy mąż usiądzie.  Mały bobas zrobił się marudny, bo nikt go nie trzymał na rękach, a Tobi, z przyzwyczajenia jak mały zaczyna kwękać, zabrał co od mamusi i zaczął nosić.  Ten zrobił dziwną minę.  Nie miał czasu nacieszyć się małżeństwem, a gdy szarlotki zrozumiał swój błąd od razu podał mężowi dziecko. Ten wziął go w ramiona kołysząc delikatnie. Na ustach miał  piękny uśmiech, gdy patrzył na zielonookie dziecko. To był widok jak z obrazka.  - Nie masz pojęcia jak tęskniliśmy - szepnął.

- W tej śpiączce ... wszystko słyszałem. Płacz malucha, twój płacz... - patrzył na niego.

- Naprawdę?  Wiesz? - zapytał go niedowierzając.

- Tak...  Ale wiesz,  że nie zależało to ode mnie, że wpadnę w śpiączkę  - spuścił  głowę. 

- Nie chcę byś  się obwiniał o to, że  spaleś. Ważne, że wróciłeś. - szepnął i złapał jego twarz w dłonie. - Kocham Cię wiesz? Kocham! - powiedział szarooki, w jego oczach było dziwnie pusto.
Dziecko zaczęło płakać. Eric się zmieszał.

- G-głodny jest? A może zrobił siusiu? - zapytał go i podniósł się.

- Spokojnie. Spróbuj dbać mu jeść.  Usiądź, weź go tak  - wskazał mu. - I daj mu - powiedział  podając mu mleko. Było ciepłe, w temperaturze ciała.  Brązowowłosy niepewnie wziął  butelkę i dał maluchowi
Ten zaczął łapczywie jeść.  Chłopak uśmiechnął się szeroko.  Tobi pocałował go w czółko  i usiadł na krzesełku. To był dobry początek.  Teraz może być tylko lepiej.

Eric się obudził!  Obudził! ! Kto się cieszy?! No kto?!
Tobias ma nadzieję, że wszystko się  ułoży.
Jak myślicie? Wszystko będzie dobrze? Czy zbliżamy się do EPILOGU?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro