Owoc Zakazanej Miłości *17*
Niesprawdzany
Dnia następnego, Tobias wstał przed południem. Zdziwił się, że mąż go nie obudził, aby pomógł mu w przygotowaniach. Podniósł się i po załatwieniu potrzeb zajrzał do pokoju przyjaciela. On także spał. Zszedł na dół, nie kłopocząc się ubieraniem na siebie dresów czy koszulki stanął w kuchni, gdzie stał stół, było na nim sześć talerzów, sztucce, szklanki i inne duperele co powinny być na stole. Jednak nie widział swojego ukochanego. Przeszedł o salonu, pod choinką, którą postawili niedawno leżało kilkanaście paczek, były to zapakowane prezenty od Tobiasa, Erica i Brada. ten ostatni spędzał święta z nimi, bo żona w końcu ujawniła się ze swoim kochankiem. Eric jako bardzo współczujący ukeś pozwolił mu zostać u nich tak długo jak chciał. Tobias nawet nie miał nic do gadania, zresztą cieszył się, że przyjaciel tu jest. Polubił jego towarzystwo, docinki i żarty.
- Nasza śpiąca królewna wstała - brunet pojawił się w pomieszeniu cicho chichocząc. Miał na sobie czerwony sweter i czarne dżinsy, w których wyglądał zabójczo. Za nim wszedł Olivier, a za przyjacielem jego seme, czerwonowłosy. Byli ubrani w koszule i dżinsy. Semeś trzymał w dłoniach kupe prezentów, które poukładał pod choinką po czym przywitał się z Tobiasem skinięciem głowy.
- Jak zwykle, nie potrafiący się zachować, nieogolony gbur. Nie wiem jak ty z nim wytrzymujesz - oznajmił Olivier, a zielonooki wzruszył ramionami. - Weź idź się odśwież wieśniaku - powiedział wtulając się w nienagannie pięknego męża całując go w policzek.
- Ale ty mnie wnerwiasz... Przyszedłeś nie całe pięć minut temu i już mnie zaczepiasz - warknął Tobio mrużąc oczy gniewnie.
- Ktoś cię musi doprowadzić do porządku. Wynocha do łazienki, albo Eric wieczorem jedzie z nami. Nie będziesz robił mu w ten wieczór wstydu - syknął na niego.
- A ty co? W ciąży jesteś, że ci tak humorki skaczą? - zapytał szarooki, a ukeś prychnął. - Nie prychaj, zachowujesz się jak ...
- Dobra, dobra, dość moi drodzy. Dość. - Eric chichotał. Ta dwójka, gdy tylko się widzieli docinali sobie i nikt nie powinnin wchodzić im w drogę, jeżeli nie chciał zostać obrzucony niezbyt miłym tekstem. Oczywiście brunet był wyjątkiem.
****
Ucałował rodzicielkę w policzek i poprosił by przeszła do kuchni. Sam zamknął drzwi i spojrzał na męża. Był ogolony, ubrany w czarną koszulę i dżinsy. Opierał się o ścianę i przypatrywał mu. Eric miał wrażenie, że ten czegoś od niego oczekuje, jednak nie zamierza tego mówić.
- Idziemy do stołu? - zapytał gdy czarnowłosy się nie odzywał. - Dziwnie na mnie patrzysz.
- Dlaczego wczoraj mnie zbyłeś kiedy zapytałem cię, dlaczego płaczesz? - zadał pytanie,a chłopak przetarł twarz dłońmi.
- Mówiłem już. Pokłóciłem się z Olivierem, ale już wszystko w porządku. Nie martw się..
- Będę się martwił, jesteś moim ukochanym. - oplótł go rękona w talii i pocałował. Chwilkę wymieniali się śliną po czym młodszy wtulił się i zachichotał.
- Martw się o ciebie. To ty bedziesz miał przechlapane - zachichotał i ruszył do kuchni trzymając mężczyznę za dłoń. Wszyscy podzielili się opłatkiem, złożyli sobie życzenia, Brad rzucił kilkoma żarcikami patrząc wprost w oczy matki Erica, ale ona nie wyglądała na speszoną. Wigilia przebiegła spokojnie, nikt się nie kłócił, wszyscy się śmiali, rozmawiali. W końcu usiedli na kanapie i w fotelach by otrzymać prezenciki. Pomińmi już to, co dostał Olivier, czerwonowłosy, matka i Brad.
Eric rozerwał papier ozdobny i wyjął z pudełeczka srebny naszyjnik. Był on serduszkiem rozkładał się na trzy części. W pierwszej i trzeciej był Eric i Tobias, a po środku był znak zapytania. Brunecik wzruszył się na ten gest. Przytulił mężczyznę i ucałował w oba policzusie. Potem przyszła pora na szarookiego. Rozerwał on papier i otworzył on pudełeczko... Leżała w nim para malutkich bucików niechodków.
- Drugi tydzień - wyszeptał chłopak z łzami w oczach. Płakał ze szczęścia, nie wiedział dlaczego, to czarnowłosy powinien. Po prostu czuł taką potrzebę.
- E-Eric - wyszeptał starszy i szybko przygarnął go w ramiona. Czuł, że jego mózg nie chce prawidłowo pracować. Nie mógł myśleć. Po prostu zalała go fala szczęścia...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro