Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

97


Pakuje swoją walizkę, tata ma rację. Nie muszę pytać Nero o pozwolenie, do tej pory to on mnie stawiał przed faktem dokonanym, więc nic się nie stanie jeśli ja teraz tak zrobię.

A ja naprawdę tęsknię już za mamą i bratem. A po tym co się tu stało na pewno mnie nie odwiedzą.

− Liv – przerywam pakowanie na dźwięk głosu Nero. Odwracam się do niego, a on szybko się do mnie zbliża. – Wiem, że bywam irytujący, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham. I nie dam rady żyć bez ciebie.

Klęka przede mną i wtula się w mój brzuch.

− Potrzebuję zarówno ciebie jak i naszego maleństwa.

On chyba pomyślał, że zamierzam od niego odejść.

Jest ode mnie ponad dwadzieścia lat starszy, a teraz zachowuje się zupełnie jak mały chłopiec. Mój kochany.

− Zrobię dla ciebie wszystko – to zapewnienie akurat bardzo mi się podoba. Na pewno to wykorzystam.

− To bardzo dobrze kochanie, zaraz spakujesz swoją walizkę, bo jedziemy w odwiedziny do moich rodziców – podnosi głowę i spogląda na mnie zaskoczony. – Weź więcej rzeczy, bo zamierzam trochę tam pobyć.

Puszcza mnie, a ja wracam do swojego wcześniejszego zajęcia. W domu zostawiłam sporo swoich ubrań, a póki co mocno nie przytyłam, więc na razie nie będzie żadnego problemu.

A poza tym zakupy zawsze brzmią dobrze.

− Kochanie Victoria mnie zadźga podczas snu albo otruje pierwszą zupą. A Harry pomoże jej mnie zakopać – przewracam oczami na jego słowa. On naprawdę dramatyzuje.

− Póki jestem z tobą szczęśliwa nikt cię nie tknie. Wystarczy, więc, że nie będziesz mnie irytował i nic ci nie zagrozi – informuje go.

− To jest twoja ostateczna decyzja? – pyta, a ja uśmiecham się stojąc do niego tyłem.

Kurwa naprawdę byłam pewna, że będzie robił dużo więcej problemów, a on tak po prostu się zgadza.

Nero jednak z całą pewnością nadaje się na męża.

***

Podczas drogi do domu z wielkim podekscytowanie przyglądam się widokowi za szybą. Nawet sama sobie nie zdawałam sprawy z tego jak bardzo tęskniłam za tym miejscem.

− Widząc twoją minę w ogóle nie żałuję, że tu przyjechaliśmy – mówi mój mąż. My jedziemy moim autem, które zostało podstawione na lotnisko, a tata z Chris'em innym. Oczywiście oddałam kluczyki Nero, bo sama wolę się wpatrywać w obraz za oknem.

− Nie martw się, nie zostaniemy tu do porodu – pocieszam go, bo tata prawie przez cały lot próbował mi wytłumaczyć, że dużo lepiej by było gdybym zdecydowała się zostać w domu przez całą ciążę, a także na samych początkach mojego macierzyństwa.

− Oby, bo klub czeka na swoją właścicielkę – uśmiecham się na jego słowa.

− To, że będziemy na innym kontynencie nie przeszkodzi mi przed zarządzaniem klubem. Spiszę się tak dobrze, że będziesz ze mnie dumny – zapewniam go.

− Zawsze byłem i będę z ciebie dumny, ale zaraz kochanie będziesz musiała mnie obronić przed swoją matką.

− Boisz się mojej mamy? – pytam z niedowierzaniem.

− Ależ oczywiście. Tylko ty i twoja matka potraficie mnie przestraszyć.

Jako pierwsi wjeżdżamy na podwórko. Szybko opuszczam auto i rozglądam się, po miejscu, które jest bardzo bliskie mojemu sercu.

− Córeczko – woła moja mama i do mnie biegnie, a następnie przytula. – Tak za tobą tęskniłam.

− Ja za tobą też – mój widok ją cieszy. Jej twarz cała promienieje, ale gdy spogląda w bok od razu uśmiech znika z jej twarzy.

− Szkoda, że jego też ze sobą przywiozłaś, ale cóż skoro musi tu być to niech będzie.

− Ja też się bardzo cieszę, że cię widzę Victorio.

Mama spogląda na niego ze złością. Wydaje się być na niego dużo bardziej wkurzona niż tata.

− Idę przygotować ci coś do jedzenia, bo na pewno zgłodniałaś. A ty nie zbliżaj się do Adama – drugie zdanie wypowiada głosem wręcz ociekająbym jadem stronę mojego męża.

Lecz po chwili łagodnieje i całuje mnie w policzek, a następnie zmierza w stronę domu.

− Łatwo to ci nie będzie – informuje Nero, a następnie w ramach pocieszenia chwytam go za dłoń i prowadzę do domu.

Mam nadzieję, że się nie pozabijają.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro