67
Nie jestem zazdrosna o Nero. To na pewno nie jest to. Ja po prostu jestem wściekła, że on nic nie robi z tego, że ta dziwka go pocałowała i teraz jeszcze ignoruję to, że ona nazwała mnie sprzątaczką.
— Wynoś się stąd póki jeszcze możesz — warczę patrząc na nią z wściekłością.
— Misiaczku wytłumacz jej jak ma się zachowywać w stosunku do lepszych.
— No nie! Tego już jest za wiele! — wybucham na jej słowa. Trzeba jej pokazać gdzie jest jej miejsce, bo najwidoczniej do tej pory nikt jej tego nie przekazał. Ja jednak z wielką chęcią to zrobię.
Szybko do niej podchodzę, a następnie mocno chwytam ją za włosy i ciągnę tak, że jej głowa się wygina.
— Zaraz roztrzaskam ci głowę o podłogę! — to nie jest żadna groźba tylko stwierdzenie faktu. Potrzebuję spuścić trochę złości, więc ona się do tego idealnie nada.
— Misiaczku ratuj mnie przed tą wariatką. Zabij ją — mam już dość zabawy z nią, więc popycham ją na ziemię, a następnie tak jak zapowiadałam zaczyna walić jej głową o płytki. Krzyk szybko milknie, a z jej głowy zaczyna bryzgać krew. Trochę jej spada na mnie.
Puszczam jej martwe truchło i wstaje.
Nero dalej siedzi tam gdzie siedział, patrzy się jednak na mnie lubieżnym wzrokiem. Zupełnie tak jakby to co zrobiłam go podnieciło. I pewnie tak się stało, bo w końcu mój mąż to niezrównoważony świr.
Kątem oka spoglądam na ciało tej kretynki. Ona jest pierwszą osobą, którą zabiłam bez wyraźnego rozkazu. Wcześniej wykonywałam jedynie polecenia. Nie czuję jednak wyrzutów sumienia. Ona sama wydała na sobie wyrok śmierci. Mogła zważać na swoje słowa.
— Teraz to już mam stuprocentową pewność, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Jesteś idealną kobietą dla mnie — podchodzi do mnie, a następnie chwyta mnie w pasie i zaczyna całować.
Mimo, że nadal jestem na niego wściekła to poddaję się tej pasji. Pozwalam mu się podnieść, a następnie owijam swoje nogi wokół jego pasa. Czuję, że mnie gdzieś niesie, ale i tak nie przestaje go całować.
Dopiero gdy wyraźnie zaczyna mi brakować powietrza to się odsuwam, lecz nie daleko. Dalej nasze nosy się stykają.
Rzuca mnie na łóżko, a sam zaczyna się rozbierać. Rozpinam spodnie, ale dochodzi do mnie myśl co ja takiego wyprawiam.
Przecież on jest moim wrogiem. Chcę pozwolić by wymordowano mi pół rodziny. Nie mogę się z nim pieprzyć, ja nie jestem zdrajcą.
Podnoszę się, ale on szybko znów mnie popycha i nade mną zwiasa.
— A ty gdzie się wybierasz? Oboje jesteśmy napaleni.
— Masz rację, dlatego właśnie idę poszukać jakiegoś młodego i chętnego ochroniarza. Na pewno jakiś się na mnie skusi — komunikuje mu to z uśmiechem na ustach.
Na jego twarzy pojawia się wściekłość, a następnie chwyta za moją bluzkę i jednym ruchem ją rozrywa.
— Jesteś moja i tylko moja. Zapamiętaj, że już nigdy nikt poza mną nie dotknie twojego ciała. Kochasz mnie tak samo jak ja ciebie. I nawet nie zaprzeczaj, twoja zazdrość mówi sama za siebie.
— Nie jestem zazdrosna — ledwo powstrzymuje się przed jękiem gdy jego place błodzą po moich udach.
— Oczywiście, że jesteś i nic w tym złego — nie potrafię już zatrzymać jęku gdy zahacza o moja łechtaczkę. Moje zdradzieckie ciało czerpie rozkasz z rąk tego, którego powinnam nienawidzić. — Ja też jestem i to cholernie.
Jego wolna dłoń wędruje na moją szyję. Tym razem jest to jednak subtelny uścisk.
Nawet nie zauważyłam kiedy on pozbywał się bokserek jedynie dochodzi do mnie jak jego członek znajduje się przy moim wejściu i powoli zaczyna we mnie wchodzić, a chwilę później przyśpiesza.
A ja przepadam, całkowicie mu się oddaje.
Liczę na a waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro