47
Moja słodka Liv mnie broni. Już samo to jest dla mnie wynagrodzeniem za tę kulkę. Harry wygląda na mocno wkurzonego, ale nie reaguje, bo wiem, że nie odważy się jej czegoś zrobić. Livia to jego ulubienica i nic tego nie zmieni, nawet to, że bierze moją stronę.
— Kochanie on nam cię zabrał, nie interesował się naszymi uczuciami. Musi za to odpowiedzieć — zachowuje się zupełnie tak jakby był całkowicie niewinny. Jak to ja bym wykonał pierwszy ruch.
— Chciałeś go zabić za to, że pomógł mi zobaczyć Chrisa.
— To co będziemy jechać dziś, bo nie wiem czy się spakować? — odzywa się brat bliźniak mojej żony. Nawet nie zauważyłem kiedy do nas przyszedł. Kurwa naprawdę jestem zmęczony skoro straciłem czujność.
— Jak to spakować? — pyta zdezorientowany Styles.
— Normalnie, jadę z nimi. My na sobie przecież i tak nie możemy już patrzeć, więc po co się męczyć — odpowiada mu syn. Ja mam bardzo złe doświadczenia ze swoją rodziną. Dużo gorsze niż Christian. Jako szesnastolatek musiałem już sobie sam radzić.
I dużo bardziej wolałem to niż tortury z rąk bliskich.
— Nikt nigdzie stąd nie pojedzie. Póki co jesteście w wielkim niebezpieczeństwie, więc musicie siedzieć w domu. Żadnych wyjść.
— Przecież wiesz, że nie utrzymamy ich domu. Niech lepiej wszyscy jadą do Las Vegas — odzywa się Victoria. — Jak rozwiążemy problem to wrócą. Sądzę, że to najlepsze rozwiązanie.
— Nie zgadzam się. Jeśli Liv tak bardzo zależy to on może na razie żyć — wskazuję na mnie. — Nigdzie jednak nie pojadą! — krzyczy, a następnie wychodzi. Kitty się do mnie zbliża i siada na brzegu łóżka.
— Teraz to już chyba mnie nie zostawisz — próbuje wzbudzić w niej litość. Mam ochotę z nią poleżeć i poczuć ciepło jej ciała. — Potrzebuję cię skarbie.
— Szczerze to też bym odpoczęła — odpowiada Liv i spogląda na mamę i brata. Vicky kiwa głową i chwyta Chrisa za rękę i go wyprowadza. Zostałem sam z moją kobietą. Szkoda tylko, że pół ciała mnie boli. — No i zostaliśmy sami. Naprawdę potrzebujesz snu i jak zaraz nie spróbujesz zasnąć to przysięgam, że zaaplikuje ci jakiś środek nasenny — grozi.
— Dobrze, przytul się jednak do mnie. Połóż głowę na moim torsie — kładzie się obok mnie. Przymykam oczy i staram się zasnąć, bo potrzebuje teraz snu jak niczego innego.
Pov Livia
Nero momentalnie zasypia. Podnoszę się i sprawdzam jego puls, nie jest zły, ale też nie taki jak powinien być. A to jest znak, że nie mogę go zostawić nawet na chwilę. I jeśli tylko zauważę, że coś jest nie tak to od razu dzwonię po lekarza i karze go zabrać do szpitala. Może się na mnie wściekać, ale ja w tej kwestii nie odpuszczę.
Nero budzi się dopiero po czterech godzinach. Moim zdaniem i tak jest to zbyt mało snu, ale nijak nie umiem go namówić by znowu spróbował zasnąć.
— Obiecałaś, że przeniesiemy się do twojego pokoju, tam jakoś lepiej się czuję — uśmiecham się na jego słowa.
— Okej, ale będziemy szli bardzo powoli. Rozumiesz? — ochoczo kiwa głową, a następnie wstaje. Po jego wyrazie twarzy widzę, że go to boli, ale oczywiście głupia męska duma nie pozwala się do tego przyznać.
Czemu faceci muszą być takimi kretynami.
— A może jednak tu zostaniemy?
— Nie Liv — obejmuje mnie, a następnie bardzo powoli idziemy. Nero jest ciężki, ale widzę, że stara się mocno na mnie nie napierać. — Potrzebuje twojego łóżka. Tam szybko odzyskam siły.
Nic mu nie odpowiadam tylko staram się iść z nim. Na szczęście mój pokój jest blisko i udaje się nam tam dotrzeć.
— Nareszcie czuję się jak u sobie. Już nie mogę się doczekać aż znajdę się w swojej żonie.
— Nie nazywaj mnie tu tak — strofuje go. — A i o seksie zapomnij, na przynajmniej tydzień. Musisz wydobrzeć.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro