18
Powinnam coś zrobić, ale paraliżuje mnie strach. Mój mały braciszek nie oddycha, ustały mu funkcje życiowe. On właśnie umiera.
— Kochanie odsuń się — Nero delikatnie odpycha mnie od Adama i zaczyna go reanimować. — Zadzwońcie po karetkę, bo nie możemy go teraz sami przewieźć do szpitala.
— No rusz się! — wrzeszczę na Chrisa, który stoi w miejscu i wszystkiemu się przygląda. Na mój krzyk się opamiętuje i wyciąga komórkę i dzwoni. Ja dalej klęczę na podłodze i nie mam pojęcia co robić. Moje oczy zalewają się łzami. Tak bardzo się o niego bije.
— Serce podjęło pracę, więc trzeba teraz tylko monitorować jego oddech — docierają do mnie słowa Nero. Na kolanach się do nich zbliżam i patrzę na mojego bladego i nieprzytomnego brata. — Na klatce piersiowej jest takie miejsce i jego uderzenie może spowodować nagłe zatrzymanie krążenia. I tak się właśnie stało u Adama.
— On przeżyje — bardziej stwierdza niż pyta Chris podchodząc do nas.
— Tak — odpowiada chociaż po głosie Nero zauważam, że nie jest do końca pewien swoich słów, ale ja jestem. Mojemu braciszkowi nic nie będzie. Chwytam go za rękę i delikatnie głaszczę wierzch.
Karetka przyjeżdża w zaledwie kilka minut, ten czas jednak bardzo mi się dłuży. Każda sekunda jest niczym godzina. Ratownicy robią Adam'owi wkucie i podłączają go do monitora. Na szczęście kończy się jedynie na masce tlenowej, która wspomaga jego samodzielny oddech. Zabierają go do szpitala, a my we tróje wsiadamy do samochodu i jedziemy za nimi.
— Ja naprawdę nie chciałem mu zrobić krzywdy. Nie popchnąłem go też mocno — tłumaczy się Christian z tylnego siedzenia. Nero prowadzi, a ja siedzę obok niego. — Liv błagam powiedz, że wiesz, że nic nie zrobiłbym ani tobie ani jemu.
— Ja nic nie wiem — komunikuje i opieram głowę o szybę.
***
Już od ponad trzydziestu minut siedzimy na szpitalnym korytarzu. Nero zadzwonił po mamę nie wdając się zbytnio w szczegóły. Wiem, że będzie przerażona jak się dowie. Najbardziej ją jednak zaboli to, że to właśnie Chris się do tego wszystkiego przyczyni.
— Nie martw się skarbie, on jest bardzo silny. Zobaczysz, że za kilka dni opuści to miejsce i będziemy spędzać z nim czasu.
— Przełożymy nasz wyjazd? — pytam. Jeśli się nie zgodzi to zostanę tutaj. Nie mogę w takiej chwili opuścić rodziny.
— Oczywiście, chcę lepiej poznać Adama.
— Czemu to tak długo trwa? — pyta Chris maszerując w kółko po korytarzu.
— Muszą mieć na zrobić szereg badań po zatrzymaniu krążenia. Na szczęście reakcja była szybka i na pewno nie doszło do niedotlenienia mózgu.
— O czym w mówicie? — odwracam głowę na dźwięk głosu mamy. — I co najważniejsze po co mnie tu ściągnęliście?
Chris powoli podchodzi do naszej mamy.
— Ja naprawdę nie chciałem nic mu zrobić, a jedynie go odepchnąć, bo przeszkadzał mi w rozmowie z Liv.
— Powiedz dokładnie o co ci chodzi i gdzie jest Adam? — pyta rozglądając się. — Zostawiliście go samego w domu?
— Nie — odpowiada mój brat. Nie wtrącam się, bo to on powinien o wszystkim powiedzieć. — Odepchnąłem go od siebie i on upadł tak niefortunnie, że się uderzył i przestał oddychać, ale teraz już jest lepiej.
— Coś ty narobi! — mama krzyczy na Chrisa i podchodzi do ściany o którą się opiera.
Zaczyna płakać, a ja podchodzę do niej i ją przytulam.
— Jemu nie może się nic stać, nie mogę stracić kolejnego dziecka.
Co takiego?
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro