Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18


Powinnam coś zrobić, ale paraliżuje mnie strach. Mój mały braciszek nie oddycha, ustały mu funkcje życiowe. On właśnie umiera.

— Kochanie odsuń się — Nero delikatnie odpycha mnie od Adama i zaczyna go reanimować. — Zadzwońcie po karetkę, bo nie możemy go teraz sami przewieźć do szpitala.

— No rusz się! — wrzeszczę na Chrisa, który stoi w miejscu i wszystkiemu się przygląda. Na mój krzyk się opamiętuje i wyciąga komórkę i dzwoni. Ja dalej klęczę na podłodze i nie mam pojęcia co robić. Moje oczy zalewają się łzami. Tak bardzo się o niego bije.

— Serce podjęło pracę, więc trzeba teraz tylko monitorować jego oddech — docierają do mnie słowa Nero. Na kolanach się do nich zbliżam i patrzę na mojego bladego i nieprzytomnego brata. — Na klatce piersiowej jest takie miejsce i jego uderzenie może spowodować nagłe zatrzymanie krążenia. I tak się właśnie stało u Adama.

— On przeżyje — bardziej stwierdza niż pyta Chris podchodząc do nas.

— Tak — odpowiada chociaż po głosie Nero zauważam, że nie jest do końca pewien swoich słów, ale ja jestem. Mojemu braciszkowi nic nie będzie. Chwytam go za rękę i delikatnie głaszczę wierzch.

Karetka przyjeżdża w zaledwie kilka minut, ten czas jednak bardzo mi się dłuży. Każda sekunda jest niczym godzina. Ratownicy robią Adam'owi wkucie i podłączają go do monitora. Na szczęście kończy się jedynie na masce tlenowej, która wspomaga jego samodzielny oddech. Zabierają go do szpitala, a my we tróje wsiadamy do samochodu i jedziemy za nimi.

— Ja naprawdę nie chciałem mu zrobić krzywdy. Nie popchnąłem go też mocno — tłumaczy się Christian z tylnego siedzenia. Nero prowadzi, a ja siedzę obok niego. — Liv błagam powiedz, że wiesz, że nic nie zrobiłbym ani tobie ani jemu.

— Ja nic nie wiem — komunikuje i opieram głowę o szybę.

***
Już od ponad trzydziestu minut siedzimy na szpitalnym korytarzu. Nero zadzwonił po mamę nie wdając się zbytnio w szczegóły. Wiem, że będzie przerażona jak się dowie. Najbardziej ją jednak zaboli to, że to właśnie Chris się do tego wszystkiego przyczyni.

— Nie martw się skarbie, on jest bardzo silny. Zobaczysz, że za kilka dni opuści to miejsce i będziemy spędzać z nim czasu.

— Przełożymy nasz wyjazd? — pytam. Jeśli się nie zgodzi to zostanę tutaj. Nie mogę w takiej chwili opuścić rodziny.

— Oczywiście, chcę lepiej poznać Adama.

— Czemu to tak długo trwa? — pyta Chris maszerując w kółko po korytarzu.

— Muszą mieć na zrobić szereg badań po zatrzymaniu krążenia. Na szczęście reakcja była szybka i na pewno nie doszło do niedotlenienia mózgu.

— O czym w mówicie? — odwracam głowę na dźwięk głosu mamy. — I co najważniejsze po co mnie tu ściągnęliście?

Chris powoli podchodzi do naszej mamy.

— Ja naprawdę nie chciałem nic mu zrobić, a jedynie go odepchnąć, bo przeszkadzał mi w rozmowie z Liv.

— Powiedz dokładnie o co ci chodzi i gdzie jest Adam? — pyta rozglądając się. — Zostawiliście go samego w domu?

— Nie — odpowiada mój brat. Nie wtrącam się, bo to on powinien o wszystkim powiedzieć. — Odepchnąłem go od siebie i on upadł tak niefortunnie, że się uderzył i przestał oddychać, ale teraz już jest lepiej.

— Coś ty narobi! — mama krzyczy na Chrisa i podchodzi do ściany o którą się opiera.

Zaczyna płakać, a ja podchodzę do niej i ją przytulam.

— Jemu nie może się nic stać, nie mogę stracić kolejnego dziecka.

Co takiego?

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro