1. Kim jesteś?
Z dnia na dzień ból głowy stawał się coraz intensywniejszy i nie pomagały na to żadne proszki. Mało tego oprócz łupania w czaszce dwadzieścia cztery na dobę od jakiegoś czasu doszły skurcze mięśni, które uniemożliwiały mi prace.
Było to jednak normalne, ciało musiało się przystosować do nowego świata, a tak przynajmniej mówił mi Adam, gdy rozmawialiśmy kiedyś o innych wymiarach. Jaka to była ironia. Coś czuję, że w tamtą deszczową noc, kiedy w całym Nowym Yorku wywaliło prąd w tym wieży Starka — Warlock przewidział moją przyszłość. On zawsze był jeden krok do przodu przed całym światem.
Westchnęłam ciężko, wysypując na dłoń tabletkę Aspiryny, by choć na chwilę ujarzmić to, co tak mnie, męczyło. Po chwili zastanowienia wyciągnęłam ze szklanej buteleczki jeszcze dwie kolejne. Taka dawka mi nie szkodziła, ale mogła pomóc, na co liczyłam. Popiłam leki, a wzrok utkwiłam w oknie.
Musiałam się przyzwyczaić, przeczekać. I tak wrócę do domu.
Wmawiam sobie to od kilku miesięcy, ale z każdym dniem zaczynam tracić nadzieję, że tak będzie.
Żałowałam, że wzięłam tę misję jak niczego innego.
W życiu zrobiłam wiele głupich rzeczy, ale szpiegowanie Kingpina było najgłupszą z nich. Nigdy bym nie pomyślała, że coś tak prostego przerodzi się w katastrofę.
Okno od strony kuchni ukazywało centrum ulicy. Mieszkałam na dziesiątym piętrze, więc widok miałam niezły. Lubiłam obserwować ludzi, którzy ciągle gdzieś się spieszyli, pędzili gdzieś przed siebie. Na ich twarzach nie było widać strachu i przerażenia. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu życie wszystkich nowojorczyków, a także całego świata wisiało na włosku. Avengers pokonali boga kłamstw, który wybrał sobie ziemię za swój cel, a w sercach wszystkich pojawiła się ulga. Szkoda tylko, że nie w moim. Na własnej skórze poczułam, jak to jest być bohaterem i nie było to miłe doświadczenie. Wiedziałam, że dobra pasa kiedyś się skończy, a mściciele przypłacą zwycięstwo życiem, bo takie historie zawsze kończą się tak samo. Śmiercią tych, którzy najmniej na to zasługiwali, ale takie było życie pełne niesprawiedliwości i nikt, i nic nie było, w stanie na to poradzić. Nawet super bohaterowie, a zwłaszcza oni.
— Od kiedy z ciebie taka pesymistka?
Potrząsnęłam głową i włączyłam radio. Spiker właśnie rozprawiał o tym, jak firma Starka pomaga tym, którzy ucierpieli w bitwie o Nowy York. Choć to nie był mój świat, wydarzenia były podobne Pamiętałam swoją bitwę o Nowy York. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o tym, co działo się po niej. Zrobiło mi się też niedobrze.
Otworzyłam drzwi lodówki. W środku była pustka. Sałata zaczęła już pomału gnić, a mleko było spleśniałe. Szynka zaczynała śmierdzieć. Jedyne co nadawało się do spożycia to sok pomidorowy oraz żółty ser. Niestety tak się nieszczęśliwie składało, że chleb wczoraj się skończył.
— Muszę zrobić zakupy — westchnęłam niezadowolona z tego faktu. — I wyjść na dwór — jęknęłam. Mimowolnie zerknęłam w kierunku okna. Słońce grzało zdecydowanie za mocno, jak na tę porę roku.
Już miałam zabrać się do robienia listy zakupów, gdy w moim salonie pojawiła się osoba, której najmniej się spodziewałam.
Szczęka opadła mi do samej podłogi. Zastygłam w bez ruchu nad kartką papieru i długopisem w prawej dłoni.
Mężczyzna w stroju o zielono-złotych odcieniach przypatrywał mi się z nie mniejszym zdziwieniem niż ja jemu. Gdy pojęłam, co się właśnie stało, niewidzialna siła rzuciła mną o lodówkę. Magnesy odpadły z cichym brzdękiem. Zazgrzytałam zębami, podnosząc się z podłogi.
— Kolekcjonowałam je — wycedziłam przez zaciśnięte zęby, masując obolały kark.
Zdusiłam w sobie wspomnienia, które żywo pojawiały się przed moimi oczami. Oczyściłam umysł, tak jak mnie uczono i zablokowałam mojemu nieproszonemu gościowi dostęp do mojej głowy. To wywołało dekoncentrację na twarzy bożka, a mi dało kilka cennych sekund przewagi.
Byłam szkolona do takich sytuacji i nie mogłam pozwolić, by uczucia przejęły kontrolę.
Szybkim ruchem przekręciłam kurek, a lodowaty strumień wydostał się na powierzchnię. Czułam, jak przenika mnie to przedziwne uczucie, trochę ekscytacji i podniecenia. Choć nie była to dla mnie pierwszyzna, uwielbiałam ten rodzaj emocji, jaki mi towarzyszył, gdy tylko korzystałam ze swoich umiejętności.
Machnęłam dłoń, a płynna ciecz zamieniła się w lód, uderzając mężczyznę. Szok i niedowierzanie zabłysło w zielonych tęczówkach. Tym razem to on przywarł do ściany. W sekundzie znalazłam się przy nim, a lód piął się po jego ciele jak stado węży. Gdyby nie maska, którą mu zamontowano, pewnie usłyszałabym kilka niemiłych epitetów na swój temat.
— Gdy w tej chwili — syknęłam — nie znikniesz stąd — przyłożyłam lodowe ostrze do jego szyi — poderżnę ci gardło i nici z twojej ucieczki.
Zakaszlałam, gdyż niewidzialne ręce zacisnęły się na mojej szyi. Nacisnęłam na krtań mocniej by go rozkojarzyć, ale to nic nie dało. Loki był w tym momencie skupiony na mnie i nawet krew, która zastygła w jego żyłach nie była w stanie go powstrzymać.
Zwiększyłam nacisk jeszcze bardziej, a kilka szkarłatnych kropli spadło na podłogę. Wtedy uścisk zelżał, a ja odetchnęłam z ulgą — nabierając łakomie powietrza.
Kolanem walnęłam go w brzuch. Skulił się, a ja w tym samym momencie walnęłam go w potylice. Upadł bezwiednie na podłogę.
Miałam bardzo mało czasu, by wymyślić jakiś sensowny plan. Bałam się konsekwencji tej niespodzianki. W głowie miałam totalną pustkę. Rozejrzałam się gorączkowo po zdemolowanym salonie i mój wzrok napotkał srebrną walizkę.
Dopadłam ją i otworzyłam. Już drugi raz tego ranka moja szczęka opadła na podłogę. Byłam w ciemnej dupie. Najprościej rzec ujmując.
— Teserakt! — krzyknęłam, dając upust kotłujących się we mnie emocji. — Nie możesz być aż tak głupi!
I właśnie w tym momencie Loki się ocknął. Spojrzał na mnie z nienawiścią, a ja poczułam jak moje serce, ponownie pęka na tysiące małych kawałeczków.
To nie on — upomniałam się, zapominając na jeden krótki moment, że osoba przede mną nie jest tą samą, która kiedyś żyła na mojej Ziemi.
Na chwiejnych nogach podniosłam się, zaciskając palce na metalowej rączce.
— Zrób choćby jeden krok — powiedziałam, starając się brzmieć pewnie — a rozwalę to — zagroziłam. Na potwierdzenie swoich słów na mój rozkaz lód otulił walizkę niczym puch.
Ta walka mnie wykańczała. Byłam o wiele słabsza niż kiedyś. Jeszcze nie doszłam do siebie po teleportacji. Moje ciało nie przywykło do tego świata i odmawiało posłuszeństwa. Opieranie się jego mocy i obrona przed wtargnięciem do mojego umysłu też kosztowało mnie wiele wysiłku.
Kajdany, które wiązały jego ręce, upadły z hukiem na podłogę, a wraz z nimi ta dziwna maska. Byłam pewna, że po dzisiejszym dniu sąsiedzi zgłoszą na mnie skargę.
— Odłóż to śmiertelniczko, a może cię nie zabiję.
— Prędzej uwierzę, że Ziemia jest płaska — zadrwiłam, cofając się o kilka kroków w tył.
— Lepiej uwierz — warknął, zmniejszając odległość między nami.
Nagły chłód przeszył moje ciało, a ręce oraz nogi zwiotczały. Upadłam na kolana, a on uniósł ciemną brew w geście zdziwienia. Tym razem to on miał przewagę. Próbowałam się podnieść, ale moje ciało nie chciało mnie słuchać.
— Jesteście tacy słabi — powiedział pogardliwie, zabierając teserakt.
Gdy w końcu odzyskałam władze w kończynach, nie było mi dane zrobić najmniejszego ruchu.
— Zabicie cię będzie przyjemnością. — Jego palce zacisnęły się na mojej szyi.
Nie mogłam się skupić. Jednak gdy w końcu to się udało i krew w jego żyłach przestała krążyć — uścisk stał się silniejszy, a ja jęknęłam z bólu.
— Nie tym razem. — Pokręcił głową, uśmiechając się pogardliwie. — Powiesz mi jakim dziwadłem jesteś albo wyciągnę to z ciebie w inny sposób. — Jego oczy błysnęły złowrogo.
Nigdy bym nie pomyślała, że zginę właśnie w taki sposób. O dziwo nie czułam strachu, a raczej smutek, żal.
To nie on — upomniałam siebie znowu. Nie mogłam o tym zapomnieć.
— I mówi to gość, który jest nordyckim bogiem — prychnęłam. — I które z nas jest większym dziwadłem? — wychrypiałam.
Ta odpowiedź mu się nie spodobała. Wykrzywił usta w gniewnym grymasie. Zacharczałam, z trudem łapiąc resztki powietrza.
— Zważ na słowa — syknął, a ku mojej uldze poluzował uścisk. — Kim jesteś?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro