7
Chłopak już dobrych kilka minut studiuje papiery, które mu podsunąłem do podpisania.
Nie powiem, już zaczynał mnie tym wnerwiać, bo on ma je tylko podpisać, a nie wyryć na pamięć! Miałem wrażenie, że specjalnie stara się przedłużyć tą chwilę, tylko sam nie wiedziałem po co.
Jednak siedzę potulnie, naprzeciw niego i próbuje się mimo wszystko nie zirytować, chociaż nie jest to łatwe.
Zresztą wolę go nie wkurzać, bo nie podpisze i mój idealny plan weźmie w łeb... poniekąd i tak już nie jest idealny, ale trudno. Poza tym, cholera wie do czego może być zdolny, przecież w ciąży hormony działają na innych obrotach, a o tym już trochę zdążyłem się przekonać.
Spokojnie Patrick, tylko spokojnie... bo tylko ten pieprzony spokój może cię uratować... -powtarzam sobie w myślach.
- Przecież cię nie oszukam -w końcu nie wytrzymuję, ale mówię to bardzo ostrożnie, starając się, żeby mój głos nie zdradził mojego zniecierpliwienia.
Alex uniósł powoli głowę i wlepił we mnie spojrzenie błękitnych oczu.
- Już kończę... -odpowiada i wrócił do czytania.
Bardzo dziwi mnie ten jego opanowany ton głosu, znając jego wcześniejszy buntowniczy na wszystko, co do niego mówiłem.
Czyżby tak nagle się zmienił? Niemożliwe...
Po kilku minutach nastolatek chwyta długopis i... chwilę się waha. Trwa to może ułamki sekund, ale bez najmniejszego problemu zauważam to.
Marszczę brwi, bo nie bardzo wiem co to miało znaczyć?
Jednak podpisuje szybko papiery i odkłada długopis na bok, a ja od razu uśmiecham się zadowolony.
Od teraz dziecko należy tylko do mnie.
Jednym ruchem zgarniam dokumenty ze stołu i chowam do teczki, leżącej obok mnie na krześle.
- Jeszcze dziś pieniądze przeleję na konto, które założyłem tobie. Po urodzeniu będziesz mógł wypłacić całą gotówkę -na te słowa jasnowłosy delikatnie się uśmiechnął.
Myślałem, że ta wiadomość go bardziej ucieszy? Czy nie o to przecież mu chodziło?
- Zjesz ze mną? -odzywa się nagle, a ja zaskoczony unoszę brwi - zrobiłem spaghetti...
- Wrócił ci apetyt? -uśmiecham się szeroko, sądząc, że jego stan się poprawił.
- Nie... -nastolatek szybko pozbawia mnie złudzeń -po prostu nie miałem co robić i ugotowałem... a samemu to... -przerywa i rumieni się uciekając wzrokiem w bok -po prostu może z kimś będzie raźniej i...
Chłopak pląta się, skubiąc rąbek koszulki, a mnie trochę to rozczula, tylko nie wiem dlaczego. Przecież mówiłem, że to tylko czysty interes.
Jednak zgadzam się od razu, chociaż nigdy nie przypuszczałem, że przy naszych ciężkich relacjach będzie to w ogóle możliwe.
Choć dzieciak więcej dłubie w tym talerzu niż je, postanowiłem tego nie skomentować. Muszę przyznać, że nie było to łatwe, jednak w ostatniej chwili postanowiłem powstrzymać się.
Dobrze, że w ogóle coś tam zjadł, tylko miałem nadzieję, że nie zaszkodzi tym mojemu dziecku.
Gdy Alexa wzrok utkwiony jest w talerzu, przyglądam mu się dyskretnie.
Mógłby nabrać trochę ciała, bo jest zdecydowanie za chudy... -oceniam w myślach jego wygląd -czy on w ogóle coś je jak mnie nie ma?
Jednak zaraz przypominam sobie, że przecież mówił, że ciągle go mdli, więc jedzenie to ostatnia rzecz o której myśli. Na szczęście dzisiaj dziecko nie zbuntowało się i dało nastolatkowi coś zjeść.
Staram się podtrzymywać rozmowę, która nie szła nam najgorzej, zważywszy, że wszystkie poprzednie kończyły się kłótniami.
Tematy są może banalne, bo schodzą bardziej na pogodę, jego samopoczucie, nawet napomknąłem coś o moim ostatnim zleceniu, ale dla mnie najważniejsze było, że jednak umiemy porozmawiać na spokojnie.
Może dzięki temu dowiem się czegoś o nim, bo jest coś, co nie daje mi spokoju. Coś o co chciałem zapytać go od dawna...
- Dlaczego uciekłeś z domu? -po tym pytaniu ciężarny natychmiast nieruchomieje.
Po jego zachowaniu mogę wywnioskować, że chyba wszedłem na grząski grunt...
- Skąd o tym wiesz? -spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
- Mam swoje sposoby.
- Wolałbym o tym nie mówić... -odpowiada cicho, patrząc gdzieś w bok, a usta zaciska w wąską kreskę.
- Jednak wolałbym wiedzieć -nie ustępuję, odkładając widelec na talerz.
- Chcesz wiedzieć czy to przez złe towarzystwo lub jakieś używki? -starał się jeszcze panować nad sobą, chociaż widziałem, że wiele go to kosztuje.
- Chyba mam prawo wiedzieć...
- Nie masz! -krzyknął głośno podnosząc się gwałtownie, aż przewraca krzesło na którym siedział i obrzuca mnie złym spojrzeniem -dlaczego nagle o to pytasz, co? -po jego policzkach popłynęły łzy, chociaż widziałem, że starał się do tego nie dopuścić.
Unoszę brwi zaskoczony jego nagłym wybuchem.
A jemu co? To chyba nie zbrodnia zapytać o coś takiego? Dlaczego się wkurzył?
Urodzi moje dziecko, więc chciałbym wiedzieć czy nie przejmie złych cech...
Dobra, może już za późno na to, ale to nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć.
- Bo urodzisz moje dziecko... -zaczynam, posługując się jedynym słusznym argumentem, ale nie daje mi dokończyć.
- Urodzę, ty mi zapłacisz i tyle! Nic nie musisz o mnie więcej wiedzieć! -uparcie obstaje przy swoim.
- To ja ustalam zasady! -podnoszę głos zły, chociaż wiem, że nie powinienem tego robić.
Chłopak patrzy na mnie najpierw zaskoczony i milczy przez chwilę, a potem zaciska mocno pięści.
- Ale niech nie wykraczają poza warunki umowy! -woła i gniewnie mruży oczy.
Przez chwilę zapanowała między nami zupełna cisza, a gdy chcę coś powiedzieć, nagle słyszę jego cichy szept.
- Przepraszam, ale nie jestem już głodny... -niedbale ociera łzy dłonią z policzków i wbiega do sypialni, zamykając drzwi na klucz.
Siedzę dłuższą chwilę osłupiały, próbując przetrawić to co się tu przed chwilą stało, a potem podnoszę i kieruje za nim.
Gdy staję przed drzwiami, delikatnie pukam, jednak osiemnastolatek ignoruje mnie.
Zapukałem jeszcze raz, tym razem dużo głośniej.
Mam to gdzieś, że pomyśli, że jestem natarczywy, nosi przecież moje dziecko, więc skąd mogę wiedzieć co strzeli mu do głowy. Już raz targnął się na siebie, więc nie mam do końca pewności, ba, w ogóle jej nie mam, że nie zrobi tego drugi raz.
- Otwórz -wołam, starając się nie podnosić głosu i zaciskam rękę na klamce.
- Proszę, zostaw mnie... -chociaż stara się mówić normalnie, słyszę nawet z tej odległości, że płacze.
- Możemy porozmawiać? -nie chcę być natarczywy, lecz jak mam nie być w takiej chwili?
Sprawiłem, że płacze, choć tak naprawdę nie chciałem tego.
- Porozmawiać? -słyszę w jego głosie ironię -na dzisiaj mi wystarczy. Proszę, zostaw mnie i wyjdź! -dodaje stanowczo, więc wzdycham zrezygnowany.
O dziwo, nie wkurzam się bardziej, tylko posłusznie podchodzę do krzesła i biorę swoje rzeczy.
Wolałem zrezygnować, bo kłótnia do której zapewne by doszło, pogorszyła by tylko sytuację. Zresztą między nami wystarczy jedno słowo nie tak i już dochodzi do spięcia.
Szczerze powiedziawszy, to nie wiem jak z nim rozmawiać, żeby rozmowa przebiegała bez kłótni, złośliwości i upartego obstawania przy swoim.
Nagle przyszło mi do głowy, czy jeśli mój syn będzie w takim wieku jak on, to czy będę wtedy umiał się z nim dogadać? Czy jednak będę bezradny, tak jak w tej chwili...
Zaskoczony jestem tym dlaczego tak zareagował? Aż tak bardzo zabolało go to pytanie? Chyba nie sądził, że się nie dowiem, ale mimo wszystko jego tak gwałtownej reakcji nie przewidziałem. Czułem, że na początku nie będzie chciał niczego powiedzieć, ale myślałem, że spróbuję go złamać i dotrzeć do niego. A potem to już jakoś pójdzie...
Jednak to "jakoś" poszło zupełnie nie tak jakbym się tego spodziewał.
####
Z samego rana, gdy już jestem w pracy, próbuję się dodzwonić do niego, ale nie odbiera. Nagrywam się mu chyba z milion razy na pocztę, dziesiątki sms-ów napisałem, ale wciąż żadnego odzewu.
Cholerny gówniarz! -warczę po każdym nieodebranym przez niego połączeniu, jednocześnie mając w duchu nadzieję, że nie zrobił nic głupiego...
Po pracy, łamię chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe, pędząc do niego na złamanie karku.
Mam już przygotowaną niezłą pogadankę, a potem to z chęcią przełożył bym go przez kolano i zlał mu tyłek, jednak w obecnym stanie jakim się akurat znajduje, to jest raczej niemożliwe.
Gdy jestem na miejscu, ignoruje windę i wybieram schody, żeby było szybciej.
Nie bawię się też w żadne pukanie, od razu wyciągam zapasowe klucze i otwieram drzwi. Ale gdy wchodzę do środka uderza mnie kompletna cisza.
Pomieszczenie wygląda tak jakby nikt tu nie mieszkał. Panuje wręcz idealny porządek.
Uciekł...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro