Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Przecieram zmęczone oczy i upijam spory łyk zimnej już kawy.

Omiatam wzrokiem dokumenty leżące na biurku i dociera do mnie, że ostatnimi czasy, a ściśle mówiąc, odkąd nie widuję się z Alexem, coraz więcej "pracy" zabieram do domu. Ale czymś muszę zająć rozbiegane myśli, żeby nie zwariować, bo ostatnie wydarzenia, a nawet kilka tygodni wstecz, to istna huśtawka emocjonalna.

Chodzę sflustrowany, zmęczony i za cholerę nie wiem jak to rozwiązać. Mało tego, niewiele śpię, a to tylko pogłębia moją irytację.

Przeczesuję włosy i wzdycham ciężko.

Nie minął nawet pierwszy trymestr ciąży, a zdążyliśmy pokłócić się już z milion razy. To co miało być cudownym czasem oczekiwania, zmieniło się w wybuchową mieszankę. I mam wrażenie, że sytuacja w jakiej się obecnie znajduję, nie jest przejściowa... że może być jeszcze gorzej...

I jakby tego było mało, powoli zaczyna przygniatać mnie poczucie winy, dające do zrozumienia, że niepotrzebnie się wtedy uniosłem, zraniłem go, wyładowałem na nim swój gniew. Zdaję sobie sprawę, że z moich ust padło kilka zdań, których nie powinno, chociaż on też dołożył do tego swoje trzy grosze...
Mimo to, jestem starszy, a on jest w ciąży, więc powinienem chyba ugryźć się w język i to dość mocno.

Pocieram czoło, zły na siebie, że nie przemyślałem swoich słów. Byłem wściekły i to cholernie, ale czy to mnie usprawiedliwia? Wiem, że zachowuję się okropnie i nie mam pojęcia skąd bierze się ta niechęć. Czy jest spowodowana tym, że mój idealny plan legł w gruzach? A może myśl o moim dziecku, odebrała mi jasność trzeźwego myślenia? Cokolwiek to jest, nie powinno aż tak brać nade mną górę.

Odchylam się do tyłu, opierając wygodnie plecami o oparcie fotela i przymykam oczy.

Może Derek ma rację, że powinienem przestać go tak naciskać i spróbować obrać inną taktykę? Może powinienem go trochę poznać, spróbować się czegoś dowiedzieć, bo to na pewno by wiele ułatwiło. Wiedziałbym jak postępować, bo w obecnej sytuacji, to jak walenie głową w mur.

Uważa też, że zdążyłem wyrobić sobie zdanie na jego temat, już zanim zaszedł w ciążę. W tym akurat ma rację. Ale czy to dziwne, że tak jest, skoro nie dał się poznać od najlepszej strony, chociażby biorąc pod uwagę, nasze pierwsze spotkanie.

Prawdą jest, że przewidywałem, że będzie ciężko, że początki nie będą łatwe, ale na pewno nie spodziewałem się tego.

Otwieram oczy, pochylam się zgarniając stos papierów, walające się na biurku i wlepiam wzrok w zegar na ścianie. Za parę godzin mam samolot do Denver, czeka mnie kilka dni spotkań, umów i rozmów z dwoma klientami. Może i dobrze, bo oderwę niewesołe myśli od tego wszystkiego co dzieje się teraz w moim życiu, a zwłaszcza w relacji z nastolatkiem.

Podnoszę i idę pod prysznic, rozprostowując po drodze lekko sztywne mięśnie. Następnie robię sobie mocnej kawy i wiążę krawat pod szyją, jednocześnie przeglądając się w lustrze w korytarzu. I gdy dopakowałem ostatnie papiery, upychając je w skórzanej teczce, spojrzałem na zegarek.
Za pięć minut podjedzie taksówka. Idealnie...

Gdy słyszę dzwonek do drzwi, zakładam garnitur, biorę płaszcz, torbę i wychodzę.

W drodze na lotnisko, napisałem do Dereka, że przelałem mu na konto pieniądze, zastrzegając jednocześnie, że ma ciężarnemu nie kupować żadnych słodyczy. Jednak nie do końca wierzyłem, że to coś da, wiedząc, że dzieciak ma rzadki dar przekonywania i na Dereka to raczej zadziała.

Odpisał, że Annabelle wzięła w pracy urlop i po południu zabierają go do ich domku za miastem. Szczerze? To nawet dobrze, bo mimo wszystko nie chciałem, żeby całe dnie spędzał samotnie, w końcu zdrowie i samopoczucie mojego synka jest najważniejsze, więc jeżeli chłopak będzie szczęśliwy i spokojny, to i dzidziuś też...

Po chwili, wchodzę w kontakty i wybieram numer jeszcze jednej osoby...

- Dzień dobry, panie Patrick, coś się stało? Coś z Alexem? -jego głos szybko zmienia się w bardziej przejmujący.

- Wszystko jest dobrze, po prostu... czy moglibyście umówić się na rozmowę? -przechodzę od razu do rzeczy.

- Na rozmowę? -słyszę zaskoczenie w głosie lekarza.

- Tak... mam kilka pytań -nie zdradzam prawdziwego powodu wizyty -i dodam, że bardzo mi na tym zależy.

W słuchawce zapada chwila ciszy, przez co marszczę brwi.

- Dobrze -odpowiada w końcu, co przyjmuję z dużą ulgą -to kiedy mogę się pana spodziewać?

- Teraz na kilka dni wyjeżdżam w interesach, ale możemy umówić się na czwartek. Przyjadę do kliniki prosto z lotniska.

- W porządku, będę czekał. Do zobaczenia -i się rozłączył.

Nie ukrywam, liczę na to, że ta rozmowa chociaż trochę rzuci światło na tyle niewiadomych. Widzę, że chłopak lubi doktora, więc może do tej pory zdradził mu cokolwiek ze swego życia. Oczywiście za żadne skarby świata, Alex nie może dowiedzieć się o tej rozmowie, bo znowu wybuchnie gniewem, że wtrącam się do jego spraw. Ale nosi moje dziecko, więc to teraz poniekąd także moje sprawy...

Zadowolony wyłączam telefon i chowam go do kieszeni marynarki, a wtedy przychodzi mi do głowy jeszcze jeden pomysł.

A może powinienem zatrudnić prywatnego detektywa, żeby znalazł o nim jakieś informacje? Cholera, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?!

Bo czy to nie dziwne, że nie ma rodziny, ani żadnych przyjaciół? Zachowuje się tak jakby jego przeszłość zupełnie nie istniała, a na każdą wzmiankę o niej, złości się...

Nagle moje rozmyślania przerywa komunikat uśmiechniętej stewardessy, która informuje, że właśnie będziemy startować.

W czasie lotu, żeby zająć czymś myśli, przejrzałem jeszcze raz wszystkie dokumenty, a po dotarciu na miejsce pojechałem od razu do hotelu, żeby się rozpakować, bo już wcześniej zarezerwowałem pokój.

- Patrick? -słyszę, gdy odchodzę od recepcji i obracam się w kierunku, skąd zmierza w moją stronę drobna i uśmiechnięta szatynka -co za niespodzianka!

- Brigitte? -moje usta momentalnie rozszerzają się w radosnym uśmiechu -miło cię widzieć. Co tu robisz? -obejmuje ją i całuję w policzek.

Z Brigitte poznaliśmy się kilka lat temu, gdy jej szef zlecił mojej firmie projekt. Jest menadżerem, szczęśliwą żoną i mamą trzyletnich bliźniaków, których jestem ojcem chrzestnym.
I jakby dobrze się zastanowić, to chyba wtedy, pierwszy raz, gdy ich tylko zobaczyłem, nieśmiała myśl o byciu ojcem przeszła mi przez głowę... to był krótki moment, dosłownie chwila, ale wystarczyło, by wrócić po jakimś czasie ze zdwojoną siłą, gdy zdałem sobie sprawę, że osiągnąłem w życiu prawie wszystko.

Nigdy bym siebie nie podejrzewał o to słodkie uczucie, które chwytało mnie za serce, ilekroć bywałem u nich i patrzyłem, jak śpią, gaworząc, wpychając maleńkie piąstki do buzi, a potem siadają, raczkują, chodzą, mówią... i szczerze powiedziawszy było nieporównywalne z niczym innym. Nawet te wszystkie sukcesy jakie odnosiłem w pracy, nie mogły się z tym równać.

- Szef wysłał mnie na ważne spotkanie, ale widzę, że ty też tu w interesach? -gdy kiwam twierdząco głową, dodaje, patrząc na zegarek -mam jeszcze trochę czasu, więc może napijemy się kawy tu w hotelowej restauracji? -wskazuje głową na drzwi przed nami.

- Z tobą zawsze! -uśmiecham się i ruszamy w tamtym kierunku.

Ale zanim to robimy, każe zanieść moje rzeczy do pokoju.

- Opowiadaj co tam u ciebie? -zaczyna od razu, gdy zajmujemy miejsca przy stoliku i wlepia we mnie pytające spojrzenie.

Wiem doskonale do czego zmierza...

- W porządku... z Derekiem mamy ostatnio sporo pracy i... -wymiguję się zręcznie od odpowiedzi, ale to by było za proste...

- Wiesz, że nie o to pytam -krzywi się, wyrażając swoje niezadowolenie.

Cała Brigitte... nigdy nie odpuści...

- Męczysz mnie o to, ilekroć się widzimy -kręcę głową.

- Bo wiesz, że mam rację... jesteś przystojny, sympatyczny, masz własną firmę i pieniądze, niczego ci nie brakuje, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poznać kogoś interesującego. Tylko nie wykręcaj mi się tu, że nie masz czasu i takie tam! -zastrzega, mrużąc zielone oczy.

Zupełnie jakbym słyszał moją mamę...

- Powiedz lepiej co u Davida i chłopców? -pośpiesznie przekierowuję rozmowę na inny tor, choć wiem, że to jeszcze nie koniec wiercenia mi dziury w brzuchu.

- David wziął zaległy urlop i poświęca się w stu procentach dzieciom, ci natomiast mając go prawie na wyłączność, wykorzystują sprytnie czas do maksimum -śmieje się cicho, sięgając po filiżankę z kawą i upija łyk -dzięki temu, mogłam podgonić trochę z pracą, nie spiesząc się zbytnio do domu, żeby zastąpić opiekunkę. Poza tym, wciąż zamęczają nas pytaniami, kiedy przyjedziesz... wiesz, że jesteś ich ulubionym wujkiem...

- Też bardzo za nimi tęsknię... -przyznaję, uśmiechając się na wspomnienie maluchów -ale obowiązki zawodowe... sama rozumiesz... -próbuje się nieudolnie tłumaczyć, chociaż tylko ja wiem, że to nie jedyny powód. Jednak na razie, nie chcę zdradzać prawdziwego, mimo, iż na samą myśl, o tym, że zostanę tatą, szczęście rozsadza mnie od środka.

Teraz moje myśli całkowicie zaprząta, moje jeszcze nienarodzone dziecko i ten mały buntownik, który je dla mnie nosi.

- Wpadnę na pewno, bo chłopcy mają urodziny, a ja mam dla nich mnóstwo prezentów i...

- Patrick, czy ty aby nie przesadzasz? -ton jej głosu przybiera nutkę pretensji, chociaż wiem, że tak naprawdę się nie gniewa -praktycznie wciąż obsypujesz ich prezentami! Ubrania, zabawki... -wylicza.

- To moi ulubieni chrześniacy, a do tego jedyni -tłumaczę swoją "rozrzutność" wobec nich.

Poza tym, nie widzę nic złego w tym, że gdyby to było możliwe, ściągnął bym im gwiazdkę z nieba.

- A widzisz, to kolejny powód, aby w końcu znaleźć jakąś sympatyczną dziewczynę i sprawić sobie małego bobasa, któremu kupowałbyś te wszystkie rzeczy... -roztacza przede mną wizję, którą już znam na pamięć, ponieważ wiele razy to słyszałem.
Mimo to... na ostatnie słowa się uśmiecham, co oczywiście nie uchodzi uwadze Brigitte.

- Co to za uśmiech? -przygląda mi się uważniej i bardziej pochyla w moją stronę -jednak kogoś poznałeś, tak? Wiedziałam!

- Skąd ten wniosek? -unoszę zdziwiony brew.

- Bo masz to wręcz wypisane na twarzy? Zresztą, znamy się zbyt długo, żebym nie wiedziała, co znaczy ta mina... no mów, kto to! -niecierpliwie popędza mnie.

- To nie tak... -próbuję wytłumaczyć.

- I po co robić z tego taką tajemnicę? -udaje przez chwilę obrażoną.

Na początku myślę zadowolony, że nawet dobrze się składa, bo nie będzie drążyć tematu... jednak po kilku sekundach, już nie jestem tego taki pewien, bo nie przewidziałem jednego...

- Ale to nic! -nagle uśmiecha się zadowolona, a ja marszczę brwi, bo nie podoba mi się to -w końcu wszystko jest do nadrobienia, ponieważ... -tu zrobiła krótką pauzę -zapraszam was oboje na obiad w przyszłym miesiącu! Chłopcy mają urodziny i wiesz, że w tej sytuacji nie możesz przyjść już sam, zresztą i tak nie chcę słyszeć o jakiejkolwiek odmowie! -patrzy na mnie groźnie, a ja o mało nie zakrztusiłem się kawą, którą właśnie piłem.

- Was? -powtarzam powoli, czy dobrze zrozumiałem -ale...

- No, a kogo? Coś taki zdziwiony? -wybucha śmiechem -no jak powiem Davidowi, to mi nie uwierzy...

Nosz pięknie! I jak mam to rozwiązać?
Powiedzieć prawdę? Tak byłoby najlepiej, tylko... tylko czy umiałabym wytłumaczyć jej, że osiemnastoletni chłopak urodzi mi upragnione dziecko, za które mu zapłacę?
Czy takie coś można w ogóle wytłumaczyć?
Czy wyszedłbym na zimnego drania, a może jednak by zrozumiała?

Mimo wszystko, próbuję to jakoś wyjaśnić, ale nagle do stolika podchodzi mężczyzna i przerywa mi, informując Brigitte, że samochód już czeka. Ona natychmiast na te słowa podrywa się, żegna, całując mnie w policzek i wychodzi, dodając jeszcze, że przed obiadem urodzinowym się zdzwonimy.

Opadłem ciężko na krzesło, mając ochotę rwać sobie włosy z głowy! I to dosłownie.
Przymykam jednak powieki i pocieram palcami skronie, żeby choć trochę się uspokoić.

Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?

Dlaczego nic co zaplanuję, nie idzie po mojej myśli, za to czego nie chcę i staram się unikać, wręcz przyciągam niczym magnez?

Gdy znów otwieram oczy, spoglądam na zegarek, wzdychając i podnosząc z krzesła, kieruję do windy. Za dwie godziny mam spotkanie, więc potem pomyślę jak to rozwiązać... o ile znów, życie nie postanowi ze mnie zadrwić i pomieszać mi wszystkiego...

####

Spotkanie z klientem wypadło dobrze, mimo, że nie mogłem do końca się skupić, a wszystko przez słowa wypowiedziane przez Brigitte. Wytrąciły mnie z równowagi na tyle, że z trudem koncentrowałem się na całej rozmowie...
Cud, że niczego nie podkręciłem.

Głowa zaczyna mnie boleć, więc proszę asystentkę o proszki przeciwbólowe. Łykam od razu dwie i popijam dużą ilością wody, następnie wyciągam telefon i wybieram numer Dereka.

- Wszystko u was w porządku? -pytam od razu gdy tylko odbiera.

- Mówiłem, że masz się nie martwić -zaczyna z lekką pretensją -i skupić na pracy. Chłopakowi nic nie jest, jeśli o to chodzi. Dużo spaceruje, odpoczywa... no i zaopatrzyliśmy go w hurtowe ilości soków oraz herbatek miętowych, także wszystko mamy pod kontrolą -dodaje rozemocjonowany, jakby tu to on miał zostać ojcem, a nie ja.

- Hurtowe? -pytam zaskoczony -oszalałeś! Myślisz, że on to wszystko wypije...

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że to chuchro zmieści w siebie to wszystko.

- Chłopie, przed tobą jeszcze kilka miesięcy, gdzie przekonasz się co tak naprawdę dzieje się z osobami w ciąży -przerywa mi, wymądrzając się jakby sam to wiedział -i tak jak mówiłem skup się na pracy... -dodaje po chwili.

- Od dobrych czterech godzin nie robię nic innego -irytuję się.

- Denerwujesz się? Ponoć praca działa na ciebie odprężająco...

- Już nie! -przerywam mu.

- Ostatnio strasznie łatwo wyprowadzić cię z równowagi -zaczyna się śmiać -i spokojnie, naprawdę nie ma powodu do zmartwień, bo gdyby coś się działo od razu zadzwoniłbym.

Słyszę, że stara się mnie uspokoić, jednak to przynosi odwrotny skutek.

- Był z nami w miasteczku na zakupach -zdaje mi relacje jak przebiegł im dzień -potem poszliśmy na spacer, a jutro ma nas odwiedzić moja mama.

Niby powinienem się cieszyć, ale zamiast tego, z każdym jego kolejnym słowem, czuję jak wbija mi nóż prosto w serce, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Dlaczego? Bo to ja powinienem tam być! To ja powinienem dbać i opiekować się nim i dzieckiem! Jednak... prawdą jest, że nie umiałem otoczyć go taką troską i ciepłem, jak robią to moi przyjaciele, chociaż wokół słyszę, że osoba w ciąży tego najbardziej potrzebuje...

- Pilnuj proszę, żeby się dobrze wysypiał i... -staram się, żeby mój głos brzmiał normalnie.

- Raczej z tym nie ma problemu -znów słyszę jego śmiech -nawet, gdy we trójkę oglądamy jakieś filmy, żadnego nie udało mu się oglądnąć do końca, ponieważ gdzieś w połowie zawsze usypia.

- Nie wiem jak się wam odwdzięczę... -pocieram czoło i wypuszczam głośno powietrze.

- To niepotrzebne, jesteśmy przecież przyjaciółmi... -zaczyna, ale po chwili dodaje zaniepokojony -Patrick, wszystko w porządku?

- Tak... -staram się go przekonać, choć tak naprawdę mam ochotę zacząć wrzeszczeć.

- Jakieś problemy z kontraktem? -próbuje wybadać powód mojego kiepskiego humoru.

- Nie... klient właśnie przegląda warunki umowy, wstępnie jest zdecydowany, ale konsultuje to jeszcze ze swoim wspólnikiem. Jak wszystko dobrze pójdzie, wrócę z umową na jedno z największych zleceń! -próbuję się przybrać wesoły ton głosu, jednak opornie mi to idzie.

W innych okolicznościach pewnie cieszyłbym się jak oszalały...

- To chyba dobrze... więc w czym problem? -z początku nie rozumie, ale zaraz dodaje -chodzi o Alexa, tak? -domyśla się szybko i mam wrażenie, że właśnie uśmiecha się do siebie.

- Czy wspominał coś... o mnie? -jak już odkrył o co chodzi, wykorzystuje to i próbuję delikatnie podpytać, tak naprawdę nie wiedząc czego się spodziewać.

Zresztą, czy jestem przygotowany na falę krytyki, która być może popłynie w moim kierunku? Co zrobię jeśli powie, że nastolatek postanowił odgrodzić się ode mnie do końca ciąży?

Staram się jednak odgonić posępne myśli, ale w żaden sposób nie udaje mi się to.

- Raczej tematy z tobą związane omija... -zaczyna, a ja momentalnie wstrzymuje oddech - bardzo dokładnie bym powiedział -słyszę, że stara się przekazać mi to najdelikatniej jak tylko jest to możliwe, jednak i tak zabolało.

Powinienem był się tego spodziewać...

Czyli, innymi słowy, woli udać, że mnie nie ma? No pięknie!
Niestety, tu winić mogę tylko siebie, ponieważ sam sobie "zapracowałem" na takie traktowanie...

- Może zadzwoń do niego? -próbuje mnie przekonać, gdy długo się nie odzywam.

Prawdą jest, że od tamtej kłótni, nie zadzwoniłem, ani nie napisałem żadnego sms-a, poza tamtym jednym. Zresztą, on sam też nie rwał się do skontaktowania ze mną i tylko dzięki Derekowi wiedziałem co u niego.

- Myślę, że to nie najlepszy pomysł -mruczę niechętnie, wciąż mając w pamięci nasze ostatnie spotkanie.

Poza tym, to nie przyniosło by zapewne niczego dobrego, a nie chcę już bardziej pogarszać sytuacji.

Słyszę, jak teraz on wzdycha.

- Widzę, że chodzisz jak struty, więc nie wmówisz mi, że jest wszystko w porządku?

- Przepraszam, ale muszę kończyć, bo mnie wołają. Zadzwonię później -ucinam temat, naciskam czerwoną ikonkę w komórce i kieruję się w stronę uśmiechniętej brunetki, która zaprasza mnie do gabinetu mojego przyszłego klienta.

Nawet dobrze się złożyło, bo nie chciałem o tym teraz rozmawiać, no bo co mam mu powiedzieć? Że przytłacza mnie cała ta sytuacja, która uświadamia mi, że nie radzę sobie... zupełnie i niezaprzeczalnie...
Że ma rację w tym co powiedział, a mianowicie, że nie umiem po tamtym pocałunku zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie stało, chociaż na wszystkie możliwe sposoby nie chcę przyznać się do tego.

Myślałem, że minie kilka dni, spojrzę na wszystko inaczej... a jest jeszcze gorzej. Myślałem, że jak nie będę go widywać, to mi przejdzie, a w efekcie myślę o nim jeszcze więcej...
To weszło głęboko jak zadra i coraz bardziej daje o sobie znać. Nawet złość na niego, nie potrafi stłumić tego, co dzieje się w mojej głowie...
Odkąd go pocałowałem, coś się zmieniło, tylko do końca jeszcze nie wiem co.

Do hotelu wracam strasznie zmęczony, więc padam od razu po wzięciu prysznica. Tak samo jest przez kolejne trzy dni, najpierw spotkanie, potem obiad, kolacja i dopinanie ostatnich szczegółów z klientami.

Chwilę znajduję dopiero ostatniego wieczoru. Wykąpany, leżąc na łóżku, wpatruję się już z dobre dwadzieścia minut w ekran telefonu, na którym widnieje numer komórki nastolatka. Biję się z własnymi myślami, czy to dobry moment na utorowanie drogi do rozmowy, która nas czeka, gdy wrócę? Bo, że musimy pogadać, to było pewne.

I tym razem postaram się, żeby było inaczej.

Lecz, jak bardzo się myliłem, przyszło mi się przekonać już chwilę potem...

Dobry wieczór kochani!

Jutro dodam kolejny rozdział!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro