14
Tak na początek.
Sorry ludzie, ale skasowały mi się wszystkie robocze rozdziały na wattpadzie...:-(:'( i mało mnie szlag nie trafił!
Trochę się napracowałam, żeby zdążyć dodać, w święta, tak jak obiecałam... a tu takie coś.
Już mi się po tym odechciało pisać...
No, ale złość mi przeszła, więc spięłam się i mimo, że po czasie, napisałam go od nowa...
Zaciskam ręce na kierownicy i wyjeżdżam na drogę asfaltową prowadzącą do miasta.
Nie czuję się wypoczęty i wiadomo co jest tego powodem, a raczej prościej by było powiedzieć kto.
Ten powód siedzi obok mnie i milczy, patrząc uparcie w okno. Jego milczenie drażni mnie bardziej niż gdy jest złośliwy, jednak sam też się nie odzywam, ale tylko dlatego, bo nie chcę kolejnej kłótni.
Może zanim dojedziemy, znajdę sposób jak wybrnąć z tej nieciekawej sytuacji, inaczej wykończę się przez tego dzieciaka...
Gdy dojeżdżamy na miejsce, próbuję delikatnie zasugerować, że wezmę go na ręce jeśli noga go wciąż boli... ale jego ostry protest od razu pozbawia mnie wszelkich złudzeń.
Jeżeli chodzi mu o to bym wyszedł z siebie, to idzie mu całkiem dobrze...
Co za uparciuch -myślę tylko i przewracam oczami, ale dla świętego spokoju, po prostu ustępuje.
Gdy wjeżdżamy windą na właściwe piętro, otwieram drzwi i wchodzimy do środka. Gdy stawiam jego torbę na podłodze, postanawiam jeszcze raz wszystko wyjaśnić, albo chociaż spróbuję...
Jednak, czego mogłem się spodziewać, jasnowłosy nie ułatwia mi niczego.
- Chcę zostać sam... -rusza powoli w stronę sypialni, gdy ostrożnie ściąga buty i bluzę -możesz już iść... -dodaje zimno.
- Możemy wyjaśnić tą niezręczną dla nas obu sytuację i to, że nie jestem tym za kogo aktualnie mnie uważasz? -patrzę na niego, a wtedy on zatrzymuje się, ale nie odwraca w moją stronę.
Widzę jak zaciska mocno rękę na klamce, ale nic się nie odzywa.
Żadnej kłótni, krzyku? Był dziwnie spokojny... aż za bardzo bym powiedział... a to do niego nie podobne.
Niech coś powie... możemy już się nawet pokłócić, byleby się tylko odezwał... zniosę wszystko...
- Wiem, że... -odzywa się nagle i mówi to bardzo cicho -że wymarzyłeś sobie innego kandydata, który urodzi twoje dziecko, ale myślałem, że... że... -słyszę jak głos mu drży, a potem spuszcza głowę -zresztą teraz to już nieważne...
Zaskoczony otwieram szerzej oczy.
- Co masz na myśli... -zaczynam, ale przerywa mi szybko.
- Dlaczego to zrobiłeś?! -wybucha nagle -myślisz, że... że możesz się mną bawić, bo tak ci się podoba! Umowa tego nie obejmuje. Poza tym, nie jestem taki... myślisz, że jak jesteś bogaty, to...
- To nie tak! Nie chciałem żebyś poczuł się wykorzystany... -próbuję to wyjaśnić, ale przerywam, gdy gwałtownie obraca się w moim kierunku.
Jego oczy są pełne złości, a gdy robię krok w jego stronę, on szybko cofa się do tyłu, więc się zatrzymuje.
Zacisnąłem dłonie w pięści i próbowałem się nie wkurzyć.
Przecież chcę wyjaśnić, że nie zrobię tego więcej, ale do niego najwyraźniej nic nie dociera!
Czego tu nie rozumie?
- Proszę wyjdź już... -obraca wzrok i wlepia go w podłogę.
No chyba mnie zaraz szlag trafi!
- Wyjaśnię tobie coś. Po pierwsze, przez to co się stało... na pewno nie będę z tobą sypiać! -cedzę przez zęby, żeby nie wybuchnąć bardziej -po drugie, nie pocałował bym ciebie znowu, a co dopiero powiedzieć o seksie! Mówiłem, gdyby nie alkohol nigdy by do tego nie doszło, rozumiesz? To był błąd, pomyłka, nieporozumienie! Jesteś smarkaczem, więc nie mógłbym związać się z kimś takim... jak ty!
Nastolatek na każde raniące go słowo, reaguje milczeniem.
- Po trzecie, nie podobasz mi się -podnoszę głos, już nieźle nakręcony -nawet cię nie lubię i z tego co widzę z wzajemnością! Więc nie musisz się martwić, że cię zmacam albo... zgwałcę, bo nie mógłbym znów dotknąć cię w ten sposób! -obracam się wściekły i wychodzę, trzaskając drzwiami.
Wsiadam do auta i z całej siły walę ręką w kierownicę.
Cholera! Cholera jasna!
Dlaczego z taką łatwością umie mnie wyprowadzić z równowagi, a ja z taką samą łatwością daje mu się sprowokować?
Kładę głowę na rękach i wzdycham ciężko.
Już na początku, obiecałem sobie, otoczyć troskliwą opieką osobę, która zgodzi się urodzić mi dziecko, ale gdy to się stało, do końca nie umiem tego zrobić. I nie chodzi o to, że tego nie chcę, bo chcę i to bardzo, ale chłopak otoczył się barierą, której nie umiem, najzwyczajniej w świecie, obejść.
Fakt, odkąd się poznaliśmy, trzymał mnie na dystans, a to mnie strasznie denerwowało, bo chciałem być jak najbliżej dziecka...
Chciałem i chcę czuć się potrzebny, wiedzieć na co ma ochotę, co go smuci, może to głupie błahostki, ale dla mnie ważne, bo dotyczą mojego dziecka.
Chcę w pełni uczestniczyć w całej ciąży i już teraz czuć się ojcem, ale... to nie jest możliwe.
Napotykany co chwila opór z jego strony, drażni mnie, a jednocześnie pozbawia szans na ocieplenie relacji. Niby przez chwilę jest dobrze, a potem się sypie i nie rozumiem dlaczego tak się dzieje.
Próbowałem dać sobie i jemu więcej czasu, jednak w naszym przypadku to się w ogóle nie sprawdza... nie umiemy znaleźć wspólnego języka i nie wiem, czy w ogóle to się zmieni...
Może Derek ma racje, że myślałem, iż będzie posłuszny we wszystkim, a gdy tak się nie stało poczułem, że tracę kontrolę nad nim.
Myślałem, że wszystko pójdzie gładko, bo młody, niedoświadczony... wręcz łatwy cel do sterowania, a tu boleśnie przekonałem się, że moje wyobrażenia i rzeczywistość to dwie różne rzeczy.
A może ze mną coś jest nie tak? Może za szybko podjąłem decyzję? Może trzeba było poszukać kogoś innego...
Wiem i przyznaję, zachowuję się jak prawdziwy dupek, jestem dla niego okropny i sam siebie nie poznaję, bo nigdy taki nie byłem.
Nie tak miało być... nie tak to wszystko miało wyglądać... miało się ułożyć...
I mimo, że obiecuję sobie cierpliwie znosić jego wybuchy złości, za każdym razem nawalam na całej linii!
Podniosłem głowę, zapinam pas, uruchamiam silnik i wracam do pustego domu.
Otwieram drzwi i po ciemku od razu kieruję się do sypialni, rozpinam kurtkę, kładę na oparciu fotela i rzucam się na łóżko.
Wykończony natychmiast zamykam oczy i usypiam.
####
Minęły dwa dni od naszej rozmowy.
Wymieniamy się smsa-mi i rozmawiamy tylko przez telefon.
Dziwne, że po tym co mu powiedziałem, w ogóle odpowiada.
Chociaż nasze rozmowy sprowadzają się głównie do pytań "jak się czujesz?", "co kupić?", a on zawyczaj odpowiada "dobrze", "nie", "tak", "... to przynajmniej się nie kłócimy...
Zakupy zostawiam u portiera, który mu je zanosi, bo nie chcę zaogniać i tak napiętej już atmosfery, choć naprawdę skręca mnie, żeby wejść na górę.
Ale co to zmieni? Przecież próbowałem wyjaśnić, naprawić, porozmawiać bez emocji, ale to tylko pogorszyło sprawę.
Nie chcę zaszkodzić dziecku, a wiem, że tak się dzieje, gdy chłopak denerwuje się przez te nasze ciągłe sprzeczki.
Wzdycham ciężko i wychodzę z budynku.
Myślałem że dwa, trzy dni i wszystko wróci do jako takiej normy, ale teraz nie jestem tego taki pewien.
W pracy nie mogę się skupić, w domu znaleźć miejsca, a w nocy przewracam się z boku na bok.
Problem nie polega na tym, że jestem zły, chociaż jestem, problemem jest, że moje myśli zaczynają krążyć wokół chłopaka i to nie tylko ze względu na dziecko... a to mnie dodatkowo irytuje.
Wyparłem się tego przy nim, nawet wypieram sam przed sobą, ale to jest silniejsze ode mnie i nie umiem nad tym zapanować.
Dlaczego jeden niespodziewany pocałunek wywołał takie zamieszanie w mojej głowie?
Przecież całowałem się z milion razy, więc co w tym takiego nadzwyczajnego?!
Na szczęście, w pracy, Derek nie komentuje ostatnich wydarzeń.
Za to stara się mnie pocieszyć, jednak jego sympatia do chłopaka nie zmalała, wręcz są nim zachwyceni z Annabelle.
Ja mniej...
- Jak Alex? -pyta, gdy robimy sobie przerwę na kawę.
W odpowiedzi tylko wzdycham.
- Chyba nie jest, aż tak źle? -patrzy na mnie uważnie, upijając łyk czarnego płynu.
- Lepiej nie pytaj -kręcę głową -próbowałem wyjaśnić, ale to nie jest łatwe... żebyś widział jego wzrok, kiedy na mnie patrzył, jak na jakiegoś zboczeńca! -irytuję się.
- To miły dzieciak...
- Na pewno mówimy o tej samej osobie? -unoszę zaskoczony brew.
- Będzie dobrze...
- Ciągle to powtarzasz... -krzywię się.
- Bo wiem że tak będzie, zobaczysz -uśmiecha się i podnosi z miejsca -musicie ochłonąć, a dopiero potem na spokojnie porozmawiać...
- Spokojnie? -prawie zachłysnąłem się kawą -on chyba nie zna znaczenia tego słowa...
- Daj mu czas, nie był przygotowany na... -nagle przerwał, gdy napotkał mój wzrok -na... tą sytuację -dodał ostrożnie.
- Nie planowałem tego, bo to się nie miało nigdy zdarzyć... -bronię się.
Resztę, co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie w związku z ciężarnym, wolałem na razie przemilczeć.
- Wierzę. Ale też wiem, że w końcu dogadacie się -znów uśmiecha, klepie mnie w ramię i wychodzi.
Łatwo powiedzieć...
Skąd u niego te optymistyczne myśli?
Ciekawe czy uważałby tak, gdyby był na moim miejscu?
Pocieram skroń i wykończony przymykam oczy.
Przydałby mi się urlop, przynajmniej na kilka dni, bo czuję się zmęczony, choć bardziej psychicznie niż fizycznie, ale wiem, że nie jest to najlepszy czas na wyjazdy. Nie mógłbym zostawić przyjaciela samego z tymi wszystkimi zleceniami, bo jest ich sporo, a chciałbym żebyśmy zdążyli ze wszystkim, zanim podpiszemy umowę z dwoma ważnymi klientami w przyszłym miesiącu.
Po pracy postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z chłopakiem i pod pretekstem zrobienia zakupów, dzwonię do niego. Ale po drugiej stronie głos automatycznej sekretarki uświadamia mi, że abonament jest chwilowo niedostępny.
Po piętnastu minutach to samo.
Próbując nie panikować, postanowiłem odczekać jeszcze dziesięć, ale to nic nie zmienia.
Ile razy będę jeszcze z nim to przerabiał?!
Szybko wsiadam w auto i z piskiem opon zatrzymuję się pod apartamentem.
Właśnie miałem wchodzić do budynku, gdy widzę niedaleko znajomą sylwetkę.
Ale nie jest sam...
Marszczę brwi i kieruję się szybko w tamtym kierunku, jednak chłopak zajęty rozmową, z jakims kolesiem, nawet mnie nie zauważa. I ten jego śmiech...
Przez chwilę, poczułem dziwne ukłucie w sercu...
- Alex? -ciężarny zaskoczony obraca się w moją stronę, wtedy uśmiech momentalnie znika z jego twarzy, a jego oczy natychmiast przybrały kolor zachmurzonego nieba.
- Dzwoniłem do ciebie, dlaczego nie odbierasz? -zaczynam z lekką pretensją i przenoszę wzrok na kolesia, ale nie przypominam sobie, żebym go znał.
- Zobaczymy się potem -obraca się w stronę mężczyzny i żegnają, po czym tamten szybko odchodzi.
Dlaczego chłopak jest taki zmieszany? I kim jest ten facet?
- Zapomniałem go zabrać... -zaczyna i patrzy gdzieś w bok.
- Zapomniałeś? Jak to zapomniałeś?! -podnoszę głos coraz bardziej poirytowany, bo jego spokój podnosi mi ciśnienie, a on doskonale o tym wie.
- Czego nie rozumiesz? Mam ci to rozrysować! Poza tym, dlaczego tu jesteś, chyba wyraziłem się jasno! -nastolatek złości się.
- Gdybyś odbierał ten pieprzony telefon, to nie musiałbym przyjeżdżać! Myślałem, że stało się coś tobie... dziecku... -poprawiam się.
- Chyba powiedziałeś mi już dobitnie co o mnie sądzisz, więc nie wiem skąd nagle ta troska?
To prawda, powiedziałem, choć nie powinienem...
- Martwię się o swoje dziecko, bo mam do tego cholerne prawo!
W jednej sekundzie jego wyraz twarzy zmienia się.
- Ale jemu nic nie jest! Ile razy mam tobie powtarzać, że nie zrobię nic co mogłoby zaszkodzić dziecku, za kogo ty mnie masz?! -chłopak irytuje się i rusza w stronę budynku, a ja oczywiście za nim.
- Wolałem mieć pewność...
- Upewniłeś się, a teraz możesz już iść -małolat próbuje się mnie pozbyć.
- Nigdzie nie mam zamiaru się stąd ruszyć, dopóki nie porozmawiamy! -gdy wchodzi do windy, robię to samo, więc patrzy na mnie zaskoczony.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać... -wtedy nie wytrzymuję i gdy drzwi windy się zasuwają, łapie uparciucha za ramiona i przypieram do ściany.
- Co ty właśnie teraz robisz? -marszczy brwi i próbuje spanikowany się wyszarpnąć.
- A właśnie, że teraz porozmawiamy, czy ci się to podoba czy nie! Więc nie zmuszaj mnie, żebym wkurzył się bardziej... -patrzę w jego niebieskie tęczówki.
Ciężarny szeroko otwiera oczy.
- Ty jesteś nienormalny...
- Jeśli tak uważasz... -mrużę oczy i uśmiecham wrednie -więc nie chciej się przekonać jak bardzo...
Miłego czytania ❤️❤️
I Szczęśliwego Nowego Roku!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro