Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Ułamek sekundy... tylko tyle trzeba, aby twoje życie zmieniło się diametralnie.
Od pełni szczęścia, umożliwiającej ci przenoszenie gór, aż do paraliżującego strachu o życie...

Czy wiesz jak to jest kiedy nie masz żadnego nawet najmniejszego powodu by rano wstać i funkcjonować przez następne 12 godzin?

Czy wiesz jak jest wymuszać uśmiech by nie było zbędnych pytań?

Czy wiesz jak to jest brać oddech z bólem, kiedy przypomina ci o wszystkim co minęło...

Ja wiem... bo tak właśnie się czułem od dobrych kilku lat...

O tym, że życie to nieustanna karuzela emocji, przekonałem się nie raz.
Przeszedłem chyba wszystkie możliwe etapy.

Chociaż starałem się jakoś to wszystko pozbierać do kupy i wziąć się w garść, z każdym dniem coraz mniej mi się chciało.

Nie miałem po prostu sił ciągnąc tego dalej... i jakoś niespecjalnie chciałem się do tego zmuszać.

Każdy dzień tak naprawdę nie różnił się nic od tego poprzedniego i raczej kolejny też nie przyniesie niczego nowego.

Mój świat rozpadł się i raczej nie był do odbudowania, nawet słowa, które każdy odkąd pamiętam kładł mi do głowy, że muszę być silny, zupełnie nie miały teraz znaczenia. Nie miały żadnej mocy, choć jako mały chłopiec naiwnie wierzyłem, że tak.

Zacisnąłem mocno ręce na barierce, nabrałem głęboko powietrza do płuc i omiotłem spojrzeniem wszystko wokół.

Właśnie zmierzchało, ludzie w pośpiechu zaczęli znikać z ulic, bo zaczynało padać. Mnie natomiast to nie przeszkadzało, raczej pasowało, bo im mniej świadków tym lepiej.
Bo to co chciałem zrobić dla innych było złe i niedopuszczalne, dla mnie natomiast doskonałym i jedynym rozwiązaniem.

Dawno już powinienem to zrobić... nie wiem dlaczego zwlekałem, bo na to, że coś zmieni się w moim życiu raczej nie liczyłem.

Kiedyś przez chwilę byłem szczęśliwy, ale jak wiadomo w życiu nie ma nic na stałe, to i w moim przypadku nie mogło być inaczej.

Może gdyby ktoś położył rękę na moim ramieniu i powiedział, że wszystko będzie dobrze, to cień nadziei tliłby się w sercu, może jeszcze miałbym siłę coś zrobić, zmienić, powalczyć.

Gdyby komuś na mnie zależało...

Spojrzałem w dół na krople deszczu, które odbijały się od tafli wody.
Wystarczyło przełożyć nogi przez barierki i skoczyć...
Poddać się, pozwolić, żeby ciągnęła mnie w dół, wypełniała dokładnie moje płuca...
Niby to było takie proste...

Mogłem skończyć ze sobą na tyle różnych sposobów, a i tak nikogo by to nie obeszło...

No może napisaliby w gazetach, że kolejnemu dzieciakowi odbiło, że pewnie się naćpał czegoś, albo postanowił zrobić na złość światu, nie myśląc o rodzinie...

A ja naprawdę chciałem zapomnieć, nie czuć nic, żadnego bólu, strachu, nie ronić już łez. I dziwne było to, że jeszcze przez te wszystkie lata nie uodporniłem się na to. Chyba siedziało we mnie zbyt głęboko zakorzenione, nie dając się wyplenić, choć bardzo się starałem.

Znów poczułem się jak mały chłopiec, któremu każdy jak mantrę powtarzał "musisz być silny i nie płakać".

Nie wiem czy kiedykolwiek mi się to udało, czy tylko tak dobrze umiałem udawać.

Dziś, jak co roku, był najgorszy dzień w moim życiu, choć i inne nie były szczęśliwe, to ten szczególnie był najboleśniejszy. Dzień który przypominał mi o cierpieniu, dzień w którym straciłem kogoś bardzo ważnego...

Obok przemknęła para mocno przytulona do siebie, nawet nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Ona przyciskała do siebie wielki bukiet czerwonych róż, a on czule poprawił jej kaptur na głowie.

Chociaż dla nich ten dzień jest najpiękniejszy... bo dla mnie nie... już nie...
Tego dnia, jedyna osoba, która naprawdę mnie kochała, odeszła...

Łzy zapiekły pod powiekami, a w sercu poczułem bolesne ukłucie.

Dlaczego to wtedy nie ja umarłem? Dlaczego musiało spotkać to właśnie moją małą siostrzyczkę?!

Nie mogłem, a nawet nie chciałem już tego przeżywać, miałem dość, chciałem w końcu z tym skończyć i raz na zawsze odciąć się od tego wszystkiego.

Nagle obróciłem głowę w stronę, gdzie mignęły mi światła samochodu, który właśnie jechał w moim kierunku.

Wystarczyło zrobić krok lub dwa i wszystko się skończy...

Nie będę pamiętał widoku płaczących rodziców, tłumu ludzi, białej trumny otoczonej kwiatami...

Minęło tyle lat, a dla mnie obraz w głowie był wciąż świeży...
Tego tak łatwo nie dało się zapomnieć, tym bardziej, że to ja ponosiłem za to winę...

Jako mały chłopiec nie rozumiałem wtedy do końca co się dzieje, że stało się coś złego i dlaczego. Byłem na to za mały, a nikt nie chciał niczego mi wytłumaczyć.

Wtedy poczułem się dokładnie tak samo, jak gdy zabierali mnie od mojej prawdziwej matki. Starsza kobieta prowadziła mnie za rękę do samochodu i sadzając na tylnym siedzeniu, uśmiechnęła się.

- Teraz będziesz już szczęśliwy.

I byłem, gdy trafiłem do rodziny zastępczej, aż do feralnego dnia... potem znów wszystko wróciło po staremu.

Gdy byłem starszy, wiele godzin przesiedziałem na cmentarzu...
Uciekałem z domu, by spędzać w nim jak najmniej czasu, jednak rodzice jakby tego nie zauważali, wciąż pogrążeni w rozpaczy. Wiedziałem i czułem, że już się dla nich nie liczę.

Już nie byłem ani szczęśliwy, ani bezpieczny... byłem zagubiony i... znów całkiem sam...

Szybko zdałem sobie sprawę, że sama chwila pożegnania to pikuś w stosunku do tego co sobie potem uświadamiasz, że po pewnym czasie zdasz sobie sprawę, że coś bezpowrotnie znikło z twojego życia...

Mówią, że czas leczy rany, ale wcale tak nie jest. Czas pozwala jedynie oswoić się z cierpieniem i zagnieżdża się na dnie duszy. Co prawda już tak nie boli, ból jest trochę mniejszy, ale wystarczy jeden impuls, jedno małe uruchomienie zbioru wspomnień i znów wszystko powraca...

Chciałem wyjechać, zapomnieć, nawet pewien znajomy polecił mi łatwy i szybki sposób zarobienia kasy.

Na początku nie za bardzo chciałem się zgodzić, gdy dowiedziałem się o czym mówi, ale chęć zarobienia dużej kasy i wyjechania skusiło mnie szybciej niż myślałem.

Za pieniądze miałem zajść w ciążę dla jednej z tych osób, które zgłosiły się do agencji, którą polecił mi znajomy. To byli bogaci ludzie pragnący dziecka, gdy inne sposoby zawiodły. Gotowi zapłacić każdą cenę, aby zdobyć to o czym bardzo marzyli.

Doktor, który współpracował z agencją, okazał mi sporo ciepła. Nie znał mnie, ale też przy pierwszej rozmowie nie krytykował.
Nie dopytywał też na siłę co popchnęło mnie do tego kroku, nie kazał mi się spowiadać ze swojego życia, zresztą nawet jakby chciał, raczej niczego by się nie dowiedział.

Nie widziałem potrzeby otwierania się bądź co bądź przy obcym człowieku.

Wypełniłem papiery, przeszedłem wstępne badania i wystarczyło tylko czekać...

Jednak czas się dłużył, a telefon uparcie milczał.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że nawet do tego nikt mnie nie potrzebuje...

Czyli nie pozostało mi nic innego jak...

Auto zbliżało się coraz bardziej, właśnie weszło w zakręt, a ja nie zastanawiając się długo, obróciłem się i zrobiłem krok w przód...


Hello! Hello!

Zapraszam do czytania i komentowania. To moje pierwsze opowiadanie (mpreg) więc wiem, że nie będzie pewnie doskonałe, ale mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu.

Buziaczki😄😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro