Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Dwa miesiące później...

Przecieram zmęczone oczy i staram skupić się na zleceniach, jednak nie do końca mi się to udaje. Chociaż w pracy wszystko się układa wspaniałe, to już inaczej ma się sprawa z Alexem. Tu nie jest tak różowo...

Bo jeśli chodzi o nasze relacje, raczej niewiele się zmieniło, no może z małym wyjątkiem, pogodziłem się z faktem, że to on urodzi moje dziecko.

Jednak nasze stosunki się przez to nie ociepliły, wręcz dalej wieje chłodem, co wcale nie ułatwia współpracy, na co liczyłem. Chłopak dalej jest uparty, dalej mający swoje zdanie, za nic nie dając mi się do niczego przekonać, a ostatnio to nawet stał się bardziej nieznośny...

Nie widzieliśmy się tydzień, jednak wymienialiśmy się sms-a, bo w tej kwestii nic się nie zmieniło.
Każda wiadomość od niego wywoływała szybsze bicie serca, licząc, że to już, że może to dziś ten dzień...
Lekarz ostrzegał, że to za pierwszym razem może zakończyć się niepowodzeniem i możliwe, że trzeba będzie powtarzać zabieg kilkukrotnie.

Nawet próbowałem się psychicznie na to nastawić, ale nie do końca się udawało...

Nagle odzywa się moja komórka, informując o przychodzącej wiadomości, więc zgarniam ją z biurka.

To Alex. Prosi, żebym przyjechał do niego po pracy. Odpisałem, że będę.

####

Wchodzę do mieszkania, gdy tylko otwiera mi drzwi i od razu zauważam, że wygląda jakoś... inaczej?

Niczego nie przeczuwając, siadam na sofie, a nastolatek znika na moment w sypialni i gdy wraca, powoli kładzie przede mną test potwierdzający ciążę.

Dłuższą chwilę patrzę na niego, a serce momentalnie przyśpiesza.

- Czyli to już? -wydusiłem z siebie, przenosząc pytający wzrok na niego.

Naprawdę udało się za pierwszym razem?

- Robiłem test dwa dni temu, ale dla pewności dziś rano go powtórzyłem -usiadł na sofie i wlepił wzrok w podłogę.

Łzy, które napłynęły mi do oczu, potoczyły się po policzkach, więc starłem je dłonią.

- Wszystko w porządku? -podnosi na mnie niebieskie oczy i patrzy trochę zaniepokojony.

- Tak... -udaje mi się powiedzieć tylko tyle, bo wzruszenie nie pozwala mi na powiedzenie czegoś więcej.

Choć raczej nie jestem typem człowieka, który często płacze, w tej sytuacji nie mogłem się powstrzymać. Ale czy to takie dziwne? Właśnie dowiedziałem się, że zostanę ojcem!

Całe dni ogromnego napięcia i oczekiwania schodzą ze mnie jak powietrze z przekłutego balona. Dni, które tak bardzo mi się dłużyły, były jedną wielką niepewnością, przepełnione jednocześnie strachem.
Ale teraz czuję niewyobrażalną ulgę i ogromną radość, bo na ten moment czekałem bardzo długo.

Bałem się, że organizm chłopaka odrzuci, że poroni, że aż czasem po prostu nie mogłem znieść tych myśli.
Dlatego, żeby o tym nie myśleć, rzuciłem się w szaleńczy wir pracy, bo inaczej naprawdę oszalałbym. W konsekwencji nie bywałem u niego codziennie, ale Joseph miał na niego oko.

- Dzwoniłem do doktora Stewarda i na jutro mam umówioną wizytę... -zaczyna, ale szybko przerywam mu.

- Jadę z tobą! Od początku chce uczestniczyć w życiu mojego dziecka, także będę przy każdej wizycie i przy każdym badaniu -od razu zaznaczam.

Chłopak jakoś posmutniał, ale nie za bardzo zwracam na to uwagę.

- Przepraszam, ale muszę do toalety... -nagle zasłania ręką usta i biegnie szybko w stronę łazienki.

Gdy po kilkunastu minutach wraca, wygląda tragicznie. Rozczochrane włosy, twarz blada.

- Wszystko dobrze? -pytam, przyglądam mu się uważnie.

- Tak... po prostu pójdę się położyć na trochę... -szepcze i kieruje się w stronę sypialni.

- Może zrobię ci coś do picia?

- Nie trzeba -słyszę tylko.

Gdy podchodzę do drzwi i lekko je uchylam, dostrzegam, że chłopak leży na boku, z podciągniętymi nogami, przykryty kocem.
Postanawiam w tym czasie pojechać na zakupy, bo nie chcę żeby czegokolwiek zabrakło mojemu dziecku i to już od samego początku.

Gdy taszczę wypchane torby do mieszkania, jasnowłosy właśnie się obudził i wchodził do kuchni.
Ale nagle zatrzymuje się i unosi zdziwiony brwi.

- Marchewka? -krzywi się, widząc co wypakowuję na blat stołu -nie lubię...

- Od dziś polubisz -przerywam mu -zawiera dużo karotenu i ogólnie jest zdrowa -zaczynam mój monolog, bo zdążyłem już trochę o tym poczytać -tu masz też owoce, jogurty, mleko...

- Mleka też nie lubię -znów widzę ten grymas na jego twarzy.

Zaciskam pięści i głęboko nabieram powietrza. Czuję się tak jakbym miał doczynienia z dwulatkiem, którego ulubionym słowem jest "nie".

- Nie będę zmuszał się do jedzenia czegoś czego nie lubię... -nastolatek protestuje i na znak buntu zakłada ręce na klatce piersiowej.

- To dla mojego syna! I zjesz, choćbym miał to w ciebie wmusić -zaczynam ostrzej, a gdy widzę jego przerażoną minę, dodaję łagodniej -zrób choć raz, to o co cię proszę.

- Dziękuję, ale jeżeli to wszystko, to teraz chciałbym zostać sam -patrzy na mnie dając mi do zrozumienia, żebym sobie poszedł już.

Czy mi się zdaje czy humorki ciążowe dają już o sobie znać?

Dobrze, że nie mieszkamy razem, bo raczej bym tego nie wytrzymał, choć obiecałem sobie, że dla dobra dziecka zniosę wszystko. Tylko co innego teoria, a co innego zastosować to w praktyce.

Nie chcąc się kłócić, bo teraz nie powinien się denerwować, odpuszczam i po prostu wychodzę.

- Odpoczywaj i nie przemęczaj się, jak coś to dzwoń... -dodaje, nim zamyka mi drzwi przed nosem.

Następnego dnia przyjeżdżam po niego i czekam cierpliwie w kuchni, aż chłopak wyjdzie z łazienki, bo siedzi tam już dobre pół godziny. Jednak gdy mija kolejne dziesięć minut, podchodzę do drzwi i cicho pukam.

- Wszystko dobrze?

- Tak... -słyszę stłumiony głos -zaraz wyjdę...

Gdy w końcu wychodzi, znów nie wygląda za dobrze i trochę zaczyna mnie to martwić.

- Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz... -przyglądam mu się uważnie.

- Bo ciągle mnie mdli -krzywi się rozdrażniony, jakbym nie rozumiał w jakim jest stanie -możemy iść -dodaje niechętnie, ubierając na siebie bluzę.

W drodze do kliniki nie rozmawiamy. Ciężarny patrzy w okno, a ja próbuję skupić się na prowadzeniu auta.

Gdy już w gabinecie lekarz jeździł głowicą od urządzenia USG po płaskim brzuchu nastolatka, ja wpatruje się jak zaczarowany w monitor.

- Doktorze, czy na pewno wszystko jest w porządku? -pytam chyba już po raz setny.

- Tak, w jak najlepszym porządku -spogląda w moim kierunku i uśmiecha -a tu proszę spojrzeć -wskazuje palcem na monitor w miejscu gdzie jest mała plamka.

Jak na komendę obaj z nastolatkiem spojrzeliśmy w tamtą stronę.

- W tym miejscu właśnie jest dzidziuś -mówi i uśmiecha się szerzej -jest jeszcze bardzo malutki, ale wszystko wskazuje na to, że rozwija się zdrowo.

Oczy mi momentalnie wilgotnieją, bo znów nie mogę opanować wzruszenia.
Jestem taki dumny, że mało tam nie eksploduję.

- Za chwilę wydrukuję zdjęcie USG -dodaje lekarz -a ty Alex, możesz już się podnieść -zwraca się do chłopaka, który wyciera sobie brzuch chusteczką po badaniu -i zapraszam do biurka.

Gdy dzieciak siada obok mnie, lekarz kończy notować coś w dokumentach i po chwili patrzy na nas znad okularów.

- Tak jak już mówiłem, jak narazie wszystko przebiega dobrze, a ciąża rozwija się prawidłowo -uśmiecha się zadowolony.

- A kiedy będzie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka? -wyrywa się mi.

- Na to jeszcze za wcześnie, panie Patrick, ale za jakieś trzy miesiące będzie znana płeć dziecka, także proszę uzbroić się w cierpliwość. A tobie Alex, wypisałem recepty na witaminy i leki podtrzymujące ciążę, także bierz je regularnie -patrzy na nastolatka, który wciąż był dziwnie blady -a powiedz mi jak się czujesz?

- Męczą mnie codziennie wymioty -zaczyna cicho -do tego dochodzą zawroty głowy, ciągłe zmęczenie i senność...

- Nie ma się czym martwić, to zupełnie normalne w początkowych tygodniach ciąży -tłumaczy spokojnie lekarz i uśmiecha się do niego.

- A co zjem, to wszystko ląduje w toalecie... dlatego też niewiele mogę zjeść...

Co? Jak to mało je? -szybko patrzę na niego zdziwiony -jeśli to zaszkodzi dziecku...

- To też minie i zapewniam cię, że potem będzie już lepiej -pociesza go, tym samym uspokajając też mnie -na razie bardzo dużo wypoczywaj i wysypiaj się. No i zero stresu, przemęczenia, a gdyby coś się działo, to dzwoń.

- Może zatrzymamy się gdzieś po drodze, to jednak coś zjesz? -zaczynam, gdy wsiadamy do auta, a on natychmiast obraca głowę w moją stronę.

- Niech pan nie mówi przy mnie o jedzeniu... -krzywi się.

- Mów mi po prostu Patrick...

W odpowiedzi tylko kiwa głową i znów patrzy w okno.

- Chciałbym już wrócić do mieszkania i położyć się -szepcze po chwili -jestem trochę zmęczony...

- Tylko zajedziemy do apteki i wykupię te leki -wskazuję na plik zapisanych recept.

Gdy znajdujemy się już w mieszkaniu, nastolatek ściąga buty, bluzę i siada na sofie, opierając głowę o oparcie.

- Może zrobić ci coś ciepłego do picia?

- Herbaty poproszę...

Więc od razu kieruję się do kuchni i nastawiam czajnik.
A gdy po kilku minutach wchodzę do pokoju z parującymi kubkami, chłopak zwinięty śpi na sofie.

Wygląda na mocno wykończonego, więc nie dziwi mnie, że natychmiast usnął. Jednak nie pozwolę mu tu spać, bo będzie mu niewygodnie.

Ten nagły przypływ troski dziwi mnie, ale zaraz sobie tłumaczę, że przecież robię to dla mojego syna.

Stawiam kubki na stoliku, podchodzę do niego, nachylam się, biorę ostrożnie na ręce, żeby go nie zbudzić i niosę do sypialni. Nagle opiera głowę o moją klatkę piersiową i wtula się bardziej, a ja unoszę zaskoczony brwi.
Spojrzałem na niego, ale jego równy oddech uświadamia mi, że śpi dalej, czyli zrobił to nieświadomie przez sen.

Kładę go delikatnie na łóżku i okrywam puchatym kocem, żeby nie zmarzł i nim wychodzę znów patrzę w jego stronę.

Minął ponad miesiąc, a my rozmawiamy tylko o sprawach związanych z dzieckiem, wizytach u lekarza, badaniach i zdrowym jedzeniu.

Przyjeżdżam tu, robię mu zakupy, pytam czego potrzebuje, jak się czuje i tyle.

Chłopak posłusznie wykonuje moje polecenia, no, może nie wszystkie, odpowiada na moje pytania, nawet zmusza się do jedzenia tych wszystkich rzeczy których przecież nie lubi, choć na początku próbował protestować.

Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nic konkretnego nie wiem o Alexie, tylko tyle co dowiedzieli się o nim ludzie z agencji i tyle ile wiedział lekarz, a ten z kolei wiedział niewiele.

Dzieciak w papierach też praktycznie nie napisał nic, tak jakby jego przeszłość nie istniała, albo chciał bardzo o niej zapomnieć. Nie wpisał też żadnego adresu, jedynie swój numer telefonu.

Wychodzę z sypialni, zamykam cicho drzwi, biorę ze stolika kubki i kieruję się do kuchni. Siadam przy stole i wypijam swoją herbatę.

Nastolatek był i wciąż jest dla mnie zagadką, której nie umiem rozgryźć. Raz buntowniczy i złośliwy, innym razem cichy i zamyślony.

Nagle z rozmyśleń wyrywa mnie dźwięk telefonu.

To dzwoni mój prawnik, informując mnie, że przygotował już papiery, które chłopak teraz musi tylko podpisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro