18
- Jak to się wyprowadzasz?! -mierzę w ciężarnego wściekłym spojrzeniem, stając w drzwiach mieszkania.
Cholera! Ledwo wróciłem, a już musimy zaczynać od kłótni...
- Zwyczajnie -powiedział to tak spokojnie, że na moment mnie zatkało -ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć?
- Nie pozwalam, słyszysz?! -gwałtownie protestuję.
- A czy ja się ciebie o zgodę pytam?
- Wyobraź sobie, że raczej powinieneś! -cedzę przez zęby, a jasnowłosy w odpowiedzi prycha lekceważąco, zapina plecak, podnosi się i kieruje do wyjścia.
Co jest nie tak z tym małolatem?! Naprawdę lubi mnie wkurzać?
- Nosisz moje dziecko, więc nie ruszysz się stąd nawet na krok, jasne smarkaczu?! -zagrodziłem mu drogę i wrzasnąłem tak głośno, że pewnie całe piętro mnie słyszało, jednak w tej chwili najmniej mnie to obchodziło.
Tak, wiem, obiecałem sobie, że nie będę na niego krzyczał, ale co ja zrobię, gdy po raz kolejny, nie daje mi wyboru!
- Nie mam zamiaru już więcej ciebie słuchać! -odpycha mnie i rusza do windy, a wtedy łapię go za ramię i gwałtownie obracam w swoją stronę.
- Czy ty myślisz, że możesz od tak uciec z moim dzieckiem? -wskazuję głową na jego brzuch -otóż nie! To niemożliwe.
Jeżeli sądzi, że pozwolę mu odejść, to jest w dużym błędzie, bo ja nie odpuszczę. Nie zrezygnuję z maleństwa i nie pozwolę zabrać od siebie, bo wiem, że jeśli chłopak teraz stąd wyjdzie, nigdy więcej nie zobaczę zarówno jego jak i mojego syna.
- Puszczaj mnie, mam już dość! -złości się i dając upust swojemu niezadowoleniu, z całych sił wyszarpuje z mojego uścisku.
- Dość? -unoszę zdziwiony brew.
- Tak! Całej tej sytuacji, z krzykami, pretensjami i rozkazami włącznie! -wyrzucił z siebie na jednym wydechu -ciągle mi wszystkiego zabraniasz i chcesz kontrolować... koniec z tym!
- No i gdzie pójdziesz? -zakładam ręce na klatce piersiowej i patrzę na niego z wyższością -nie masz kasy, pracy... -zaczynam z niego drwić.
- Wiesz co? Lepsza ławka w parku niż znoszenie dłużej ciebie! -odgryza się uparciuch, a ja przymykam oczy, bo mimo iż mnie denerwuje, nie dam się tak łatwo wyprowadzić z równowagi.
Nie tym razem...
Nabieram głęboko powietrza do płuc, a gdy otwieram oczy, staram się mówić najspokojniej jak tylko potrafię.
- Lepiej zrobisz wracając do środka... -nastolatek jednak nie reaguje, więc nie wytrzymując, dodaję dużo ostrzej -ostrzegam, że ostatni raz do ciebie mówię! Jeżeli mnie nie posłuchasz, to...
- To co? -wbija we mnie niebieskie spojrzenie -spróbuj mnie tknąć, a pożałujesz! -odgraża się.
- No to zobaczymy! -krzyknąłem, a on od razu robi krok w tył -chcesz uciec? Chyba o czymś zapomniałeś, a mianowicie, że obowiązuje cię umowa!
Tymi słowami idealnie trafiam w punkt, bo zastyga w bezruchu, a ja delikatnie się uśmiecham pewny swojej wygranej.
- Nie powinienem był się zgodzić... -szepcze, patrząc gdzieś w bok, a mnie natychmiast uśmiech znika z twarzy.
- Słucham?! -od razu podnoszę głos -co znaczy nie powinieneś? O czym ty mówisz? -jednak teraz milczy, zagryzając wargę.
Żałuje? Uważa, że popełnił błąd? Dlaczego mówi to dopiero teraz?
- Nie uważasz, że na to trochę za późno? -
-próbuję coś z niego wyciągnąć, ale i tym razem nie spotyka się to z żadnym odzewem.
Wzdycham ciężko.
Dlaczego wszystko się tak komplikuje? Dlaczego nie może być dobrze? Dlaczego...
- Lepiej już pójdę... -nagle się odzywa i nie patrząc na mnie, rusza przed siebie, a ja zaciskam mocno pięści i klnę w myślach zły, bo bardziej liczyłem na to, że odpuści i grzecznie wróci do mieszkania.
- Alex!
- Chcesz wiedzieć gdzie pójdę? -obraca się w moją stronę -dobrze, powiem ci, bo może wtedy dasz mi święty spokój! Poznałem kogoś...
- C-cooo??? -ledwo wydukałem na tak nieoczekiwane wyznanie.
- I zakochałem się... -dokończył, a ja poczułem jakby grunt usuwał mi się spod nóg.
Co?! Zakochał się?! Jak to do cholery zakochał się?!!! Kiedy? W kim? I co najważniejsze jak mogłem tego nie zauważyć? Przecież nie widziałem, żeby ktoś go odwiedzał, albo z kimś się spotykał...
Przyznam, że na, aż taki obrót sprawy nie byłem przygotowany i powiem więcej, mogłem spodziewać się wszystkiego, ale nie tego!
A może... może mówi to dlatego, bo znów chce mi dopiec? Przecież nasze relacje dalekie są od idealnych, ciągle się kłócimy raniąc nawzajem, więc nie dziwiłbym się, gdyby wykrzyczał te słowa tylko dlatego, żeby zrobić mi na złość -uczepiłem się tej nadziei jak tonący chwyta brzytwy.
- A jeśli chodzi o naszą umowę... zrywam ją! -i to jedno zdanie wystarczyło by dobił mnie całkowicie.
Jeżeli jeszcze chwilę temu miałem choćby najmniejsze złudzenia, że coś się zmieni na lepsze, to w tym momencie przestałem je mieć.
- Odchodzę, więc nie szukaj mnie... -w jego głosie słyszę chłód, a ja już przestaje panować nad sobą.
Odchodzi?! Czy naprawdę myśli, że po tym co powiedział, może sobie teraz tak po prostu zwiać? Wykluczone!
- Kto to jest?! -wołam, łapiąc go za ramiona.
- Nie myślisz chyba, że ci coś powiem -popatrzył na mnie z politowaniem.
- Powiesz, choćbym miał to z ciebie wydusić siłą! -krzyczę wzburzony.
- Zapomnij, że czegoś się o nim dowie... -urwał, bo zdał sobie sprawę, że właśnie powiedział za dużo.
- Nim? -gwałtownie nabieram powietrza -to mężczyzna?!!! -nawet nie staram się ukryć, że jestem mocno zaskoczony.
Mnie, gdy go wtedy pocałowałem, był gotowy zabić, a nie ma z tym problemu, pozwalając na to innemu mężczyźnie?! -ciskam gromami coraz bardziej wkurzony.
A już sama myśl, że inny facet go dotyka, przytula, całuje i... Nie! I jeszcze raz nie! Nie zgadzam się! Szybciej po moim trupie!
- Kim jest ten idiota, który ośmielił się tknąć ciebie, kiedy nosisz moje dziecko?! -wybucham wściekły, aż sąsiedzi zaczęli z ciekawością wyglądać zza drzwi swoich mieszkań.
- Już mówiłem, że niczego się nie dowiesz!
- I tu się mylisz, a gdy to nastąpi, przysięgam, że zabiję gnoja gołymi rękami!!! -krzyczę coraz głośniej.
- Nie będę tego słuchać -woła, po raz kolejny chcąc uwolnić z moich rąk, ale tym razem zrobił to zbyt gwałtownie, bo noga mu się poślizgnęła i zachwiał niebezpiecznie w tył.
Desperacko próbował jeszcze złapać za poręcz, ale... było już za późno...
Bezradnie obserwowałem jak ciężarny spada stopień po stopniu... i mimo, że krzyczę, to zupełnie żaden dźwięk nie wydobywa się z moich ust.
Moje dziecko!!! Zabiłem mojego syna! Zabiłem Alexa! -panika w którą wpadam sprawia, że zaczynam się dusić, osuwając po ścianie na podłogę, a wokół mnie szybko robi się zamieszanie.
Ktoś natychmiast każe wezwać karetkę pogotowia, a ktoś inny szarpie mnie za ramię, ja jednak w ogóle na to nie reaguję.
Po co tak na niego krzyczałem? Gdyby nie to, nic złego by się nie stało! -wyrzucam sobie, a łzy zaczynają spływać po policzkach.
Nagle czuję ból... okropny... palący i wtedy... gwałtownie podrywam się do siadu!
Szybki, urywany oddech, jakbym ostatkiem sił wypłynął na powierzchnię wody, nie pozwala swobodnie zaczerpnąć powietrza, a serce bije tak głośno, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
Zdezorientowany rozglądam się wokół, oceniając co się dzieje...
Pokój hotelowy? -marszczę brwi -kiedy wróciłem... zresztą mniejsza z tym! Czyli... czyli to był tylko zły sen? Nic takiego się nie wydarzyło? Alexowi i dziecku nic nie jest? Nie odchodzi? Nie zakochał się? -natłok myśli przebija się do mojej odurzonej jeszcze snem głowy, gdy próbuję wyrównać oddech.
Nie będąc w stanie dłużej się nad tym zastanawiać i nie zerkając nawet na zegarek, chwyciłem telefon i szybko wybrałem numer Dereka, jednocześnie próbując wyplątać się ze skotłowanej pościeli.
Gdy długo nie odbiera, scenariusz czarnych myśli na powrót wypełnia moją głowę...
I gdy już miałem się rozłączyć, w końcu słyszę jego głos.
- Co tak długo?! -warknąłem zły, nawet się nie witając.
- Też miło cię słyszeć -zaśmiał się cicho do słuchawki.
- Gdzie jesteś? W domu? -staram się mówić powoli, choć ledwo mi się to udaje.
- A gdzie mam być? -dodaje zdziwiony -Patrick jest pierwsza w nocy, z tego co wiem ludzie o tej porze raczej śpią... -i na potwierdzenie swoich słów głośno ziewnął.
Pierwsza w nocy? No tak... z tego wszystkiego zapomniałem o różnicy czasowej. Ale i tak nie uspokoję się dopóki nie dowiem, że wszystko jest w porządku.
- Chcę wiedzieć co z Alexem? -przerywam szybko, nie dając mu dokończyć.
- Wszystko dobrze... -w jego zaspanym głosie słychać zdziwienie.
- To za mało! -znów mu przerywam, jednocześnie ścierając pot z mokrego czoła -chcę więcej informacji.
- Informacji? O czym ty mówisz? -nie za bardzo rozumie -jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to teraz śpi... naprawdę dzwonisz o tej porze, bo myślisz, że uciekł przez okno?
- Nawet tak nie żartuj! -strofuję, że bawi go to, gdy ja właśnie nie mogę pozbierać się po niedawnym koszmarze.
Gdyby tylko wiedział co mi się śniło...
- Przepraszam, ale naprawdę wszystko jest dobrze i...
- Jesteś pewny? -drążę uparcie.
- No tak... o co ci chodzi? Coś się stało? -słyszę niepokój w jego głosie, co tylko dodatkowo mnie drażni.
- Idź i sprawdź!
- Co? -zawołał głośno, zaskoczony moją nietypową prośbą -chcesz, żebym wszedł mu do sypialni? Teraz? -próbuje się upewnić, że dobrze usłyszał.
- A kiedy?
- Oszalałeś?! Jest noc...
- Nie dramatyzuj! Jeżeli śpi nawet się nie zorientuje...
- Ale...
- Nie ma żadnych ale! Zrób to i to już! -cedzę przez zęby coraz bardziej zdenerwowany, nie widząc w tym nic niemoralnego.
I przysięgam, że jeszcze chwila zwlekania z jego strony, a jestem gotowy przełożyć dzisiejsze, a zarazem ostatnie spotkanie i wrócić wcześniej niż zamierzałem.
- No dobra, nie wkurzaj się tak -stara się mnie uspokoić i słyszę jak podnosi z łóżka -już idę przecież...
- No i? -popędzam go niecierpliwy.
- Chwila... no i jest tak jak mówiłem, śpi -zniża głos do szeptu, a ja opadłem na poduszkę z westchnieniem ulgi -nie wiem po co kazałeś mi to zrobić... na pewno wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz?
- Nic mi nie jest. Dziękuję i do zobaczenia -natychmiast się rozłączam, żeby nie zadawał więcej pytań, bo na żadne w tej chwili nie umiałbym mu odpowiedzieć.
Zresztą sam od jakiegoś czasu próbuje to ogarnąć, jednak z marnym skutkiem, ale w tej chwili jest dla mnie najważniejsze, że Alex i maleństwo są bezpieczni.
A jeszcze dodając do tego, że snem okazało to, że się zakochał i chce odejść, to czuję niewyobrażalną ulgę, bo nie wiem co bym zrobił, gdyby okazało się to prawdą.
Pomimo ostrych zgrzytów między mną a ciężarnym, nie wyobrażam sobie, że coś mogłoby nas nagle rozdzielić... że mógłby odejść...
Gdy maleństwo z każdym dniem będzie rosło w jego brzuchu, chcę być obok i chcę dotykać je, mówić do niego, poczuć jak się rusza, a nawet być obok, gdy będzie się rodziło...
Nagle moje rozmyślania przerywa dźwięk sms-a.
Mam nadzieję, że na pewno wszystko w porządku? Pogadamy jak wrócisz -odczytuję wiadomość, którą przysłał Derek.
Wszystko gra. Przepraszam, że trochę się uniosłem -szybko odpisuję i odkładam komórkę na szafkę obok.
Pewnie myśli, że z tego wszystkiego rzuca mi się już na głowę... że zaczynam wariować... że... ale to wina chłopaka! To przez niego nie mogę skupić się na pracy, nawet całując kobietę myślami jestem gdzie indziej, nie wspominając już o tym, że w snach też mnie nawiedza...
- Cholera, oszaleję przez niego! -jęknąłem załamany i spoglądam w sufit, jednocześnie starając się przypomnieć wszystko z poprzedniego wieczoru.
Rose jest ładna, nawet bardzo. Była chętna, a jej ciało wręcz prosiło się o coraz więcej uwagi, dotyku, pocałunku... a ja na początku, nawet byłem skłonny dać jej to wszystko.
- Masz dzieci? -nie wiem w którym dokładnie momencie, zebrało mi się na tę rozmowę.
Może to przez ten alkohol? A może chciałem coś więcej dowiedzieć się o niej, zanim... jednak Rose nie do końca była zachwycona tym pomysłem, niecierpliwie domagając się zerwania z niej sukienki.
- Dzieci? -zaczęła zdziwiona -szczerze mówiąc, nie lubię ich... -przyznała, znów łącząc nasze usta w pocałunku.
- Nie lubisz? -teraz to ja byłem zaskoczony.
- Kotku, nie myśl teraz o tym, jedyne o czym teraz powinieneś pomyśleć to o mnie -zamruczała zmysłowo.
Ja jednak nie mogłem, skupiając się na jej wypowiedzianych słowach...
- Dzieci to najgorsze co może być -westchnęła ciężko, nawet nie starając się ukryć co sądzi na ten temat, a ja przyznaję, nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Najgorsze? Dlaczego tak sądzisz? -nie wiem dlaczego chciałem to wiedzieć, widząc jej reakcję, gdy tylko o tym wspomniałem. I nie wiem dlaczego wciąż chciałem ciągnąć ten temat.
- Krzyczą, nie śpią po nocach... moja siostra ma troje, więc raczej podziękuję... -krzywi się i niezrażona rozpina mi koszulę, po chwili błądząc dłońmi po nagiej klatce piersiowej.
- A ja nie wyobrażam sobie życia bez dziecka, bo uważam, że to najlepsze co może zdarzyć się w życiu człowieka... -wypaliłem szczerze.
- Poważnie? -natychmiast przerywa czynność, patrząc mi prosto w oczy, chcąc się przekonać czy mówię poważnie.
- Co w tym dziwnego?
- Mężczyźni raczej rzadko mówią o tym, stąd to zdziwienie. Nie ciężko byłoby zrezygnować z tego życia jakie prowadzisz do tej pory?
- Raczej osiągnąłem wszystko co chciałem...
- I możesz to robić dalej -przerywa mi -po co to psuć?
- Psuć? -powtarzam i unoszę brwi -może dziecko to i wielka odpowiedzialność, ale świadomość, że ta mała istotka obdarzy cię taką samą miłością jak ty ją, jest naprawdę tego warte -uśmiecham się i zupełnie nie wiem po co jej to mówię.
- Ładnie to wygląda w teorii, w praktyce już niezupełnie -znów się krzywi -nie lepiej żyć na poziomie, bez ograniczeń i pchania się w pieluchy?
Mówi to w taki sposób, jakby dziecko było najgorszym złem, a ja jakoś nie mogłem zrozumieć tej niechęci.
Alex nigdy by tak nie powiedział... -przyszło mi do głowy i nagle... jej dotąd przyjemny dotyk, wręcz zaczął palić mi skórę.
- Przepraszam, ale późno się zrobiło -delikatnie łapię ją za ręce i zsadzam ze swoich kolan, podnosząc się i zapinając koszulę -pójdę już...
- Teraz? -zdziwiona unosi brwi.
- Tak będzie lepiej -uśmiecham się przepraszająco.
- Żartujesz prawda? -jej twarz wykrzywia się w grymasie niezadowolenia, ale jeszcze próbuje mnie przekonać do zmiany zdania -wypijemy wino, jest miło, więc po co przerywać to?
- Dziękuję za miły wieczór -uśmiecham się szeroko -dobranoc -sięgam po płaszcz i otwieram drzwi.
- Jesteś dupkiem! -woła wściekła, nim je zamykam.
Dupkiem? W ciągu zaledwie kilku dni mówi mi to druga osoba, z tym, że gdy tak myślę, to bardziej zabolało z ust Alexa.
Zresztą wolałem to przerwać, bo i tak by się nie udało, ponieważ... pewnie wyobrażał bym sobie, kochając się z nią, że to nastolatek leży pode mną i wije się z rozkoszy... tak jak to było, gdy ją całowałem... cholera! Co się ze mną dzieje?! Co ja najlepszego wyprawiam?! I co chciałem sobie udowodnić?
Że nic się nie zmieniło? Że podnieca mnie żeńska część tego świata? Ha! O naiwny!
Tak bardzo się w to wkręciłem, że niewiele brakowało, a przespałbym się z nieznajomą kobietą!
Gdy wróciłem do hotelu, zamknąłem drzwi od pokoju i oparłem się o nie plecami.
Wiem, że Alex lubi dzieci, bo widziałem to wtedy, gdy rozmawiał z tamtym chorym chłopcem...
Dzidziuś od początku daje mu w kość, a nie usłyszałem od niego słowa skargi pod jego adresem, natomiast Rose nigdy nie doświadczyła tego, a już z góry zakłada najgorsze.
Wyciągam z kieszeni spodni telefon i spoglądam na wyświetlacz, ale żadnych nowych połączeń, ani wiadomości...
Wzdycham ciężko i znów wychodzę.
Dosyć długo spaceruję alejkami, dzięki czemu rześkie powietrze pozwala mi wytrzeźwieć do końca. Po kilku kolejnych minutach zatrzymuję się koło wystaw sklepowych, a gdy mój wzrok zatrzymuje się na jednej z nich, od razu delikatnie uśmiecham się do siebie.
Nie zastanawiając się długo, popycham oszklone drzwi i wchodzę do środka.
####
Kilka minut po czternastej, samolot dotyka płyty lotniska, a ja czuję ulgę, że te pracowite dni dobiegły wreszcie końca.
Wsiadam do taksówki i każe się zawieźć pod dobrze mi znany adres.
Doktor Stewart już czekał na mnie, więc zaprasza do gabinetu.
- Napije się pan czegoś?
- Dziękuję, ale może od razu przejdę do rzeczy i nie będę owijał w bawełnę po co tu jestem -zaczynam szybko, gdy tylko siadam.
- Jeżeli będę umiał pomóc z chęcią to zrobię -lekarz uśmiecha się, jednocześnie zajmując miejsce za biurkiem.
- Na to liczę. Więc... -poprawiam się na krzesełku i splatam dłonie -chodzi o Alexa.
- Alexa? -pyta zdziwiony -chce pan pewnie zapytać o ciążę...
- Nie... -szybko wyprowadzam go z błędu, a ten niezrozumiale marszczy brwi -chodzi mi bardziej o to, czy... -odchrząkam niepewnie -czy mówił panu coś o swojej przeszłości?
- O przeszłości? -powtarza za mną -nie bardzo rozumiem...
- Chodzi o to, czy wspominał coś o rodzicach, gdzie są, czy wiedzą, że jest w ciąży? A może ma pan do nich jakiś kontakt? -przerywam mu zirytowany, że muszę tłumaczyć o co mi chodzi.
- Alex zastrzegł...
- Zastrzegł? -od razu reaguję nerwowo -jak to zastrzegł?!
- Nie kazał informować pana o niczym, co nie dotyczy ciąży...
- Jak to? -unoszę zdziwiony brew.
- Tak jak na początku, tak i teraz, mogę zapewnić, że to dobry i odpowiedzialny chłopak... -od razu broni nastolatka -zresztą, jego prywatne życie absolutnie nie ma i nie będzie miało negatywnego wpływu na dziecko...
- I tak mnie pan nie uspokoił! -zawołałem zły, że mój plan się posypał.
- Naprawdę przykro mi... -rozkłada bezradnie ręce.
- Ale przecież mógłby zrobić pan wyjątek -wchodzę mu w słowo -nie musiałby o tym wiedzieć, zostało by to między nami... -próbuję podstępnie wydrzeć przydatne informacje.
- To mój pacjent, dlatego nic nie zrobię za jego plecami, poza tym obowiązuje mnie tajemnica lekarska... -wymądrza się gość w białym kitlu, okrutnie odzierając mnie z wszelkich nadziei.
- Przypomnę, że on nosi moje dziecko! -wkurza mnie coraz bardziej -chyba dobrze panu płacę?
- Tak, ale... jego życie osobiste jest wyłącznie jego sprawą... -a ten dalej swoje -zresztą, nalegam, żeby porozmawiał pan z Alexem. Sam powinien panu powiedzieć...
- Myśli pan, że byłbym tu, gdyby to zrobił? -próbuję nie wybuchnąć, nachylając się w jego stronę.
- Naprawdę przepraszam, ale...
- Nic mi po pana przeprosinach! -podnoszę się wściekły i kieruję do drzwi.
Po co tu tkwić jeśli niczego więcej się nie dowiem!
Myślałem, że przyjeżdżając wyjaśni się cokolwiek, ale widać lekarz woli milczeć jak zaklęty, niż pomóc mi na przełamanie bariery. Cholera... zresztą małolat też nie lepszy! Zabronił mówić o sobie? Dobre sobie!
Chyba jeszcze raz przemyślę pomysł o zatrudnieniu detektywa...
Przepraszam słonka za tak długą przerwę, ale po prostu nie miałam jak się zabrać za to opowiadanie.
Do następnego! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro