Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Oczekiwałam na uzgodniony termin jak na dzień swojej egzekucji. W nielicznych chwilach, w których nie myślałam o czekającym mnie losie, starałam się żyć tak, jak wcześniej. Jeździłam na uczelnię, brałam udział w wykładach i ćwiczeniach, a popołudniami siedziałam w mieszkaniu, zakuwając. To pozwalało mi oderwać myśli od czarnych scenariuszy.

Eryk podobnie jak Kaja zauważył, że moje zachowanie się zmieniło. Próbował mnie przekonać do zwierzeń, ale przez to zamknęłam się jeszcze bardziej. Nie zamierzałam opowiadać o swoim planie żadnemu z nich. Są sprawy, w kwestii których nie mogłam zaufać nawet im. Widziałam, że martwiliby się o mnie i pod żadnym pozorem nie pozwoliliby mi spotkać się z takim mężczyzną, a musiałam to zrobić.

Po pięciu dniach nadszedł ten wyczekiwany. Od rana czułam mdłości ze stresu i nie przespałam całej poprzedniej nocy. Moja przyjaciółka widząc mnie rano, nafaszerowała mnie lekami na przeziębienie, myśląc że jestem chora. Faktycznie tak się czułam. Bolała mnie głowa i miałam ochotę schować się pod kołdrą, żeby przeczekać wszystko co najgorsze. Wiedziałam jednak, że tabletki nic na to nie pomogą i musiałam się zmierzyć z tym, co na mnie czekało.

Mimo niechęci zmusiłam się, żeby pojawić się w uniwersytecie. Wiedziałam, że gdybym została w domu byłoby ze mną tylko gorzej, a w ten sposób, mogłam chociaż pożytecznie wykorzystać czas.

Nawet żarty Eryka nie potrafiły mnie rozbawić i uśmiechałam się do niego jedynie z grzeczności. Nie miałam ochoty na pogaduszki i wkrótce moje milczenie zniechęciło go do zagadywania mnie. Z jednej strony byłam mu wdzięczna za chwilę ciszy, ale z drugiej tylko dzięki rozmowie z nim, potrafiłam się zająć czymś przyziemnym, dalekim od moich problemów i obaw.

Gdy wróciłam do mieszkania i dotarła do mnie świadomość, że zostało mi niewiele czasu, strach przybrał na sile. Rzuciłam niedbale na łóżko torebkę i poszłam prosto do kuchni przeszukać szafkę z lekami. Musiałam wyjąć prawie całą jej zawartość zanim znalazłam krople na uspokojenie. Nie zawracając sobie głowy czytaniem ulotki, przelałam kilka prosto na język. Szybko poczułam ich słodki, orzechowy smak i od razu zrobiło mi się trochę lżej na sercu.

Wzięłam parę głębszych oddechów i przeniosłam się z powrotem do swojej sypialni, żeby poszukać odpowiedniego stroju. Moja szafa nie należała do najlepiej wyposażonych, jednak w tamtej chwili mi to nie przeszkadzało. Nie zależało mi na tym, żeby wyglądać wyjątkowo dobrze. Chciałam tylko dostać pieniądze i jak najszybciej wyjść. Probowałam doprowadzić się do porządku i przykryć sine wory pod oczami delikatnym makijażem, gdy usłyszałam szczęk zamka.

Wystraszona zerknęłam na zegarek. Myślałam, że uda mi się wyjść z domu zamim wróci Kaja. Zazwyczaj w piątki zostawała długo u Artura lub wracała dopiero w soboty rano. Tym razem widocznie było inaczej, skoro pojawiła się już o osiemnastej.

- To ja! - Potwierdziła moje przypuszczenia krzykiem.

- Słyszę - odpowiedziałam jedynie, czując zbliżające się kłopoty.

Tak jak myślałam, już po chwili zajrzała do mojego pokoju i uniosła pytająco brwi, widząc mój strój.

- A Ty co? Wybierasz się gdzieś? - Przysiadła na moim łóżku, lustrując mnie wzrokiem. - Proszę powiedz, że nie do klubu.

- Nie no co Ty - odpowiedziałam szybko, widząc jej zmartwione spojrzenie.

Myślałam, że jeżeli nie powiem nic więcej, wkrótce się podda i da spokój, jednak miała dużą cierpliwość.

- No więc...? - Próbowała mnie przekonać, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. - Umowiłaś się z kimś?

- Tak. - Jakby nie patrzeć, to była prawda.

- Z kimś ze studiów? - Drążyła temat z szerokim uśmiechem, ekscytując się, jakby to dotyczyło jej samej.

- Tak - odpowiedziałam, bez wahania.

Nie podobało mi się, że kłamstwo zaczynało mi przychodzić z taką łatwością.

- Opowiedz coś o nim! - Jej radość zupełnie kłóciła się z moimi emocjami i przyprawiała mnie o zawroty głowy.

- Wolę nie zapeszać, opowiem ci jak coś z tego wyjdzie. - Zmusiłam się do uśmiechu w jej kierunku.

Tyle informacji musiało jej na razie starczyć. Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem i gdy podziękowałam jej za propozycję podwiezienia mnie na miejsce, wyszła z pokoju. Wolałam tłuc się przez całe miasto tramwajem, niż pozwolić Kai zobaczyć moją histerię pod hotelem, w którym miało dojść do spotkania.

Kiedy dotarłam na miejsce, słowo "histeria" okazało się być niewystarczające. Wielopiętrowy budynek podświetlany od dołu, niknął w ciemności kilkadziesiąt metrów nad ulicą. Miałam nadzieję, że człowiek, z którym miałam się spotkać, pomyślał o moim poczuciu wartości i moralności, które będą musiały upaść oraz rozbić się o chodnik i nie wybrał zbyt wysokiego piętra, żeby miały krótszą drogę do pokonania.

Przeszłam przez obrotowe drzwi modląc się w duchu, żeby się zacięły i uwięziły mnie samą w małej przestrzeni. Tak się jednak nie stało i po kilku krokach na miękkich nogach dotarłam do recepcji. Wnętrze przytłaczało mnie, mimo okazałej przestrzeni. Kobieta w ciasno spiętych włosach przywitała mnie szerokim, firmowym uśmiechem, jednak byłam w stanie odpowiedzieć jej jedynie jego bladą karykaturą.

- W czym mogę pomóc? - spytała kulturalnie, mierząc mnie wzrokiem.

Oparłam się dłońmi o blat przed nią, czując, że kręci mi się w głowie.

- Ja... - Zaczęłam, walcząc ze sobą, żeby się nie odwrócić i nie wybiec na dwór.

- Dobrze się Pani czuje? Podać szklankę wody? - Widocznie musiałam wyglądać tak źle, jak się mi się wydawało, skoro mi to zaoferowała.

- Tak, poproszę - wyszeptałam i wypiłam jednym haustem zawartość naczynia, podanego mi przez recepcjonistkę.

Gdy trochę oprzytomniałam i zawroty przestały przybierać na sile, wyszukałam w telefonie nazwisko, na które miałam się powołać i podałam je kobiecie. Ona natomiast przekazała mi kartę dostępu do pokoju i wyjaśniła jak do niego trafić.

Niestety droga nie była skomplikowana i wymówka, że nie przyszłam, bo się zgubiłam nie wchodziła w grę. Stojąc przed wejściem do apartamentu, zaciskałam powieki, starając się zahamować w sobie przepływ wszystkich emocji. Nie chciałam czuć strachu, niepewności i paniki, które mnie stanowczo przerastały. Szybko łyknęłam kolejne kilka kropel uspokajajacych i cały czas czując je w ustach, otworzyłam drzwi.

Pomieszczenie było całkiem spore jak na pokój hotelowy. Utrzymane było w odcieniach błękitu i granatu. Pewnie gdyby nie okoliczności, przez które się w nim znalazłam, uznałabym je za całkiem przytulne. Znajdowały się w nim duże łóżko przykryte narzutą imitującą futro, skórzana sofa, szafa i stolik z telefonem do recepcji oraz menu restauracji znajdującej się na parterze. Po chwili zauważyłam pod meblem również niewielką lodówkę, w której pewnie czekały na gości drobne smakołyki i alkohol, dostępne za dodatkową opłatą.

Głównym elementem pokoju było wielkie okno, zajmujące centralne miejsce na ścianie, na wprost wejścia. Z boków przysłonięte było grubymi, ciemnymi zasłonami i przez myśl przemknęło mi, że byłyby idealne do zawinięcia moich zwłok, ale szybko pozbyłam się niechcianego obrazu z głowy. To właśnie widok za nim przyciągnął moją uwagę na dłużej. Nie przepadałam za dużymi wysokościami, ale musiałam przyznać, że dziewiąte piętro było idealnym miejscem do podziwiania miasta nocą.

Z tej perspektywy wszystko wydawało się takie małe i nieznaczące, nawet moje problemy. Przyglądałam się oczarowana światłom i zaczął ogarniać mnie spokój. Nie wiedziałam czy był on wynikiem widoku, leków, czy zmęczenia natłokiem emocji, ale byłam szczęśliwa, że w końcu nadszedł.

- Pięknie, prawda? - Usłyszałam nagle za sobą męski głos.

Cały spokój nagle zniknął, a serce podskoczyło mi do gardła. Nie słyszałam nikogo wchodzącego do pokoju, więc czyjaś obecność była dla mnie szokiem. Przełknęłam nerwowo ślinę i poczułam, że moje ciało sztywnieje ze strachu. Nie chciałam się odwracać i go widzieć.

- Tak - odpowiedziałam krótko ze ścisniętym gardłem.

Kątem oka zobaczyłam za sobą ruch i usłyszałam ciche skrzypnięcie sprężyn gdy usiadł na łóżku, jednak dalej uparcie trwałam ze wzrokiem wbitym w panoramę.

- Boisz się? - Stwierdził pytającym tonem.

- Masz pieniądze? - spytałam prosto z mostu, nie ukrywając prawdziwych intencji.

- Leżą na stoliku - odpowiedział spokojnie, nie pokazując po sobie zdziwienia moją bezpośredniością.

Doskonale wiedział, że od tego momentu wszystko zależało od niego i nie obchodziło go, co ja o tym myślę. Zawarliśmy umowę i każda strona musiała jej dotrzymać, więc nie miałam już wyjścia.

Odsunęłam się w końcu od szyby, zostawiając na niej kółko pary spowodowanej moim oddechem i podeszłam prosto do stolika. Wzięłam w drżące dłonie grubą kopertę i uważnie przeliczyłam jej zawartość. Pierwszy raz trzymałam w rękach taką ilość pieniędzy, ale nie sprawiało mi to w ogóle radości. Czy tyle byłam warta? Plik papieru?

Upchnęłam ją na dno torebki i rzuciłam szybko wzrokiem na wyjście. Tak jak myślałam, nad klamką paliła się czerwona lampka. Zamknął drzwi, nie był głupi. Było już za późno, żeby zmienić zdanie.

Schowałam się cała w wewnętrznej skorupie. Zakryłam nią wszystko co było dla mnie ważne, ukrywając to przed człowiekiem, siedzącym przede mną. Nie chciałam, żeby cokolwiek o mnie wiedział. To, co tworzyło prawdziwą mnie, powinno trzymać się od niego z daleka. Poza nią zostało ze mnie tylko ciało, które przecież i tak nie było ważne, mógł je sobie wziąć. W końcu odważyłam się i przeniosłam na niego wzrok.

Uśmiechnął się do mnie zachęcająco, ale jego stalowe oczy pozostały zimne. Ja też taka byłam. Zimna, zamknięta, ukrywająca emocje, aż do momentu gdy zasnął.

Wtedy wiedziałam, że już jest po wszystkim i mój pancerz zaczął pękać. Kawałek po kawałku wysuwałam się z pod jego ramienia, nie chcąc go obudzić. Mimo tego, że byłam obolała, a moim ciałem wstrząsał bezgłośny szloch, ubrałam się w ekspresowym tempie. Zabrałam szybko wszystkie swoje rzeczy i ledwie widząc przez załzawione oczy, otworzyłam blokadę drzwi. Wyszłam na korytarz i ruszyłam nim, nie oglądając się za siebie. Dopiero gdy dotarłam do windy i znalazłam się w niej sama, pozwoliłam sobie na otwarty płacz. Czułam się okropnie i przeklinałam w myślach lustro, znajdujące się na ścianie. Nie chciałam na siebie patrzeć, bałam się zobaczyć w sobie kogoś innego.

Zjazd na parter był zdecydowanie za krótki, żebym zdążyła wyrzucić z siebie całą złość i smutek.

Oby tylko stąd wyjść...

Zacisnęłam zęby, starając się na chwilę uspokoić i bez słowa podeszłam do recepcji, żeby zostawić swoją kartę do pokoju. Ku swojej uldze zobaczyłam, że zmiana miłej pani się skończyła i przy komputerze siedział jedynie młody mężczyzna, który rzucił mi tylko obojętne spojrzenie. Nie zwlekając dłużej, prawie wybiegłam z hotelu, wykręcając w trakcie numer na taksówkę.

Czekając na nią, cały czas dusiłam w sobie emocje. Nie chciałam stać na krawężniku i zanosić się płaczem, mimo że ulica była prawie pusta. Byłam już wystarczająco żałosna.

Oby tylko dojechać do mieszkania...

Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Na szczęście kierowca nie był tym razem zbytnio rozmowny. Gdy dotarliśmy na miejsce, podałam mu odliczone pieniądze i wysiadłam bez pożegnania, ignorując zasady dobrego wychowania.

Oby tylko się go pozbyć...

Weszłam do miesznia cicho i ruszyłam prosto do łazienki. Dalej nie patrząc w lustro zmyłam resztki makijażu i wrzuciłam ubrania do pralki. Marzyłam o tym, żeby gorąca woda zmyła ze mnie jego dotyk i każdy ślad, ale nawet spływający po mnie wrzątek nie sprawiał, że czułam się lepiej. W końcu się poddałam i wyszłam z łazienki w swojej rozciagniętej, starej piżamie.

Oby tylko zapomnieć...

Położyłam się w swoim łóżku i pozwoliłam łzom płynąć. Tej jednej rzeczy nie potrafiłam zrobić. Nie potrafiłam zapomnieć, takich rzeczy się łatwo nie zapomina. Zostają na zawsze i zmieniają człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro