Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 cz. I

Wcześnie rano w naszym niewielkim mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Bawiąca się grzecznie na dywanie Patrycja zerwała się wystraszona nagłym hałasem i rzuciła w moje ramiona, szukając bezpieczeństwa. Jej gest mnie rozczulił. Nie znałyśmy się długo, ale wspólna zabawa i trochę poświęconego czasu sprawiły, że od razu mi zaufała. Widać było, że nie otrzymywała go dużo i potrzebowała większego zainteresowania i opieki, a jej zajęty pracą tata nie mógł jej tego dać. Przytuliłam dziewczynkę szepcząc, że nic jej nie grozi i prowadząc ją za rączkę ze sobą, poszłam otworzyć drzwi.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami, na korytarzu czekali uśmiechnięci Kaja i Artur. Gdy weszli do mieszkania, rozległ się głośny pisk ekscytacji i już po chwili mężczyzna tulił na rękach roześmianą Partycję. Ten widok był wzruszający, ale i tak najbardziej rozczulił mnie gest dziecka, kiedy puściło swojego tatę i wyciągnęło rączki do Kai, jakby chciało się przywitać też z nią.

Moja przyjaciółka bez wahania wzięła do siebie dziewczynkę i ucałowała w czółko na przywitanie. Artur jeszcze raz podziękował mi za opiekę nad nią i wkrótce razem opuścili kamienicę, żeby zawieźć Patrycję do żłobka.

- Rozmawiałaś z nim? - spytałam, gdy tylko Kaja usiadła na kanapie.

- Nie. To nie był dobry moment, poszliśmy na kolację i świetnie się bawiłam, nie chciałam popsuć atmosfery. - Wyznała z westchnieniem.

- Prędzej czy później będziesz musiała. - Przypomniałam jej, na co dziewczyna wywróciła oczami.

Resztę poranka spędziłyśmy, obijając się na kanapie i nadrabiając serialowe zaległości na Netflixie. W końcu jednak musiałam przebrać się z wygodnej piżamy i wypełznąć spod kocyka. Mimo że zbliżała się jedenasta, na dworze było ponuro, jakby nadchodził wieczór. Wciągnęłam na siebie gruby sweter z golfem i dopiłam już drugą tego dnia kawę. Przez taką pogodę oczy same mi się zamykały i miałam wielką ochotę wrócić do łóżka i nie wstawać do końca dnia.

Nie poddałam się jednak i wyszłam na dwór. Gdy przyjechałam pod uniwersytet i wygramoliłam się z tramwaju, szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi, żeby uciec przed irytującym deszczem i porwistym wiatrem. Na moje nieszczęście, powykrzywiana parasolka, którą ze sobą wzięłam, wybrała sobie idealny moment, żeby się popsuć i skończyłam, szamocząc się z nią bezradnie przed wejściem.

Niewielki daszek nie dawał wystarczającej ochrony i już po chwili stałam mokra od deszczu, zła i bliska rzucenia połamaną stertę drutów na schody. Ku mojemu jeszcze większemu nieszczęściu, świadkiem całej sceny okazał się być Olaf, który właśnie zmierzał w stronę budynku z parkingu.

Znieruchomiałam spięta i obserwowałam go, kiedy się zbliżał. Pilnowanie Patrycji całkowicie mnie pochłonęło i prawie zapomniałam o sytuacji, która zaszła między nami dzień wcześniej. Chłopak podszedł do mnie i stanął, wyraźnie na coś czekając. Czułam, że moje serce przyspiesza i spojrzałam na niego pytająco.

Chciał mnie przeprosić? Czekał, żebym to ja go przeprosiła? Może w końcu przejrzał na oczy i postanowił mi uwierzyć? Czy Julia do wszystkiego mu się przyznała?

- Hej, przepuścisz mnie? Blokujesz drzwi - odezwał się w końcu, a ja poczułam, że moje policzki zalewa rumieniec i odsunęłam się od wejścia. - Lepiej wywal tego grata, do niczego się już nie przyda. - Dodał, patrząc na mój parasol i wszedł do środka.

... i to tyle? Zero... czegokolwiek? Żadnych emocji? Udajemy, że się nie znamy, czy jak?

W jeszcze gorszym nastroju cisnęłam "grata" do kosza, wyżywając się na nim i ostatecznie doprowadzając do jego rozpadu na pojedyncze metalowe części i porwany materiał. Moje włosy od wilgoci napuszyły się, tworząc dookoła głowy rozczapierzoną aureolę kłaków i mogłam się założyć, że w tamtej chwili zabijałam wzrokiem. Gdy wkroczyłam do korytarza niczym bogini zemsty, śmierci i wszystkich innych złych rzeczy, które udało się ludziom nazwać, wszyscy odwracali ode mnie spojrzenia.

Kiedy dotarłam na salę wykładową, szybko odszukałam Eryka. On chyba też się mnie nieco wystraszył, bo widząc moją irytację, siedział cicho, dopóki się nie rozpakowałam.

- Co tam? - spytał w końcu.

- Wszystko super. - Uśmiechnęłam się sztucznie.

- Jak poszło z Olafem?

- Genialnie.

- Jesteś zła?

- Nie.

Zapadła chwila ciszy, ale chłopak ostatecznie odważył się ją przerwać.

- Czyli rozumiem, że teraz jako twoja psiapsi oprócz Julii, mam nie lubić też jego, tak?

- Nie. Masz udawać, że go nie znasz, ignorować i zachowywać jakby nigdy nic się nie stało! Bo tak przecież zachowują się dorośli ludzie, prawda?! - Kilka osób z rzędów przed nami odwróciło się w naszym kierunku, słysząc mój podniesiony głos, ale Eryk uśmiechnął się do nich przeraszająco i wrócili do swoich spraw.

Schowałam twarz w dłoniach, opierając łokcie o blat i starałam się uspokoić. Liczyłam do dziesięciu, ale tym razem w ogóle mi to nie pomagało.

- Milka, czy ty płaczesz? - Wyszeptał przestraszony i objął mnie przyjacielsko.

- No co ty, hamuje chęć mordu - odpowiedziałam lekko rozbawiona i mogłabym przysiądz, że chłopak odetchnął z ulgą.

- Zdecydowanie powinnaś wyluzować i nie przejmować się jakimś debilem. Jako twój ukochany przyjaciel ci w tym pomogę. W piątek idziemy na imprezę. - Oświadczył. - Nie odmówisz mi, już wiem gdzie mieszkasz, wyciągnę cię z domu na siłę. - Zagroził, uprzedzając moje protesty.

- Ty chyba żartujesz, mam lepsze rzeczy do roboty. - Jego znaczące spojrzenie pełne powątpiewania zamknęło mi usta.

Racja, nie miałam nic do roboty. Jak zwykle moje plany na piątkowy wieczór ograniczały się do picia herbaty i spania. Nie zdążyłam nawet wymyślić dobrej wymówki, bo do sali wszedł wykładowca i chcąc, nie chcąc, musiałam przystać na propozycje Eryka.

Gdy o moich planach dowiedziała się Kaja, od razu podekscytowana zaczęła komponować mój strój i makijaż. Ja podchodziłam do tego raczej sceptycznie i słuchałam jej jednym uchem, a wypuszczałam drugim, zajęta smażeniem naleśników.

- Nie chcesz iść zamiast mnie? - Przerwałam jej monolog.

- Przecież to ciebie zaprosił Eryk - odpowiedziała zaskoczona.

- W ogóle mi się nie podoba ten pomysł, nie chce tam iść, wolałabym siedzieć w domu. Wezmę to pod uwagę tylko jeżeli pójdziesz ze mną.

Jak się okazało, nie musiałam jej długo przekonywać i resztę tygodnia, dziewczyna spędziła na podekscytowanym oczekiwaniu na piątek.

W końcu nadszedł weekend. Po powrocie z uniwersytetu już od progu przywitały mnie porozrzucane ubrania i kosmetyki. Moja przyjaciółka krzątała się po mieszkaniu, widocznie gubiąc się w chaosie. Na mój widok szeroko się uśmiechnęła i zaczęła zarzucać mnie pytaniami o to, w co zamierzam się ubrać. Rozbawiona potakiwałam jej jedynie głową, nie nadążając z odpowiedziami i dopiero gdy dała mi spokój, przeniosłam się do swojego pokoju, żeby przejrzeć szafę.

- No nie mów, że nie masz nic odpowiedniego na wypad do klubu. - Z nikąd pojawiła się za mną i zaglądając mi przez ramię, krytycznie przyglądała się moim ubraniom. - Dam ci coś lepszego, musisz błyszczeć tak, żeby wszystkim szczęki do ziemi opadły! - Pisnęła.

Nie opierałam się i tryskający entuzjazmem, czarnowłosy wulkan energii zaciagnął mnie do swojej sypialni. Pierwszy raz byłam w pokoju Kai i musiałam przyznać, że wyglądał dokładnie tak, jak go sobie wyobrażałam.

Całość utrzymana była w odcieniach szarości i klasycznej bieli, duże łóżko zasłane było poduszkami o różnych kształtach, fakturach i kolorach, a na parapecie, w prostych, drewnianych ramkach, stały zdjęcia. Po chwili na jednym z nich zauważyłam Artura i Partycję, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Porządek i perfekcyjny, katalogowy wystrój tego miejsca burzyły jedynie kolorowe ciuchy, porozrzucane po wnętrzu w jeszcze większej ilości niż w salonie.

- Przymierz, mówię ci, będziesz wyglądać super. - Wcisnęła mi do ręki srebrną, cekinową sukienkę z głębokim dekoltem na plecach.

- Jasne, może od razu pójdę goła? - Parsknęłam śmiechem, ale dziewczyna jedynie wywróciła oczami.

Nigdy nie przepadałam za takimi odważnymi, zwracającymi na siebie uwagę ubraniami. Chętniej ubrałabym zwykłą, czarną sukienkę przed kolano i zatopiła się gdzieś w rogu sali, żeby mieć lepszy widok na innych. Nie chciałam jednak sprawić przykrości Kai, więc zgodziłam się jej pokazać w stroju, który dla mnie wybrała.

- Wiedziałam! Wyglądasz w tym lepiej niż ja! Nie możesz iść w niczym innym, to jest to! - Zaklaskała w dłonie z radością, widząc mnie.

Zaśmiałam się jedynie i niepewnie obejrzałam dookoła w lustrze.

A może to był dobry moment, żeby przestać się ukrywać? Dlaczego miałam się chować po kątach, zamiast dobrze się bawić?

Pozwoliłam przyjaciółce zająć się moim makijażem, a w zamian za to, uplotłam z jej długich, błyszczących włosów warkocz. Zanim przyjechał po nas Eryk, obydwie wyglądałyśmy jak gwiazdy Hollywood. Zaczęłam nawet myśleć, że może całe to wyjście nie było takim głupim pomysłem.

Zamknęłyśmy mieszkanie i zeszłyśmy na parking. Czekał już tam na nas mój przyjaciel, który wysiadł z auta i przywitał nas szerokim uśmiechem. Przedstawiłam ich sobie nawzajem i już po chwili wszyscy razem śmialiśmy się w samochodzie, jak starzy, dobrzy znajomi.

Całą trójką, po kilkunastu minutach stania w kolejce przed wejściem, dostaliśmy się w końcu do jednego z klubów na Wrocławskiej. Muzyka, którą było słychać już na dworze, w środku okazała się być jeszcze głośniejsza niż przypuszczałam i chcąc porozumieć się z Kają lub Erykiem musiałam krzyczeć.

Podłoga drżała od fal dźwiękowych i z każdej strony migały kolorowe światła. Masa tańczących ludzi, poruszających się do rytmu, działała na mnie hipnotyzująco i miałam ochotę do nich dołączyć. Nie zdążyłam nawet dopić drinka, gdy niewiele myśląc, ruszyłam prosto na parkiet, ciągnąc za sobą przyjaciół. Imprezy organizowane co jakiś czas w domu kultury, niedaleko mojej wsi nie mogły się z tym równać. Pierwszy raz byłam w takim miejscu i robiło ono na mnie wielkie wrażenie.

Moje serce biło w szybkim tempie, dopasowując się do muzyki. Z każdej strony otaczali mnie roześmiani ludzie i nie przeszkadzał mi nawet tłok. Kiedy wszyscy razem skakali, śpiewając jakiś hit czułam, że pasuję do tego miejsca. Nikt się nie przejmował kim jest osoba obok, nie oceniał, każdy był elementem jednej, żywej układanki. Cieszyłam się, że mogę się rozluźnić i dobrze bawić w towarzystwie przyjaciół. Moja nieśmiałość zniknęła i nie przejmując się innymi, szalałam na parkiecie.

Wkrótce straciłam z oczu Kaję, a do mojego przyjaciela przylepiła się jakaś dziewczyna, więc postanowiłam wrócić do naszego stolika. Wydawało mi się, że ktoś przy nim stał, ale zanim udało mi się tam dotrzeć, nikogo już nie było. Opadłam na kanapę z uśmiechem i obserwowałam roztańczonych ludzi. Wysiłek spowodował, że drink, którego zostawiłam, mimo że lód już dawno się rozpuścił, wydawał się być jeszcze smaczniejszy.

Nie wiem jak długo siedziałam przy stoliku, gdy zjawiła się moja przyjaciółka. Widząc, że siedzę sama, postanowiła znaleźć mi towarzystwo do tańca i podekscytowana zaczęła wypatrywać jakiegoś chłopaka, który przypadłby mi do gustu. Nie zamierzałam ułatwiać jej zadania i wybrednie odpowiadałam na każdą jej propozycję. Na szczęście, nagle pojawił się przy nas Eryk, który wyciągając mnie na parkiet, przerwał monolog Kai o moich wygórowanych oczekiwaniach.

Dopiero zaczęliśmy tańczyć, gdy nagle zakręciło mi się w głowie i musiałam mocno chwycić chłopaka za ramiona, żeby się nie wywrócić. Widocznie pomyślał, że to wina moich butów, bo spojrzał na nie krytycznie i śmiejąc się, przytrzymał mnie w talii. Nie wiedziałam co się stało, ale nagle kolory migających świateł wydały mi się bardziej intensywne i raziły mnie w oczy.

Spuściłam wzrok, starając się na nie nie patrzeć, ale nic to nie dało. Na ziemi pod moimi nogami leżał kawałek serpentyny, oderwany od jakiejś ozdoby. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nagle zaczął się wić jak wąż. Pisnęłam przerażona i uwiesiłam się na szyi Eryka, który przyglądał mi się zdezorientowany. Chcąc go uspokoić, uśmiechnęłam się lekko, tłumacząc sobie zwidy zawrotami głowy.

Udało mi się jednak szybko zapomnieć o tym dziwnym zdarzeniu, ponieważ ku swojemu zdziwieniu w rogu sali zauważyłam Lilianę. Dziewczyna stała pod ścianą i uśmiechała się wesoło, zarzucając swoimi długimi włosami. Zaśmiałam się z niedowierzaniem i rzuciłam w kierunku siostry, żeby się z nią przywitać. Chciałam się jej zapytać skąd nagle pojawiła się w Poznaniu, co u niej i jak się miewa jej chłopak, ale Eryk przytrzymał mnie, żebym nie wpadła na tańczącą obok parę. Gdy znowu spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą, stała bliska mi osoba, dostrzegłam zupełnie obcą kobietę, która patrzyła na mnie jak na wariatkę.

Speszona odwróciłam się do mojego przyjaciela i udałam, że nic się nie stało. Jego zaniepokojony wyraz twarzy wydał mi się śmieszny i wybuchnęłam niepohamowanym chichotem.

Miałam wrażenie, że znalazłam się poza mydlaną bańką, która więziła mnie i ogłuszała przez całe życie na piękno świata. Wyszłam ze swoich ograniczeń i jakimś cudem odbierałam wszystkie bodźce bardziej, szybciej, mocniej, lepiej. Zupełnie nie rozumiałam zmiany, jaka nagle we mnie zaszła, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, czułam się szczęśliwa.

Zapach perfum i potu wdzierał mi się do nosa, a huk muzyki odbijał się po wnętrzu pustej głowy. Mój wzrok trafił na baner, wiszący nad stanowiskiem DJ i zaczęłam zanosić się jeszcze głośniejszym śmiechem. Nie potrafiłam odczytać napisu, który się na nim znajdował, bo pojedyncze literki zaczęły podskakiwać do rytmu.

Wszystko dookoła wydawało mi się być płynne i plastyczne, jakbym mogła podskoczyć i zacząć pływać w powietrzu, unosząc się nad podłogą. Czułam się jak mały element kolorowej rzeczywistości, który chciał doświadczyć czegoś wielkiego wszystkimi zmysłami, jakbym była połączona duchem ze wszechświatem.

Chciałam powiedzieć Erykowi co się dzieje, ale nie potrafiłam ubrać w odpowiednie słowa stanu, w którym się znalazłam. Nigdy nie czułam się tak radosna, wolna i lekka. Jego spanikowane spojrzenie i trzymające mocno dłonie, ciągnące mnie w kierunku wyjścia, wyrażały zupełnie inne emocje.

W ogóle mnie nie słuchał, gdy zaczęłam na niego krzyczeć, że nie chce iść. Zmusił mnie, żebym wydostała się z klubu i ignorował moje wrzaski, gdy czekaliśmy, aż dołączy do nas Kaja. W końcu poruszające się cienie w kształtach zwierząt, tańczące na ścianie budynku, zafascynowały mnie do tego stopnia, że nie słyszałam nawet co do mnie mówili.

Nagle oderwałam się od ziemi i moment zajęło mi zrozumienie, że to mój przyjaciel wziął mnie na ręce i niósł w kierunku samochodu. Moje protesty i wierzganie nogami nie pomogło mi osiągnąć celu i wkrótce siedziałam zamknięta w aucie na drodze do domu.

Nie rozumiałam co się ze mną działo, dla czego Kaja patrzyła na mnie z przerażeniem, a Eryk zaciskał dłonie na kierownicy z taką siłą, że bielały mu palce. Przecież przyjechaliśmy się dobrze bawić.

●○●○●○

Przepraszam, że zniknęłam na tak długo bez uprzedzenia, ale brak czasu nie pozwalał mi na stworzenie czegokolwiek. Miałam zamiar skończyć pisać też drugą część tego rozdziału i dopiero opublikować całość, ale sama nie mogłam już się doczekać ;)

Papatki,
Szyszka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro