Rozdział 4
Do zapakowanej do granic możliwości torebki upchnęłam ostatni podręcznik i po chwili siłowania się z zapięciem jej, wyszłam z mieszkania. Kaja wróciła na weekend do domu już dzień wcześniej, ale ja musiałam poczekać aż do sobotniego poranka na odpowiedni przejazd. Czekała mnie kilkugodzinna przeprawa tramwajem, pociągiem i autem, ale bardzo się cieszyłam, że wreszcie miałam zobaczyć się z moją rodziną.
Stęskniłam się za nimi. Mimo że podobało mi się na studiach i dobrze dogadywałam się ze swoją współlokatorką, wieczorami brakowało mi wspólnych kolacji, przekomarzań Krzyśka i pogaduszek z Adą. Starałam się do nich codziennie dzwonić, ale krótkie rozmowy przez telefon nie mogły mi tego zastąpić, to nie było to samo. Bardzo brakowało mi też rodziców, martwiłam się czy dawali sobie radę, czy nie działo się nic złego, o czym mi nie mówili.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam "Romea i Julię" uznałam, że ta historia jest wzruszająca i przepiękna. Dopiero po dłuższych przemyśleniach, gdy obserwowałam swoją rodzinę, zaczęłam zauważać, że nie do końca tak było.
Niektórych "nie stać" na to, żeby zostać Romeo i Julią. Tragiczna historia bohaterów powtarzana przez pokolenia urosła do rangi czegoś niesamowicie przykrego i niesprawiedliwego. Oni ostatecznie skończyli w lepszym miejscu, ich rodziny sie pogodziły, a łamiąca serca przestroga została na ustach wielu.
Nikt nie docenia ludzi, którzy walczą o miłość w szarej rzeczywistości, wstając co rano do ciężkiej pracy, tylko po to, żeby utrzymać przy życiu bliskich i zapewnić im to, czego potrzebują. Łatwiej by było odejść, odpuścić sobie, dać spokój, ale prawdziwa miłość na to nie pozwala. To jest właśnie dramat miłości, prawdziwy Romeo i Julia, moi rodzice.
Po długiej przeprawie dotarłam na dworzec. Kilka razy sprawdziłam peron i tor, żeby na pewno wsiąść do swojego pociągu i bez większych problemów, z gracją hipopotama, potykając się o walizkę starszej pani, zajęłam swoje miejsce. Musiałam przyznać, że dla mnie odnalezienie się na dworcu było wyczynem. Wspomniana kobieta chyba podzielała moje zdanie, bo mimo że przed chwilą stratowałam jej stojący w przejściu bagaż, uśmiechała się do mnie szeroko.
Kiedy pociąg ruszył, a ona dalej nie odwróciła ode mnie wzroku poczułam się nieswojo. Czyżby trafił mi się przedział ze świrniętą staruszką? Szanowałam starszych ludzi, ale to nie znaczyło, że wymierzona w moją stronę, błyskająca bielą proteza nie napawała mnie przerażeniem.
Zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu słuchawek, będących moją jedyną drogą ucieczki, nie licząc oczywiście okna i zatłoczonego korytarza, gdy zgodnie z moimi obawami, pomarszczona osóbka przede mną podjęła próbę rozmowy.
- Za moich czasów tyle się nie podróżowało.
Odchrząknęłam zmieszana i uśmiechnęłam się jedynie, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Do domu jedziesz? - spytała kobieta, nie poddając się.
- Tak. - Siliłam się na sympatyczny ton, ale miałam nadzieję, że babcia szybko się znudzi moim życiem i da sobie spokój.
- A co tu porabiasz w dużym mieście? Studiujesz coś?
- Weterynarię - odpowiedziałam, siłując się z zaplątanymi kabelkami mojego "koła ratunkowego".
- Jejku! To zwierzątka będziesz leczyć? Mój Fafik na szczęście nie choruje dużo, ale za to piesek sąsiadki ciągle chodzi do weterynarza. Moim zdaniem to on ma reumatyzm. Czy pitusie mogą mieć reumatyzm? Mam nadzieję, że nie, paskudna ta choroba. Co starszy człowiek, to go bardziej męczy, a żeby do lekarza się dostać jakiegokolwiek to tragedia! Do weterynarzy też takie kolejki? Jakby mój Faficzek miał takie problemy ze zdrowiem, to ja bym od razu z wyprzedzeniem mu wizyty rezerwowała. - Uśmiechałam się wytrwale, ale moje palce toczyły coraz bardziej dramatyczną walkę ze słuchawkami.
Kiedy udało mi się już wygrać, czekałam na taktyczny moment, żeby przerwać monolog kobiety i odciąć się od jej paplaniny. Zanim mi się to jednak udało, dowiedziałam się już o wszystkich lekach jakie przyjmuje Kwietniewska - sąsiadka spod piątki, wakacjach dzieci siedzącej przede mną staruszki, o tym że jej wnusia poszła do pierwszej klasy i że w serialu, który ogląda, mąż głównej bohaterki ma kochankę. Obejrzałam też dokładnie jej buty, które kupiła sobie w Poznaniu i grzecznie odmówiłam degustacji kiełbasy, którą ze sobą wiozła. Wielokrotnie gubiłam się w wątkach i nie wiedziałam o czym w ogóle w tej chwili rozmawiamy, ale jej to nie przeszkadzało. Nie musiałam nic odpowiadać, ważne, żeby ona mogła się wygadać.
Widziałam, że inni ludzie z naszego przedziału również mieli dosyć, ale oni przynajmniej czymś sobie zasłużyli na brak atencji kobiety i spokojnie zajmowali się swoimi sprawami. Gdy w końcu oznajmiła, że wszystkich przeprasza, ale musi opuścić towarzystwo i udać się do łazienki, z trudem stłumiłam westchnienie z ulgą. Korzystając z okazji wetknęłam w uszy słuchawki i odpłynęłam.
Obudził mnie pisk hamulców pociągu, zagłuszający nawet dźwięki muzyki, brzęczące w mojej głowie. Wszyscy pasażerowie zbierali już swoje walizki z półek i z niecierpliwością czekali w przejściu na otwarcie się drzwi wagonu. Gadatliwa babcia gdzieś zniknęła, więc jednym postrachem jaki widziałam, było moje odbicie w szybie, straszące rozwichrzonymi włosami i rozmazanym tuszem do rzęs. Nie ociągając się, chwyciłam swoją torebkę i ruszyłam za pozostałymi do wyjścia.
Na peronie przywitały mnie radosne piski mojej rodziny. Wszyscy tulili mnie mocno i chcieli od razu znać odpowiedzi na swoje pytania, których mieli do mnie sporo, a ja jedynie śmiałam się ze łzami wzruszenia w oczach. Czułam się głupio rozklejając tylko dlatego, że wszyscy przyjechali mnie odwieźć do domu, ale uznałam, że to urocze i nie mogłam się powstrzymać.
Po chwili wszyscy cisnęliśmy się już w samochodzie taty, jadąc z miasteczka do naszego gospodarstwa. Krzysiek siedzący po mojej lewej, z dumą opowiadał, jak razem z tatą naprawiał ciągnik, a Ada zajmująca miejsce po drugiej stronie, podekscytowana szczebiotała o szałasie, który zbudowała z koleżankami dla zabawy. Byłam z nich bardzo dumna. Chciałam każdemu poświęcić chwilę i wypytywałam o wszystko co mnie ominęło, kiedy byłam poza domem.
Miło było zjeść domowy chleb i wypić świeże mleko. Nawet oglądanie w telewizji razem z mamą talent show, których nie cierpiałam było świetną rozrywką. Ada nie odpuściła mi też wizyty w stajni i chcąc, nie chcąc, musiałam wybrać się z nią na krótką przejażdżkę.
Rytmiczny kłus konia zawsze mnie odstresowywał. Prędkość i siła tych zwierząt mnie zachwycała. Uwielbiałam poczucie wolności gdy przemierzałam pola, galopując z wiatrem we włosach. Te uczucia były nie do opisania. Niczym nie skrępowana radość i brak trosk nigdy nie były mi bliższe. Nawet samo przebywanie blisko konia i delikatne szczotkowanie jego sierści wypełniało mnie spokojem.
Dwa dni minęły szybciej niż się spodziewałam. W wolnych chwilach starałam się powtarzać materiał, który dotąd przerobiłam na studiach, ale nie do końca mi się to udawało. Z drugiej strony, nie martwiło mnie to zbytnio. Zdążyłam spędzić trochę czasu z rodziną, a to było dla mnie najważniejsze. Z westchnieniem opuściłam swój pokój.
Zbliżał się niedzielny wieczór. Tata nie pracował już na dworze tylko pomagał mamie w kuchni. Moje rodzeństwo też szykowało się do kolacji. Patrząc na nich z progu poczułam żal, że nie zostaję z nimi. Wiedziałam jednak, że nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam jechać z powrotem do miasta, chociaż serce mówiło mi coś innego.
Pożegnałam się z mamą, Krzysiem i Adą. Starałam się uśmiechać i nie pokazywać, że było mi ciężko, ale kiedy razem z tatą wyjeżdżałam na dworzec i patrzyłam na oddalające się światła domu i sylwetki widoczne przez okna, trudno mi było pohamować łzy. Tylko dzięki żartom taty, który starał się podtrzymać mnie na duchu, udało mi się nie rozpłakać.
W końcu dotarłam na miejsce i nieco spokojniejsza znalazłam się w pociągu. Miałam właśnie zacząć przeglądać swoje notatki z biologii, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam telefon ze śmiechem.
- Mentalnie poczułeś, że się uczę i postanowiłeś mi poprzeszkadzać?
- A gdzie: "Hej Eryczku jak dobrze Cię słyszeć"? - Zaśmiałam się głośniej, dziękując w myślach za pusty przedział.
- Czy teraz przez brak powitania będziesz mnie uważał za okropnego człowieka, który nie zasługuje na miano twojej przyjaciółki... Eryczku? - spytałam, siląc się na poważny ton.
- Zdecydowanie. Może Ci wybaczę jak gdzieś ze mną dzisiaj wyjdziesz. Nudzę się i jako dobra przyjaciółka powinnaś mi zapewnić rozrywkę - odpowiedział buńczucznie.
- Jasne, jasne, jeszcze czego? Dopiero wsiadłam do pociągu, zanim będę w Poznaniu będzie już dawno po dwudziestej drugiej. Wiem, że pewnie ogromnie się stęskniłeś za moją cudną osobą, ale przecież zobaczymy się jutro.
- Świetnie, w takim razie będę czekał na dworcu.
- Eryk... - Zaczęłam surowym głosem, ale zorientowałam się, że zdążył się już rozłączyć.
Czy on nie słyszał co do niego powiedziałam? Na starość mu się w głowie poprzewracało?
Wywróciłam oczami i zagłębiłam się w lekturze. Po trzech godzinach jazdy, miałam już dosyć wirujących mi przed oczami literek i z ulgą wygramoliłam się na peron.
- Cześć Milka! - Mój przyjaciel pojawił się przede mną, chociaż nie sądziłam, że naprawdę będzie mu się chciało po mnie fatygować. - Gotowa na szaloną noc z najlepszym gościem?
Słysząc to parsknęłam śmiechem.
- Zdajesz sobie sprawę jak dwuznacznie to brzmi? Jedyną szaloną rzeczą jaką możesz zrobić, jest odwiezienie mnie do mieszkania skoro już tu jesteś.
- No weeeeź... Nie bądź typową, nudną studentką. Co ty chcesz robić? Będziesz jeszcze dzisiaj zakuwać?
- Będę spać - odpowiedziałam bez namysłu, czym wywołałam napad śmiechu bruneta.
- W takim razie, skoro nie masz planów jedziesz ze mną. - Uśmiechnął się szeroko i zaciągnął mnie do swojego auta mimo moich protestów.
- Jak mnie porwiesz i wywieziesz na zadupie to będziesz miał problemy. - Fuknęłam, mimo wszystko trochę rozbawiona tą sytuacją.
- Przecież właśnie stamtąd wróciłaś, po co miałbym Cię tam wieźć? - Na to brakowało mi riposty. Z niechęcią musiałam przyznać, że tym razem wygrał.
Jechaliśmy chwilę w ciszy, a w tle szumiało tylko radio. Nagle Eryk chwycił za pokrętło i podgłosił je, słysząc znajomą piosenkę. Jego oczy błysnęły radośnie i zaczął wiercić się na fotelu, bębniąc palcami w kierownicę.
- Tańczysz czy masz owsiki? - spytałam niewinnym głosem, na co chłopak rzucił we mnie morderczym spojrzeniem.
- Uważaj, bo naprawdę skończysz sama na jakimś pustkowiu.
Zignorowałam jego groźbę i zaczęłam wyć piosenkę, podgłaszając jeszcze bardziej muzykę.
- Śpiewasz czy krzyczysz z bólu? - Odpłacił mi się pięknym za nadobne. Doskonale wiedział, że znowu zabrakło mi błyskotliwej odpowiedzi i uśmiechnął się zwycięsko. - Dwa do zera Milka.
- Dlaczego nazywasz mnie jak czekoladę? Jakiś nowy fetysz? - spytałam, gdy zatrzymaliśmy się na niewielkim parkingu.
- Jak się krzyknie: "E! Milka!" To wychodzi Emilka. - Spojrzałam na niego jak na idiotę, a on się roześmiał.
Wyjął z bagażnika dużą, czarną torbę i ruszył przed siebie. Postanowiłam nie drążyć tematu i poszłam za nim w niewiadomym mi kierunku. Okolica była ponura, a kamienice dookoła zniszczone i opuszczone. Cieszyłam się, że nie szłam tamtędy sama, bo na pewno już trzęsłabym się ze strachu. Mój przyjaciel nie wydawał się jednak tym przejmować i szybkim krokiem szedł wzdłuż pustej ulicy.
Nagle zatrzymał się gwałtownie przed parterowymi garażami, przylegającymi do jednego z budynków. Wszystkie ściany jakie widziałam, pokryte były graffiti. Zanim się zorientowałam co planuje, chłopak już wspinał się na ich dach, podpierając o płot.
- Dawaj Milka, twoja kolej. - Usiadł na krawędzi.
- Czy ty zwariowałeś? Nigdzie nie włażę, jeszcze spadnę. Po co mi to?
- Nie ciotuj. - Zaśmiał się i wyciągnął do mnie ręce, żebym mogła się go złapać.
Sama nie wierzyłam, że dałam się na to namówić. Rzuciłam w niego swoją torebką, która ciążyła mi na ramieniu i z trudem wspięłam się na dach bez jego pomocy.
- Nie takie rzeczy się na wsi robiło Eryczku. - Wyszczerzyłam się dumna z siebie.
Chłopak w odpowiedzi pokręcił jedynie głową z lekkim uśmiechem i otworzył torbę, którą sam przyniósł. Zajrzałam do środka ciekawa i parsknęłam.
- Żartujesz? Będziesz mazał te ściany kolorowymi dezodorantami?
- Nie, Ty też będziesz - odpowiedział i wcisnął mi w rękę spray.
- Lubisz tak bawić się w wandala i tworzyć nielegalną sztukę? - spytałam rozbawiona.
- Uwielbiam. Tobie też się spodoba. Walnij tu jakiegoś kwiatka, słoneczko, może traktor, nie wiem co tam lubisz.
Wstrząsnął puszką i machnął ręką, a na murze pozostała soczyście zielona linia, błyszcząca w słabym ulicznym świetle. Przyglądałam jej się uważnie i wkrótce z zielonej, krzywej kreski powstało nieregularne koło, które stopniowo się wypełniało. Eryk odłożył farbę i z pomocą białego i czarnego koloru z kolejnych puszek, zmienił je w jabłko z czarną dziurą na środku. Byłam zaskoczona jak szybko udało mu się stworzyć coś, co w swojej dziwnej prostocie i brzydocie mi się podobało.
- Daj mi zgadnąć, to jakaś metafora zepsucia świata? - spytałam, zerkając na niego.
- Nie, po prostu lubię jabłka - odpowiedział, puszczając do mnie oczko.
Zaśmiałam się i zaczęłam kombinować, co zrobić ze swoim sprayem, kiedy Eryk zaklął cicho, przyciągając moją uwagę. Po chwili ja również usłyszałam zbliżające się odgłosy wozu policyjnego.
- Znowu ten moher musiał nakablować... - mruknął i wepchnął z powrotem wszystkie farby do torby. - Skończysz swój rysunek następnym razem, obiecuję, teraz musimy się stąd szybko zbierać.
Pokiwałam jedynie głową i tym razem nie lekceważąc jego pomocy, zeszłam na ziemię. Nie miałam nawet czasu mu podziękować, bo radiowóz zrobił się strasznie głośny, a kiedy obejrzałam się za siebie, zobaczyłam jego migające, niebieskie światła. Nie zwlekając, rzuciłam się razem z Erykiem biegiem. Szybko się zsapałam i gdyby nie to, że ciągnął mnie uparcie i nie chciał puścić, pewnie bym się zatrzymała.
W takim tempie, nasza droga do jego samochodu była o wiele krótsza. W końcu opadłam bezsilnie na fotel.
- Jesteś głupi! Strasznie głupi, debilnie głupi i okropnie głupi! - Wyrzuciłam z siebie, dysząc.
Chłopak zaśmiał się, również oddychając z trudem.
- Przyznaj, że było chociaż trochę fajnie.
Widząc jego szeroki uśmiech nie mogłam się długo gniewać.
- No dobra, było bardzo fajnie, ale jak jeszcze raz przez Ciebie będę musiała uciekać w środku nocy przed policją to obiecuję, że sama Cię im wydam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro