Rozdział 3
Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do studenckiego trybu życia. Mój plan zajęć wydawał się być dosyć luźny i miałam sporo czasu wolnego. Cieszyło mnie to, bo mój pobyt w mieście zamierzałam wykorzystać również do znalezienia dorywczej pracy. Dodatkowe środki na pewno przydałyby się rodzinie. Zwierzyłam się ze swoich zamiarów Kai, ale dziewczyna sceptycznie podeszła do mojego pomysłu. Wyjaśniła mi, że nawet jeżeli na razie wydawało mi się, że poradziłabym sobie i ze studiami i z pracą, to później mogłabym zmienić zdanie.
Podobno na początku studiów sama pracowała jako opiekunka dla dzieci, ale kiedy materiału do nauki przybywało, zaczynały się laboratoria i kolokwia, nie starczało jej czasu na pracę. Musiała zrezygnować i poszukać innego sposobu na zarobek.
Bałam się, że prędzej czy później, ja też będę postawiona przed takim wyborem. Mimo wszystko zdecydowałam się podjąć próbę i zaczęłam szukać sobie pracy. Złożyłam CV w paru miejscach i jedyne co mi pozostało, to czekać na jakiś odzew.
Właśnie przeglądałam oferty pracy w gazecie, kiedy mój tramwaj zatrzymał się na przystanku pod uniwersytetem. Tego dnia czekały mnie tylko biologia, angielski i wychowanie fizyczne, ale i tak czułam, że to będzie stresujący dzień. Chodziłam na zajęcia już prawie tydzień, ale właśnie tego dnia, miały się odbyć pierwsze wykłady z języka obcego, a ja nigdy nie byłam z niego dobra.
Teoretycznie byłam przygotowana. Byłabym w stanie się ze wszystkimi dogadać, co prawda mamrocząc coś trzy po trzy, ale jednak. Maturę też napisałam całkiem dobrze, tylko to mnie nie uspokajało. Wiedziałam, że znajomość języka była moją słabą stroną i martwiłam się, że jeżeli się zestresuję, nie będę w stanie nic z siebie wykrztusić.
Swoje nerwy trzymałam na wodzy i postanowiłam nie martwić się na zapas. Tym razem bez problemu trafiłam na salę wykładową. Z zadowoleniem zauważyłam nawet, że pojawiłam się dziesięć minut przed czasem, więc doktor Chęcka "Jędza" mogła się nie martwić o ponowne zakłócenie przeze mnie przebiegu jej monologu. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie będę miała tej "przyjemności".
Właśnie przygotowywałam się do zajęć, gdy na miejsce mojego sąsiada z biologii dosiadł się nowy chłopak.
- To miejsce jest zajęte - Upomniałam go.
- Widzę, właśnie na nim usiadłem. - Zaśmiał się, mimo że mnie to nie bawiło.
- Podsiadanie kogoś jest wredne.
Moje słowa jeszcze bardziej go rozbawiły, a ja poczułam, że zaczynają mnie piec policzki. Dlaczego się ze mnie śmiał? Przecież chciałam być uczciwa względem swojego kolegi.
- Wyluzuj, sam mnie prosił, żebym się z nim zamienił miejscem, bo chciał siedzieć koło tamtej blondyny. - Spojrzałam w kierunku, który ukradkiem wskazywał i zobaczyłam wspomnianą dziewczynę, plotkującą z innymi studentkami. - Powiem ci w sekrecie, że nie musiał mnie długo namawiać. Miałem już jej dosyć.
Na te słowa uśmiechnęłam się spokojoniejsza.
- Nie przesadzaj. Czym ci tak podpadła? - spytałam, drocząc się, chociaż tak naprawdę nie przeszkadzała mi taka zmiana.
- Jesteś moja ostatnią nadzieją na to, że nie spędzę połowy każdego wykładu na słuchaniu o wyprzedażach, przecenach, kodach rabatowych do sklepów z ciuchami i dramatach ze świata celebrytów. Nie obchodzi mnie kto z kim zerwał, kto kogo zdradził, kto wstawił zdjęcie na Instagrama albo polubił zdjęcie byłej. Chyba bym umarł jakbym miał tego słuchać dłużej. Biedny Bartek nie wie w co się wpakował. - Spojrzał na mnie, szukając zrozumienia, a ja nie mogłam pohamować śmiechu.
- Nie sądziłam, że ktoś będzie mi kiedyś wdzięczny, za brak jakiejkolwiek wiedzy o modzie i gwiazdach - odpowiedziałam, nadal chichocząc.
- Dziewczyno, uwierz mi, każdy kto nie dostaje ślinotoku na powiadomienie "-70% na zakupy" jest moim przyjacielem. - Uśmiechnął się do mnie.
Naszą rozmowę przerwała Jędza wparowująca do sali. Całe zajęcia upłynęły w ciszy i skupieniu... no prawie całe. Kiedy mój nowy kolega Eryk testował kolorowe długopisy, rysując nimi karykaturę Chęckiej w ogóle nie byłam skupiona na tym, na czym powinnam. Z drugiej strony, przecież musiałam docenić pracującego artystę i jego zacne dzieło.
Dzięki tej jakże niebanalnej rozrywce na poziomie, biologia upłynęła jeszcze szybciej niż się spodziewałam. Już wychodziłam z sali, gdy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za pasek torebki.
- Gdzie tak uciekasz beze mnie? Nawet się ze mną nie pożegnałaś, a myślałem, że jesteś taka miła. - Rozbawiony wzrok zdradzał, że wcale się na mnie nie gniewał.
- Ja? Miła? Myślę, że jakbyś zapytał piękność ze swojego portretu, uznałaby mnie za najmniej kulturalną i sympatyczną osobę na tej sali.
- Sądzisz, że Jędza dalej ma na ciebie focha za spóźnienie na pierwszy wykład? - spytał, śmiejąc się, ale po chwili umilkł gwałtownie, gdy wyminęła nas wspomniana urocza istotka, stukając głośno szpilkami.
Miałam nadzieję, że nie przysłuchiwała się naszej rozmowie, bo obydwoje mielibyśmy problemy. Mimo to, Eryk nie wydawał się tym zbytnio przejmować. Ja z kolei zaczęłam już rozważać rzucenie się za nią korytarzem i błaganie na kolanach o wybaczenie.
- Teraz angielski, tak? - Przerwałam milczenie.
Szczerze mówiąc, łudziłam się, że ominęła mnie jakaś zmiana w planie, która odwlekłaby tę chwilę, ale chłopak pokiwał tylko głową. Zadręczając się dalej, szłam obok niego, aż dotarliśmy pod odpowiedni numer sali.
W niemym porozumieniu znowu zajęliśmy miejsca obok siebie. Cieszyłam się, że będę miała blisko kogoś znajomego.
- Dlaczego jest nas tu tak mało? Spodziewałam się, że przyjdą wszyscy - szepnęłam do Eryka.
- Na zajęciach z języka grupy są mniejsze, żeby wykładowca mógł się skupić na każdym studencie indywidualnie.
Ta odpowiedź mnie nie pocieszyła. Nie chciałam indywidualnego traktowania. Miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć niezauważenie, zaliczyć co konieczne i spokojnie żyć dalej.
- Super. - Mruknęłam jedynie, bawiąc się nerwowo dłońmi.
- Spoko, pomogę Ci jakbyś miała jakiś problem. - Zaśmiał się i puścił do mnie oczko.
Jego pomocy też nie chciałam. Jeszcze pomyślałby, że jestem jakimś nieudacznikiem.
Zmiana zdania nie zajęła mi dużo czasu. Dostaliśmy egzaminy, mające sprawdzić naszą znajomość języka. Ilość stron, delikatnie mówiąc, nie zachwycała. Zgodnie z moimi obawami mężczyzna prowadzący zajęcia oświadczył, że na ich wypełnienie mamy półtora godziny.
Odetchnęłam głęboko i zabrałam się za wypełnianie arkuszy. Na początku szło mi całkiem dobrze, zadania były łatwe i nie sprawiały mi większego problemu. Z każdym kolejnym pytaniem robiło się trudniej, ale przy odrobinie wysiłku też dawałam radę. Stres powoli mnie opuszczał i mogłam skupić się na zadaniu.
Sytuacja się zmieniła gdy do końca zostało piętnaście minut, a przede mną leżało jeszcze dwadzieścia osiem niewypełnionych stron. Przeliczyłam je szybko jeszcze raz. Dwadzieścia osiem. To cała nie zapisana sterta.
Mój spokój całkowicie wyparował i gorączkowo próbowałam jak najszybciej skończyć zadania. Nie mogłam się skoncentrować na treści żadnego z nich i nagle wszystkie wydały mi się trudne i niemożliwe do rozwiązania, a odpowiedzi, które zaznaczyłam wcześniej, pozbawione sensu. Odgłosy szumiących kartek i osób opuszczających pomieszczenie mnie rozpraszały i wiedziałam, że to koniec efektywnej pracy.
Byłam rozczarowana sobą i gotowa się poddać, ale poczułam na sobie wzrok i odwróciłam się ukradkiem w stronę Eryka. Chłopak siedział jak gdyby nigdy nic i bawił się długopisem, obserwując mnie.
- Skończyłeś już? - spytałam cicho z niedowierzaniem.
- Tak, uspokój się to też skończysz, niepotrzebnie się tak nagle spięłaś. - Wzdrygnęłam się lekko, zastanawiając się, jak długo mnie obserwował.
Nie mogłam być od niego gorsza, przecież musiało mi się udać. Z nową motywacją ruszyłam do pracy. Tym razem wszystko szło już "z górki", ale i tak kiedy wyznaczony czas upłynął, zostało mi parę pustych stron.
Mimo wszystko, byłam z siebie zadowolona. Profesor poprosił nas o oddanie prac i już miałam wstać ze swojego miejsca, gdy chłopak szybkim ruchem przysunął do siebie moje kartki. Nie czytając poleceń, zaznaczył bez zastanowienia pozostałe odpowiedzi i uśmiechnął się w moim kierunku.
- Zrobiłabyś je tak samo, po prostu zabrakło Ci czasu. - Wyjaśnił i odniósł nasze egzaminy, pozostawiając mnie oniemiałą.
- Aż tak jesteś mi wdzięczny za uwolnienie się od tlenionej zakupocholiczki? - spytałam, gdy dogoniłam go na korytarzu.
- No pewnie, zostałaś moją wybawczynią. - Zaśmiał się. - To co? Do zobaczenia w poniedziałek?
Uśmiechnęłam się i pomachałam mu na pożegnanie. Podekscytowana stwierdziłam, że chyba zyskałam nowego przyjaciela.
Korzystając z ładnej pogody, postanowiłam przejść się na halę sportową na pieszo, chociaż była kawałek od uniwersytetu. Październikowe słońce nie grzało już tak mocno, ale i tak miło było poczuć jego promienie na skórze. W dobrym nastroju dotarłam do budynku, którego szukałam.
Nazwa "Centrum kultury fizycznej" od razu skojarzyła mi się ze szkołą savoir - vivre'u dla kulturystów i musiałam hamować swój śmiech w obawie, że ktoś go usłyszy.
Z szerokim uśmiechem weszłam do środka i przywitałam się z miłą kobietą, siedząca za biurkiem przy wejściu. Odszukała mnie na liście studentów i wyjaśniła, jak mam trafić do szatni.
Na szczęście udało mi się to bez problemów i wkrótce w swoim sportowym stroju błąkałam się po obiekcie. Cieszyłam się, że nie czekały mnie żadne sztywne zajęcia i właściwie mogłam robić to, na co miałam ochotę. Za swój cel obrałam siłownię. Chciałam trochę pobiegać na bieżni lub pojeździć na rowerku, ale idąc w jej stronę, przystanęłam przy drzwiach prowadzących na halę.
Akurat trwał tam mecz koszykówki i przez chwilę obserwowałam zainteresowana rozgrywającą się akcje, kiedy zauważyłam Olafa. Właśnie odebrał piłkę i biegł z nią do kosza. Zręcznie wyminął przeciwników i oddał celny rzut. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby i przybił "żółwika" swojemu koledze z drużyny.
Poczułam, że mimowolnie sama się szczerzę jak głupia, patrząc na niego. Nie minęło dużo czasu, gdy piłka z powrotem wróciła do gry. Zawodnicy prześcigali się, próbując ją sobie odebrać, ale mi przestało zależeć na tym, żeby nadążyć za nią wzrokiem. Skupiałam się głównie na tym, żeby śledzić spojrzeniem blondyna.
Niechętnie musiałam przyznać, że sportowy strój, odsłaniający jego umięśnione ramiona wyglądał na nim idealnie. Gdy ponownie trafił do kosza, z trybun rozległy się piski i wiwaty, na które wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi.
Przeniosłam wzrok w tamtą stronę i zobaczyłam grupkę dziewczyn, które kibicowały drużynie Olafa. Wszystkie były szczupłe, nienagannie pomalowane i ubrane w opięte stroje gimnastyczne podkreślające ich kształty. Speszona wycofałam się z wejścia i ruszyłam w kierunku siłowni.
Wiedziałam, że porównywanie się z innymi nie miało sensu, ale nie mogłam nic poradzić na to, że czasem czułam się gorsza. Musiałabym być naiwna, żeby myśleć, że ktoś taki jak Olaf zwróci na mnie uwagę. Jak widać miał lepsze grono fanek do wyboru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro