Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Irys okazał się być małym łobuziakiem, który uwielbiał pieszczoty. W ciągu zaledwie dwóch dni zdążyłam pokochać go całym sercem i nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym zostawić go w domu i nie wziąć ze sobą do Poznania. Obawiałam się nieco reakcji Cerbera na nowego lokatora, ale postanowiłam zaryzykować. W końcu nie każdy pies i kot żyją w nieprzyjaźni, prawda?

Kiedy zadzwoniłam do Marceliny, żeby ją uprzedzić o swoim zamiarze, kazała mi się nie martwić, ale nie brzmiała zbyt wesoło. Była czymś widocznie zdenerwowana i powiedziała, że musimy poważnie porozmawiać, co automatycznie wywołało mój niepokój. Takie zapowiedzi rzadko oznaczały coś dobrego.

- Wróciłam! - Zawołałam, przekraczając próg mieszkania z kotkiem na rękach.

- Hej, co tam? - Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, wyglądając z kuchni na korytarz, ale nie dała mi szansy na udzielenie odpowiedzi. - O matko, to jest ten maluszek, o którym mówiłaś? - Pisnęła zachwycona, zauważając zwierzątko, ktore rozglądało się nieufnie, badając nowe otoczenie.

Porzuciła w trakcie krojenia warzywa, leżące na desce i podbiegła się z nim przywitać. Jej nieco specyficzny, ponury wygląd, skrywał wrażliwą dziewczynę, rozczulającą się nad puchatymi zwierzątkami, kto by pomyślał? Pierwsze wrażenie bywa mylące.

- Słuchaj, co do tej sprawy... Cholera... strasznie mi głupio, że tak wyszło Emila. Równa z ciebie babka. - Westchnęła, siadając na kanapie. - Siadaj tu, muszę się trochę pospowiadać, a to może trochę potrwać. - Poklepała miejsce koło siebie, które zajęłam, dręczona złymi przeczuciami. - Słuchaj, ta decyzja o wprowadzeniu się tutaj była trochę nieprzemyślana z mojej strony. Ostro pokłóciłam się z chłopakiem, rzuciłam go i stwierdziłam, że będę żyła na własną rękę, ale widzę, że to nie takie łatwe z tym dupkiem.

- Co masz na myśli? To znaczy, że chcesz się jednak stąd wynieść? Dokąd pójdziesz? Chcesz do niego wrócić? - Zarzuciłam ją pytaniami, nie potrafiąc ukryć zdziwienia.

- No cóż... - Przyciągnęła na kolana Cerbera, który z dystansem obserwował kota i zaczęła głaskać nerwowo jego sierść. - Bardzo się różnimy pod wieloma względami i to nie jest nasze pierwsze rozstanie tylko trzecie. - Westchnęła. - Nie jestem najlepsza w okazywaniu uczuć i okropnie nie lubię o nich gadać, więc oszczędzę ci szczegółów tej historii. Chce tylko powiedzieć, że kocham tego idiotę, dlatego zawsze do siebie wracamy. Mieszkam tu prawie miesiąc i go ignoruje, ale on się nie poddaje. Codziennie do mnie pisze i próbuje ze mnie wyciągnąć, gdzie teraz mieszkam, żeby mógł się ze mną zobaczyć i osobiście porozmawiać. Czasem jego upór jest niemożliwie wkurzający.

- Och... - Tylko tyle mogłam z siebie wydusić, modląc się, żeby Marcelina się nie rozpłakała, bo wyglądała jakby była tego niebezpiecznie bliska, a ja nie wiedziałabym jak się zachować.

- Nawet nie miałam pojęcia, że będę tak za nim tęskniła. Kurde, pierwszy raz rozeszliśmy się na tak długo, wiesz? - Przycisnęła do siebie mocniej pupila, który o dziwo nie protestował przeciwko takim czułościom. - Wcześniej myślałam, że teraz nadszedł czas, żeby skończyć to już na dobre. Teraz czuję się jak totalna idiotka, nie chcę go stracić i dlatego postanowiłam dać nam jeszcze jedną szansę. - Jej cichy głos był pełen bólu i naprawdę wiele bym dała, żeby w tamtej chwili usłyszeć jej nieco irytujący chichot, albo głupi żart.

- Marcelina, jeżeli naprawdę coś do niego czujesz, to się nie zastanawiaj, tylko pakuj rzeczy i do niego jedź. Szkoda mi rozstawać się z taką świetną dziewczyną jak ty, ale lepiej będzie dla was obojga, jeżeli poważnie ze sobą pogadacie i nie zmarnujecie tej szansy. - Przytuliłam ją niepewnie, co odwzajemniła mocnym uściskiem.

- Dzięki. Trochę się cykałam jak na to zareagujesz, ale teraz widzę, że jesteś naprawdę spoko laska. - Uśmiechnęła się szczerze i ruszyła energicznym krokiem do swojej sypialni, zupełnie nie przypominając tej słabej dziewczyny, którą przede mną ujawniła chwilę wcześniej. - Idę zadzwonić do mojego debila, że wracam spuścić mu lanie! - Zawołała, zanim zniknęła w pokoju.

Czyżbym właśnie po raz drugi w tym roku została bez współlokatorki? Czy na tym mieszkaniu ciąży jakieś fatum, czy to moja wina?

Wszelkie ślady po obecności Marceli zniknęły w ciągu tygodnia. Musiałam przyznać, że naprawdę było mi przykro. Wywóz rzeczy do jej chłopaka, który swoją drogą okazał się być całkiem sympatycznym gościem, wołającym do niej "Marcysia", zajął niecałe dwa dni. Sprzątnięcie czarnych kłaczków, zabawek Cerbera, które zostały pod kanapą i opróżnienie lodówki z paskudnych jogurtów, które nałogowo jadła dziewczyna, było za to o wiele większym wyzwaniem.

Na szczęście Eryk zdecydował się mi pomóc i po znalezieniu zapasów nabiału w mojej kuchni, został fanem tego typu deserów, czego nie mogłam zrozumieć.

- Nie masz więcej? - spytał, wylizując do czysta ostatnią łyżeczkę.

- Na szczęście nie, zeżarłeś już wszystko. Możesz tylko mieć nadzieję, że mój kolejny współlokator też będzie miał obsesję na punkcie okropnych jogurtów, które zostawi mi w spadku po tym, jak się wyniesie. Przecież nie możesz się przemęczać i sam iść do sklepu, nie? - spytałam ironicznie.

- Przepraszam, sugerujesz coś? Uważasz, że jestem zbyt leniwy, żeby osobiście załatwić sobie trzy kartony owocowego cudu? - Jego brwi powędrowały w górę w udawanym oburzeniu.

- Dokładnie tak - odpowiedziałam, za co oberwałam poduszka.

- A co jeżeli to ja będę twoim nowym współlokatorem? - Wypalił nagle, na co nie mogłam się pohamować od parsknięcia śmiechem. - Co cię bawi? To przecież nie jest głupi pomysł, nie? Zamiast cisnąć się w swoim małym mieszkaniu, taki biedny i samotny, mógłbym się przenieść do ciebie. Tu jest więcej miejsca, jest ładne wyposażenie i miałbym z kim oglądać w nocy filmy. - Zaczął wymieniać ożywiony.

Właściwie, to nie był taki zły pomysł. Towarzystwo przyjaciela byłoby naprawdę super i przynajmniej nie uciekłby ode mnie po kilku tygodniach... chyba.

- Mam cię oprowadzić po pokojach i przedstawić zalety mieszkania ze mną? - Zażartowałam, coraz bardziej podekscytowana wizją, jaką przedstawił mi Eryk.

- Nie, dzięki, ale możesz mi podać numer do właścicielki lokalu. - Wyszczerzył się, widocznie ciesząc się tak samo jak ja.

Pani Teofila, słysząc, że tak szybko znalazł się nowy zainteresowany, była zachwycona i już następnego dnia spotkała się z moim przyjacielem, żeby porozmawiać o warunkach wynajmu. Niestety z załatwianiem spraw dotyczących jego obecnego mieszkania było więcej komplikacji i ostatecznie przeprowadzka chłopaka odwlekła się w czasie ponad dwa tygodnie. Mimo to, sukcesywnie w salonie i sypialni przybywało coraz więcej jego kartonów z rzeczami, których na szczęście nie miał zbyt wiele.

Chociaż cały czas musiał płacić czynsz za swoje byłe lokum, większość czasu spędzał już u mnie i zaczynaliśmy się przyzwyczajać do nowego podziału obowiązków i wzajemnego towarzystwa, które musieliśmy znosić niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę.

- Zabierz karton ze swoimi gaciami sprzed telewizora zanim Irys się do nich dobierze! - Zawołałam, odciągając kota od pudła, w którym upatrzył sobie idealną kryjówkę. - Nie chce, żeby się tarzał w ciuchach, w których ląduje twój tyłek!

Jego śmiech i uszczypliwa uwaga, którą mi odpowiedział, zostały zagłuszone przez dzwonek do drzwi. Żadne z nas nie spodziewało się niczyjej wizyty, więc zaintrygowana poderwałam się z kanapy, ale przyjaciel był szybszy i pierwszy otworzył niespodziewanemu gościowi.

- O... yyy... chyba pomyliłem adresy. - Dobiegł mnie zmieszany głos, który spowodował, że zastygłam.

Od razu go poznałam, ale i tak wywołał moje szczere zaskoczenie. Nie widziałam się z Tomkiem odkąd podarował mi Irysa. Dużo rozmyślałam nad jego gestem i jeszcze nie zdecydowałam, jak powinnam to zinterpretować. Chciałam uniknąć niezręcznych konfrontacji, a jego nagłe pojawienie się, zdecydowanie nie ułatwiało sprawy.

 - Nie mieszka tu gdzieś na klatce Emilia? - spytał chłopak, zanim Eryk zdążył zamknąć drzwi.

- Mieszka, czego od niej chcesz? - Jego głos wyrażał nieufność, a ciało dalej zasłaniało Tomkowi wejście do mieszkania.

- Jestem jej znajomym. Byłem w okolicy i chciałem zrobić jej niespodziankę. - Wyjaśnił, niezrażony pasywno - agresywną postawą.

- Milka, chodź tu na chwilę, ktoś do ciebie! - Zawołał mój współlokator, uniemożliwiając mi dalsze ukrywanie się w salonie.

- Hej. - Uśmiechnęłam się lekko, starając się ukryć skrępowanie. - To jest Eryk. Eryku, to jest Tomek. - Przedstawiłam sobie chłopaków.

- To ten od kota? - spytał mnie, wpuszczając niechętnie gościa.

- Tak, to ode mnie go dostała, a ty to kto? Nie przypominam sobie, żebym coś o tobie słyszał.

- Tak się składa, że przyjaźnię się z Milką i właśnie się do niej wprowadzam. - Eryk uśmiechnął się z nutą fałszu, której nie zdołał przede mną ukryć. - Wstawić wodę na herbatę czy wpadłeś tylko na chwilę? - Ukryta sugestia była aż nadto wyczuwalna.

- Nie, chętnie posiedzę trochę dłużej, stęskniłem się za Emilką - odpowiedział mu przekornie Tomek, zajmując miejsce obok mnie. - Co u ciebie laska? Nie mówiłaś, że znowu będziesz zmieniała sąsiada za ścianą.

"Laska"? Nigdy tak do mnie nie mówił. Nie żebym miała coś przeciwko, ale Erykowi chyba się nie spodobało, bo skomentował to parsknięciem, dobiegającym z kuchni.

- No widzisz, nie da się przewidzieć wszystkiego. Mam nadzieję, że tym razem wytrzymamy ze sobą dłużej, bo nie uśmiechają mi się kolejne poszukiwania - odpowiedziałam, starając się trzymać między nami odpowiedni dystans.

- Na pewno wytrzymamy, dobrze się dogadujemy, co mogłoby pójść nie tak? - Przyjaciel postawił przed nami dzbanek z herbatą i dosiadł się po mojej drugiej stronie na kanapie.

- Oj zdziwiłbyś się kolego. Może Emilka wykopie cię stąd szybciej niż myślisz. Czasem pokazuje charakterek, dobrze ją znam. - Zaśmiał się Tomek, ale jego żart nie śmieszył bruneta.

- To mogłoby się przytrafić komuś innemu, kto naprawdę by ją zdenerwował. Na szczęście, ja też znam ją na tyle, żeby być o to spokojnym. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. - Odparował Eryk.

To nie wyglądało dobrze. Jeżeli mam być szczera, to właściwie wyglądało całkiem źle.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że chłopaki nie przypadli sobie do gustu. Atmosfera była tak napięta, że bałam się wyjść do toalety w obawie, że się pokłócą o jakąś pierdołę. Resztę spotkania spędziłam wciśnięta między młot i kowadło, przygadujące sobie nawzajem. Nawet niezręczna rozmowa z Tomkiem byłaby o niebo lepsza od tej okropnej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro