Rozdział 15
Rano okazało się, że Kai nie było w mieszkaniu. Nie mówiła mi, że się dokądś wybiera, więc widocznie była to spontaniczna decyzja. Inaczej zostawiłaby mi wiadomość jak zazwyczaj. Chciałam do niej zadzwonić, ale moją uwagę odciągnęło chrapanie Eryka, który spał w najlepsze na kanapie w salonie.
- Wstawaj, szkoda dnia. Spóźnimy się na wykłady i będziemy mogli pomarzyć o dobrych wynikach z sesji po świętach. - Rzuciłam w niego poduszką, ale odpowiedział mi tylko niezadowolonym pomrukiem. - Zostały nam cztery dni i wracamy na Boże Narodzenie do domów, nie cieszysz się? Jakie masz plany? Wyjeżdżasz gdzieś? - Zasypałam go pytaniami, licząc, że go to rozbudzi.
- Cztery dni to nie tak dużo czasu. Jakbym je przespał nic by się nie stało. - Przerzucił się na drugi bok i usiadł z grymasem na twarzy.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to był grymas spowodowany bólem, a nie złym humorem. Nie chciał się przyznać do tego, że dalej źle się czuł po tym jak oberwał.
- Na pewno wszystko dobrze z twoimi żebrami? - spytałam z powątpiewaniem, zaglądając do lodówki.
- Czuję się świetnie i jestem głodny jak wilk, więc lepiej daj mi do jedzenia coś dobrego. - Uśmiechnął się i zaczął ze mną myszkować po szafkach w kuchni.
Nie zdążyliśmy nawet skończyć śniadania, gdy do mieszkania wparowała Kaja. Jej rozczochrane od wiatru włosy i czerwone z zimna policzki były jedynym co zauważyłam zanim dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
- Aż tak się stęskniłaś? Gdzie byłaś? - Zachichotałam, gdy udało mi się ją od siebie oderwać.
- U Artura. - Uniosłam brew w niemym zdziwieniu. - Siedziałam wczoraj w domu sama i wyzywałam go, oglądając głupie programy w telewizji, kiedy zadzwonił. Najpierw chciałam go zignorować, bo dalej byłam na niego zła, ale nie potrafiłam i odebrałam. Niczego mi nie wytłumaczył tylko poprosił, żebym przyjechała. Wściekłam się na niego jeszcze bardziej i stwierdziłam, że pojadę do niego, ale tylko po to, żeby mu wszystko wygarnąć i powiedzieć, co myślę o jego zachowaniu.
Jej ekscytacja wcale nie wskazywała na to, że ich rozmowa skończyła się kłótnią. Miałam nadzieję, że przyjaciółka znowu nie władowała się w ich dziwną relację i nie utknęła w martwym punkcie bez żadnych wyjaśnień. Liczyłam, że cała sprawa szybko się rozwiąże i wszystko ułoży się jak najlepiej dla nich obojga.
- Wyobrażasz sobie, jak wbiłam do jego domu? Tak prosto z buta, nie pukając, jakbym wchodziła do siebie. Nawet nie zajrzałam do kuchni, żeby się przywitać z gosposią, tylko poszłam prosto do jego pokoju. I wiesz co? - Pokręciłam głowa, nie chcąc przerywać jej historii. - Nie wiesz, ale zaraz ci powiem! Otóż nie było go tam. Na łóżku siedziała tylko Patrycja w różowej ślicznej sukieneczce, którą kupiliśmy jej na specjalne okazje. Wyglądała uroczo.
Uśmiechnęłam się lekko, starając nadążyć za słowotokiem dziewczyny i nie zaśmiać się przez zagubioną minę Eryka, który słuchał jej, przeżuwając swoją kanapkę.
- Nie gap się teraz na niego tylko mnie słuchaj! To ważne! - Szturchnęła mnie i kontynuowała niezrażona. - W każdym razie, była słodziutka jak cukiereczek i zaczęła się do mnie przytulać. Strasznie się za nią stęskniłam, myślałam, że się rozpłaczę. Wzięłam ja na ręce, bo nie chciałam jej zostawiać samej, ale dalej zamierzałam nakrzyczeć na Artura. No i teraz uważaj! Słyszysz? - Nie zdążyłam nawet potwierdzić, bo Kaja nadawała w tempie karabinu maszynowego. - Ja już się szykuję, żeby wylecieć z sypialni jak z procy i nagle słyszę jak Patrycja nazywa mnie mamą...
W jej oczach błyszczały łzy wzruszenia. Wiedziałam, że były sobie bliskie. To, że traktowała ją jak córkę było widoczne na pierwszy rzut oka, jednak słowa przyjaciółki spowodowały, że i tak zrobiło mi się ciepło na sercu.
- W tej chwili dotarło do mnie, że rozstanie będzie okropne też ze względu na nią. Nie chciałam stracić z nią kontaktu, kocham tą małą księżniczkę. - Przytuliłam ją pocieszająco, żeby mogła się uspokoić. - W tamtej chwili do pokoju wszedł Artur. Czekał na ten moment. Siedziałam taka zaryczana, że nawet nie byłam w stanie się do niego odezwać. Może to i dobrze, bo przez to on mógł powiedzieć wszystko, co chciał. Wyjaśnił mi, że nie wiedział jak zareagować na moje wyznanie, ponieważ czuł do mnie to samo, ale się bał. Jego poprzednie małżeństwo nie było szczęśliwe i nie chciał, żeby deklaracje znowu wszystko popsuły. Dopiero kiedy zniknęłam na kilka dni z ich życia zdał sobie sprawę, że strata mnie jest jeszcze straszniejsza.
- Nie dziwię się, jesteś naprawdę cudowna. - Udało mi się wtrącić.
- On też tak powiedział. - Uśmiechnęła się, ocierając z policzka łzę. - No i tak wyszło, że się pogodziliśmy. Będzie mi przykro cię zostawić, ale postanowiliśmy, że się do niego przeprowadzę.
Moja radość od razu zniknęła. Nie znałyśmy się długo, ale zdążyłam się już naprawdę zżyć z Kają. Nie wyobrażałam sobie nawet innej współlokatorki.
- Kiedy zamierzasz się wynieść? - spytałam, czując ściskający w gardle żal.
- Po świętach. Rozmawiałam już z właścicielką mieszkania.
Mimo, że w głębi serca chciałam zaprotestować, nie mogłabym tego zrobić przyjaciółce. To była jej szansa na ułożenie sobie przyszłości z kimś ważnym dla niej. Artur i Patrycja stali się jej rodziną i nie miałam prawa tego psuć i im zabierać Kai.
Reszta tygodnia upłynęła względnie spokojnie. Odliczałam dni do powrotu do domu i obserwowałam kartony z rzeczami mojej już byłej współlokatorki, które coraz bardziej wypełniały się jej rzeczami i po kolei znikały, przewożone do domu Artura na obrzeżach miasta.
W końcu nadszedł wyczekiwany dzień. Od razu po wykładach ruszyłam do mieszkania po walizkę pełną ubrań i prezentów, które kupiłam rodzinie. Na szczęście nie musiałam długo czekać na pociąg i wkrótce siedziałam już podekscytowana w przedziale. Otaczali mnie sami ponurzy ludzie, ale nie mogłam powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu.
Uwielbiałam Boże Narodzenie, to zawsze było dla mnie wyjątkowe święto, nie tylko ze względu na prezenty, na które czekałam w dzieciństwie. Na ten czas nasz dom wypełniał się bliższymi i dalszymi krewnymi, razem z Lilianą stroiłyśmy lampkami i gałązkami świerku wszystkie wnętrza, a później cała rodzina pomagała mamie w kuchni. Każdy był za coś odpowiedzialny i dzięki naszej współpracy nigdy nie brakowało pysznych potraw.
W tym roku przegapiłam ubieranie choinki, ponieważ zajęli się tym Ada i Krzysiek, podobnie jak pieczeniem pierniczków. Wiedziałam za to, że czeka mnie szykowanie ciast, które tym razem przypadły mi w przydziale do zrobienia.
W domu, oprócz rodziny, przywitały mnie zapachy z kuchni. Od razu gdy się rozpakowałam, wcisnęłam mamie w dłoń kolejną część pieniędzy, które leżały w mojej szufladzie przy łóżku tak, jak je zostawiłam. Wymijająco odpowiedziałam jej, że to za pracę dodatkową w sklepie, gdzie pomogłam przy inwentaryzacji i uciekłam z powrotem na piętro sprzątać.
Wszystko odbywało się zgodnie z tradycją, a przygotowania jak co roku szły gładko. Na kolację wigilijną przyjechała do nas też siostra taty z mężem i synem, więc w większym gronie siedzieliśmy przy stole i wymieniliśmy się upominkami. Nie zabrakło też oczywiście grupowych życzeń dla Liliany i Fabiana, które na zmianę wykrzykiwaliśmy do słuchawki telefonu.
O północy przyszedł czas na pasterkę. Zawsze traktowałam wyprawę na nią jako coś oczywistego, nie wyobrażałam sobie jak można było na nią nie iść. Do kościoła nie mieliśmy daleko. Podczas naszej półgodzinnej drogi spotkaliśmy wielu sąsiadów, z którymi wymienialiśmy krótkie życzenia i życzliwe powitania. Takie chwile jak te, sprawiały, że na własnej skórze można było poczuć magię świąt przez radość i wzajemną dobroć, jaką emanowali ludzie.
Podczas przerwy świątecznej starałam się wyrwać chwilę na naukę, ale brakowało mi do tego motywacji. Wolałam spędzać czas z rodzeństwem i testować wspólnie prezenty, jakie dostali na święta, albo odwiedzać Tomka, u którego bywałam prawie codziennie. Zgodnie z moimi cichymi marzeniami okazało się, że wszyscy z naszej szkolnej paczki wrócili na okres świąteczny do domów i razem planowaliśmy wspólnego sylwestra z ogniskiem w domku nad jeziorem, który należał do babci jednej z moich koleżanek.
Z jednej strony obawiałam się czy nasza grupa "siedmiu wspaniałych" dalej będzie się dobrze dogadywać, ale z drugiej nie mogłam się doczekać momentu spotkania po tak długim czasie. W ostatni dzień grudnia byłam na nogach od samego rana. Zadeklarowałam się, że na naszą imprezę przygotuję babeczki, więc już o ósmej męczyłam domowników odgłosami miksera. Na szczęście rodzice i tak wstawali wcześnie, Ada szybko mi wybaczyła, a mojego brata i tak nic nie było w stanie obudzić.
Szybko uwinęłam się z pracą i zaczęłam sobie szukać innego zajęcia. Pierwszą myślą był telefon do Kai. Chciałam jej tylko złożyć życzenia noworoczne i spytać jak spędza Sylwestra, ale oczywiście mój krótki telefon zmienił się w prawie godzinną rozmowę. Miło mi było jej słuchać. Wyglądało na to, że wizyta jej rodziców na kolacji z Arturem wyszła pomyślnie, a ona sama szybko odnalazła się w nowym domu w roli gospodyni. Właśnie miała mi opowiedzieć o swoich postanowieniach na nowy rok, ale Patrycja zaczęła domagać się jej uwagi i musiała zakończyć rozmowę.
Nie chciałam być nachalna, ale moje nogi same mnie pokierowały do domu Tomka. Yogi powitał mnie radosnym szczekaniem i odprowadził od furtki do samych drzwi. Przywitałam się z jego rodzicami, których wcale nie zdziwił mój widok i ruszyłam prosto do kuchni, która była sercem budynku.
- To ja! Przyniosłam ci babeczki do degustacji! - Zawołałam, wykładając na talerz świeże słodkości.
Nie minęła chwila gdy zjawił się koło mnie chłopak z roztrzepanymi czarnymi włosami.
- Wiesz, że jesteś niesamowita, prawda? - odpowiedział zapychając się ciastem, zanim zdążyłam się z nim przywitać.
- A ty jesteś nierobem, który postanowił wykręcić się od pomocy w organizacji. - Rzuciłam mu znaczące spojrzenie, na które wywrócił oczami.
- Nie prawda. Ja mogę rozpalić ognisko, to też jest niezbędne. Jestem w tym niezastąpiony. - Wyszczerzył się i nie mogłam się na niego gniewać.
Resztę dnia spędziliśmy razem i w końcu doczekaliśmy się ustalonej pory. Zapakowaliśmy się do samochodu Tomka i ruszyliśmy nad jezioro. Reszta znajomych już tam na nas czekała. Malwina i Sara rzuciły się nas przywitać, Dorota była zajęta kłótnią ze swoim chłopakiem Andrzejem, tym razem problem polegał na tym, jak powinny być ustawione fajerwerki, a Jasiek słuchał ich widocznie rozbawiony i nosił drewno. Dobrze było widzieć, że wszystko jest po staremu.
Każdy miał do opowiedzenia jakąś historię i na zmianę śmialiśmy się i tuliliśmy ze współczuciem. Udało mi się na szczęście uniknąć spowiadania ze swoich przygód, więc świetnie się bawiłam. Ciepło ognia i alkoholu oraz pyszne przekąski wprawiały nas w dobry nastrój i dopiero wystrzały fajerwerków po drugiej stronie jeziora uświadomiły nas, że zbliża się dwunasta w nocy. Szybko podzieliliśmy się zimnymi ogniami i zaczęliśmy odliczanie.
Mimo, że nie wszystkie chwile ostatnich miesięcy miło wspominałam, w tym momencie czułam się naprawdę szczęśliwa. Chciałam, żeby cały następny rok był tak samo dobry jak jego rozpoczęcie.
Zanim skończyliśmy wznosić toasty za kolejny rok była już prawie pierwsza. Andrzej właśnie dorwał się do głośnika i zaczął puszczać na złość swojej dziewczynie disco polo, którego nie znosiła. Korzystając z chwili zamieszania, wymknęłam się do domku, zadzwonić do jeszcze jednej ważnej dla mnie osoby. Niestety zamiast Eryka usłyszałam jedynie pocztę głosową i zobaczyłam wiadomość, której ku mojemu zdziwieniu nadawcą był Olaf: "Przepraszam za to, jak okropnie cię potraktowałem, miałaś rację. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Szczęśliwego Nowego Roku"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro