Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Tygodnie mijały, a moja wyrzuty sumienia rosły. To, że nie przyjeżdżałam do domu na weekend przestało być czymś niezwykłym. Nauki na studiach przybywało coraz więcej, a ofert pracy nie było widać. Wszystkie lepsze miejsca, w których potrzebna była pomoc były już obsadzone ludźmi z chociaż minimalnym doświadczeniem, a jedyna kawiarnia, w której moje CV było rozpatrzone pozytywnie, miała godziny otwarcia totalnie nie zgadzające się z moim planem zajęć. Kaja miała rację, studia i praca mogły być ciężkie do pogodzenia.

Brak czasu odbijał się też na moich relacjach z bliskimi. Zaczynałam czuć się we własnym domu jak gość. Gdy tylko przyjeżdżałam, cała uwaga była skupiona na mnie, wszyscy chcieli mnie wyręczać i rozpieszczać. Czułam się źle z tym, że nie potrafiłam się odnaleźć w swoim życiu, nawet w banalnych kwestiach.

Omijały mnie wszystkie sprawy, które mimo, że mogły wydawać się błahe i głupie, dla mnie zaczęły zyskiwać na znaczeniu. Czasem denerwowało mnie, gdy Krzysiek opowiadał o swoich wygłupach z kolegami, albo Ada nadmiernie przeżywała jakieś nieistotne wydarzenia. Dopiero kiedy zaczęłam mieć z tym styczność coraz rzadziej zauważyłam, że tak naprawdę właśnie dzięki takim codziennym sprawom, które ze sobą dzieliliśmy, byliśmy sobie bliscy.

Gdyby nie regularne sprawozdania z sytuacji w domu, które wyciągałam od mojej siostry, pełniącej rolę szpiega, nawet nie zauważyłabym, że coś się zmieniło. Nigdy nie narzekaliśmy na nadmiar środków do życia, ale skoro nawet ona zauważała, że rodzice zaczynali oszczędzać na wszystkim, na czym się dało, musiało być źle.

Moja desperacja rosła po każdym telefonie, który kończył się, pustymi obietnicami, że będzie lepiej i szykowaniem listy kolejnych miejsc, do których mogłabym jeszcze dostarczyć swoje dokumenty. Chciałam pomóc rodzicom za wszelką cenę. Przy okazji miałam nadzieję, że "odkupi" to moje głupie zachowanie na imprezie, gdy znalazłam się pod wpływem środków odurzających i moje sumienie się uspokoi. 

Z ulgą przyjęłam fakt, że między mną i moimi przyjaciółmi, mimo niezbyt sympatycznej przygody, wszystko układało się "po staremu". Odważyłam się nawet poprosić Eryka o podwiezienie mnie po wykładach w kilka miejsc, żeby dostarczyć swoje CV. Pomógł mi jak zwykle bez sprzeciwu. Mimo że skrupulatnie unikaliśmy tematów związanych z pamiętnym weekendem nie czułam, żeby coś w naszej relacji uległo zmianie i jak zwykle żartowaliśmy i wymienialiśmy zgryźliwe uwagi.

Moje kontakty z Olafem nadal ograniczały się natomiast do mininum. Zauważyłam, że zaczął mnie unikać i gdy tylko spotykałam się z nim wzrokiem, podczas mijania się na korytarzach uniwersytetu, on od razu go odwracał. Czułam się z tym źle i chyba nawet trochę żałowałam tego, że powiedziałam mu o zdradzie jego dziewczyny. Szczerość w związku była dla mnie ważna i nie wyobrażałam sobie jak Julia mogła być względem niego tak nieuczciwa, ale było mi przykro, że jego złość skupiła się na mnie.

Postanowiłam jednak nie zaprzątać sobie tym zbytnio głowy. Może po prostu potrzebował czasu, żeby przyjąć to do wiadomości, albo najzwyczajniej w świecie był bałwanem. I to wcale nie tak przyjaznym jak jego imiennik z bajki.

Moje rozmyślania przerwał Eryk, zajeżdżając na parking pod kamienicą, w której mieszkałam z przyjaciółką. Pożegnałam się z nim i już miałam wysiadać, gdy zatrzymało mnie jego znaczące chrząknięcie.

- Co będę miał za to, że dzisiaj znowu robiłem za twojego szofera? - spytał żartobliwie.

- Moją wdzięczność. Kawę stawiałam już ostatnio, teraz twoja kolej - odparowałam szybko, uprzedzając jego prośbę.

Zaśmiał się i wywrócił oczami, po czym wypuścił mnie z auta. Czasem miałam wrażenie, że szybciej wypowiadałam jego myśli, niż on je formułował w głowie. Dobrze było mieć takich przyjaciół, z którymi rozumiałam się bez słów i na których mogłam polegać.

W mieszkaniu przywitała mnie jedynie głucha cisza i karteczka od Kai, że pojechała do Artura i wróci późno, więc mam na nią nie czekać. Przyjęłam tą wiadomość z lekką ulgą, że będę mogła poświęcić cały wieczór na naukę i nikt nie będzie mi przeszkadzał. Chociaż moja współlokatorka była cudowną dziewczyną, czasem jej gadatliwość i głośna muzyka, którą puszczała, bywała uciążliwa.

Wyjęłam z lodówki resztki spaghetti z wcześniejszego dnia i bez wahania wrzuciłam wszystko na patelnię. Miłe skwierczenie pobudziło mój apetyt i burczenie w brzuchu na chwilę zakłóciło mój solowy występ do piosenki, którą nuciłam, mieszając swój obiad. Nie przejmując się tym jednak dalej "wyłam", rozkręcając się coraz bardziej. Właśnie nadszedł kulminacyjny moment mojego występu, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Zirytowana tym, że ktoś śmie przerywać mój koncert odeszłam od kuchni, żeby odebrać połączenie. Mój humor uległ jednak zmianie i na twarzy zagościł mi uśmiech, kiedy zobaczyłam, kto dzwonił.

Odebrałam słuchawkę pogodnym głosem, mając nadzieję, że może chociaż tym razem Ada miała mi do przekazania jakieś radosne informacje. Jak dotąd ten dzień był naprawdę dobry, nie spóźniłam się na żaden z wykładów, znałam odpowiedź na wszystkie pytania jakie zadawała Chęcka na biologii i nie musiałam krążyć po całym mieście z papierami do pracy, bo podwiózł mnie Eryk. Głos Ady nie brzmiał jednak tak wesoło, jak bym chciała.

- Rodzice chcą sprzedać Fiołka! - wyszlochała już na wstępie, zanim zdążyłam się z nią przywitać.

- Ale jak to? Dlaczego? Coś się stało? - spytałam zupełnie zbita z tropu.

Wiedziałam, że dla mojej siostry jej koń był bardzo ważny. To z nim spędzała dużo czasu opiekując się i bawiąc. Dzięki temu uczyła się empatii, odpowiedzialności i przebywanie ze zwierzęciem pozytywnie wpływało na jej zdrowie. Nawet lekarz potwierdził, że taka forma hipoterapii pomoże jej zwalczać zaburzenia emocjonalne i zwiększy wydolność organizmu. Jeżeli naprawdę chcieli się go pozbyć, coś było na rzeczy.

- Powiedzieli, że muszą! A ja nie chce! - Płakała dalej do telefonu, a mi ściskało się z żalu serce.

Kolejne piętnaście minut spędziłam próbując uspokoić siostrę i przekonując ją, że porozmawiam z rodzicami. Nie umiałam zrozumieć ich decyzji, czy z finansami było aż tak źle?

Krótka rozmowa z mamą mnie w tym upewniła. Na początku nie chciała w ogóle podejmować tematu i próbowała się wykręcić, mówiąc że na razie sprzedaż jest jedynie pomysłem możliwym do realizacji w przyszłości. W końcu jednak udało mi się wyciągnąć z niej, jakie były okoliczności jego powstania. Po pełnej napięcia chwili ciszy z żalem wyznała, że utrzymanie moich studiów zaczyna ich przerastać.

Te słowa były dla mnie jak cios w żołądek. Cała rodzina ponosiła konsekwencje mojego wyjazdu. Kiedy Lila wyniosła się na studia utrzymywała się sama, płaciła za czynsz, podatki, zakupy. Ja, niczym pasożyt zabierałam pieniądze, nie dając nic w zamian. Gdybym wiedziała, że jestem przyczyną wszystkich kłopotów, rzuciłabym studia już kilka tygodni temu i znalazła jakąś pracę na pełen etat. Zrobiłabym dla swojej rodziny wszystko, to ona była dla mnie najważniejsza. Nie mogłam znieść tego, że to przeze mnie było im źle.

Nawet nie próbowałam ukryć, jak bardzo zabolały mnie słowa, które usłyszałam. Mama próbowała mnie pocieszać, mówiąc że to nic takiego, że załatwi z tatą wszystkie sprawy w banku i mam się nimi nie przejmować. To co mówiła, przyprawiało mnie jedynie o jeszcze większe wyrzuty sumienia i łzy.

Kochali mnie i chcieli się poświęcić, żebym tylko spełniła swoje marzenie.
Ono nie było warte ich starań. O wiele bardziej cieszyła mnie radość moich bliskich niż moja. Bałam się jednak, że moja egoistyczna część osobowości nie będzie chciała zrezygnować ze studiów dla dobra rodziny. Przecież gdybym je skończyła i znalazła dobrą pracę byłoby im jeszcze lepiej.

W końcu mama dała sobie spokój z pocieszanien mnie, rozłączyła się przepraszając i wróciła do obowiązków. Ja natomiast dalej trwałam na kanapie z telefonem zaciśniętym w dłoni.

Wewnątrz mnie toczyła się najgorsza bitwa z jaką musiałam się zmierzyć. Moja moralność próbowała pokonać poczucie obowiązku względem rodziny i nie potrafiłam wybrać, która z tych wartości była ważniejsza.

Z odrętwienia wyrwał mnie zapach palącego się na patelni makaronu. Zmusiłam się do wstania i wyłączenia palnika. Mimo wcześniejszego głodu cały apetyt zniknął i było mi niedobrze. Chcąc uciec od widoku jedzenia, który nagle zaczął wywoływać we mnie mdłości, poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku, zbierając się do podjęcia decyzji, która krążyła w mojej głowie jako ostateczne wyjście od dłuższego czasu.

Czy to byłoby głupie? Tak.
Czy byłoby niebezpieczne? Tak.
Czy miałoby pomóc rodzinie? Tak, a więc zamierzałam to zrobić.

Bojąc się, że zmienię zdanie, odnalazłam odpowiednią stronę w internecie. Nie było to trudne przy odrobinie wysiłku. Zaskakujące, że policja jeszcze się tym nie zajęła. Wypełniłam odpowiedni formularz i wysłałam zgłoszenie drżacymi palcami, czując zaciskające się ze strachu gardło i kolejne słone łzy. Nigdy nie sądziłam, że upadnę tak nisko.

Odsunęłam urządzenie jak najdalej ode siebie, jakby odległość mogła sprawić, że licytacja, na którą wystawiłam swoją godność, zaufanie, niewinność i całą siebie, nie będzie dotyczyła mnie.

Próbowałam zająć swoje myśli czymkolwiek innym, aby zapomnieć o tym, co miało się ze mną stać. Świadomość tego, co zrobiłam, przygniatała mnie i w tamtej chwili bardzo żałowałam, że nie było ze mną Kai, która mogłaby mnie zrozumieć chociaż w minimalnym stopniu, pocieszyć, zarzucić jakimiś plotkami, albo opowiedzieć o Arturze i pocieszyć, że nie było tak źle. Miałam jedynie nadzieję, że skończę na jednym razie i wymarzę całą historię z pamięci.

Czekałam spięta do późnego wieczora. Nie mogłam jeść, a kiedy tylko próbowałam położyć się spać, nachodziły mnie natrętne myśli. Nie chciałam sprawdzać, czy dostałam jakąś nową wiadomość, ani od agencji, ani od kogokolwiek innego. Gdy wróciła Kaja przeszła mi też ochota na zwierzenia. Nie chciałam, żeby wiedziała i mnie oceniała. Nie chciałam żeby w ogóle ktoś o tym wiedział i sama najchętniej też bym o tym zapomniała. Wyczuła, że coś było nie tak, ale nie naciskała na mnie, tylko dotrzymywała mi towarzystwa, aż sama usnęła na kanapie.

Było około czwartej nad ranem, kiedy w końcu odważyłam się ponownie zalogować na stronę. Licytacja się zakończyła, a ostatnia propozycja padła trzy godziny temu i czekała na moją akceptację. Patrzyłam na wszystkie informacje z niedowierzaniem, przerażeniem i niepewnością.

Dopełnienie formalności przyszło mi z trudem. Co chwilę ogarniała mnie nowa fala łez, tłumionych przez poduszkę, żeby nie obudzić śpiącej obok, nieświadomej Kai. Myśl o zapłacie, którą miałam przekazać rodzicom, dodawała mi jednak siły i pozwalała się uspokoić na kilka chwil, niezbędnych do napisania kolejnych wiadomości. Kiedy wszystko zostało już ustalone, czułam się wyprana z wszelkich emocji. Byłam zbyt zmęczona, żeby czymkolwiek się przejmować, chciałam już mieć to za sobą.

Nie mogłam uwierzyć, że się odważyłam. Zrobiłam to. Sprzedałam się obcemu człowiekowi.

○●○●○●

Bardzo przepraszam, że zniknęłam na dwa miesiące. Proszę bądźcie wyrozumiali, ale nie miałam czasu, bo skupiłam się na innych ważnych dla mnie rzeczach. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i czeka na ciąg dalszy historii ♡

Szyszka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro