Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Wysiadłam z taksówki i z trudem wyciągnęłam swoją torbę z bagażnika. Kierowca pomógł mi wyjąć jeszcze dwa kartony i zostawił mnie na chodniku, żegnając się. Wzięłam głęboki oddech i zmierzyłam wzrokiem kamienicę przede mną.

Nie wyglądała szczególnie elegancko i sprawiała wrażenie raczej mało zadbanej. Lokalizacja też nie była najlepsza, żeby przejechać z Wildy na Winiary, na mój uniwersytet, trzeba było poświęcić trochę czasu i zachodu, ale mogło być gorzej. Mimo to, byłam zadowolona, że udało mi się znaleźć taką ofertę. Nie oczekiwałam luksusów, a wynajęcie pokoju w tym budynku było tanie. Pieniądze, które dostałam ze stypendium i tak ledwo pokrywały te koszty.

Wygrzebałam z kieszeni karteczkę z kodem do klatki schodowej i otworzyłam drzwi. Wrzuciłam szybko swoją torbę do środka i wróciłam po kartony. Całe szczęście, że wzięłam ze sobą tylko trochę ubrań, książki i kilka innych najpotrzebniejszych rzeczy, bo czekała mnie jeszcze przeprawa z nimi na czwarte piętro.

Kiedy w końcu cały mój dobytek wylądował na górze, byłam nieźle zsapana. Sięgnęłam po klucz do torebki i już po chwili w panice zaczęłam wykładać z niej wszystkie rzeczy. Nie możliwe, żebym go zgubiła. Dostałam go zaledwie dzień wcześniej od miłej starszej pani, która była właścicielką mieszkania. Gorączkowo zaczęłam wyrzucać wszystkie papierki, gumki do włosów i inne drobiazgi na wycieraczke w poszukiwaniu klucza, kiedy usłyszałam chrobot zamka i skrzypnięcie otwieranych drzwi.

W progu stanęła szczupła, młoda dziewczyna z czarnymi włosami do pasa. Z ukłuciem zazdrości mimowolnie zauważyłam, że nawet w różowym dresie wyglądała olśniewająco.

– Hej... – Wstałam z kolan czerwona ze wstydu i pomachałam na przywitanie. – Jestem Emilia, będę twoją nową współlokatorką.

Dziewczyna cofnęła się w głąb mieszkania, wpuszczając mnie do środka z widocznym zaskoczeniem na twarzy. Nie dziwiłam się jej, chyba nie codziennie przyjmowała do domu ludzi pielgrzymujących pod jej drzwiami na klęczkach.

– Miło mi, jestem Kaja – odpowiedziała, otrząsając się z wahania i przywołując na twarz snieżnobiały uśmiech. – Nie sądziłam, że pojawisz się tak szybko, wybacz, nie zdążyłam posprzątać, mam nadzieję, że na razie nie będzie Ci to bardzo przeszkadzało.

– Nie ma problemu – odparłam, starając się uśmiechnąć równie szeroko jak ona, ale moja buzia widocznie nie była przystosowana do takich wyczynów.

Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i weszłam za Kają w głąb mieszkania. Nie było wielkie, miało jedynie dwie sypialnie, salon, łazienkę i kuchnię, ale powinno nam to starczyć. Obecnie na kanapie walały się ubrania, przyciszony telewizor wyświetlał krzykliwe teledyski z jakiegoś kanału muzycznego, a w kuchni panował chaos pełen brudnych garnków, ale i tak uznałam mieszkanie za bardzo ładne. Nie wyglądało jak z katalogu i każdy mebel pochodził z innego kompletu, jednak nie było to dla mnie ważne. Wydawało się być tam przytulnie, jasno i funkcjonalnie.

Dziewczyna wskazała mi mój pokój i sama wróciła do kuchni, aby dokończyć gotowanie obiadu. Rozmiarem pomieszczenie przypominało moja sypialnię w domu. Jedyną różnicą był brak jakichkolwiek ozdób, drobiazgów, obrazków i wspomnień związanych z tym miejscem. Pusta szafa, biurko i łóżko jeszcze nie były "moje", ale skoro miałam w tym pokoju mieszkać najbliższy rok, wiedziałam, że szybko to zmienię.

Przeniosłam do niego wszystkie rzeczy. Po chwili na łóżku leżały już moje poduszki, w szafie ubrania, a na biurku książki, kolorowe karteczki i długopisy. Na parapecie postawiłam roślinkę w doniczce, a na firance zawiesiłam choinkowe lampki. Widząc swoje dzieło, uśmiechnęłam się podekscytowana. Położyłam się na świeżej pościeli wykończona czterogodzinną podróżą i rozpakowywaniem, jednak głód i ciekawość zmotywowały mnie do odwiedzenia kuchni.

Wyszłam cicho z pokoju, niepewna jak zacząć rozmowę z Kają. Widok, który zastałam, wywołał szeroki uśmiech na moich ustach. Dziewczyna ze słuchawkami w uszach mieszała coś w parującym garnku, kręcąc przy tym biodrami. Po chwili sypnęła do niego z rozmachem jakąś przyprawę i nie przerywając swoich tańców, znowu zaczęła energicznie mieszać. Nagle odwróciła się, zauważając mnie kątem oka i odchrząknęła zmieszana.

– Przepraszam, zapomniałam, że tu jesteś.

– Nic się nie stało – odpowiedziałam, hamując śmiech.

Cieszyłam się, że nie tylko ja zostałam przyłapana w żenującym momencie. Chyba byłyśmy już kwita w kwestii robienia sobie wstydu.

– Masz ochotę na zupę pomidorową? Ugotowałam cały garnek jakbyś była głodna. – Kaja wyjęła słuchawki z uszu i wyciągnęła z szafki miski, widząc moje entuzjastyczne kiwanie głową.

– Długo tu jesteś? – spytałam szczerze zainteresowana.

Wyglądało na to, że czuła się w tym mieszkaniu jak u siebie.

– Właściwie to dopiero od wczoraj, ale wynajmuję tu pokój już drugi rok z rzędu, odkąd zaczęłam studia pedagogiczne – odparła, stawiając przede mną parujący płyn.

Przyjęłam go z wdzięcznością, bo czułam, że jeżeli zaraz czegoś nie zjem, mój żołądek zacznie głośno przypominać o swoim istnieniu.

– Więc chcesz zostać nauczycielką? – Starałam się ukryć zdziwienie w swoim głosie.

– Chyba tak. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się.

Dalsza rozmowa potoczyła się gładko. Szybko okazało się, że mimo moich głupich uprzedzeń, Kaja była bardzo sympatyczna. Z zainteresowaniem pytała o moje dotychczasowe życie i opowiadała o swojej rodzinie i studiach. Zaproponowała, że kiedyś oprowadzi mnie po mieście i pokaże najlepsze miejsca na spotkania ze znajomymi. Posprzątałyśmy razem kuchnię i ustaliłyśmy podział obowiązków. Była energiczna, radosna i czułam, że będziemy się dobrze dogadywać.

Nagle w mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk telefonu i Kaja pędem rzuciła się przekopywać stertę ciuchów w jego poszukiwaniu.

– Halo...? – Odebrała komórkę z uśmiechem. – Jasne, będę za godzinkę.

Spojrzałam na nią pytająco, ale dziewczyna tylko pokręciła głową i zniknęła w swoim pokoju. Nie komentując tego, usiadłam na kanapie i zaczęłam przegladąć kanały w telewizji. Nie chciałam zostać uznana za natrętną i wypytywać. Po chwili Kaja wyszła z mieszkania i resztę dnia spędziłam sama.

Następnego dnia rano obudził mnie budzik. Poddenerwowana, ale i podekscytowana rozpoczęciem roku zerwałam się z łóżka. Bez wahania wyjęłam z szafy uszykowaną wcześniej elegancką spódnicę oraz bluzkę i ruszyłam do łazienki. Po drodze spotkałam moją współlokatorkę, która w szlafroku parzyła kawę. Wyglądała na zmęczoną i powitała mnie ziewnięciem, ale po chwili na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.

W szybkim tempie przygotowałam się do wyjścia i zerkając na zegarek, zjadłam pośpiesznie kanapkę, którą zrobiła dla mnie Kaja. Mimo lekkiego stresu udało mi się skończyć śniadanie i musiałam przyznać, że byłam wdzięczna mojej nowej przyjaciółce za "dokarmianie" mnie. Powoli zaczynałam myśleć, że minęła się z powołaniem, nie decydując się na studia gastronomiczne. Byłaby świetną kucharką.

Wyszłam z mieszkania i udałam się w kierunku przystanku tramwajowego. Pewnie przeoczyłabym go, gdyby nie grupa ludzi, którzy już z daleka zwracali na siebie uwagę głośnymi rozmowami i radosnymi krzykami. Stanęłam z boku i z wyczekiwaniem patrzyłam, czy nie nadjeżdża mój transport. Cieszyłam się, że już wcześniej dopytałam się Kai jak najszybciej się dostać w okolicę uniwersytetu, bo zanim sama zorientowałabym się w przejazdach po Poznaniu, minęłoby zdecydowanie więcej czasu.

W końcu przede mną zatrzymała się dwudziestka dziewiątka i do ludzi jadących z Dębca w kierunku centrum, dołączyła cała grupa studentów z przystanku. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu i podświadomie szczerzyłam się, patrząc przez szybę. Byłam tam – w miejscu, o którym marzyłam, stałam się jedyną z tych osób, które miały szczęście studiować. Może moja radość nie była dla każdego zrozumiała, ale ja w tamtej chwili, cisnąc się w tłumie, w tramwaju jadącym przez zakorkowane miasto, czułam się jakbym wygrała główną nagrodę na loterii. To mogło zapewnić mi lepszą przyszłość.

Moja podróż skończyła się, a fala wysiadających ludzi wyrzuciła mnie na chodnik. Z szybko bijącym sercem ruszyłam w stronę ogromnego, wielopiętrowego budynku przede mną. Przed wejściem gromadziły się już grupy znajomych, którzy witali się i rozemocjonowani opowiadali o swoich wakacjach lub żartowali. Mijałam ich wszystkich onieśmielona i rozglądałam się wokoło.

Podążając we wskazanym mi kierunku, dotarłam na aulę. Miejsca powoli się zapełniały się i w sali panował radosny zgiełk. Nagle usłyszałam głośny śmiech i moją uwagę zwrócili chłopcy, którzy weszli całą gromadą i usiedli na miejscach kilka rzędów przede mną. Widać było, że znają się od dawna, bo swobodnie zachowywali się w swoim towarzystwie, ale mogłam się założyć, że to miał być ich pierwszy rok na studiach.

Tylko jeden z nich zdawał się być zainteresowany tym, co dzieje się dookoła, bardziej niż rozmową. Blondyn rozglądał się, obserwując otoczenie, aż spotkał mój wzrok. Uśmiechnął się szeroko, ale odwróciłam głowę speszona, że przyłapał mnie na takim perfidnym gapieniu się na niego. Po chwili odwrócił się z powrotem do swoich kolegów, ale zerkając na niego i tak miałam idealny widok na jego słodkie dołeczki w policzkach.

Niespodziewanie wszystkie głosy umilkły, co wywołało moją dezorientację. Po chwili do sali po kolei weszli rektor, prorektorzy i wykładowcy, wszyscy w odświętnych strojach.

Swoją mowę rozpoczął rektor uniwersytetu. Powitał wszystkich przybyłych, przedstawił plany uczelni na najbliższy rok akademicki i przypomniał jak ważne jest kształcenie przyszłych pokoleń, które zadecydują o tym, jaka przyszłość będzie czekała nasz kraj. Słuchałam go uważnie, podekscytowana chłonąc atmosferę.

– Liczę, że ten nadchodzący czas będzie owocny w naukę, nowe doświadczenia oraz wykażecie się swoimi inicjatywami, które pomogą nam sprawić, że nasz uniwersytet będzie jeszcze lepszy. Życzę Wam, żeby ten rok był dla Was niezapomniany. Rok akademicki 2018/2019 uważam za rozpoczęty! – Zakończył swoją mowę i na sali rozległy się gromkie brawa, do których ochoczo dołączyłam.

Po wyjściu z budynku poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i znowu zobaczyłam znajomy mi już, piękny uśmiech. Tym razem obiecałam sobie nie panikować i zmusiłam się do pozostania w miejscu, kiedy chłopak do mnie podszedł.

– Cześć, Olaf jestem. Też idziesz na pierwszy rok?

– Jak ten z "Krainy lodu"? – wypaliłam bezmyślnie, zanim zdążyłam się powstrzymać. Zaskoczona mina mojego rozmówcy utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinnam była odpowiadać pytaniem na pytanie, bo nie miał pojęcia o czym mówiłam. – No wiesz... jesteś jak taki bałwan... – wyjaśniłam.

To zabrzmiało idiotyczne, jakbym chciała go obrazić. Tylko pogorszyłam sytuację... Nie odezwie się więcej do mnie... Ratunku...

Poczułam jak moje policzki zalewają się czerwienią. Już chciałam zacząć przepraszać i podejmować kolejne próby tłumaczeń, kiedy Olaf się roześmiał.

– Chodzi ci o tą bajkę Disney'a? – Odetchnęłam z ulgą, widząc że nie jest na mnie zły.

– Tak, właśnie. Przepraszam, muszę lecieć – odpowiedziałam i zrobiłam szybki zwrot w tył, żeby uchronić się przed kolejną gafą i jeszcze większym upokorzeniem.

Zdążyłam przejść tylko kilka kroków, zanim znowu usłyszałam jego głos.

– Przedstawisz mi się chociaż? – zawołał zawołał za mną.

– Mam na imię Emilia. – Uśmiechnęłam się zawstydzona.

– Jak ta z bajki o księżniczce? – Tym razem to ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem. – Nie no w sumie to nie znam żadnej bajki o księżniczce Emilii, ale fajnie by było jakby ktoś ją napisał.

Ze śmiechem odeszłam w stronę przystanku. Tak, to mógł być całkiem dobry rok, pełen wrażeń.

○●○●○●

Wahałam się czy dzisiaj opublikować ten rozdział, ale nie mogłam się już doczekać. Oto kolejne postacie, jakie wrażenia po lepszym poznaniu Emilii? No i co myślicie o Kai i Olafie?

Papatki,
Szyszka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro