Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Tej nocy nie spałem. Nie licząc tego czasu pomiędzy północą a trzecią trzydzieści, gdzie co jakiś czas traciłem świadomość. Ostatecznie poddałem się około czwartej. Wstałem z łózka i wyjrzałem za okno. Na dworze było ciemno. Jednak przy oświetleniu z lamp, widziałem las, a za nim Wisłę. Tak mieszkając w Warszawie, mieszkałem również na wsi. W tej pięknej dzielnicy, gdzie widywanie dzików było pewną normą.

Po kilku minutach podziwiania widoków, udałem się do kuchni zrobić kawę. Wstawiłem ekspress i usiadłem na blacie, bawiąc się telefonem. Nagle zaczął świecić i wibrować. Ukazał mi się dziesięciocyfrowy numer z napisem "IDIOTA". Chyba wypadało to później zmienić.

– Hallo? – spytałem odruchowo.

– Masz farta, że cię lubię. I dotrzymuję obietnic.

– Co masz na myśli? Bo wiesz o tej godzinie zazwyczaj śpię.

– Samolot miał opóźnienie. I to dość spore. Dopiero, co wylądowałem. Ale co się okazało? Jeszcze nie można wysiąść z samolotu, bo nie. Nie zrozumiałem, co mówili. Później czeka mnie pewnie długie czekanie po rzeczy i tak dalej. Mam dość. Nie spałem od dwóch dni.

– A mówisz mi to, bo?

– Rozważam pójście do szkoły dopiero jutro. Chociaż wiem jak głupie to by było. Ale ze względu na ciebie i tego, że ponoć jestem przewodniczącym szkoły, będę dziś – mruknął zmęczonym głosem – Nawet przyjadę po ciebie samochodem. Muszę porządnie się rozbudzić.

– Serio przyjedziesz? Taki poziom nie spania u ludzi jest równy byciu podpitym.

– Ha ha ha. Zabawne. Bardzo. Chcesz czy nie? – spytał poirytowany.

– Byłoby miło.

– Tylko weź sam podjedź na Młociny. Mniej krążenia będzie.

– Dobra.

Nastała chwila ciszy. Lysander ją przerwał.

– Muszę kończyć – mruknął – Do później.

– Cieszę się, że wróciłeś – odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Miałem kilka godzin, żeby się ogarnąć do szkoły. Nie było to trudne. Jednak przypomniałem sobie o sprawdzianie z fizyki, który miałem na pierwszej lekcji. Pomimo mojej dość obszernej wiedzy w tym temacie nie znałem większości praw. Wiedziałem jak użyć ich w praktyce i tak dalej, ale pamiętanie ich łącznie z nazwami to był istny koszmar. Szczególnie, że na to stawiali nacisk na lekcjach. Zacząłem, więc je powtarzać. Nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale w porę ogarnąłem się, że wypadało by wyjść z domu. Ruszyłem więc do tramwaju. A tam oczywiście pełno ludzi. Jeszcze jakby tego było mało do środka wszedł kanar. Postrach wszystkich podróżujących. Wyjąłem szybko portfel z kartą miejską i czekałem aż do mnie podejdzie. Łysiejący mężczyzna jednak mnie olał, sprawdzając innych. Dziwne. Wysiadając na końcowym przystanku, zacząłem się rozglądać za samochodem Lysandra.

Ly: Chwila

Ly: Zaraz będę

Ly: Stoję na czerwonym przy metrze

Ly: Idź na przystanek najbliżej drogi

Ly: Wiesz gdzie

Udałem się, więc na przystanek po drugiej stronie ulicy. Stało tam kilka osób, a kiedy podjechał samochód, każde z nich zrobiło wielkie oczy. Czerwone BMW robiło wrażenie na każdym. Lysander miał gust. Wszedłem do środka, czując zazdrość innych na sobie.

– Jakim cudem się nie opaliłeś, do cholery? – przywitania są tandetne.

Chłopak się zaśmiał. Brakowało mi tego idealnego śmiechu. Ogólnie cały z wierzchu wydawał się być idealny. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Nie znałem innej osoby, która była tak miła dla innych. Zawsze strzała się pomagać każdemu, nie tylko słabszym. Ale wiedziałem, że za tym idealnym wyglądem idealnego synka, skrywały się okropne rzeczy. Dlatego tak bardzo go podziwiałem.

– Kremy z filtrem, nie siedzenie na słońcu. To wystarczyło – odpowiedział, wyjeżdżając z przystanku autobusowego.

Jechaliśmy rozmawiając głownie o tym, co się działo w szkole. Opowiedziałem mu o wyborach na przewodniczącego, o tym jak pierwszoklasiści chcieli się zbuntować przeciwko temu i o Lenie. To interesowało go najbardziej ze względu ma mnie.

– Dwie cappuccino, proszę – powiedział, kiedy podjechaliśmy do maka po kawę – Ciekawie z nią masz. Mówisz, że Laura jej nie cierpi, co? Coś w niej musi być w takim razie. Dziękuje.

Zapłacił za kawy, po czym jedną podał mnie.

– Nie musiałeś, serio – mruknąłem, słodząc napój.

– Możliwe, ale staram się nie zasnąć. Tobie chyba też się to przyda – słusznie zauważył, upijając łyk kawy – Wracając do tematu. Postaram się coś z tym zrobić

– Z czym konkretnie? Wiesz z kim ona się zadaje? Z Klarą.

– To ta, która uważa cię za największe zło w szkole?

– Dokładnie ta.

– Może ma racje. Ty to ten zły, a ja dobry. Jesteśmy razem jak yin i yang. Każdy w tej szkole uważa mnie wręcz za boga. To się mocno wyrównuje.

– Z czym konkretnie? – powtórzyłem pytanie, żeby nie wracać do tematu porównywania nas do siebie.

– Postaram się zaprzyjaźnić z tą Leną. W ten sposób Laura się odwali, a ty się do niej zbliżysz przeze mnie. Prosty plan. Może Klara zmieni zdanie o tobie przy okazji.

– Jak chcesz.

Resztę drogi pokonaliśmy słuchając muzyki, a dokładniej Taco Hemingwaya. Widziałem kąta oka, ruszające do tekstu wargi Ly. Znał większość jego piosenek na pamięć. Osobiście uważałem, że ta muzyka nie jest zła, ale wolałem swój rock.

Kiedy skończyłem pić swoją kawę, dojechaliśmy na miejsce. Lysander zaparkował na swoim miejscu. Znaczy na tym, którym zawsze parkował. Przed wejściem do szkoły, zauważyłem Lenę z Klarą. Stały wpatrzone w samochód. Zaczyna się. Białowłosy wyszedł pierwszy. Wziąłem swój plecak z tylnego siedzenia i zrobiłem to samo. Oboje udaliśmy się do wejścia. Wiedziałem, że kiedy stałem obok niego to ja byłem ten mniej zauważany.

– Hej, ty musisz być Lena. Gdyby wrócił tydzień to ja bym cię oprowadzał po szkole, a nie ten idiota. Lysander jestem – powiedział, kładąc bladą rękę na swojej piersi.

– Tak jestem nowa. Lena znaczy – powiedziała plącząc słowa. Dobra. To w jej wydaniu było całkiem urocze – Nasłyszałam się już plotek na twój temat.

Lysander udał zdziwienie.

– Sądziłem, że to tak się skończy. Czemu nic z tym nie zrobiłeś? – spytał, patrząc mi w oczy.

– A spierdalaj. Trzeba było nie siedzieć na Karaibach trzy tygodnie.

Dziewczyny wymieniły spojrzenia.

– Karaiby? – Klara widać nie wierzyła w moją wersje. Lysander przypominał bardziej osobę, która przez rok nie wychodziła z piwnicy, niżeli taką która trzy tygodniu spędziła na słońcu.

– Może tak, może nie. Byłem w różnych miejscach w wakacje – odparł.

Tą uroczą pogawędkę przerwał mam dzwonek. Świetnie, spóźnię się na sprawdzian. Wybiegłem do szkoły, pozostawiając ich samych. Oby wyszło to na dobre.

Kiedy otworzyłem drzwi do sali, nauczycielka rozdawała własnie arkusze z pytaniami.

– Panie Lewis. Co się stało, że raczył się pan spóźnić?

Niedobrze. Uprzejmość. Zwracanie się po mnie po nazwisku. I to anglojęzycznej wersji.

– Otóż, jakby to ująć – zacząłem, udając zakłopotanie. Rozejrzałem się po klasie. Czułem ich wzrok na sobie. Zaciekawiłem ich – Lysander wrócił.

– Nie gadaj – powiedziała Klaudia, wstając z miejsca.

Cała reszta zrobiła tak samo. Słyszałem szepty rozchodzące się po sali.

– Lysander?

Pokiwałem głową. Pani Michalska podeszła do okna, które wychodziło na parking.

– Ta sama czerwona bemka, co zawsze – powiedziałem, wciąż stojąc na środku sali.

– Siadaj już – powiedziała, podając mi sprawdzian. Świetnie. Cały zamknięty. Na cholerę kułem te zasady rano.

Zaznaczanie odpowiedzi zajęło mi z pół godziny. Czytałem kartki po kilka razy, żeby upewnić się by nie ma żadnego błędu. Jedyne, czego nie byłem pewien to zadanie z jakimiś z dynamiki. Nie wiem. Ale reszta była na pewno bezbłędnie. Ogólnie robienie sprawdzianu powtarzającego gimnazjum w drugiej klasie liceum, jest bardzo logiczne. Przynajmniej dla mnie to sensu nie miało.

Siedziałem w ławce do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek. Oddałem sprawdzian i wybiegłem z sali. Dzień minął na luzie. Przez powrót Lysandra nastała pewna harmonia. Szkolna elita nie pokazywała zbytnio, że jest najważniejsza w szkole, a cała reszta nie czuła się poniżej granicy normalności. Wszystko wróciło do normy. Przed długą przerwą, miałem hiszpański. Czyli spotkanie z Leną. Jedyny moment w szkole, kiedy mogliśmy normalnie pogadać. Teraz jednak czułem, że każdy temat sprowadzi się do Lysandra. Przez cały następny tydzień.

– I jak? – spytałem dziewczynę.

– Co jak? – odpowiedziała pytaniem.

– Wiesz co. Widziałem cię z samochodu. Twoją reakcje, kiedy zobaczyłaś Lysandra.

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Już chciała odpowiedzieć, ale nauczycielka jej przerwała.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci Damien, prowadząc lekcję.

– Przepraszam, chciałem tylko pożyć długopis – odparłem.

Lena przewróciła dyskretnie oczami i podała mi długopis. Uśmiechnąłem się pod nosem, a nauczycielka wróciła do prowadzenia lekcji.

– No weź. Z chęcią posłucham.

– Zaskoczył mnie ten samochód i białe włosy. Musiałam, że jest ma platynowy blond i po prostu mówi się, że są białe. Ale one na serio są idealnie białe. Odrostów nawet nie widać. Jak często je farbuje?

– Nie farbuje. Ma jakiś gen albinizmu częściowego, który działa tylko na włosy. Podobno jest to cholernie rzadki przypadek... – przeniosłem wzrok na tablice, żeby udawać, że słucham – Brwi czy rzęsy na już ciemne. Oczy też. Trochę nienaturalne, ale cóż zrobić.

– Skąd pewność, że ich nie farbuje?

– Znam go za długo. Ogarnął bym się.

Resztę lekcji spędziliśmy na ignorowaniu siebie. Pierwszym powodem była lekcja i fakt, że pani Nowak już z pięć razy groziła, że nas rozsadzi. Fajne te groźby. Druga rzecz mnie natomiast niepokoiła. Czemu Lena tak bardzo ignoruje to kim jest Lysander, a razem o niego dopytuje. Obie czynności się wykluczały, więc stało za tym coś więcej. Albo doszukiwałem się problemu tam, gdzie go nie było.

Po hiszpańskim nastała czterdziestominutowa przerwa. Coś, co wprowadzili w zeszłym roku. Taka na obiad, żeby lekcje odrobić, pouczyć i tak dalej. Jak zwykle na dziedzińcu siadali Oni, ci najważniejsi w całej szkole. Laura siedziała po środku, wpatrzona w telefon. Po jej lewą stronę zajmował jej chłopak, Daniel - wysoki szatyn, kapitan szkolnej drużyny koszykówki, a prawą jej najlepsza przyjaciółka Olimpia - typowa, ładna blondynka z brakiem pewności siebie. Reszta elity siedziała w pobliżu, ale nie wtrącając się to tej ich trójki.

Miałem pecha, że moja szafka znajdywała się tuż obok tego miejsca. Zawsze tu byłem i widziałem wszystko.

– Nie znudziło im się to?

– Weź tak nie rób. Nie pojawiaj się bez.. Nie ważne.

Ly spojrzał na mnie dziwnie.

– Jak tam chcesz. Co masz zamiar teraz robi? Myślałem nad...

– Miałem się właśnie o to pytać. Tam stoi Lena, a z drugiej strony Laura i jej kompani. Mógłbyś jej no wiesz.

– Musze?

– Gdybyś tu był tydzień temu, nie było by tego wszystkiego.

– No dobra – mruknął posępnie – O co się spytać?

Pytania Lysandra były czymś bardzo zaszczytnym – sam tak to nazywał, nie do mnie pytania skąd ta nazwa. Pytał się o coś ludzi, którzy mieli niezbyt dobrą reputację w szkole – albo bardzo mocno przejebane, a akurat ich popierał. Jeśli odpowiedź była poprawna dane osoby miały poparcie u chłopaka i zazwyczaj spełniał ich jedno życzenie materialne – ale zazwyczaj sam wiedział co ma wtedy zrobić i jak pomóc. Jeśli jednak odpowiedź była zła – co się jeszcze nigdy nie zdarzyło– nadal to poparcie mieli, jednak było bardzo ograniczone. A poparcie Lysandra było porównywane do nietykalności. Nie było osoby w szkole, która by nie czuła respektu u niego. Nawet nauczyciele czasami nie zwracali mu uwagi jak zrobił coś złego. O dziwo nie chodziło tu o to jak bardzo był bogaty. Czuło się od niego jakaś siłę i władze, którą ciężko było ignorować. A jeśli dodać do tego sposób zachowywania się i posturę arystokraty, ktoś zewnątrz mógłby pomyśleć, że jest jakimś księciem czy cholera wie kim. Może to dlatego Laura tak bardzo miała do niego słabość?

Zastanowiłem się chwile. Musiałem mieć pewność, że Lena odpowie dobrze na pytanie. Ale nie mogło być to też coś bardzo łatwego. Spojrzałem na białe włosy mojego przyjaciela. No jasne. Opowiedziałem jej o tym chwile temu. Musiała coś zapamiętać.

– O włosy. Mówiłem jej o nich na lekcji.

Spojrzał na mnie nie pewnie, a potem na Lenę i Klarę. Widziałem skupienie na jego twarzy. Wziął głęboki wdech i podszedł do dziewczyn. Obie wydały się zaskoczone tym, że Lysander do nich podszedł. Blondynka pomimo przywyknięcia do urody mojego przyjaciela i tak nie mogła oderwać od niego wzroku. Lena natomiast spoglądała raz na mnie raz na niego.

Oparłem się o kant ściany, która stała na przeciwko nich. Korytarz był wąski, przez co będę wszystko słyszał. Obok mnie znikąd pojawiła się Laura.

– Czyżby jego ulubiona gra? – spytała, opierając się obok mnie.

Przytaknąłem leniwie.

– Więc ty jesteś Lena. Ta nowa. Trochę się już nasłuchałem o tobie i twoich relacjach z pewnymi osobami w szkole. Jestem Lysander – stał tyłem do reszty osób. Pewnie specjalnie, żeby cicho podpowiadać, co ma robić.

– Tak to ja jestem tą Nową – opowiedziała ze zdziwieniem.

– Pewną tradycją z mojej strony jest gra w pytanie. Pewnie zauważyłaś w jaki sposób jest podzielona szkoła. Ja stoję tak idealnie po środku. A przez to, że jestem kim jestem chce pomagać innym. Ale żeby było ciekawiej najpierw zadaje tym osobą pytanie. Jeśli odpowiadając będziesz mieć racje masz moje poparcie we wszystkim, oprócz rzeczy sprzecznymi z moimi przekonaniami, ale to chyba logiczne i finansuje jedno z twoich marzeń, w granicach rozsądku.

– A co jeśli się nie uda?

– To podobno się jeszcze nie zdarzyło – mruknęła Klara, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.

– Więc jakie jest twoje pytanie? – spytała Lena.

Lysander chwycił ją za rękę i zaprowadził na środek dziedzińca. Teraz każdy ich widział. Utworzył się wokół nich okrąg. Podszedłem bliżej. Każdy z zaciekawieniem wpatrywał się w ich. Najbardziej zainteresowani okazali się pierwszoklasiści. Nie tylko dlatego, że coś takiego pewnie widzieli pierwszy raz w życiu, co raczej kolorem włosów mojego przyjaciela.

– Wiem, że właśnie każdy się gapi na moje włosy. Możecie przestać? – powiedział lekko poirytowany – Zatem tego będzie dotyczyć pytanie – zerknął w moją stronę z wzrokiem mówiącym obyś miał rację – Czy je farbuje? Wszystkich to korci, ale tym samym osobom brak odwagi by o to zapytać. Żenujące trochę.

Lena popatrzyła na jego włosy. Dyskretnie spojrzała na mnie. Chyba czuła, czemu dostała takie pytanie. Udawała, że się zastanawia. Tymczasem Laura, która cały czas stała obok mnie, zaczęła w przenośni zacierać ręce..

– Nie ma szans, żebyś je farbował. Musiałbyś to robić bardzo często, żeby nie było widać odrostów, a to tylko strata czasu. Nie wiem jak, ale one są naturalnie białe.

– Masz racje..

– Musimy pogadać – szepnęła Laura.

– Niby o czym?

– Ty już chyba wiesz – wskazała ręką na okrąg.

Uśmiechnąłem się krzywo i odszedłem z grupki ludzi. Ale nie po to, żeby z nią pogadać. Jeszcze czego. Raczej, żeby ją zgubić. Chodziłem po szkole dobre dwadzieścia minut. Po drodze mijałem najróżniejsze osoby. Od prawie kujonków w okularków przez tych zbuntowanych palaczy do szaraczków. Co jakiś czas pytałem czy nie widzieli Laury, a jak będzie pytać czy przechodziłem to żeby nikogo tu nie były. Kilka osób spytało, o kogo chodzi. Fajnie im. Żyli we względnym spokoju. Ja nie miałem tego szczęścia. W pewnym momencie, ktoś mnie ściągnął na bok i zamknął w ciasnym pomieszczeniu.

– Co ty robisz? – spytała Lena.

– Uciekam przed Laurą do końca przerwy. Chce pogadać. A ja nie – mruknąłem.

Chciałem coś jeszcze dodać, ale dziewczyna przyłożyła mi dłoń do ust. Zza drzwi słyszałem przechodzącą osobę. Zatrzymała się na chwilę i poszła dalej.

– A ty? – spytałem, zdejmując jej rękę.

– Zauważyłam, że tak chodzisz po szkole bez konkretnego celu i chciałam spytać, o co chodzi. A pytanie przy reszcie nie był dobrym pomysłem.

Zaczęło do mnie docierać jakim byłem idiotą. Rozmowy po kryjomu? Nigdy więcej.

– Szczególnie, że Klara nie odstępuje mnie na krok. Nie lubi cię i to bardzo – dodała.

Okey może nie byłem aż takim idiotą. A przynajmniej ona tak nie myślała. Kiedy przestaliśmy się odzywać, zdałem sobie sprawę jak blisko siebie stoimy. Nasze twarze dzieliło może z dwadzieścia centymetrów. Bardzo niecodzienna sytuacja. Modliłem się, żeby nikt w tym momencie nie otworzył tych drzwi. Może zacząłem wariować, ale owa sytuacja sprawiła, że chciałem żeby ta odległość się zmieniła. A raczej, żeby w ogóle jej nie było. Niby zmieniając to jak stoję, zbliżyłem się do niej. Nie starała się mnie powstrzymać. Na chwilę przed tym przyszłym magicznym momentem, zadzwonił dzwonek, a my zszokowani odsunęliśmy się od siebie – na tyle, mogliśmy oczywiście. Bez słów, dogadaliśmy się, że ona wyjdzie pierwsza. I tak zrobiła. Poczekałem kilka minut i sam wyszedłem. Skierowałem się w stronę sali, w której miałem mieć teraz lekcję. Jednak coś mnie przed tym powstrzymało. Z jednaj z sal zaczął się wydobywać nie przyjemny zapach. Podszedłem sprawdzić, co to. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem dym. Pełno dymu. A potem już tylko ciemność.

***

Cóż dziś trochę długi rozdział. Jakoś taki wyszedł *kaszel ponad 2700 słów*. Ogólnie jestem chora. Więc jeśli jakieś błędy się tam wyżej pojawiły, to mogły przez mój stan. Czy coś jeszcze? A tak. Od tego momentu oznajmiam, że fabuła będzie się robić coraz bardziej poważna i interesująca. I odpowiadając na nie zadane pytanie, tak Lysander dołącza do grona głównych postaci. Piszcie co sądzicie.

joy

Już edit... Znowu zapomniałam piosenki .. Ale już jest 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro