Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Pov. Jimin

Kiedy po niedługim czasie doszliśmy na miejsce, zatrzymałem się i skierowałem się z prośbą do Jina.

-Jin?

-Tak?- chłopak spojrzał w moim kierunku.

-Nie mogę zbyt dużo wypić, jakbyś mógł... Gdyby była taka potrzeba, wybić mi pomysł upicia się do nieprzytomności, byłbym ci wdzięczny...

-Nie ma sprawy.-  posłał mi ledwo widoczny uśmiech.

-A ty zamierzasz coś pić?- zapytałem, ponieważ jeżeli on będzie pijany to na pewno nie będzie zwracał uwagi czy ja jestem.

-Alkoholu na pewno nie, może będzie tam coś bezprocentowego.-  wzruszył ramionami.

-Jeżeli nie, to pójdziemy do sklepu.- westchnąłem. -Znam drogę.

Weszliśmy do środka. Było słychać bardzo głośną i szybką muzykę. Wszędzie była masa ludzi. Pomyślałem, że Tae będzie miał jutro sporo do sprzątania. Rozejrzałem się i zobaczyłem stół, na którym stały butelki z rozmaitym wyborem alkoholi. Podszedłem do niego i rozejrzałem się. Nigdzie nie widziałem żadnego napoju czy soku.

Po chwili poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego Taehyunga. Przywitał się ze mną ucieszony i podziękował za to, że zdecydowałem się przyjść. Przedstawiłem mu Jina. Tae obdarzył go przyjemnym uśmiechem i również przedstawił swoje imię. Przeprosił nas i kazał nam się rozgościć, podczas gdy on poszedł przywitać resztę gości. Zaraz po tym odezwał się do mnie mój towarzysz.

-Chyba jednak wszystko z procentami...- skrzyżował ręce i westchnął.

-To może pójdźmy szybko do sklepu? Jest niedaleko.

-Nie... Trochę mnie noga boli, poza tym mogę nalać sobie wody z kranu. A jak nie, to bez picia też przeżyję.

-Jin... Przecież mogę iść sam, jeżeli tu na mnie poczekasz.

-Naprawdę poszedłbyś? Nie chce ci robić problemu.

-Jasne, to dla mnie żaden problem.- posłałem mu promienny uśmiech. -Co chcesz do picia?

-Weź jakiś napój energetyczny, może mnie trochę rozrusza.

-Dobry pomysł, wezmę dwa. To za chwilę wracam.- rzuciłem i oddaliłem się.

Pokierowałem się do drzwi. Kiedy otworzyłem je, poczułem przyjemny ciepły powiew. Zaczynało już się powoli ściemniać. Szedłem w zupełnej ciszy. Na ulicach było pusto, tak jak i wszędzie indziej. Czułem się jakbym był jedyną żywą duszą w tym mieście. Było słychać tylko moje kroki i cichy szelest liści pobliskich drzew i krzewów. W pewnym momencie w oddali zobaczyłem sylwetkę jakiegoś mężczyzny. Lekko się wzdrygnąłem, a po moich plecach przeszedł niemiły dreszcz, mimo to jednak ruszyłem przed siebie. Stał w bezruchu, opierając się o płot. Było na tyle ciemno, że nie mogłem dostrzec jego twarzy. Kaptur który miał na głowie, dodatkowo utrudniał zadanie.

Stanąłem jak wryty, kiedy będąc już blisko niego dostrzegłem kałużę bordowej cieczy, niemalże wpadającą w czerń. Odbijała światło księżyca, który w zasadzie był jedynym źródłem światła w tej okolicy. Nie widząc czemu nie było tu żadnych latarni, dopiero parę ulic dalej zdarzały się pojedyncze. Nie miałem odwagi iść dalej, ale bałem się też zawrócić. Postanowiłem więc się odezwać.

-Czy coś się stało?- zapytałem niepewnie, wpatrując się w ledwo widocznego mężczyznę.

Osoba ta zaczęła iść powoli w moją stronę, a ja z trudem przełknąłem ślinę. Byłem pewien, że jestem w niebezpieczeństwie, że zaraz mogę porządnie oberwać albo nawet gorzej... Zrobiłem niepewny krok w tył. Widząc, że chłopak przyspieszył, odwróciłem się gotowy do ucieczki. Nie zdążyłem przebiec dwóch metrów, kiedy poczułem jego dłonie na moich ramionach. Chłopak popchnął mnie na płot i przyszpilił do niego, opierając się o mnie swoim ciałem. Przez chwilę pomyślałem, że to koniec, lecz rozwiałem te myśli kiedy usłyszałem cichy szept.

-Ciii... Tylko nie krzycz.- rozpoznałem jego głos... To był on. Słyszałem go tylko raz w życiu, w dodatku przez moment ale byłem pewien. Mimo że nie wiedziałem co ze mną zrobi, poczułem lekką ulgę...

************
Miał być dłuższy, ale nie wyszło :")

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro