Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

— Finn, wysłuchaj mnie — błagam go następnego ranka, kiedy to po raz pierwszy wstałam przed nim (głównie dlatego, że przez całą noc nie spałam). Chłopak leży w łóżku i wpatruje się we mnie ze zdziwieniem. Nakłada okulary i przygląda mi się krytycznie. Zarejestrował pewnie podkrążone oczy, potargane blond włosy okalające okrągłą twarz jak aureolę, strach w szarych oczach, panikę i desperację. To ewidentnie moje uczucia po przeczytaniu wszystkich wierszy niedoszłego samobójcy. Chłopak podnosi się do pozycji siedzącej.

— Co się stało?

I opowiadam mu o wszystkim. O wierszach przepełnionych bólem, rozpaczą i brakiem chęci do życia.

Kolejnym powodem, dla którego tak bardzo kocham Finna, jest to, że posiada dar słuchania. Nie przerywa, ale uważnie słucha nieskładnie zbudowanych wyjaśnień. Kiedy kończę, chowa twarz w dłoniach i kręci głową, tym samym pobudzając drżenie brązowych, potarganych loków. Z jego ust dochodzą pojedyncze jęki, westchnienia i nawoływanie na darmo Boga. Aż dziwne, że nie wspomniał o promieniowaniu.

— On powinien porozmawiać z psychologiem, Liv — mówi wreszcie, patrząc w moje oczy.

Myślałam nad tą opcją. Jak i prawdopodobnie nad każdą inną, którą zaproponuje. Więc po co tu jestem? Aby mnie do jednej z nich przekonał.

— Ale co, jeśli nie będzie chciał? Nie możemy go do tego zmusić.

Patrzy na mnie z powagą.

— Do życia też nie.

Spuszczam wzrok i opadam na łóżko obok niego. Czuję na sobie wzrok Finna, mimo to nie podnoszę głowy.

— Liv, nie pomożesz mu sama. Nie pomożesz mu, jeśli nie będzie chciał przyjąć pomocy. Musisz o tym pamiętać. To jego decyzja.

Wstaje i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.

To jego decyzja. Tyle że ja zaakceptuję tylko jedną z nich. Życie.

Przy śniadaniu wszyscy jemy w ciszy. Nawet Hugo umilkł, widząc nastroje gości. Co chwila otwiera i zamyka usta, rozmyślając się.

— Dzisiaj wolne — oznajmia Finn, wycierając ręce i sprzątając po sobie. Patrzymy z Caiem po sobie i jednocześnie wzruszamy ramionami. Kieruję wzrok na przywódcę, a ten skina mi głową, przekazując naraz tak wiele znaków i informacji. Daje mi cały dzień na przemyślenie, co powinnam zrobić, i zdziałanie wszystkiego, co się da. Poza tym wskazuje również głową na okno, za którym na niebie nie widać słońca przez gęste, szare, deszczowe chmury. Również kiwam głową, dając mu znak, że rozumiem. Czekam, aż wszyscy skończą jeść i zmywam naczynia. Nie dlatego, że jakoś bardzo to lubię. Przy zmywaniu potrafię jasno myśleć i mam na to czas. Prawdziwym tajnikiem „mycia garów" nie jest pienista woda czy dobry płyn, lecz czysty umysł.

Raz za razem szoruję talerze, płuczę i odkładam. A ta monotonność pozwala odpłynąć myślami bardzo daleko. To jak oddzielenie duszy od ciała.

Cai nie zgodzi się na psychologa. Jestem tego pewna. Więc trzeba znaleźć pośrednika dla psychologa i jego pacjenta. Nietrudno zgadnąć, kto nim będzie. Jedyny problem to znalezienie odpowiedniego specjalisty i jego numeru.

Z nową energią do działania, która pobudza mój organizm jak adrenalina, biegnę na górę do pokoju i włączam laptop.

Zaczynam od przeszukania wszystkich psychologów w okolicy. Natrafiam na mężczyznę w średnim wieku o niezbyt miłym usposobieniu i dosyć wygórowanej cenie za usługę telefoniczną. Innym razem nikt nie odbiera albo po prostu odmawia.

Po półgodzinnym szperaniu w danych osobowych psychologów i wysłuchiwaniu automatycznej sekretarki, poddaję się. Podkulam kolana i wkładam pomiędzy nie głowę, kołysząc się w przód i w tył. Zakładam słuchawki, wsłuchuję się w losową piosenkę Imagine Dragons i uspokajam nerwy. Może za dużo słucham ich piosenek? To pytanie zapewne zadaje sobie każdy fan. Ja jednak teraz powinnam zastanawiać się nad czymś innym.

Może, jeśli psycholog nie pomoże, zrobię to ja?

Prostuję się powoli.

Jestem genialna.

Z nowym nastawieniem odpalam laptop ponownie, tym razem aby poszukać czegoś o psychice samobójców i jak z nimi rozmawiać. Wszystkie wyszukane informacje wydają się dla mnie tak ciekawe i pasjonujące, że aż zastanawiam się, czy nie przesadziłam z herbatą, której wypiłam dzisiaj około pięciu kubków. Wzdycham i wstaję, aby zrobić kolejną porcję. Jednak gdy otwieram drzwi, moim oczom ukazuje się Cai trzymający w górze rękę, najwidoczniej z zamiarem zapukania. Lekko zaskoczony, ale nadal ze swoim uśmiechem. Przez głowę przelatuje mi myśl, że powinnam była się uczesać i przebrać, jednak odrzucam ten pomysł.

— Przyszedłem spytać, co robisz — oznajmia i wchodzi do pokoju, omijając mnie. Obiera kierunek na laptop leżący na łóżku. Wstrzymuję oddech i rzucam się, zamykając go. Nie może wiedzieć, że szukam czegoś na temat samobójców. Nie może. Cai patrzy na mnie rozbawiony, zdziwiony i jednocześnie zaciekawiony. — Co tam oglądałaś? — Dostrzegam dwuznaczność w wypowiedzianych przez niego słowach z uśmiechem VI — łobuzerskim i zadziornym. Wywracam oczami, uśmiechając się pod nosem.

— Nic ciekawego. — Przybieram podobny do niego uśmiech dla zmyłki. — Chcesz herbaty? Bo właśnie miałam sobie zrobić.

Przytakuje ruchem głowy. Już chwytam za klamkę drzwi, lecz widząc, jak Cai ciekawie patrzy na laptop, każę mu iść ze sobą.

Kiedy wracamy z herbatą, pyta:

— Oglądamy jakiś film?

Zastanawiam się chwilę. Nie skończyłam czytać artykułu, do którego ciągnie mnie bardziej niż do Caia.

Co się ze mną dzieje?

— Nie mamy chipsów ani coli — odpowiadam z żałością w głosie. Cai parska śmiechem.

— Mogę skoczyć szybko do sklepu — proponuje, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Uśmiecham się szeroko i zawzięcie przytakuję ruchem głowy. Chłopak przewraca oczami i wychodzi po przekąski. Tymczasem rzucam się na łóżko i dokończam artykuł psychologiczny, w którym autorka rozpisuje się na temat rodzajów samobójstw. Lecz, żeby określić to wszystko u Caia, muszę znać powody, dla których miał zamiar odebrać sobie życie. Nie można powiedzieć, że „chciał odebrać sobie życie", ponieważ nie skoczył. Coś go powstrzymało. I nie byłam to tylko ja.

Przygryzam kciuka ze zdenerwowania. Tego wszystkiego dowiem się już dzisiaj. Po filmie.

Jednak seans ciągnie się jak natrętna, przyklejona do podeszwy guma. Nie mogę skupić się na fabule i błądzę wzrokiem po omacku, szukając punktu zawieszenia. Czasem jest to lampka nocna, innym razem obraz Gór Skandynawskich czy sam Cai. Jego bystre spojrzenie śledzące ekran komputera, grube brwi marszczące się w miarę rozwoju akcji, głośny śmiech przy zabawnym momencie, a nawet przygryzane od środka policzki okazują się bardziej interesujące. Co zmusiło go do takiej decyzji? Muszę poznać jego przeszłość. To tam gdzieś utknął duch, którego muszę sprowadzić do teraźniejszości. Zagubił się biedny, trzeba go poprowadzić, wskazać drogę, podarować mapę, a w razie potrzeby kopnąć w tyłek i krzyknąć: Ogarnij się, do cholery!. To byłoby proste. Bułka z masełkiem (masło jest smakowite). Teraz jednak czeka mnie coś o wiele trudniejszego — rozmowa.

Cai kieruje na mnie wzrok. Widząc zadręczoną, poważną minę i skupione na sobie spojrzenie, wstrzymuje odtwarzanie i obraca się twarzą w moją stronę.

— Mów, o co chodzi.

Nabieram powietrza i powoli je wypuszczam, a potem z moich ust wydostaje się potok słów, których się po sobie nie spodziewałam. Strumień ten nie jest płynny ani elokwentny, za to porywisty i nie do zatrzymania.

— Czemu miałeś zamiar skoczyć, Cai? Czemu chciałeś zaprzepaścić to wszystko? To życie, które Bóg Ci podarował. Co takiego się zdarzyło? — Może mój ton nie jest najdelikatniejszy, jednak nie przemawia przeze mnie złość, a prawie płacz. Błaganie o rozjaśnienie sytuacji, której nie jestem w stanie zrozumieć. Mimo przeczytania tylu artykułów i rad, podchodzę do sprawy w zły sposób — cała ja.

Cai nie wydaje się być zaskoczony. Ciężko go wyprowadzić z równowagi. Również poważnieje i kuli się w sobie.

— Lepszym pytaniem byłoby: „Co takiego się nie zdarzyło?" — odpowiada półgłosem, nie patrząc mi w oczy. Już podnosi się, aby wyjść z pokoju, tym samym unikając konfrontacji z trudnym dla niego tematem, ale chwytam jego dłoń i trzymam, póki nie skieruje w mą stronę głowy.

— Błagam cię, Cai. Chcę ci pomóc.

Przełyka głośno ślinę, przy czym wypukłe jabłko Adama na jego długiej szyi podskakuje jak me serce w tej chwili. I patrzy mi w oczy. Głęboko. Szukając jakby czegoś, co pozwoliłoby mi zaufać. Powoli siada na łóżku, tym razem trochę dalej, zachowując rezerwę. Czuję ukłucie bólu u dołu brzucha. Jakby dźgnął mnie dużą igłą. Również przełykam gorycz wraz ze śliną i czekam w milczeniu, aż wykrztusi z siebie to, co powinien wykrztusić na samym początku. Przy naszym pierwszym spotkaniu nad klifem.

Za oknem słońce chyli się ku zachodowi, co sprawia, że jedynym źródłem światła jest słaba lampka nocna stojąca na stoliku obok łóżka. Przytłaczającą ciszę przerywa jedynie ciche granie radia na dole w salonie.

Przypominają mi się przeczytane na jednej ze stron psychologicznych słowa:

„Słuchaj w ciepły sposób, traktuj z szacunkiem, wczuwaj w emocje i troszcz się z przekonaniem"*.

Taki mam zamiar.

— Najpierw zmarła matka. Nieleczona depresja poporodowa może doprowadzić do tego samego, co każda inna. Do samobójstwa. Tak było i w jej przypadku. Potem siostra. — Przystaje i przełyka gorycz wraz ze śliną. Chcę chwycić go za dłoń, dodać otuchy, pokazać, że może na mnie liczyć. Jednak coś mnie powstrzymuje, a chłopak kontynuuje: — Zabrała mnie nad jezioro. Sama nie umiała pływać. Chciałem jej pomóc... — Głos mu się załamuje. Bierze głęboki oddech. Mała łezka spływa bezwiednie po czerwonym policzku, jednak szybko ją ściera, nakładając kolejną maskę. — Ale wciągnęła mnie za sobą. Uratowali tylko mnie. Po tym wszystkim ojciec pożegnał mnie słowami: Zabiłeś swoją matkę, siostrę i mnie. Może zabij i siebie?" i wyrzucił mnie z domu.

Tym razem to ja powstrzymuję łzy. Krztuszę się powietrzem. Przez moje ciało przechodzi fala zimna i złości. Jednak nie orzeźwia umysłu niczym szybki prysznic, a powoduje, że żołądek pląta się między jelitami, a serce podchodzi do gardła, tamując dostęp do tlenu. Ta dziewczyna już go nie złapie.

Biorę Caia w objęcia i wtulam się w jego ramię. Jakiekolwiek słowa wydają się w tej chwili puste i nieszczere, więc milczę. Ta cisza jest jak ukojenie. Czuję wstrząsający nim szloch i sama uraniam kilka łez, mimo że powinnam w tej chwili być opanowana. Nie potrafię.

Nie wiem, jak długo trwamy w objęciach. Nie pamiętam, co mówiłam. Może nic? Nie wiem, jakim cudem oboje zasnęliśmy na kanapie, wciąż wtuleni w siebie. Jednak odkryłam coś nowego. Może mniej przydatnego niż te informacje, jednak bardzo ważnego. Tego dnia coś nas połączyło. Jakaś nienamacalna więź, biegnąca od korzeni przeszłości aż po teraźniejszość, budząca nadzieję i pewność. I już sama nie wiem, czy to przyjaźń, czy miłość. Jedno jednak nie istnieje bez drugiego, więc może i to, i to?

— Jak to jest, Cai? — Chłopak kieruje na mnie pytające spojrzenie. — Jak to jest myśleć o skoku?

Nigdy nie myślałam o samobójstwie, mimo że kilka powodów jako czternastolatka posiadałam. Teraz ciężko przeżyć w szkole, gdy ma się nadwagę, charakter mądrali i nasienie kujonka. Jednak przy mnie był i jest Finn. Każdy powinien mieć takiego sarkastycznego, wrednego przyjaciela. A Cai nie miał nikogo.

— Na tym to polega, że nie myślisz. Po prostu przygniatają cię uczucia — odpowiada obojętnie, patrząc w przestrzeń. Znów nałożył maskę. Zero uczuć, zero emocji.

— A ciebie co przygniata? — kontynuuję, podpierając głowę skierowaną w jego stronę. Wreszcie patrzy na mnie i uśmiecha się łobuzersko.

— W tej chwili ty, Liv — odpowiada, wskazując wzrokiem na moją nogę spoczywającą na jego brzuchu. Gdyby jasno nie pokazał, co ma na myśli, można by dostrzec dwuznaczność tych słów.

Jestem dla niego ciężarem? Kolejną osobą, którą boi się stracić? Chyba jednak moje wyobrażenia wykraczają za daleko. Zabieram odnóże, jednak Cai powstrzymuje mnie, chwytając za nogę.

— Tak jest dobrze.

Uśmiecham się pod nosem i układam wygodnie kończynę.

— Co teraz zamierzasz? — zadaję kolejne pytanie, patrząc na jego twarz, gdy leżymy obok siebie w plątaninie koca, rąk i nóg — wszystko, by było ciepło. Chłopak zastanawia się, patrząc na biały sufit. Powoli kieruje twarz w moją stronę i chwilę patrzy mi w oczy.

— Żyć do skutku.

Wstrzymuję oddech i gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej, miażdżąc mu stopę. Cai wydaje krótki jęk i krzywi się.

— Przepraszam — szepczę ze skruchą, już ostrożnie siadając. — Skąd ty... jak... — Nie potrafię skonstruować odpowiedniego pytania, a mimo to zawzięcie gestykuluję.

Jak to się stało? Skąd zna moje słowa? Mogę przysiąc, że nie mówiłam ich przy nim. Chłopak patrzy na mnie ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc.

— Skąd znasz te słowa?

Cai marszczy brwi.

— Sam je wymyśliłem.

Nie może kłamać, od tych słów bije szczerość. Kręcę głową, nic nie rozumiejąc, również marszczę brwi i kładę się obok niego.

Za oknem już się ściemniło, a na czarnym niebie wokół dużego księżyca połyskują gwiazdy. Może dzień był pochmurny i deszczowy, jednak teraz jest przejrzyście. Uśmiecham się błogo, zapominając o dziwnej sytuacji i szturcham chłopaka, pokazując mu ten widok. Unosi kąciki ust i podnosi się. Potem wyciąga do mnie dłoń i każe zrobić to samo. Po cichu wychodzimy na zewnątrz. Tylko w moim pokoju świeci się światło, reszta domu pogrążona jest w ciemności.

Głęboko oddycham świeżym powietrzem, które pompowane przez serce daje spokój i ukojenie. Mimowolnie na moją twarz wpływa uśmiech. Widząc to, Cai również się uśmiecha i siada na schodach, ciągnąc mnie w dół za sobą.

— Kto powiedział, że gwiazdy to skały odbijające światło słoneczne? — pyta Cai, przypominając sobie dzień naszego spotkania w parku. Spytałam go wtedy, czy też tak uważa, a odpowiedź zależała od naszej relacji. Odpowiedział tak, jak tego oczekiwałam.

— Finn — odpowiadam, a w mym głosie można słyszeć tyle żalu, ile gwiazd na niebie. Cai kręci głową ze zrezygnowaniem.

— Brak mu umiejętności patrzenia sercem.

Wypuszczam nosem powietrze i szczelniej opatulam się swetrem. Cai jest w samym podkoszulku.

— Do tej pory nie rozumiem, jak tobie nie może być zimno — zagajam, wzdrygając się i podkulam kolana, obejmując je ramionami. Chłopak parska śmiechem i wzrusza ramionami.

— Nie takie chłody przeżyłem.

Te słowa zmuszają mnie do głębszego zastanowienia, mimo że wypowiedział je lekko i obojętnie.

— Co się z tobą działo, gdy ojciec wyrzucił cię z domu?

Patrzy na mnie z powagą i opowiada całą historię, od początku do końca.

Po opuszczeniu domu zatrudnił go stary rybak, dając dach nad głową. Przez pół roku zarabiał na swoje utrzymanie, łowiąc i sprzedając ryby — stąd ta nienawiść. Nie widział sensu, w głowie miał słowa ojca i poważnie zaczęło go dręczyć poczucie winy z powodu matki i siostry. Potem dowiedział się, że ojciec zmarł na atak serca. Może z powodu alkoholu, a może i jego męczyły wspomnienia? Cai załamał się. Nie chciał umierać, ale też nie widział sensu by dalej żyć. Wybrał się nad klif z zamiarem skoku, jednak nie potrafił zrobić tego jednego kroku. Nie umiał.

— I wtedy pojawiłaś się ty — niezdarna blondynka zarażająca optymizmem i roztaczająca wokół siebie nadzieję. Gdy się spotkaliśmy drugiego dnia, pierwszy raz od śmierci siostry poczułem, że żyję.

Splatam nasze palce i obdarowuję go uśmiechem pełnym wsparcia.

— Wierzysz w przeznaczenie? — pytam, wpatrując się w księżyc.

— Tak — odpowiada, jednocześnie potwierdzając to skinieniem głowy.

— Kiedy wracałam z Finnem z naszego spotkania, zasypiając, wyszeptałam: „Będziemy żyć. Do skutku". Nawet nie wiem, skąd to wzięłam. Wydawało mi się, że wymyśliłam te słowa, ale teraz... — kieruję na niego niepewne spojrzenie — teraz myślę, że to coś więcej.

Cai ściska mocniej mą dłoń.

— Też tak myślę, Liv.


***


Do swoich pokoi wracamy niedługo potem. Czekając, aż chłopak pójdzie spać, doprowadzam swoje ciało do porządku. Muszę jeszcze raz pożyczyć ten notes. Teraz, kiedy Cai wprowadził mnie w swoją przeszłość, wiele wierszy może nabrać sensu. Po wczorajszym pobieżnym przewertowaniu, odłożyłam go przed obudzeniem się właściciela.

Czatuję przy drzwiach przez dwadzieścia minut. Wreszcie, mając pewność, że słodko śni i cicho chrapie, wkradam się do pokoju. Włączam latarkę w telefonie i znajduję notes na biurku. Chwytam go i już wychodzę z pokoju, kiedy słyszę cichy jęk chłopaka. Odwracam się na pięcie i wstrzymuję powietrze. Znów nawiedzają go koszmary. Przekręca się z boku na bok i cicho stęka. Podchodzę do łóżka i siadam na brzegu. Odgarniam mu włosy ze spoconego czoła i delikatnie muskam ustami. Mama zawsze tak robiła, kiedy nawiedzały mnie złe sny. Chłopak rozluźnia się i z jego twarzy znikają zmarszczki zastąpione błogim spokojem. Uśmiecham się do siebie i wracam do sypialni.

Notes kartkuję od samego początku, tym razem dokładniej skupiając się na wierszach z okresu, kiedy rozważał samobójstwo. Nad każdym utworem muszę chwilę pomyśleć ze względu na użyte przenośnie i niedosłowny przekaz. Wreszcie znajduję ten odpowiedni.

Moje serce kurczy się do rozmiarów pestki śliwki. Każde słowo przesączone jest bólem. Cierpieniem, którego nie da się wyleczyć.


Pluskot wody

W gąszczu zmartwień

Moja siostra

Tam gdzieś...

Na dnie?

Ratownicy bezlitośni

Dla mnie i mej samotności

Mnie raczyli uratować

Ją postanowili schować

Tak głęboko

Bym nie płakał

Gdybym ranę ja rozdrapał

Bólu czuć już ja nie miałem

Lecz nie umiem

Zapomniałem

Jak to być szczęśliwym

Pomiędzy wspomnieniami

Będziemy żyć do skutku

Między prawdą i kłamstwami**


*WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) i Polskie Towarzystwo Suicydologiczne

**wiersz do „Nie skacz, Cai" napisał Bartosz Tokarski (@DreamlnFlames91) na moją prośbę

*

W tym miejscu chciałabym podziękować Bartkowi Tokarskiemu (DreamInFlames91) za napisanie tak cudownego wiersza dla "Nie skacz, Cai". Polecam zajrzeć do jego twórczości, którą udostępnia na swoim profilu, a jest warta uwagi, naprawdę!

Rozdział nie pojawiał się tak długo, bo: a) dziś jest ważny dla tego opowiadania dzień i postanowiłam wstawić je właśnie dzisiaj, b) nie miałam czasu pisać przez rozpoczęcie roku szkolnego. Mianowicie 10 września to Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. Jak go obchodzić? Oczywiście czytając rozdział i analizując sytuację Cai! Życzę miłego i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro