Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Młodość charakteryzuje poczucie niezakończenia, świadomość, że nic nie jest jeszcze przesądzone. W przypadku Cassandry było inaczej, ona ciągle miała uczucie, że to, co zna teraz, zaraz się skończy. Nie wiedziała, czy oznacza to śmierć, nowy rozdział w życiu lub coś zupełnie innego. Wszystko potrafi obrócić się w pył. Marzenia, pieniądze, radość, smutek, a nawet sam człowiek. Powstaliśmy z prochu i właśnie w niego dane jest nam się zamienić. Nie ważne jest to, co posiadamy w danym momencie, kto jest obok nas, za kogo nas mają, przecież i tak wszyscy wylądujemy w trumnach. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi.

Mimo wszechobecnej ciemności jej oczy pozostawały na wpół otwarte. Przerażało ją to, co miał przynieść poranek. Przerażało ją to, że słońce wzejdzie po raz kolejny, znów będzie musiała stawić czoła temu wszystkiemu. Chciała zamknąć powieki, pozbyć się świadomości niezakończenia. Była bezdenną studnią, która pochłaniała problemy i tworzyła z nich część siebie. Chciała móc powierzyć komuś, chociaż małą część swoich trosk. Wyburzyć fragment ścian, które ją budowały. Wypuściła powietrze z ust, wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech.

Cisza wypełniała każdy, nawet najmniejszy zakamarek jej pokoju. Wypełniała jej duszę równie dobrze co strach. Chciała nie być. Chciała zasnąć. Chciała nie istnieć i być powietrzem, które jest potrzebne do życia. Tak wiele rzeczy pragnęła, a żadnej nie mogła mieć. Człowiek zamożny nie zawsze jest bogaty, czasem jest biedniejszy niż ktokolwiek z nas. O tym ile człowiek posiada, nie świadczy stan jego portfela, a ludzie, którzy są obok i jego charakter. Pierwszego jej brakowało, drugą rzecz przyćmiewało morze bólu.

Leżała tak jeszcze do trzeciej, rozmyślając. Dookoła panowała ciemność, ale jej wzrok przyzwyczaił się już do mroku. W końcu w nocy wszystkie koty są czarne, a wszyscy ludzie mają taką samą wartość. Nie ma lepszych i gorszych, złych i dobrych, grubych i chudych. Są ludzie ciemni, być może smutni i zgnębieni. W obliczu dnia stają się potworami, kłamią, szydzą oraz ranią. Inni płaczą, ukrywają się przed strachem. O ile lepszy byłby świat, gdyby ludzie byli zawsze tacy jak w blasku księżyca.

Wstała, zaświeciła światło i zdjęła pudło z szafy. Kryło w sobie dawne dni, uśmiechy, radości oraz tę samą dziewczynę, która dzisiaj była zgnębiona życiem. Była złamana tak jak wielu wśród siedmiu miliardów ludzi. Czemu tak wielu ludzi cierpi cicho, a ich dusze umierają wraz z ciałem powoli. Martwe ciało rozpada się prędzej czy później. Uniosła pokrywkę i zobaczyła minione dni. W jej zielonych oczach odbijała się blondynka w wieku około pięciu lat bez górnych jedynek. Na fotografii Cass była uśmiechnięta, a teraz tamte dni wydawały jej się odległe. Może i nie miała kontaktu z rodzicami, ale był czas, że potrafiła się cieszyć, ale kiedy zmarła jej babcia, wszystko stało się ruiną. Przez długi ojciec dopłacał swojej teściowej, aby się nią zajmowała, a ona każdy grosz przeznaczała na wnuczkę. To ona stała się jej mamą, nauczycielką i pierwszą przyjaciółką, ale nic nie trwa wiecznie i musiało jej zabraknąć. Śmierć rozdziela ludzi, ale może ich także połączyć.

Odłożyła zdjęcie i tym razem dotknęła swojego starego aparatu. Poczuła wilgoć na policzkach, a wydawało jej się, że straciła tę umiejętność. Jednak wspomnienia wywołują w człowieku coś, o co sam by siebie nie podejrzewał. Cztery lata temu to właśnie nim razem ze swoim przyjacielem i pierwszą szkolną miłością robiła zdjęcia na szkolnej wycieczce. Śmiali się i bawili, a teraz był kolejną łzą cieknącą z oczu dziewczyny. Może inaczej by to wszystko, co było między nimi się potoczyło, gdyby miała odwagę powiedzieć co czuła. Wciąż pozostała rana na sercu, ale przecież w tym wieku nie ma czegoś takiego jak miłość. Czy ona w ogóle istnieje? Gdzie ona jest?

Odłożyła kolejny przedmiot na bok. Tym razem w dłonie wzięła swoją starą legitymację, ale od razu ją odłożyła. Nie chciała patrzeć na to okropne zdjęcie, na dawną siebie. Zresztą ona nie wiedziała, kim jest, po co jest. Była to rzecz zmienna, zależna od nastroju. Teraz ogarniała ją niewiedza, jutro znów może być inaczej. Wszystko się zmienia, wszystko pędzi i mija, odchodząc na zawsze. Przeglądała swoją przeszłość, dotykała jej. Po godzinie przestała płakać. Powkładała wszystko do pudełka i odłożyła je na miejsce. Przechadzała się po pokoju, jej bose nogi jakby unosiły się centymetr lub dwa nad ziemią.

Miała na sobie podkoszulek i luźne spodenki. Gdyby ktoś był w domu, zobaczyłby jej wychudzone nogi, dłonie i ciało. Dziwne było, że nikt nie zwracał uwagi na jej wygląd. Może nikt nie chciał zauważyć? Każde lustro ma jednak dwie strony. To od nas zależy czy chcemy ujrzeć tą drugą. Masz wybór, każdy go ma i może pozostać w słodkiej nieświadomości. Dostaliśmy wolną wolę, więc możemy zdecydować również jak ją wykorzystać. Ludzie to zwierzęta, które mają wybór.

Weszła do łazienki i napuściła wody do wanny. Było po czwartej, więc miała jeszcze jakieś trzy godziny spokoju. Dźwięk wypełniał jej umysł, była spokojna. Zbyt dużo się ostatnio działo. Zbyt wiele rzeczy się posypało. Wszystko sypie jej się przez palce. Zakręciła strumień i zaczęła zdejmować ubrania. Najpierw wierzchnią, sprawiając, że została w samej koronkowych stringach. Patrzyła na swoje ciała, wyliczała szeptem swoje wady. Powoli zaczęła zsuwać ostatnią część garderoby, a materiał sunął po jej udzie coraz bliżej podłogi. Nie warto się było śpieszyć. Kiedy pozostała całkiem naga włożyła stopę do przygotowanej kąpieli, później drugą. Schylała się powoli, aby usiąść, a kiedy to się już stało, była zanurzona po pępek. Zanurzyła głowę. Leżała tak przez dłuższy moment chłonąc ciepło całą sobą. Mogłaby tak zostać, być jedynie cichą maszyną, która straciła jakikolwiek cel dalszego istnienia. Była niczym roślina, stała jedynie na uboczu bez zauważalnej roli, a jednak gdyby nie było roślin, ludzie powymieraliby jeden za drugim.

Zastanawiała się, co się stanie, gdy opuści jeden dzień w szkole. Czy pan Winslet da sobie spokój z udzielaniem jej korepetycji? Byłoby to najlepsze rozwiązanie. Rozważała okłamanie nauczyciela, że ktoś inny już ich jej udziela, ale uznała to za nieodpowiednie oraz kłamstwo, które łatwo mógłby rozszyfrować. Pozostała, więc przy zanoszeniu modłów do nieba o odrobinę szczęścia. Jeden, może kilka dni sobie odpuści szkołę i uda, że jest chora. Przy okazji odpocznie od tłumu ludzi, poczucia osaczenia i ciągłego stresu. To chyba najlepsze rozwiązanie.

Nałożyła szampon o zapachu gruszki na włosy i zaczęła go rozprowadzać na całą ich powierzchnię. Zapach ten uspokajał ją, łagodził ból, który palił jej skórę od środka. Spłukała pianę z głowy i tym razem wzięła płyn pod prysznic. Zmysły potrafią zabijać psychikę, ale także dać jej odpocząć. Wystarczy odpowiednio nimi manipulować, aby osiągnąć upragniony efekt. Ona chciała móc tak jak nimi sterować swoim życiem, ale nie ważne jak się starała, pozostawało jej pasmo niepowodzeń.

Po skończonej kąpieli wytarła się dokładnie puchowym ręcznikiem. Łaskotał ją delikatnie, ale usta dziewczyny pozostawały w kamiennej pozycji. Gdyby tylko istniała możliwość cofnięcia czasu, wszystko wyglądałoby inaczej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro