Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Właśnie powinna zaczynać się kolejna lekcja z rzędu, ale ona siedziała sama w domu. Składała pranie i chowała je do szafy z ubraniami w swoim pokoju. Zbliżała się powoli godzina trzynasta, a ona nie wiedziała co ze sobą poczuć. Dama w czarnym płaszczu o imieniu samotność leniwym ruchem pukała do jej drzwi.

Popatrzyła na swoje lekko sine dłonie. Ciało już nie pierwszy raz robiło sobie z niej żarty. Za pierwszym razem przestraszyła się nie na żarty, ale wtedy dziwna przypadłość zniknęła po jednym dniu. Był to jeden z powodów, dla których zrezygnowała z pójścia do szkoły, a po za tym wczorajsze wagary nie wpłynęły najlepiej na samopoczucie dziewczyny. Wciąż myślała o rozmowie z chłopakiem o zielonych oczach. To w sumie mogłoby być zabawne, że mają taki sam kolor oczu, ale ją to wybiło z rytmu. Przypomniała sobie jak babcia opowiadała jej, kiedy byla jeszcze małym dzieckiem, że w niebie dusze spotykają się, a gdy zostaną zesłane na ziemie zostają rozdzilone nic o sobie nie pamiętają. Ich przeznaczeniem jednak jest spotkać się i w zależonści od tego jak kiedyś były blisko zbudować relacje. Można mieć wiele dusz pokrewnych, ale jest zawsze jedna, z którą łący nas pewien szczegół i nazywa się ją przeznaczoną. Nigdy nie wierzyła w tą bajeczkę, ale teraz wspomnienia o ukochanej osobie zbyt mocno ją otulały by mogła o tym myśleć. Szkoda, że nie można cofnąć czasu, bo wszystko byłoby wtedy prostsze, ale pójście na łatwizne nie zawsze się opłaca. To naprawdę boli, że odchodzą ludzie, których się kocha i bez których traci się całą siłę do życia.

Gdy ostatnia sztuka odzieży wylądowała na swoim miejscu, Cass postanowiła ogarnąć u siebie w pokoju, a następnie resztę domu. Nie chciała marnować czasu, ale co to jest jedna chwila w stosunku do wieczności, która czeka nas po śmierci. Niektórzy wierzą w raj na końcu, a inni nie potrafią sobie odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego co będzie potem. Nawet jeśli po tym, gdy odchodzimy nie ma nic to czeka nas spoczytek w ziemi do końca życia. Każdy się doczeka swojego własnego niezakończenia, nieważne co nim będzie.

Ruszyła w kierunku sypialni swoich rodziców, która rzadko kiedy była używana z powodu ich nieobecności. Ciekawiło ją, gdzie teraz są, co robią, ale takich rzeczy nigdy jej nie mówili. Wiedziała o nich tylko jakieś ogólnr rzeczy, żadnych szczegółów, więc nie miała nawet szansy znać własnej matki. Powinna przejść obok tej sytuacji obojętnie, bo przecież byli dla niej zupełnie obcymi ludźmi, ale ją to bolało. Jaką nienawiść musieli do niej żywić by zostawić ją samą w tym wszystkim co przysporzyć może los, oni ją jedynie utrzymywali i nic więcej. Pojedyńcza łza ściekła po jej policzku, była nieproszonym gościem, ale tylko ona miała ochotę ją odwiedzić. Kiedy spłynęła po jej twarzy szybszym krokiem ruszyła do swojego celu, wzięła to co miała zabrać z tąd i szybko wyszła.

Zmieniła pościel, starła kurze, uprzątnęła zeszyty wraz z podręcznikami i otworzyła na ościerz okna aby wpuścić do swojego własnego królestwa odrobinę powietrza. Usiadła na zewnętrzym oknie i wpatrywała się w to, co ktoś namalował jakby delikatnymi muśnięciami pędzla. Widziała domy sąsiadów i rozmyślała czy oni też są samotni, bo na tej ulicy były praktycznie same bogate rodziny, a tam gdzie są pieniądze nie zawsze można spotkać szczęście. Pogoń ludzi za karierą i jak najlepszym stanem majątkowym może zepsuć wszystko, nawet to co powinno być dla każdego rzeczą najwyższej wagi.

Była na drugim piętrze, więc gdyby wypadła to prawdopodobnie nic straszliwego by się nie podziało. Mogłaby tylko sobie coś złamać i nic więcej. Wyobraziła sobie, że budynek, w którym mieszka jest wyższy i w każdej chwili może z niego wyskoczyć kończąc to wszystko co zaczęło się siedemnaście lat wcześniej. W swoim własnym umyśle była delikatnym piórkiem, które szybowało nad drogą do śmierci, a w końcu padało rozszarpane przez wiatr aby na asfalcie dokonać swego żywota. Komu z nas jest dane być tylko i wyłącznie pomiatanym przez wiatr aby na końcu nasze zwłoki leżały, gdzieś niezauważone?

Machała nogami w tył i w przód, chłonęła to co się przed nią rozgrywało, a jednocześnie zerkała ukradkiem na szarawe tego dnia niebo. Czy jeśli powiedziałaby mu aby stało się czyste to zrobiłoby to? Zaśmiała się na własną myśl, bo było ono tworem nieposłusznym, zmiennym, a z drugiej strony potrafiło zachwycić nie jedną osobę swoim wdziękiem. To trochę niczym kobieta, która bez oporów kokieteruje, podrywa i uwodzi, a do tego nie sprawia jej to problemu, nawet wręcz przeciwnie i czerpie z tego przyjemność. Dzisiaj jednak ta zazwyczaj wdzięczna i elegancka dama była szara, naznaczona jakąś nieuchronną katastrofą w formie deszczu, a może czegoś jeszcze gorszego? Jeśli się zastanowić jest niczym baba z okresem, kapryśna i nieznośna, ale przecież ten stan przechodzi.

Robiło się coraz ciemniej. Ulicą przejechał właśnie bordowy samochód i po momencie zatrzymał się na jej podjeździe. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a ze środka wysiadła osoba, której oczy ukryte były za szklaną barykadą jaką tworzyły okulary. Popatrzył w stronę okna, a na ten widok stanął jak wryty. Otrzeźwiał dopiero, kiedy uniosła dłoń i mu pomachała. Pobiegł do jej domu, a po chwili lekko zadyszany chwycił ją jednocześnie zabierając do środka. Wziął ją w swoje ramiona. Próbował uspokoic oddech, zbyt wiele emocji wypełniało teraz jego umysł.

— Nie rób nic głupiego — powiedział, kiedy minęła mu zadyszka — Będę z tobą, tylko porozmawiaj ze mną i daj mi szanse.

— Ale ja sobie po prostu siedziałam — zaśmiała się — Przecież wszystko jest w porządku.

— To dlaczego jesteś taka szczupła skoro wszystko jest dobrze, co? Dlaczego widać ci żebra?

Umilkła. Nie wiedziała co powiedzieć, jak zareagować, więc tylko stała wciąż będąc otuloną przez niego. Przesuwał dłonią po jej głowie, a kiedy to poczuła złączyła palce za jego plecami. Był przyjemnie ciepły, mogłaby trwać w tej pozycji jak najdłużej.

— Daj sobie pomóc, zaufaj i daj szanse zarówno mi jak również samej sobie — wyszeptał tuż obok jej ucha — Pozwól mi być tym, który wyciągnie cię z tego całego bagna.

— Gdyby to było takie proste — westchnęła.

— To jest proste, ale musisz chcieć aby takie było. Zaufaj mi tak jak jeszcze nikomu, daj mi być, kiedy będziesz próbowała skoczyć z przepaści w dół.

Odsunęła go lekko od siebie i popatrzyła w jego ciemne tęczówki. To wszystko wydawało jej się snem, bo któż chciałby pomóc komuś takiemu jak ona? I jak on w ogóle zauważył, przecież nikt tego nie widział przez tak długi czas.

— Jak mam ci ufać skoro jesteś moim nauczycielem? — cofnęła się krok w tył, nie chciała by znów jej dotknął — Możesz sprawić, że wyślą mnie do jakiegoś świrologa.

— Daj mi szanse, a stane się dla ciebie przyjacielem. Nie powiem nikomu, to będzie mój sekret, który schowam na dnie serca i specjalnie dla ciebie zamkne je na klucz, a oddam go właśnie tobie.

Po twarzy spłynęły jej łzy. Ostatnio za często płakała, więc uznała, że musi nad tym popracować. Przejechał palcami po jej policzkach, a następnie znów się odunęła. Nie mogła na to pozwolić, musiała to wszystko na spokojnie przemyśleć.

— Nie chciałem abyś płakała — mówił cicho do jej ucha zmniejszając między nimi odległość — To nie tak miało wyglądać, miałem jeszcze trochę poczekać.

— Odejdź, proszę. Chce być sama.

Kiwnął głową i wyszedł. Rozumiał ją, ale tylko po części. Pragnął z nią być, wesprzeć, ale wiedział, że w tym momencie to tylko pogorszyłoby sprawe. Wsłuchiwał się w swoje kroki, nacisnął klamke, ale nie pchnął drzwi przed siebie. Nie mógł wbiec do niej, bo miała racje. Uczył ją i nie miał lrawa tak robić, bo przez takie coś mógł stracić prace, na którek mu bardzo zależało. Wyszedł, a jeszcze większy ciężar spadł na jego ramiona, kiedy odjeżdżał. Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Pogoda dopasowała się idealnie do jego nastroju, a piosenka lecąca w radiu, tylko go dobiła. Czemu to co smutne słyszymy wtedy, kiedy jest nam naprawdę źle?

Zaparkował przed swoim blokiem. Zbliżała się godzina osiemnasta, powinien właśnie siedzieć w ciepłym mieszkaniu i poprawiać sprawdziany, ale on wolał wjechać na samą górę. Lekkie trzeszczenie windy towarzyszyło mu przez jedenaście pięter, ale w inne dni był to dla niego dźwięk zupełnie normalny. Przyzwyczajenie sprawiło, że zazwyczaj tego praktycznie nie słyszał, ale dzisiaj było to wyjątkowo upierdliwe.

Po chwili stał już na dachu, chłonął szum miasta i zastanawiał się co ma dalej robić. Nie tak to sobie planował, ale nie panował wtedy nad tym co mówi całkowicie. Jego rozum wtedy przeszedł w stan uśpienia, natomiast teraz pracował zbyt intensywnie, zbyt boleśnie. Co go pokusiło aby pobiec i ją chwycić? Najpierw powinien spytać czemu tam siedzi, a nie szukać najgorszych scenariuszy. Następnym razem będzie jakoś panował nad swoimi czynami, ale sam nie wiedział czy takowy będzie.

— Co ty dziewczyno ze mną zrobisz? — zapytał, chociaż wiedział, że nigdy tego nie usłyszy — Już przez ciebie gadam do samego siebie.

Odblokował telefon. Standardowa tapeta, jakieś notatki, zwykle aplikacje. Jedyne co mogło w nim być dla niego ważne do numer telefonu do blondynki, który spisał z dziennika. Szkoda, że to urządzenie nie mogło cofnąć czasu, dać mu jeszcze jednej szansy. Zjechał na swoje czwarte piętro, otworzył swój mały azyl, a kiedy był już w środku zamknął się od środka. Potrzebował spokoju, bo sam we wnątrz taki nie był. Jak nigdy można go było porównać do chodzącego trupa.

Usiadł na kanapie i włączył swój telewizor, ale czy mógł powiedzieć, że jest jego? Przecież on to wszystko wynajmywał, planował kiedyś zamieszkać w innym, lepszym miejscu, a jednak coś mu pozwalało to sobie przywłaszczać. Może to była tylko jego podświadomość, ale nie zagłębiał się w to, bo przecież był matematykiem, a nie filozofem. Nie nadawałby się do głębokich myśli, wolał pozostać tym kim był i nie wychodzić z wyznaczonych przez samego siebie kolein. Ustanowił swoje terytorium i na razie nie miak szansy aby go zmienić. Gdyby tak mógł przewidzieć, co stanie się za jakiś czas.

Włączył jakiś film, nie patrzył o czym, nie zagłębiał się w akcje. Wyłączył się i tak po jakimś czasie zasnął. Wyglądał jak dziecko, a miał przecież już miał dwadzieścia sześć lat. W śnie jednak ludzie pokazują to nienaruszone wspomnienie, delikatne i kruche, którego nic nie jest w stamie wymazać.

Obudził go dopiero dźwięk ustawionego przez niego budzika. Wstał lekko zaspany i wyłączył urządzenie. Przesunął dłonią po włosach i ruszył do kuchni. Wlał wodę do czajnika, postawił i nasypał do kubka mielonych ziaren kawy. Po chwili pił już gorący napój, po czym ubrał się i wyszedł z mieszkania. Za godzine miał pierwsze zajęcia, około pół godziny zajmie mu dojazd.

Wychodził zupełnie bez sił, coś jakby postanowiło w nim wygasnąć, a organizm domagał się tego niczym powietrza. Miał nadzieję, że zjawi się w szkole i powie mu, że wszystko dobrze, da mu szansę, której pragnął całym sobie. Nie chciał mieć jej na sumieniu, by całe życie chodziła za nim ta historia o tym jak nie potrafił pomóc swojej uczennicy na samym początku swojej kariery. Co kiedyś miałby powiedzieć swoim dzieciom, oczywiście o ile kiedykolwiek będzie je mieć.

Wchodził już do sali, która tym razem była pusta. Bardzo często siedział tutaj ktoś powtarzając lub nawet kilka osób plotkując o ludziach. Pomyśłał o drobnej blondynce, która często bacznie mu się przyglądała swoimi zielonymi oczami. Za każdym razem udawał, że tego nie widzi. Raz się złamał i podszedł do Cassandry, ciekawiło go, czemi tak śliczna dziewczyna siedzi samotnie w sali lekcyjnej, a teraz pewnie nigdy się tego nie dowie.

Zadzwonił dzwonek i zobaczył klase dziewczyny, która aktualnie przywłaszczyła sobie jego myśli na wyłączność. Siadali w tych samych miejscach, co zwykle. Niscy i wysocy, chudzi i grubi, leniwi i pracowici. Mógł tutaj zobaczyć wieli zupełnie różnych od siebie ludzi z wyglądu, ale wielu z nich postanowiło iść utartym już przez współczesność szlakiem. Nie chcieli nic zmieniać w świecie, nie wnosili nic nowego, więc jeśli z tej strony na to patrzeć to byli tylko dla samego faktu swojego istnienia. W tym gronie były wyjątki, one są we wszystkim.

Prowadził lekcje niczym ktoś, komu to zupełnie zbrzydło. Nastolatkowie chyba to zauważyli, bo rozmawiali bardziej niż zwykle. Czekał na koniec. Każdemu zdarzają się gorszy dzień, jest to rzecz naturalna dla każdego z nas. Wobec pewnych spraw wszyscy jesteśmy równi. W końcu skończył swój obowiązek i miał iść do pokoju nauczycielskiego, ale powstrzymała go niska dziewczyna. Giana Concler była jedną z bardziej lubianych osób, chociaż nie za bardzo to rozumiał. Nie widział w niej zbyt wiele wartościowych rzeczy, ale cóż on mógl wiedzieć?

— Czegoś potrzebujesz? — spytał z czystej uprzejmości.

— Wie pan czemu nie ma Cassie? — dotknęła jego ramienia niby przez przypadek.

— Skąd miałbym wiedzieć?

— Przecież byłeś u niej wczoraj, bo pisałyśmy wieczorem i mi o tym powiedziała — uśmiechnęła się jak kot, który zaraz miał pożreć swoją najnowszą zdobycz.

— Po pierwsze nie jesteśmy na ty, a po drugie rzeczywiście byłem u niej podrzucić jej materiały z lekcji — zaczął się tłumaczyć, bo brunetka go już powoli denerwowała — Udzielam jej korepetycji, ale to pewnie równiez wiesz.

— Tak wiem. Trochę to dziwne, ale już nie będę panu przeszkadzać. Do widzenia — odrzekła po czym wyszła.

Jak tak inteligentna osoba jak Cass mogła się trzymać z kimś takim. Czuł się zmieszany zachowaniem niebieskookiej. W końcu poszedł podmienić dzienniki. Byle przetrwać ten dzień, a reszta jakoś powoli sama się ułoży. Miał przynajmniej taką nadzieję.

~~~

Takie pytanko: wolicie jak daje w mediach piosenki w moim guście czy pasujące do opowiadania? Bo skoro są angielskie imiona byłoby to bardzo dziwne, gdyby w tekście pojawiały się polskie piosenki. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi ;) Macie w mediach ss grupy, na której jestem adminem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro