Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Colin starał się słuchać tego chłopaka uważnie. Mimo, że nie przepadał za nim, to zdążył się już przekonać, że Leo nie był głupi.

Założył nogę na nogę, a brodę podparł na dłoni lewej ręki, której łokieć znalazł swobodne oparcie na boku fotela.

Z każdym jego słowem, dochodził do wniosku, że chłopak musiał doskonale  prześledzić historię klienta, dla którego mieli zrobić projekt i tym samym podpisać kontrakt. Drugi projekt, chociaż rzeczywiście wymagał sporo poprawek i zmian, był dobrze pomyślany.

Musiał przyznać, że Leo miał dar do wyczuwania tego, czego mogą oczekiwać klienci, a tej cechy nie dane było posiadać każdemu. I z bólem serca musiał przyznać, że okazał się o niebo lepszy od Logana, który był z nim od początku i który do tej pory wygrywał prawie zawsze. Prawie, bo chyba dzisiaj nie będzie to możliwe...

Hugnes był sprawiedliwym szefem i osobiste urazy nie mogły pozwolić mu na odrzucenie znakomitego pomysłu, który przedstawił Leo. Doskonale widział, że naprawdę się postarał, a jego rysunki były znakomite. Zresztą przyjmując go do pracy, miał możliwość zobaczenia jego "prace" na tablecie, które, jak mówił tworzył bardziej dla siebie, w przerwach między studiami, a dorywczą pracą.

Do tego ciekawie mówił, zupełnie jakby pracował w tej firmie od lat.

Colin właśnie zaczął wierzyć, że dosyć wybredna i wymagająca klientka, łatwo ulegnie temu pomysłowi.

- Dobrze wystarczy, panie Miller -przerwał w którymś momencie i w tamtej chwili, miał ochotę dać sobie za to nagrodę, bo po raz pierwszy zobaczył w oczach tego chłopaka prawdziwy zawód.

Do tej pory raczej zawsze patrzył na niego wręcz wyzywająco. Tak jak pierwszego dnia.

Wciąż dobrze pamiętał jak się poznali...

Colin wszedł do budynku i niespiesznie skierował się w stronę windy. Ta akurat otworzyła swe drzwi i w chwili, kiedy już miał do niej wejść, obok przepchnął się mocno zdyszany chłopak.

Od razu zwrócił na siebie uwagę, ponieważ z jego mokrych włosów kapała woda, ubranie też było całe mokre, a fioletowe oczy patrzyły wściekle. 
Prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nie widział aż tak ciemnego koloru źrenic...

- Co tak stoisz, człowieku?! -wycedził nieznajomy, wyrywając go z myśli -właź, jak masz zamiar to zrobić! Nie mam czasu, rozumiesz?

Colin zdumiony zamrugał kilkukrotnie oczami.

- Jestem umówiony z jakimś facetem od rysunków i już jestem mocno spóźniony!

Hugnes w milczeniu wszedł do małego pomieszczenia i drzwi się za nim zamknęły.

- Ponoć jak już się na coś uprze, to nie ma u niego zmiłuj, a jakby tego było mało, zmusza ludzi do ciężkiej pracy! Treser się znalazł, cholera jasna! -nakręcał się, obracając w rękach tekturową teczkę.

Mężczyzna spojrzał na jasnowłosego i zmierzył go z góry na dół.

Odruchowo przesunął ręką po swoich doskonale ułożonych ciemnych włosach, gdy zwrócił uwagę na te należące do chłopaka.

- Do tego na dworze lunęło jak z cebra, a autobus się spóźnił! Więc jeżeli ten cały Hugnes mnie wkurzy, to nie ręczę za siebie! -wycedził przez zęby zły.

Czyli chłopak, szedł na spotkanie z nim.

Jak on to powiedział? Treser, tak? Ależ będzie miał satysfakcję z tej rozmowy -uśmiechnął się delikatnie do siebie.

- Naprawdę taki ten Hugnes jest zły? -specjalnie podpuścił go, naciskając przycisk szóstego piętra.

- Zły? -zdziwiony obrócił głowę w jego stronę -ponoć najgorszy! Jednym słowem to zapatrzony w siebie bufon! Podobno ma tak wredne spojrzenie, że człowieka od razu paraliżuje. No i jest dość wymagający...

- Wymagający? -ciągnął dalej Colin, by dowiedzieć się czegoś więcej.

- Żeby tylko! -zawołał chłopak -od pracowników ponoć żąda niemożliwego, a założę się, że sam pewnie siedzi na tyłku i nic nie robi! Mówię ci, tacy ludzie na stanowiskach tak mają, że wyręczają się pracownikami i na pewno jeszcze mało płacą! Myślą, że jak mają pieniądze i władzę to im wszystko wolno!

- W takim razie życzę owocnego spotkania z tym... zadufanym w sobie bufonem -spojrzał mu w oczy i pożegnał się, kiedy winda dojechała na miejsce.

- Dziękuję -usłyszał, zanim nie przyspieszył, znikając za drzwiami pomieszczeń.

Musiał być w swoim gabinecie, zanim chłopak przyjdzie.

Już on mu pokaże zadufanego bufona!

Cóż za wspomnienie...

Teraz przed nim stał ten sam chłopak, ale którego wzrok był tak różny od tamtego. Jednak nie nacieszył się nim zbyt długo, bo zaraz w oczach Leo pojawiło się wyzwanie i niema obietnica, że jeszcze mu pokaże, na co go tak naprawdę stać.

Taki jesteś porywczy? Taki uparty? Chcesz ze mną walczyć, pomimo, że nie wybaczyłem ci tych pierwszych słów o mnie? Ale wtedy dałem ci szansę i teraz ponownie ją dostaniesz.
Ciekawe, co na to powiesz Leonardzie Miller?

- Nie potrzebuję wysłuchiwać do końca prezentacji, ponieważ już podjąłem decyzję -Hugnes poprawił się na skórzanym fotelu, a wszystkie pary oczu skierowały się wprost na szefa -Logan Mitchell naprawdę stworzyłeś coś, co jest bardzo interesujące, ale, niestety, nie zdobędziemy tym uznania pani Taylor.

Było widać, że Mithell na te słowa, w środku się aż zagotował, ale taktownie udał, że odrzucenie jego pomysłu nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

- Wiem, że wielu z was poprze moją decyzję -ciemnowłosy mężczyzna przesunął wzrokiem po swojej drużynie, po czym wbił go w fioletowe oczy Millera -gratuluję panu.

Chłopak zaskoczony zamrugał kilkukrotnie oczami, nie mogąc uwierzyć, że mówi do niego.

- Zobaczymy się jutro przy wspólnym omówieniu projektu. Dziesiąta rano w moim gabinecie -podniósł się szybko z fotela -dziękuję wszystkim. Możecie wrócić do swoich obowiązków.

Leo wciąż stał osłupiały, bo nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
Chciał, żeby jego i Abbie pomysł się przyjął, ale gdy to nastąpiło był w niemałym szoku... Zresztą to mało powiedziane, był w totalnym szoku!

- Czyżby nie wierzył pan w swój talent, panie Miller? -odezwał się Colin, przechodząc obok niego i opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.

Czy on się nie przesłyszał?

Wygrał? Naprawdę wygrał? Colin Hugnes go naprawdę wybrał? A raczej jego pracę? Pracę jego i Abbie.

Teraz oboje mieli stanąć przed najsławniejszą i najbardziej wymagającą szefową sieci hoteli i zaprezentować swój pomysł.

Czuł się teraz tak samo, jak po pierwszej rozmowie z Colinem, gdy ubiegał się o stanowisko grafika.

Chociaż jak wszedł pewnym siebie krokiem do jego biura i zobaczył kto siedzi za biurkiem, odwaga z niego w jednej sekundzie uleciała. Poczuł, że ma przerąbane, że podpadł już pierwszego dnia, a mimo tego, dostał tą pracę.

Jednak nie sprawiło to tego, że Hugnes zapałał do swojego młodego pracownika sympatią, bo traktował go dość chłodno i z dystansem. Nie raz i nie dwa zdarzyło się mu przyczepić do chłopaka i odpowiedzieć z nutą złośliwości, patrząc z satysfakcją na minę Leo.

Ale od tamtej pory, czyli od dnia wpadki, starał się ze wszystkich sił pokazać na co go stać, pracował ciężko, nie raz zostając po godzinach, ale do tej pory było to z marnym skutkiem...

Do tej pory, bo dziś to się zmieniło.

Pierwszy raz poczuł się doceniony i pierwszy raz od dawna, szczęśliwy.
Poczuł, że opłacało się to wszystko, nawet zrzędzenie przyjaciółki, żeby doczekać tej chwili.

- Udało się nam... -wyszeptał do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro