2
- Już nie żyjesz!!! -dodał wściekły głos.
- Hę? -Leo natychmiast otworzył oczy -prędzej ty! Po cholerę budzisz mnie w środku nocy?!
- Nocy?! Ja ci dam nocy!!! -Abbie zawołała jeszcze głośniej -wiesz która jest godzina?! No wiesz? Jedenasta! Jedenasta, rozumiesz? I obiecuję ci, że jeżeli za pół godziny tu się nie pojawisz, obedrę cię ze skóry!
- Kobieto, mów ciszej... -usiadł ziewając, ale i jednocześnie powoli rozbudzając się.
Zresztą, głos tej kobiety umarłego by obudził, a co dopiero śpiącego mężczyznę.
- Ja ci zaraz dam ciszej, pacanie, o pierwszej mamy spotkanie z szefem! Ruszaj ten swój słodki tyłek z wyrka i przyjeżdżaj tu natychmiast! Inaczej Logan może nas wykiwać, rozumiesz? Chcesz, żeby tyle dni ślęczenia do późna w biurze poszło na marne? Poza tym, nie wiemy, co on stworzył, dlatego MUSIMY oboje być obecni na prezentacji! -dodała dobitnie akcentując słowo "musimy".
- Zaraz... czekaj chwilę, niech się trochę ogarnę... -zszedł z łóżka i przeczesał wolną dłonią swoje jasne włosy.
Zawsze po śnie, każdy sterczał w inną stronę, ale nie przeszkadzało mu to, bo szybki prysznic idealnie sobie z nimi radził.
- Ruchy, chłopie! -nie przestawała go pospieszać -nie mamy przecież czasu.
- Ok, nie denerwuj się tak. Przecież będę o czasie na miejscu, żeby nasz kochany pracodawca nie miała żadnych „ale", co do mnie -powlókł się w stronę łazienki i biorąc ręcznik z półki, dodał -nawet nie wiesz jak on mnie wkurza...
- Dobra, dobra -przerwała mu -narzekasz zawsze na niego, ale w stosunku do pracowników jest, musisz przyznać, spoko?
- Warczy na mnie -żalił się, ale myliłby się ten kto myśli, że zacznie mu współczuć z tego powodu.
- Trzeba było trzymać język za zębami przy pierwszym spotkaniu! -Ta kobieta nie miała dla niego litości.
Chociaż musiał przyznać, że ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych, ale to było dawno temu, więc chyba mógłby mu już odpuścić, co nie?
- A skąd miałem wiedzieć, kto to jest? -zaczął się bronić, ale nie uzyskawszy aprobaty Abbie, dodał -dobra, idę pod prysznic, więc się rozłączam -i nie czekając aż przyjaciółka się pożegna, położył telefon na szafce, wychodząc z sypialni.
~~~~
Leo wpadł jak burza do agencji.
Sporo się spóźnił, ale przecież nie było to jego winą. Skąd miał wiedzieć, że ten cholerny autobus postanowi zastrajkować i nie ruszyć spod jego przystanku!
Oczywiście, wiedział, że pilnie potrzebuje samochodu, ale nie liczył na to, że kupi go w ciągu roku... o ile w ogóle go kupi... Na razie nie było go na to stać... i nawet nie wiedział czy kiedykolwiek będzie.
Przyspieszył kroku, bo już z daleka zobaczył za oszklonymi drzwiami grupę ludzi siedzących przy dużym, prostokątnym stole, a Logan właśnie stał przy ekranie i coś mówił.
Cholera jasna, spóźnił się na jego prezentację! Najgorzej jest nie wiedzieć, co przygotowała konkurencja...
Chociaż tak naprawdę nie chciał z nim rywalizować, ponieważ dla niego najważniejszym było, żeby agencja dostała to zlecenie. Ale nie ma co ukrywać, że w tym wszystkim liczyło się też nazwisko projektanta pomysłu, a on chciał chociaż trochę wspiąć się w górę. Tym bardziej, że był tu nowy.
Pracował w agencji od pół roku, dzięki przyjaciółce Abbie, ale nie mógł być za skromny, bo wliczał też w to swój talent. Był jednym z najlepszych grafików w tej agencji i nie obce mu były różne techniki.
Praca grafika spadła na niego jak grom z jasnego nieba, ponieważ idąc na studia bardzo martwił się, że nigdzie nie znajdzie dobrego stanowiska. Przez pierwszy rok łapał się dosłownie wszystkiego, co się nawinęło. Był kelnerem w barze, pomywaczem w restauracji, a nawet opiekował się roczną córką swojej koleżanki. A wszystko po to, by dążyć do celów, które sobie wyznaczył.
Pierwszy już nawet zrealizował, bo miał pracę i mieszkanie, małe bo małe, ale własne. Tylko... jeszcze musiał je spłacić.
Kolejny cel to samochód. Potem może podróże? Chciałby zwiedzić Australię i Paryż... A miłość? Miłość była gdzieś na dalszym miejscu, a nawet można by powiedzieć, na samym końcu.
Chociaż jego rodzice nie byli z tego faktu zadowoleni, cóż mógł poradzić, jeżeli nie miał na tym polu szczęścia. I dlatego też postanowił jej na siłę nie szukać, bo może jednak sama go odnajdzie? Może...
Mimo, że miał kochających rodziców i Abbie, to czasem samotność dawała mu się we znaki, jednak nie chciał tworzyć związków na siłę...
I jeśli właśnie mowa o celach, teraz musiał zrealizować inny, a mianowicie wejść w paszczę lwa.
Colin Hugnes, czyli szef agencji, nie tolerował spóźnień na zebraniach, od jakich bardzo wiele zależało. Zresztą wiele razy to powtarzał.
Leo musiał przyznać, że szef cholernie go denerwował i to już od pierwszego spotkania. Zawsze patrzył na niego jak na robaka, którego przy pierwszej lepszej okazji trzeba by było zgnieść! Przez to wiele razy, miał ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, co tak naprawdę o nim myśli, albo wygarnąć, że jest nadętym dupkiem, ale, że za bardzo lubił tę pracę, więc szefa nienawidził po cichu... No dobra, prawie po cichu, bo czasami coś tam mu się wyrywało i to niepotrzebnie.
Nabrał głęboko powietrza do płuc, nacisnął klamkę i pewnym krokiem wkroczył do pomieszczenia.
I chyba wybrał bardzo zły moment na to, bo przerwał w pół słowa swojemu szefowi.
Colin natychmiast spojrzał w jego stronę i Leo ujrzał uniesioną do góry jego prawą brew oraz ironiczny uśmieszek na ustach. A to na pewno nie wróżyło niczego dobrego...
- Ja bardzo przepraszam za spóźnienie -chłopak próbował się jakoś usprawiedliwić, siadając obok nie mniej wkurzonej Abbie, od której pewnie też mu się nieźle później oberwie.
I w tamtej chwili nie wiedział co gorsze, szef czy Abbie.
- Jeżeli nie zależy panu na prezentacji swojego projektu, to mógł pan w ogóle tutaj nie przychodzić -zaszydził z niego Colin i spojrzał mu prosto w oczy, a reszta idąc w ślad za nim, również popatrzyła w stronę chłopaka.
Colin miał trzydzieści dwa lata i łagodnie mówiąc, był bardzo wnerwiającym dupkiem, przynajmniej w stosunku do Leo. Jego brązowe oczy przewiercały na wylot każdego, kto nadepnął mu na odcisk lub w jakikolwiek inny sposób zadarł z mężczyzną.
Tym razem mocno oberwało się jasnowłosemu i tamten z małą satysfakcją czekał na jego reakcję.
- Zamierzam przedstawić swoją propozycję... a nawet dwie! - powiedział nad wyraz dumny z siebie chłopak i poprawił się na fotelu, a Colin uniósł zdziwiony brew. A Abbie o mało nie spadła z krzesła, bo przecież z tego co wiedziała, to pracowali tylko nad jednym pomysłem.
Nie miała pojęcia jednak, że Leo tą drugą zrobił na tablecie tylko na próbę. Po prostu pewnego dnia pomysł sam przyszedł mu do głowy i jakoś tak poszło. Stworzył go, zapisał i obiecał sobie do niego wrócić w wolnym czasie, żeby go dopracować.
Na tamtą chwilę, sam zamierzał poprzestać na tej jednej, ale Colin go tak wkurzył, że chciał mu pokazać, że jest czegoś wart.
A teraz przez to może tylko wpędzić się w jeszcze gorsze kłopoty.
Czy on naprawdę nie umie siedzieć cicho?
- W takim razie zapraszam na środek -ciemnowłosy wskazał mu ręką miejsce -chętnie zobaczymy to, co ma oczarować na wszystkich -dodał drwiąco.
- Czy ktoś, kto dopiero zaczyna pracę w naszej agencji, może mieć dobre pomysły? -parsknął Logan i założył ręce na piersi.
- Panie Mitchell, niech pan nie będzie taki pewny -chłodny wzrok Colina strofował go, aż Loganowi uśmiech znikł z twarzy i wbił się bardziej w siedzenie, nic więcej już nie mówiąc.
- Proszę zaczynać -rzucił szef, spoglądając w stronę chłopaka.
- Dziękuję -kiwnął głową i dodał -razem z Abbie przygotowaliśmy dwa projekty, które, naszym zdaniem, chociaż potrzebują jeszcze wiele dopracowania, zwłaszcza ten drugi, to będą odpowiadać wymaganiom klienta -ciągnął zdecydowanym głosem.
Chciał się bardzo postarać, tym bardziej, że to była jego pierwsza prezentacja. Do tego wiedza, jak dobry w swym fachu jest jego szef, tylko dodawała mu porządnego kopa. Zresztą po tym wszystkim co Colin sądził na temat swojego młodego pracownika, miał ogromną ochotę go wprawić w wielkie osłupienie. Rozumiał, że pewność siebie może go zgubić, ale postanowił zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę!
- Pewność tego, czego sobie zażyczą to jedno, a ja chcę zobaczyć efekty -wtrącił chłodno Hudges i wbił w niego uważne spojrzenie.
Leo obrzucił go wzrokiem i przełknął głośno ślinę. Chociaż na chwilę stracił swoją pewność siebie, postanowił się nie poddać.
- Zaraz pan zobaczy -szybko podniósł się i podszedł do tablicy, którą włączył -kto będzie chciał przyjrzeć się temu uważniej, mamy też rysunki, ale sądzę, że prezentacja lepiej wypadnie w ten sposób.
Na elektronicznym ekranie pokazały się kolorowe obrazy. Wyświetlały się raz za razem za pomocą jednego kliknięcia.
Chłopak omawiał kolejne rysunki i rozsyłał wizję jak powinno to wyglądać, jednocześnie oczarowując kolegów z pracy, poza Loganem oczywiście.
Widział jak Abbie cały czas ściskała mocno kciuki, siedząc nieruchomo dopóki Leo nie skończy mówić.
Niestety i tego czego raczej się spodziewał, Colin Hugnes pozostawał na to wszystko niewzruszony. Jego obojętność była aż nad wyraz widoczna.
Czy ten facet chociaż raz nie może pokazać swojego zadowolenia? Czy to naprawdę takie trudne?
Zresztą nigdy wcześniej na spotkaniach, też nie dawał po sobie poznać, że coś mu odpowiada, ale teraz najwyraźniej postanowił trochę pognębić młodego chłopaka. Na całe szczęście, nie przerwał prezentacji i pozwolił dokończyć Leo w mówieniu.
Chłopak widząc podziw w oczach zebranych przy stole, nabrał większej pewności siebie. Szło mu coraz lepiej, był z siebie zadowolony, aż nagle...
- Dobrze wystarczy, panie Miller -przerwał w którymś momencie Colin, a jasnowłosy spojrzał na niego zaskoczony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro