1
- Mam już dość! -chłopak położył głowę na biurku i po raz kolejny westchnął ciężko. Miał wielką ochotę już tak zostać, bo był cholernie wykończony.
W tamtej chwili nie marzył o niczym innym jak o śnie i gorącej kąpieli, która, po całym dniu, ukoi jego obolałe zmęczeniem ciało...
Przymknął oczy, jednocześnie próbując sobie przypomnieć, kto mu kazał wziąć udział w startowaniu do tego projektu? No kto...
- Nie śpij! Wiesz, że mamy masę roboty? -nagle usłyszał karcący go głos.
I oto właśnie znalazł odpowiedź na swoje pytanie.
Powoli uchylił powieki, oparł brodę na swoich dłoniach i popatrzył na Abbie. Jej zielone oczy, ukryte za ozdobnymi oprawkami okularów, wpatrywały się w niego wyczekująco.
- Ja tutaj już ledwie żyję, a ty mi każesz dalej pracować? -jęknął z pretensją.
I jeżeli myślał, że kobieta się ugnie i odpuści, to był w wielkim błędzie. W końcu znał ją tyle lat, zresztą to dzięki niej dostał tę pracę...
- Leo, nie przesadzaj! -machnęła ręką i przewróciła oczami.
- Przesadzam? Ja? -zdziwiony wyprostował się i przesunął wzrok w stronę zegara wiszącego na ścianie.
Wskazówki w tarczy umieściły się na miejscach w taki sposób, że wskazywały już dwudziestą drugą. A o tej porze, wykąpany powinien leżeć w pachnącej i ciepłej pościeli, a nie wysilać się nad jakimiś rysunkami!
- Naprawdę mam dość! Siedzimy tu od samego rana, a nawet na obiad mnie nie wypuściłaś -pożalił się i wydął usta w podkówkę -jedynie nakarmiłaś kawą, której przecież wiesz, że nie znoszę i zmuszasz do ślęczenia nad tymi idiotycznymi rysunkami...
- Idiotycznymi? -przerwała mu zaskoczona uniosząc brew.
- Zobacz która jest godzina? -westchnął cicho na swoją obronę -wszyscy już dawno wyszli, tylko my...
- Wiesz, że jesteś marudnym, sfrustrowanym dwudziestotrzyletnim samotnym facetem? -przerwała mu i uśmiechnęła się krzywo.
- I mówi to samotna pracoholiczka -odgryzł się i na powrót położył głowę na dawnym miejscu, znów zamykając oczy.
- Nie mów mi, że jesteś taki zmęczony? -zawołała zdziwiona i wskazała na siebie -zobacz, ja w porównaniu do ciebie, nadal mogę pracować!
- Ty? Pragnę przypomnieć, że nie jestem tobą... -mruknął, nawet nie otwierając oczu.
- Wiesz, że dla szefa ten projekt jest naprawdę bardzo ważny? Zresztą, jak zdobędzie dla naszej agencji ten kontrakt, to czeka nas niezły zysk! -podekscytowana klasnęła w dłonie.
Jednak chłopaka to nie przekonało.
- No i pomyśl, że w końcu będziesz mógł spłacić resztę kredytu za mieszkanie ze spokojną głową. Oczywiście -odchrząknęła i poprawiła włosy idealnie ułożone w kok -jeśli Hughes wybierze nasz projekt, a nie tego nadętego bubka, Logana. Więc, jeżeli dalej będziesz się tak obijał, to na pewno tak się stanie!
I to był można powiedzieć solidny kopniak w tyłek, by wrócić do pracy, bo natychmiast się poderwał i chwycił swój tablet, nagle zapominając o jakimkolwiek zmęczeniu.
Faktycznie, solidny zastrzyk gotówki rozwiązał by wiele jego problemów. Spłacił by mieszkanko, które kupił cztery miesiące temu, na obrzeżach miasta. I chociaż nabył je po niższej cenie, to i tak musiał wziąć na nie kredyt. Starczyło mu jeszcze na meble do niewielkiej kuchni, oraz łóżko, komodę i stolik. Resztę miał zamiar kupić, gdy spłaci większą część kredytu, czyli jak wynikało z jego obliczeń, za dziesięć, góra piętnaście lat!
- To wracamy do pracy, więc, rusz się, kobieto! -ponaglił przyjaciółkę, wbijając wzrok w ekran urządzenia.
- No popatrz, jak to wizja pieniędzy każdemu doda energii -pokręciła głową i zachichotała cicho.
- Bardzo śmieszne... -skrzywił się Leo, a w duchu cieszył się, że na jutro mieli chociaż zarys projektu, jaki Colin, czyli szef agencji reklamowej, miał przedstawić za tydzień na zebraniu... o ile wybierze ten ich...
Oczywiście Abbie koniecznie chciała, żeby to nie był tylko zarys, ale najlepiej gotowy pomysł! A od razu, gdyby były dwa! Wtedy pewnie, jak to mówiła, ich szanse bardziej by się zwiększyły, a wygrana była w zasięgu ręki.
Naprawdę, ta dziewczyna go kiedyś wykończy...
Jednak zdawał sobie sprawę, że zlecenie, które otrzymali musiało być idealne, dopięte na ostatni guzik, a o najdrobniejszych pomyłkach nie mogło być nawet mowy! Zwłaszcza, że klient był nie byle jaki, bo była nią sama Susen Taylor, a to jedna z najbardziej wpływowych osób w branży hotelarstwa.
Zresztą, gdy staną na wysokości zadania, będzie mogła polecić ich firmę dalej, a dzięki temu, mieliby jeszcze więcej zleceń, a co za tym idzie i większe zarobki.
- Co tam mamy pierwsze? – Abbie upiła łyk kawy i zajęła miejsce obok Leo, wyrywając go z myśli.
Chłopak natychmiast pokazał jej ekran kilku folderów z rysunkami swojego pomysłu, które być może staną się przepustką do lepszej przyszłości.
Oboje licząc na swój talent i odrobinę szczęścia, aby to ich projekt był przedstawiony pani Taylor, zabrali się wspólnie do pracy. A, że o tej porze w biurze było już cicho i pusto, to nikt im nie zawracał głowy niepotrzebnymi rzeczami i mogli bez reszty się skupić na pracy.
Około pierwszej w nocy opuścili biuro zadowoleni, chociaż nieludzko zmęczeni.
Cały tydzień harówki dawał Leo się we znaki, ale pomimo cholernego zmęczenia i wracania do domu o późnej porze, nie chciał zostawiać przyjaciółki samej z tym wszystkim. Pocieszał się jednak faktem, że gdy tylko skończy się ten "gorący" czas, to porządnie to odeśpi.
Weźmie tydzień wolnego, zasłoni okna, wyłączy telefon i nie wyjdzie z łóżka, oddając się błogiemu lenistwu.
Każdy mógłby sądzić, że praca w firmie reklamowej to zabawa, a było wprost przeciwnie. Chcąc zdobyć klientów, musieli na to zapracować. Tworzenie głupiego rysunku, tła, logo, które będzie się podobało, często było katorgą. W dodatku te bardzo rzadko pasowały klientom, którzy z nimi współpracowali i wtedy trzeba było zaczynać od nowa.
Jednak z nowego projektu był zadowolony.
Kobieta odwiozła Leo pod jego mieszkanie, a on przez całą drogę milczał, marząc już tylko o gorącym prysznicu. Ale jedyne, co zdołał zrobić, po przekroczeniu progu, zanim padł na upragnione łóżko, to... zdjąć buty.
Jeżeli szef odrzuci ich pomysł, to będzie głupcem! -zdążył pomyśleć nim usnął i świat przestał dla Leo istnieć...
I nie istniał do czasu, aż w głowie nie zaczęło się odbijać echo natrętnej melodyjki.
Najpierw to coś było bardzo, bardzo daleko, ale po chwili dźwięk zaczął mieszać się z innymi odgłosami ze snu. Tylko o dziwo, tamte się oddalały, a ten z każdym tonem zbliżał do wybudzenia chłopaka.
Jak ktoś śmie go budzić?! I to teraz, gdy dopiero co zamknął oczy!
Nie podnosząc powiek, wtulony w miękką poduszkę sięgnął do tylnej kieszeni obcisłych jensowych spodni, by wyjąć telefon. Na wyczucie nacisnął klawisz odbioru i przystawił do ucha smartfon.
- Gdzie ty do cholery jesteś?!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro