Rozdział 38
Sara :
Nie chcę się budzić. Chcę spać. Chcę zasnąć na zawsze…
_
Michael :
Sara żyje. Tylko, to się liczy. Lekarz, który ją operował powiedział, że jedno z pękniętych żeber przebiło jej płuco. Zapewnił, że zrobił co w jego mocy by, to naprawić, ale dopiero najbliższe 24h pokażą czy operacja się udała. Sara doznała też bardzo dużego wstrząśnienia mózgu i różnych innych obrażeń ciała,lecz one nie zagrażają jej życiu. Na wszelki wypadek lekarze pozostawiają ją w stanie śpiączki farmakologicznej.
-Panie Doktorze, a co z dzieckiem?
To pytanie zadaje matka Sary. Lekarz ciężko wzdycham zanim odpowie..
-Robiliśmy co w naszej mocy, ale niestety.. Przykro mi. Na pocieszenie mogę powiedzieć tylko to, że w przyszłości nie powinna mieć problemu z zajściem w kolejną ciążę. - wyjaśnia
Gaśnie nadzieja jaką mieliśmy tutaj wszyscy zebrani. Zapada cisza. Lekarz odchodzi. My zostajemy pod salą, gdzie przenieśli Sarę po operacji. Jej Matka cicho płacze tulona przez Mię, która sama roni bezgłośnie łzy. Moi rodzice pocieszają załamanych rodziców Petera. Carla, Eryka i Thomas stoją w milczeniu przed szklaną ścianą. Podchodzę do nich i spoglądam na widok, który obserwują. Do ciała Sary jest przypiętych mnóstwo kabelków, które są połączone z urządzeniami monitorującymi jej funkcje życiowe.Oddech ma spokojny. Śpi.
-Co teraz z nią się stanie..? - pyta cicho Carla
-Będzie żyć.. - odpowiadam
-Nie będzie jej łatwo... - dodaje Thomas
-Ma nas.. Nie zostanie z tym sama. - mówi stanowczo Eryka
Patrzę na moje młodsze rodzeństwo i dostrzegam w ich twarzach nadzieję i determinację.
-Tak. Tym razem jej nie opuszczę. - oświadczam
-Dostałeś drugą szansę, bracie. Tak naprawdę będzie ona okupiona dużą dawką cierpienia. Jesteś pewien, że dasz radę? Za pierwszym razem..
-Wiem jak było za pierwszym razem, Thomasie. Od tamtej pory wiele się zmieniło, ja się zmieniłem. Wiem co powinno być najważniejsze w życiu. - przerywam mu tłumacząc
-Nie bój się prosić nas o pomoc. - dodaje Carla
Milkniemy,zapatrzeni w osobę za szklaną ścianą..
_
Sara :
Słyszę strzępki rozmowy prowadzonej obok mnie..
-Powinna niedługo się wybudzić. - mówi Lekarz
-Panie Doktorze, czy zagrożenie życia już minęło? - rozpoznaje głos mamy
-Tak. Najgorsze za nami…
Usypiam..
_
Michael :
Od wypadku minęły trzy dni. Gdy Lekarz oznajmił, że operacja Sary się powiodła i już nic nie zagraża jej życiu, rodzice Petera jak i my pozostali odetchnęliśmy z ulgą. Teraz przyszedł czas na pożegnanie tego, którego nie ma już wśród nas..
Na pogrzeb Petera przyszło dużo ludzi. Tych z wielkiego świata jak i tych zwykłych. Mimo, że niektórzy nie znali go osobiście, to kibicowali związkowi jego i Sary. Żałuję, że nie mogłem poznać go lepiej, że nie chciałem… Okazał się dobrym człowiekiem o wielkim sercu. Zaopiekował się Sarą, gdy ją skrzywdziłem. Pokazał, że świat nie kończy się na jednym mężczyźnie i, że złamane serce można szybko naprawić jeżeli da się komuś na, to szansę.
Zostałem poproszony przez jego rodziców o wygłoszenie mowy pogrzebowej. W pierwszej chwili chciałem odmówić, ale widząc jak bardzo są załamani i potrzebują silnego wsparcia w tym trudnym dniu, zgodziłem się. Tak oto stoję przed tłumem zebranym na cmentarzu i próbuję zacząć przemowę. Pierwsze słowa z wielkim trudem wydostają się z mojego zaciśniętego gardła, lecz każde kolejne zaczynają przychodzić coraz łatwiej..
-Petera znałem od czasów dzieciństwa. Nasze rodziny przyjaźnią się. Miałem wiele okazji by poznać go lepiej, by się zaprzyjaźnić… Nie wykorzystałem ich. Po części dlatego, że mu zazdrościłem. Czego? Tego, że potrafił zjednać sobie każdego. Miał wrodzoną umiejętność nawiązywania szybkiego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie wdawał się w konflikty z rówieśnikami za, to ja wręcz przeciwnie. Nasze drogi rozeszły gdy byliśmy nastolatkami. Od rodziców wiedziałem co dzieje się w jego życiu. Podejrzewam, że On też wiedział od swoich co u mnie. Gdy staliśmy się mężczyznami i każdy z nas przejął rodzinny biznes, spotykaliśmy się na różnych imprezach dobroczynny lub tego typu podobnych. Czasami tylko wymienialiśmy się gestem powitania. Bywało też tak, że udało się nam zamienić kilka słów. Peter cieszył się życiem. Robił, to co kochał. Jego życie było proste. Nie obnosił się bogactwem, które posiadał. Dzielił się nim z innymi. Dowiedziałem się niedawno, że założył fundację, która pomaga młodym osobom, których nie stać na studia, czy na założenie własnej działalności. Wyszukiwał takie osoby i pomagał im na starcie. Pokazuje to, że był człowiekiem o ogromnym sercu i dobroci. Żałuję, że nie będzie dane mi już z nim porozmawiać.. Życie czasami płata nam figle. Gdy myślimy, że nic złego nam nie grozi, nagle okazuje się, że w ciągu kilku sekund możemy zniknąć z tego świata. Taki los spotkał Petera Bishopa. Pocieszeniem dla nas żyjących i opłakujących go może być to, że umarł będąc szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Kochał i był kochanym. Ostatnie miesiące były najszczęśliwsze, w całym jego dwudziestosiedmioletnim życiu. Takim go zapamiętamy. Młodym, pełnym życia, szczęśliwym..
_
Sara :
Obudziłam się. Świadomość powróciła. Rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. To boli.. Bardzo boli..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro