Rozdział 35
Sara:
Michael wyjechał..
Żeby o nim nie myśleć poświęciłam się kampanii. Kolejny miesiąc zleciał nim się obejrzałam. Gdy Peter otworzył swoją galerię, ku mojemu zdziwieniu największym zainteresowaniem cieszyły się zdjęcia na, których byłam ja. W głębi duszy cieszyłam się, że nie są na sprzedaż. Peter starał się do mnie zbliżyć. Zabierał mnie na kolacje, romantyczne spacery i robił niespodzianki. Na przykład takie jak dziś rano. Po wejściu do salonu oniemiałam. Wszędzie stały w małych wazonach bukiety czerwonych róż. Ten mężczyzna robi na mnie coraz lepsze wrażenie. Sprawia, że zapominam o Michaelu.. Carla wygadała się, że był w Nowym Jorku jeden dzień. Kilka dni po otwarciu galerii przyleciał zobaczyć akty. Potem odwiedził rodziców i poleciał z powrotem do Londynu. Nie skomentowałam tego. Nie wiedziałam po prostu co mam jej odpowiedzieć..
Dziś jest dzień, kiedy w końcu odwiedzi mnie mama. Już się nie mogę doczekać. Przyjedzie razem z ciocią Marią. Właśnie szykuję kolację na, którą ma też przyjść Peter. Ja już poznałam jego rodziców, więc chcę się odwdzięczyć i zapoznać go z moją rodziną. Nasza znajomość przeradza się w coś naprawdę poważnego. Rodzeństwo Statków trochę kręci nosem, ale co mnie obchodzi ich zdanie? To z kim się spotykam jest moja prywatną sprawą i im nic do tego. Jeszcze miesiąc i będę wolna. Będę mogła pójść swoją drogą i nikt mi tego nie zabroni. Gdy kolacja już gotowa i ja też, słyszę jak Casper wchodzi do apartamentu, pokazując moim gościom gdzie mają iść. Na widok mojej rodzicielki prawie wybucham płaczem. Mama uśmiecha się na ten widok i bierze mnie w swoje bezpieczne ramiona.
-Spokojnie. Nie płacz córeczko. - mówi do mnie jak do małego dziecka
-To ze szczęścia, mamusiu.
-A ze mną się nie przywitasz? - pyta ciocia
Wyswobadzam się z objęć mamy i podchodzę do cioci, lekko ją przytulając.
-Witaj. - szepczę cicho
-Zmieniłaś się. - mówi odsuwając mnie od siebie na długość ramienia
Podchodzi do nas moja mama i potwierdza jej słowa..
-Tak.. Wyglądasz na pewną siebie kobietę, a nie zagubione dziewczę, którym byłaś jak wyjeżdżałaś z domu.
-No wiesz, co?! Dzięki mamo. - udaję lekkie oburzenie jej stwierdzeniem
Obie z ciocią zaczynają się śmiać, a ja razem z nimi. Zapraszam ich na kolację. Spoglądając na zegarek, zaczynam się trochę martwić tym, że nie ma jeszcze Petera. Czyżby zapomniał? Odpowiedź dostaje chwilę później, gdy wkracza pewnym krokiem do salonu, a w rękach trzyma bukiety kwiatów. Na jego widok odrazu robi mi się cieplej na sercu.
-Kim jest ten młody bóg? - pyta widocznie oczarowana ciocia
-Mamo, ciociu Mario przedstawiam wam Petera.
-Tego Petera? - dopytuje mama
-Tak. Peter, to mój chłopak. - odpowiadam
-Miło mi jest poznać kolejne piękne kobiety z rodziny White. - oznajmia Bishop
Następuje seria uścisków i całusów w policzek. Obie kobiety zostają przez niego obdarowane bukietem kwiatów. Ja również dostaje jeden i pytam go ..
-Nie przesadzasz trochę? - mając na myśli dzisiejszą poranną niespodziankę
-Ani trochę. - odpowiada z uśmiechem i całuje mnie delikatnie w usta.
Wieczór mija nam bardzo przyjemnie. Wszystkim smakowało, to co przygotowałam. Rozpiera mnie radość i szczęście, że otaczają mnie osoby bliskie memu sercu. Spoglądam na Petera, który intensywnie próbuje przekonać ciocię Marię, że to On ma rację na temat tego o czym dyskutują. Zerkam też na mamę. Już dawno nie widziałam jej tak ożywionej i roześmianej. Chyba wyczuła, że się jej przyglądam..
-Możemy wyjść na balkon? - pyta mnie
-Oczywiście.
Wstajemy od stołu. Gdy już jesteśmy na zewnątrz, ochładza nas przyjemny wietrzyk. Pierwsza odzywa się mama..
-Chciałabym Ci o czymś powiedzieć.
-Coś się stało? - pytam zmartwiona
-Tak, ale nic złego córeczko. - odpowiada
Przyglądam się mojej rodzicielce. Bije od niej aura szczęścia.
-Mamo powiedz, to w końcu. - ponaglam ją
Widzę jak bierze głęboki oddech i oznajmia..
-Poznałam kogoś. Od dwóch miesięcy się spotykamy.
-Masz na myśli mężczyznę mam nadzieję.
-No chyba, że nie kobietę. - śmieje się
-Jesteś szczęśliwa? - pytam poważnie
-Jestem. - odpowiada pewnie
-Tylko, to się liczy. - mówię
Podchodzę i mocno ją przytulam.
-Nie jesteś zła?
-Oczywiście, że nie! Tak się cieszę, że w końcu będziesz żyła naprawdę, Mamo. Tata by tego chciał.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Obie trochę się po płakałyśmy i chwilę trwało nim byłyśmy w stanie wrócić do Petera i Cioci. Oni jednak chyba nie zauważyli naszego zniknięcia bo gdy wróciłyśmy do środka, nadal prowadzili ożywioną dyskusję.
-Ten człowiek jest szalony! - wykrzykuje śmiejąc się ciocia i wskazując na Petera
-I wice wersa, moja droga Pani. - odpowiada jej
-Myślę, że powinnyśmy już położyć się spać, Mario. Za nami męcząca podróż. Dajmy młodym spędzić czasu trochę sam na sam. - zwraca się moja mama do siostry
Żegnają się z Peterem, a ja pokazuję im przygotowane wcześniej pokoje. Gdy wracam widzę, że mój chłopak zdążył już prawie sprzątnąć po kolacji.
-Nie musiałeś. - mówię przytulając się do jego pleców
Peter wkłada ostatnie naczynia do zmywarki i odwraca się ku mnie odpowiadając..
-Nie musiałem, ale chciałem.
-Dziękuję.
-Nie ma za co, Skarbie. Dla Ciebie wszystko. - mówi
Spoglądam mu prosto w oczy prosząc..
-Zostań dziś ze mną..
Widzę szok na jego twarzy, który po chwili przeradza się w tajemniczy uśmiech. Przybliża swoje usta do moich składając pocałunek, który zarazem jest obietnicą.
-Zostanę. - odpowiada
_
Michael:
Od ponad miesiąca nie mam żadnego kontaktu z Sarą. Thomas, nie wiem dlaczego za każdym razem gdy do mnie dzwoni, przekazuje mi jakieś nowe informację z jej życia. Tak samo robią Carla z Eryką. Chcąc nie chcąc jestem na bieżąco. Wiem, że zaangażowała się w związek z Bishopem. Zdjęcia które jej zrobił i powiesił w swojej galerii potwierdzają jego szczerą fascynację i dobre zamiary względem niej. Powinienem odetchnąć z ulgą. W końcu tego chciałem, chciałem żeby była z kimś innym, a nie ze mną. Teraz gdy, to do mnie dociera czuję ogarniającą mnie pustkę. Serce boli jak nigdy wcześniej. Bałem się zaryzykować i straciłem ją… Zaczyna dopadać mnie panika i złość. Mój oddech przyspiesza,a dłonie jakby bez mojej zgody strącają wszystko z biurka przede mną. Z moich ust wydobywa się niekontrolowany krzyk..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro